Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jacek Dukaj
‹Król Bólu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKról Bólu
Data wydania25 listopada 2010
Autor
Wydawca Wydawnictwo Literackie
ISBN978-83-08045-37-4
Format824s. 145×205mm; oprawa twarda
Cena59,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Piołunnik

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 3 4 »
Prezentujemy premierowo w Internecie fragment opowiadania „Piołunnik”, czwartego z premierowych tekstów Jacka Dukaja wchodzących w skład zbioru „Król Bólu”.
Esensja jest patronem medialnym książki, która ukaże się 25 listopada 2010 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego.

Jacek Dukaj

Piołunnik

Prezentujemy premierowo w Internecie fragment opowiadania „Piołunnik”, czwartego z premierowych tekstów Jacka Dukaja wchodzących w skład zbioru „Król Bólu”.
Esensja jest patronem medialnym książki, która ukaże się 25 listopada 2010 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego.

Jacek Dukaj
‹Król Bólu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKról Bólu
Data wydania25 listopada 2010
Autor
Wydawca Wydawnictwo Literackie
ISBN978-83-08045-37-4
Format824s. 145×205mm; oprawa twarda
Cena59,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
28 kwietnia 1986, południe
Dziewczynki w białych sukienkach, trzymając się za rączki, idą parami po drugiej stronie ulicy. Czy to już czas pierwszych komunii? Przedtem urządzają w kościołach próby. Spódnice i halki unoszą się i mną, gdy dzieci przeskakują nad kałużami. Patrząc z wysokości drugiego piętra przez podwójne szyby, brudne i wypaczone, widzę jedynie rozmazane sylwetki, zarysy szarych zjaw jak z sepiowych fotografii – nieprawdziwe, należące do przeszłości, zbyt piękne. A może po prostu pora mi już wybrać się do okulisty? Zamykam oczy; ból głowy nie ustępuje. W skroniach i nad zatokami: łum, łum, łumm, w rytmie krwi.
Zadzwonił telefon. Wróciłem do biurka.
– Rzewiecki.
– Młot wzywa – powiedział Mietek. Coś trzasnęło na linii i zabuczał sygnał.
Nacisnąłem widełki. Zadzwonił ponownie.
– Młot wzywa. O drugiej u niego.
– Co znowu? Przecież byłem na wydziałówce, poniedziałek dopiero się zaczął.
– A bo ja wiem? Na piętrze we wschodnim skrzydle wywaliło hydraulikę.
– Trzeci raz? Albo czwarty.
– Jedzie gównem aż do gabinetów.
– Stawiałbym raczej na tych z Cytrynowej, drukarnia, makulatury dwa żuki, synalek towarzysza z KW. Na pewno już dzwonili z Warszawy.
– Byłeś u pani Jadzi?
– Pani Jadzia –
Pukanie do drzwi.
– Widzimy się u Młota – mruknąłem i odłożyłem słuchawkę. – Wejść!
Uchyliwszy drzwi, do pokoju wsunął głowę Miciński z administracyjnego.
– Towarzyszu kapitanie? Można?
Zgarnąłem papiery z biurka, zamknąłem skoroszyty.
– No, czego chcecie?
– Względem tych z rozróby z dwudziestego trzeciego…
W zeszłym tygodniu trzech chłopców z ZOMO obiło pod Zakładami Nowotki pijanych robotników, którzy zaczęli bazgrać czerwoną farbą na zakładowym murze. Ktoś to zdążył jednak sfotografować, no i rozdzwoniły się telefony; ponoć nawet Wolna Europa wspomniała o sprawie. Zomowców wysłaliśmy na wieś, robotników przymknęliśmy.
– Co z nimi?
– Komenda podrzuciła nam papiery. Mamy to podbić? Pójdzie do szafy.
