Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Neal Stephenson
‹Cryptonomicon›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCryptonomicon
Tytuł oryginalnyCryptonomicon
Data wydania19 listopada 2010
Autor
PrzekładWojciech M. Próchniewicz
Wydawca MAG
ISBN978-83-7480-188-1
Format1200s. 160×230mm; oprawa twarda
Cena89,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Cryptonomicon

Esensja.pl
Esensja.pl
Neal Stephenson
1 2 3 6 »
Zamieszczamy fragment powieści Neala Stephensona „Cryptonomicon”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa MAG.

Neal Stephenson

Cryptonomicon

Zamieszczamy fragment powieści Neala Stephensona „Cryptonomicon”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa MAG.

Neal Stephenson
‹Cryptonomicon›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCryptonomicon
Tytuł oryginalnyCryptonomicon
Data wydania19 listopada 2010
Autor
PrzekładWojciech M. Próchniewicz
Wydawca MAG
ISBN978-83-7480-188-1
Format1200s. 160×230mm; oprawa twarda
Cena89,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Prolog
Dwa koła w górze. Pisk.
Bambusowy gaj, posiekany
Odgłosy wojny
…to najlepsze, co potrafi na poczekaniu ułożyć kapral Bobby Shaftoe – stojąc na błotniku, jedną ręką trzymając Springfielda, a drugą łapiąc się za lusterko wsteczne, tak że liczenie sylab na palcach nie wchodzi w grę. „Pisk” to jedna sylaba czy dwie?
Ciężarówka w końcu postanawia się nie przewracać i z łomotem wraca na cztery koła. Pisk znika – i ulatuje ta chwila. Jednakże Bobby wciąż słyszy śpiew kulisów, a teraz także podobne do strzałów trzaski sprzęgła, gdy szeregowy Wiley redukuje bieg. Może go ponosi? A z tyłu, pod plandekami, telepie się półtorej tony szaf z aktami, lawirują książki kodów, w generatorze prądotwórczym Stacji Alfa chlupie paliwo. Nowoczesność: piekło dla twórców haiku. „Generator prądotwórczy” to ile sylab? Osiem? Nie zmieściłoby się nawet w drugiej linijce!
– Możemy przejeżdżać ludzi? – pyta szeregowy Wiley i uderza w klakson, zanim Bobby Shaftoe zdąży odpowiedzieć.
Sikhijski policjant przeskakuje przez wózek z nawozem. W pierwszym odruchu Shaftoe chciał odpowiedzieć: „No pewnie, a co nam zrobią, wypowiedzą wojnę?”, ale jako najstarszy stopniem w tej ciężarówce pewnie powinien myśleć, albo coś takiego, zatem nie wali tak prosto z mostu, najpierw lustruje sytuację:
Szanghaj, 16.45, piątek, 28 listopada 1941. Bobby Shaftoe i sześciu żołnierzy piechoty morskiej na ciężarówce gapią się w dal Kiukiang Road, w którą właśnie z niebezpiecznym przechyłem skręcili. Po prawej stronie mają katedrę, a więc przystań jest – ile? – jakieś dwie przecznice dalej? Cumuje tam kanonierka patrolu rzecznego Jangcy. Czeka na towar, który wiozą. Jedyny problem tak naprawdę stanowi fakt, że owe dwie przecznice zamieszkuje jakieś pięć milionów Chińczyków.
Choć ci Chińczycy to doświadczone mieszczuchy, a nie spaleni słońcem wieśniacy – kiedy się pędzi szybko i trąbi, schodzą z drogi. I rzeczywiście, większość odskakuje na boki, tworząc złudzenie, że ciężarówka pędzi szybciej niż siedemdziesiątką, którą pokazuje licznik.
