Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

C.J. Cherryh
‹Ogień z nieba›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułOgień z nieba
Tytuł oryginalnyHammerfall
Data wydaniasierpień 2002
Autor
PrzekładAgnieszka Sylwanowicz
Wydawca MAG
ISBN83-89004-30-5
Format444s.
Cena29,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Ogień z nieba

Esensja.pl
Esensja.pl
C.J. Cherryh
1 2 3 10 »
Prezentacja trzech pierwszych rozdziałów książki wydawnictwa MAG: C.J. Cherryh "Ogień z Nieba"

C.J. Cherryh

Ogień z nieba

Prezentacja trzech pierwszych rozdziałów książki wydawnictwa MAG: C.J. Cherryh "Ogień z Nieba"

C.J. Cherryh
‹Ogień z nieba›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułOgień z nieba
Tytuł oryginalnyHammerfall
Data wydaniasierpień 2002
Autor
PrzekładAgnieszka Sylwanowicz
Wydawca MAG
ISBN83-89004-30-5
Format444s.
Cena29,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Rozdział 1
Najpierw wyobraź sobie pajęczynę gwiazd. Wyobraź sobie, jak rozciąga się coraz szerzej i szerzej. Przemierzają ją statki. Przepływają informacje.
W sercu tej pajęczyny, w jej środku, sercu i umyśle znajduje się gwiazda.
To Wspólnota.
A potem wyobraź sobie w ogromnym mroku pojedynczy sznur gwiazd, ścieżkę zapraszającą do oddalenia się od tej pajęczyny, ścieżkę, po której mogą podróżować statki.
Dalej leży skarb, niewielkie jezioro słońc typu G5, niemal krąg idealnych gwiazd, znajdujących się w bliskim wzajemnym sąsiedztwie.
Tędy, powiada to pasemko. Po tak trudnej podróży nagroda. Bogactwo. Surowce.
Lecz wzdłuż tego sznura gwiazd napływa szept, cień szeptu, złudzenie szeptu.
Pajęczyna gwiazd słyszała już coś takiego. Są tam inni, bardzo daleko, bardzo niewyraźni, nie mający znaczenia dla naszych spraw.
Czy powinniśmy byli ich słuchać?
Księga Lądowania
Na Lakht, na tej rozległej, czerwonej ziemi Pierwszych Przybyszów, gdzie według legendy wylądowały statki, odległości oszukiwały oko.
W samo południe, kiedy słoneczny blask odbijał się od płaskowyżu, tuż poniżej czerwonego, zębatego grzbietu Quarain, który oddzielał Lakht od Anlakht, tej prawdziwej krainy śmierci, unosiło się w rozedrganym powietrzu nierzeczywiste miasto, widoczne jako świetlista linia.
Miasto było zarazem mirażem i prawdą; zawsze pojawiało się na dzień przed swoją prawdziwą postacią. Marak o tym wiedział, idąc bez końca obok beshti, zwierząt, na których jechali ich strażnicy.
Długonogie wierzchowce nie dawały się oszukać. Nie przyśpieszyły kroku. Podobnie nie śpieszyło się strażnikom.
- Święte miasto - zawołało kilkoro potępionych, niektórzy z ulgą, niektórzy ze strachem, wiedząc, że zbliża się koniec ich katuszy oraz koniec ich życia. - Oburan i dwór Ili!
- Szybciej, szybciej - drażnili się z nimi leniwie strażnicy, górujący nad kolumną. Ich smukłe wierzchowce o wygiętych szyjach kroczyły z niezmąconym spokojem. Były to cierpliwie zwierzęta o płasko zakończonych nogach, o wiele wyższe od większości drapieżników Lakht, wytrzymujące długie odcinki między studniami bez wody i niemal bez jedzenia. Ku tyłowi ciągnął się ich długi szereg: dźwigały namioty oraz pozostały sprzęt potrzebny w podróży.
- Oburan! - wciąż krzyczeli głupcy. - Wieża, wieża!
- Biegnijcie do nich! Biegnijcie! - zachęcali swoich więźniów strażnicy niżsi rangą. - Będziecie tam przed nocą, pijąc i jedząc, zanim my tam dotrzemy.