– Nowotko jest na liście wojewódzkiej, nie? No to podrzućcie do III A.
Miciński skrzywił się, wydymając wargi, aż mu stalowe koronki błysnęły na zębach.
– Kapitan Bula z gospodarczego słał wam monity o tego cinkciarza. Ja nie –
– Cholera, dobra, sam to załatwię.
Miciński wycofał się, pozostawiając uchylone drzwi. Wdzierał się przez nie stukot maszyn do pisania, gdzieś też rzęziło rozstrojone radio. Co chwila dzwonią tu telefony, trzaskają drzwi, ktoś drze się w głębi korytarza, dyktując przez międzymiastową długie pismo. Łeb puchnie.
Sprawdziłem w biurku i w szafkach. Teczki TW Filutek nie było nigdzie.
Zajrzałem do Lipskiego i Czuchy.
– Czy ja wam dawałem teczkę jednorękiego?
Popatrzyli po sobie.
– Nie. Bo co?
– Jakiego jednorękiego? – spytał Czucha, splunąwszy petem do przepełnionej popielniczki.
– Ten łysy z protezą, musieliście go widzieć, gruby walutowiec, gospodarczy wkręca go w spekulacje w przemyśle ciężkim. Zachodził ktoś z III A, jak mnie nie było?
Pokręcili głowami.
Wróciłem do siebie. Po kwiatku pod wyblakłym godłem pełzła biała gąsienica, zgniotłem ją między palcami. Spojrzałem na zegarek. Zamknąłem na klucz obie pary drzwi i zszedłem na obiad.
W stołówce kolejka sięgała drugiego rzędu stolików. Stanąłem za Zworskim. Rozwiązywał krzyżówkę w „Przekroju”, wymyślając na poczekaniu nieistniejące słowa; zaglądałem mu przez ramię. Gdzie, u licha, mogła się podziać ta teczka? W sobotę zachodził do mnie – kto? Lipski i Czucha, sierżant z dołu, no i Wątły – Wątły przyszedł opić przydział mieszkania, podziękować za poparcie, od czasu afery mięsnej uważa mnie chyba za ojca chrzestnego.
– To ja ogórkową i flaczki.
Przysiadłem się do kościelnych, porucznika Łeby i porucznika Sobczyńskiego. Łeba kimał nad rozbabranymi kopytkami, Sobczyński wkleił mordę w niedogotowane kartofle.
– Mhm, słuchajcie, czy Młot dzwonił do czwórki w sprawie tego zebrania? Na drugą. Wiecie coś?
– Gubr-gubr-gubr! – powiedział Sobczyński.
Kopnąłem Łebę pod stołem. Podskoczył.
– Czujnym trzeba być, towarzyszu.
– O żeby was, khr, która godzina?
– Co wyście po nocy w niedzielę robili? Dyżur na mszach, czy co?
– Nie słyszeliście, co Urban wygadywał? Musimy teraz słać do Warszawy encyklopedyczne raporty. Major orze nami statystyki. Dzieło sztuki. Ta robota mnie wykończy. Kapitan zobaczy moje oczy. O! A prawe? O! Na prawe już chyba w ogóle nic nie widzę, łzawi mi tylko.
– O co chodzi Młotowi?
– Brbbbbbr!
– Zdaje się, że był jakiś radiotelegram z nasłuchu – mruknął Łeba, pociągając nosem nad zaschniętymi kopytkami.
– O?
– Wpadłem na Wiśniewskiego przy kiblach na pierwszym.
– A, słyszałem…!
– Zalało już boczną klatkę. Pół Biura stoi i przygląda się. Zapaliliśmy i mówi, że ze Skandynawii nadają o jakimś wypadku u Ruskich. Która jest godzina?
– Jakim wypadku?
– Elektrownia im wybuchła albo cuś.
– Słaszenielajojatywie.
Wytarłem rękaw swetra, na który Sobczyński napluł ziemniakami.
– Mówiliście coś, poruczniku?
Podźwignął się na krześle. Na lewym policzku miał odbity czerwony negatyw widelca.
– Skażenie radioaktywne – powiedział i wstał. – Przepraszam.
Podreptał do wyjścia.
– E-no! – Spojrzałem na Łebę. – Zachód znowu coś pieprzy od rzeczy.
– Pewnie tak. – Wzruszył ramionami. – Moskwa jeszcze nie zdementowała.