Bambusowy gaj nie pojawił się w haiku Bobby’ego Shaftoe’a w celu nadania mu orientalnego smaczku, mającego w domu, w Oconomowoc, zrobić wrażenie na publice. Przed ciężarówką znajduje się mnóstwo ciężkich bambusowych drągów, dziesiątki prowizorycznych szlabanów tarasujących drogę ku rzece, ponieważ oficerowie Floty Azjatyckiej i Czwartej Dywizji Piechoty Morskiej planujący tę skromną operację zapomnieli uwzględnić czynnik Piątkowego Popołudnia. Bobby Shaftoe wyjaśniłby im, gdyby tylko chcieli zapytać skromnego zupaka, że droga konwoju prowadzi przez środek dzielnicy bankowej. Mieszczą się tutaj oczywiście banki Hongkongu, Szanghaju, City Bank, Chase Manhattan, Bank of America, BBME, Chiński Bank Rolny i jest pełno szajsowatych, prowincjonalnych banczków, a kilka z nich ma umowy ze szczątkowym chińskim rządem, pozwalające im na emisję waluty. Interes musi być cholernie nieopłacalny, bo tną koszty, drukując banknoty na starych gazetach, tak że, jeśli umiesz czytać po chińsku, widzisz wiadomości i wyniki meczów polo sprzed roku prześwitujące spomiędzy kolorowych cyfr i obrazków, które czynią z tej makulatury pieniądze.
Każdy handlarz drobiem i rikszarz w Szanghaju wie, że te umowy stanowią, że każdy wydrukowany banknot musi mieć pokrycie w takiej a takiej ilości srebra, to znaczy, każdy może wejść do jednego z banków na krańcu Kiukiang Road, cisnąć na kontuar kupę papierów i (założywszy, że te banknoty wydrukował właśnie ten bank) otrzymać w zamian prawdziwe srebro.
Gdyby Chiny nie były właśnie dziesiątkowane przez Cesarstwo Nipponu, rząd wysłałby pewnie swych urzędników, aby sprawdzali, czy banki mają w skarbcach odpowiednią ilość srebra, a wszystko odbywałoby się dyskretnie i elegancko. Jednakże w tych warunkach bank jest zmuszany do uczciwości tylko przez pozostałe banki.
A robią to tak: podczas normalnego urzędowania mnóstwo papierowych pieniędzy przechodzi przez okienka (dajmy na to) Chase Manhattan Banku. Są wynoszone na zaplecze i wrzucane do skrzyń na pieniądze (z pół metra kwadratowego powierzchni i metr głębokości, ze sznurami na wszystkich rogach), do jednej wszystkie banknoty wypuszczone przez, na przykład, Bank of America, do drugiej wszystkie City Banku, i tak dalej. A w piątek po południu wzywają kulisów. Każdy kulis, albo para kulisów, ma ze sobą długi bambusowy drąg – kulis bez kija jest jak chiński marine bez niklowanego bagnetu – i przetyka go przez liny na rogach skrzyni. Potem każdy z nich zakłada na ramię jeden koniec kija, unosząc pudło. Muszą iść noga w nogę, inaczej skrzynia zacznie się kołysać i wszystko wypadnie. Dlatego idą do celu – banku, którego nazwa widnieje na banknotach – ze śpiewem na ustach i stawiają kroki zgodnie z rytmem dyktowanym przez muzykę. Drąg jest dość długi, muszą więc śpiewać głośno, by się usłyszeć, poza tym każda para kulisów na ulicy śpiewa swą własną pieśń, usiłując zagłuszyć pozostałe, żeby nie zgubić rytmu.
Zatem dziesięć minut przed zamknięciem otwierają się drzwi wielu banków; jak w preludium pieprzonego broadwayowskiego musicalu, wmaszerowują do nich gromady rozśpiewanych kulisów, ciskają na podłogę skrzynie wystrzępionych banknotów i żądają w zamian srebra. Robią tak wszystkie banki. Czasem wszystkie w ten sam piątek, zwłaszcza gdy jest to dzień w rodzaju 28 listopada 1941, kiedy nawet taki trep jak Bobby Shaftoe rozumie, że lepiej mieć w kieszeni kawał srebra niż kupę starych pociętych gazet. I właśnie dlatego, kiedy już zwykli przechodnie, właściciele wózków z jedzeniem i wściekli sikhijscy gliniarze zeszli z drogi i rozpłaszczyli się pod ścianami klubów, sklepów i burdeli na Kiukiang Road, Bobby Shaftoe z kolegami wciąż nawet nie widzą będącej ich celem kanonierki, przez ten poziomy las potężnych bambusowych drągów. I nie słyszą nawet własnego klaksonu, przez tę pulsującą, pentatoniczną kakofonię śpiewu. To nie jest zwyczajna bankowa godzina szczytu. To ostateczne rozliczenie, zanim ogień ogarnie całą wschodnią półkulę. W ciągu najbliższych dziesięciu minut miliony obietnic wydrukowanych na tych skrawkach srajtaśmy zostaną dotrzymane, albo złamane. Srebro i złoto zmieni właściciela, albo nie. Jest to swego rodzaju skarbowy Sądny Dzień.