To było kłamstwo; niektórzy o tym wiedzieli i przestrzegli pozostałych. Kiedy rozniosła się wiadomość, że ta wizja to tylko cień miasta i że wędrówka nie dobiegnie końca przed upływem następnego dnia, żona rolnika z nizin podniosła lament.
- To niemożliwe! - wołała. - Ono jest tutaj! Ja je widzę, a wy nie?
Inni jednak stracili już i nadzieję, i strach przed końcem podróży, i szli w palących promieniach słońca takim samym krokiem, jak przez całą drogę.
Marak różnił się od pozostałych. Nad sercem miał wytatuowany znak abjori, wojowników spośród skał i wzgórz. Jego strój - długą koszulę, spodnie, aifad owinięty wokół głowy dla ochrony przed tym piekielnym żarem - uszyła mu własnoręcznie matka z materiału, który ufarbowała i utkała tak, jak robią to Kais Tain. W czasach wojny już same te wzory przyniosłyby mu zgubę. Sześć tatuaży na grzbietach jego palców oznaczały liczbę strażników Ili, których osobiście wysłał w cienie. Ludzie Ili o tym wiedzieli i szczególnie pilnie wypatrywali jakichkolwiek oznak buntu. Marak był znany na nizinach i samej Lakht jako wojownik nieuchwytny jak miraż i szybki jak wiatr o wschodzie słońca.
Wypuszczał się z ojcem na tę równinę i przez trzy lata widział w murach świętego miasta zdobycz. Razem z ojcem układał wielkie plany mające położyć kres rządom Ili. Walczyli i odnosili zwycięstwa.
A teraz potykał się w strzępach butów do jazdy na beshti.
Jego życie trwało trzydzieści lat na tej ziemi i najprawdopodobniej dobiegało końca. W ręce ludzi Ili oddał go jego własny ojciec.
- Widzę miasto! - zawołała wieśniaczka. Była zamężną, godną szacunku kobietą, która przyłączyła się do marszu jako jedna z ostatnich. - Nie widzicie go? Jak wznosi się coraz wyżej? To już koniec drogi!
Miała na imię Norit i chroniła swą delikatną skórę od słońca pod szatą, ale była równie szalona, jak pozostali w tym sznurze potykających się ludzi. Jak większość z nich ukrywała swe szaleństwo, ukrywała je skutecznie przez całe życie do czasu, kiedy wizje zaczęły się pojawiać licznie i często. Może zwróciła się do kapłanów, a ci przestraszyli ją tak, że się przyznała. Może poczucie winy z wolna zatruło jej ducha. A może wizje stały się zbyt silne i uniemożliwiły dalsze ukrywanie szaleństwa. Kiedy ludzie Ili przybyli w poszukiwaniu szaleńców, przyznała się ze łzami; jej mąż usiłował ją zabić, lecz ludzie Ili powstrzymali go. Norit pochodziła z wioski Tarsa, leżącej na zachodnim skraju Lakht.
Teraz wizje coraz bardziej brały ją w posiadanie i w przebłyskach zdrowego rozsądku kobieta kiwała się, opłakując swe poprzednie życie i gorączkowo opowiadając o sobie. Raz po raz powtarzała historię swego męża, najbogatszego człowieka w Tarsie, który ją poślubił, gdy miała trzynaście lat. Marnowała siły na płacz, podczas gdy pustynia wysysała cała siłę potrzebną do wzbudzenia rozpaczy i całą wodę, z której powstawały łzy. Być może jej mąż pozbył się jej z ulgą.
Mężczyzna następny w szeregu, starzec z dawno przetrąconym grzbietem, zostawił w Modi wiekową żoną, kobietę, która prawdopodobnie będzie żyła z łaski swych dzieci, jak nieproszony gość. Starzec rozmawiał z duchami i nie pamiętał imienia żony. Dlatego szlochał i pytał o to imię innych. "Magin", odpowiadali mu z niesmakiem, ale on je zapominał i po kilku godzinach znów pytał. Swoje szaleństwo ukrywał najdłużej z nich wszystkich. Czasami zapominał, dokąd idą, ale to zdarzało się też i pozostałym. Marsz trwał tak długo, że stał się czymś zwykłym, warunkiem istnienia.