Obejrzał się na zegar na ścianie.
– O czwartej wraca major. Musimy… – Podążył w ślady Sobczyńskiego.
Flaki były bardziej gumowe niż zazwyczaj, zostawiłem niedojedzone.
Poszedłem do Wątłego. We wschodnim skrzydle rzeczywiście jechało gównem. Na korytarzu sekretarka mocowała się z oknem, bezskutecznie usiłując je otworzyć. Tych okien nigdy nie otwierano, zabito je na amen, jeszcze gdy zakładano kraty; okna tutaj wychodziły na ulicę i skwer z Leninem.
Za zakrętem przystanąłem – przy klatce schodowej, pod drzwiami WC zebrał się tłum. Mundurowi eskortowali upapranych smarami fachowców, którzy ciągnęli po schodach i do wnętrza toalet grube węże i rury. Wszyscy gapowicze zatykali nosy albo palili papierosy.
Pokój porucznika Wątłego był pierwszy po lewej. Przez zamknięte drzwi dochodziły podniesione głosy.
– Ze zmiażdżoną podstawą czaszki! Bądźcie rozsądni! Mózg mu wyciekał! – To Wątły.
– Zmiażdżona podstawa, zgadza się. – A tego nie kojarzyłem. Starszy mężczyzna.
– No to co to za idiotyzmy –
– Tu, proszę, papiery z sekcji, a tu –
– A co mi po waszych papierach! Trup albo nie trup! Na litość boską! To się w pale nie mieści!
– Młodzi jesteście, jakbym wam opowiedział, co u nas w szpitalu –
– Z mózgiem na ścianie! No ja pierdolę!
– A w ogóle wypraszam sobie taki język, towarzyszu poruczniku!
Wycofałem się po cichu spod drzwi.
Na korytarzu drugiego piętra wpadłem na Mietka.
– Idziesz już do Młota?
– Co? Nie. – Ale zawrócił ze schodów. – Czekaj, czy ty słyszałeś o jakiejś akcji na Uniwersytecie?
– Kiedy? Teraz, ostatnio? Nie no, tylko to, co zawsze.
– Pani Jadzia mówi, że to jest gość od nich. U Młota, znaczy się.
Pomyślałem o Filutku. On przecież sprzedawał fikcyjne dyplomy magistra protegowanym dyrektorów ze Zjednoczenia. Tak. Poszedł z tym prosto do Młota, cholera. Ma coś na mnie? Nie ma nic, kwity spaliłem, towar upłynniłem. Ale jak się dogadał wpierw z Bulą… I Bula przyszedł – albo przysłał kogoś – żeby wyjąć z teczki Filutka wszystko, co przeczy ich wersji…
Złapałem Mietka za ramię.
– Jak Młot kazał ci mnie wezwać – znaczy, wymienił mnie z nazwiska?
1 2 3 4 »

Komentarze

08 XI 2010   18:26:33

Ja przepraszam - wiem, że tu kulturalne towarzystwo i nie miejsce na wygłupy tego typu, ale to silniejsze ode mnie:

Braaaaaaaiiinnnssss!!!

Ehem. Już mi przeszło.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Człowiek przekraczający
— Daniel Markiewicz

Król Bólu i pasikonik
— Jacek Dukaj

Oko potwora
— Jacek Dukaj

Linia oporu
— Jacek Dukaj

Tegoż twórcy

O tym, czego nie boi się Dukaj
— Mieszko B. Wandowicz

Człowiek przeżywający
— Joanna Kapica-Curzytek

Przeczytaj to jeszcze raz: My nie marzniemy
— Anna Nieznaj

Przeczytaj to jeszcze raz: Dryf
— Beatrycze Nowicka

Nanomagia i chłopięce marzenia
— Beatrycze Nowicka

Wieczność porasta rdzą
— Justyna Lech

Scena za ciasna na Lód
— Karolina „Nem” Cisowska

Esensja czyta: Luty-marzec 2010
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Październik-listopad 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Marcin T.P. Łuczyński, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski, Krzysztof Wójcikiewicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.