– Jezus Maria, nie da rady! – krzyczy szeregowy Wiley.
– Kapitan powiedział, żeby nie zatrzymywać się pod żadnym, kurwa, pozorem! – przypomina mu Shaftoe.
Nie rozkazuje Wileyowi rozjeżdżać kulisów, ale przypomina mu, że jeśli ich nie rozjedzie, to będą się musieli z tego tłumaczyć – co będzie dość skomplikowane, bo ich kapitan jedzie tuż za nimi w samochodzie wypchanym chińskimi marines wymachującymi pistoletami maszynowymi. A z dotychczasowych poczynań kapitana dotyczących tej Stacji Alfa można wywnioskować, że ma już na dupie kilka śladów od pasa, wykonanych ręką jakiegoś admirała z Pearl Harbor albo nawet (werble) Kwatery Głównej Piechoty Morskiej, między 8. Street a Eye Street w Waszyngtonie.
• • •
Shaftoe i pozostali marines od zawsze wiedzieli, że Stacja Alfa to tajemnicza klika chudoszyich próżniaków siedzących na dachu budynku w Strefie Międzynarodowej, w szopie z powiązanych sznurkami desek, z której we wszystkie strony wystawały anteny. Jeśli przyglądałeś się im wystarczająco długo, mogłeś zauważyć, jak niektóre z nich się ruszają, namierzając coś daleko na morzu. Shaftoe nawet napisał o tym haiku:
Antena szuka
Nos tropiciela na wiatr
W dal, w głos eteru.
To było jego drugie haiku w ogóle – z pewnością nie spełniało norm z listopada 1941 – i niechętnie je sobie przypomina.
Jednakże do dzisiaj żaden z marines nie miał pojęcia, jaką wielką rzeczą jest Stacja Alfa. Okazało się, że mają za zadanie opakować w brezent tonę sprzętu, kilka ton papierów i wyciągnąć je na zewnątrz. Następny dzień, czwartek, spędzili, rozwalając szopę, rozpalając ognisko z jej resztek i paląc niektóre książki i notatki.
– Chol-lera! – krzyczy szeregowy Wiley.
Tylko kilku kulisów zlazło z drogi albo w ogóle zauważyło samochód. Od rzeki dobiega ten niesamowity huk, jakby Bóg trzepnął się w kolano grubą na milę bambusową witką. Pół sekundy później na ulicy nie widać ani jednego kulisa – tylko mnóstwo skrzyń z porzuconymi bambusowymi drągami, podrygującymi na wietrze, podzwaniającymi o bruk jak wielkie wietrzne dzwonki. Wiley wrzuca wyższy bieg i wjeżdża w nie. Shaftoe przyciska się do drzwi ciężarówki i opuszcza głowę z nadzieją, że jego staroświecki hełm piechociarza z I wojny światowej na coś się przyda. Pudła z pieniędzmi zaczynają pękać i rozpadać się pod kołami ciężarówki. Shaftoe zerka przez zamieć banknotów i widzi, jak gigantyczne bambusowe drągi wzbijają się w powietrze, odbijają od siebie i wirują nad nabrzeżem.
Liście Szanghaju
Prześwity w stali nieba
Nadeszła zima.
1 2 3 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Rozszyfrować świat
— Eryk Remiezowicz

Techno-thriller
— Janusz A. Urbanowicz

Tegoż twórcy

Barok w pigułce
— Kamil Armacki

Read me?
— Daniel Markiewicz

Siła spokoju
— Daniel Markiewicz

Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Teologia Matrixa
— Michał Foerster

Środek, co rumieńców nabiera
— Michał R. Wiśniewski

Zimny początek
— Eryk Remiezowicz

Rozszyfrować świat
— Eryk Remiezowicz

Techno-thriller
— Janusz A. Urbanowicz

Krótko o książkach: Marzec 2002
— Magda Fabrykowska, Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.