Chłopiec, ten mały Pogi, który kiwał się i mówił do siebie na każdym popasie, stanowił cel wiejskich żartów w Tijanan. Wszyscy uznawali go za nieszkodliwego, ale ze słów ludzi Ili wynikało, że wioska zaczęła się niepokoić i oddała go w ich ręce, a kiedy chciał wrócić na swoją ulicę, obrzucono go kamieniami. Nie miał ojca. Wioska znalazła go pewnego ranka przy studni, co już samo stanowiło powód do podejrzliwości. Mógł go tam zostawić jakiś diabeł. Tak też pomyślano, kiedy ludzie Ili zapytali o szaleńców: był to jedyny szaleniec w tej wiosce.
Każdy z pozostałych miał swoją opowieść. Karawana pełna była przeklętych, skazanych, odrzuconych. Wioski tolerowały ich tak długo, na ile starczyło im odwagi. Na długo przed tym wszystkim Tain zarządził pogrom mający oczyścić jego prowincję z szaleńców. Było to przed dziesięciu laty, ale bóg z niego zakpił. Teraz okazało się, że skażony jest jego własny syn i następca. Tain z Kais Tain skutecznie buntował się przeciwko Ili i Lakht, nie dając się pokonać przez dziesięć lat i gromadząc pod swymi rządami cały zachód. Lecz jego własny syn miał tajemnicę i wreszcie zdradził się przedłużającymi się napadami milczenia, błędnymi spojrzeniami, wołaniem przez sen. Cały czas był szalony. Jego ojciec być może zaczął to podejrzewać przed wielu laty, ale odrzucił wątpliwości; ostatnio jednak, po ich powrocie z wojny, głosy zrobiły się zbyt uporczywe, zbyt trawiące, by dłużej utrzymywać tajemnicę. Ojciec go przejrzał.
A kiedy wkrótce potem usłyszał, że ludzie Ili szukają szaleńców, wysłał syna do nich... oddał go, ponieważ prawda złamała jego opór wobec rządów Ili.
Jego własny syn, jego własny syn, wciąż powtarzał Tain. Winił za to swoją żonę; przesiadywał w swojej sali ponury i wściekły, niczym wojownik poszukujący wreszcie pokoju.
W podpisanym przez siebie dokumencie Tain oznajmił, że przez resztę życia nie wyruszy na wojnę. Powtórzył to głośno ludziom Ili, podpisał ich księgę, a oni w zamian za jedynego syna dali mu amnestię. Tak bardzo zdrowi bali się szaleńców, którzy - wedle pogłosek - mnożyli się ostatnio skandalicznie: pojawiali się wszędzie, było ich coraz więcej, niczym zaraza wśród zdrowych, i zdrowi zaczęli się obawiać zarażenia.
- Marak! - zawołała do niego matka, kiedy odchodził, zupełnie jak te głosy, które rozbrzmiewały mu w głowie. Marak, Marak! A jego siostra Patya, kwintesencja radości, naciągnęła swój pasiasty aifad na twarz i obrzuciła się piaskiem, jakby Marak już był martwy. Wciąż widział ją siedzącą na ulicy Kais Tain, kupkę jaskrawego materiału i rozpaczy.
W snach widywał matkę, która wylewała łzy na wiele dni przed jego odejściem, szła obok karawany opuszczającej Kais Tain, i która szła z nim całe tamto popołudnie aż do zachodu słońca.
Wtedy zgodziła się wrócić do wioski, do niewiadomego losu. Marak nie miał pojęcia, czy w ogóle wróciła do Kais Tain. Pochodziła z nizinnego plemienia Haga; mogła skręcić na ścieżki znane Haga i szukać znanych im studni.
Ta skaza pochodzi z twojej krwi, krzyknął do niej ojciec, kiedy poznał prawdę, ale nie uderzył żony. Gdyby to zrobił, Marak powaliłby go na ziemię. Ojciec spojrzał potem na niego i zadał to potępiające pytanie:
- Kiedy to na ciebie spadło?
- Nie pamiętam - musiał wyznać Tainowi, patrząc mu w mocną, pokrytą bliznami twarz. - Kiedy byłem bardzo mały.
1 2 3 10 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Krótko o książkach: Październik 2002
— Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Pustynia wciąga nas
— Joanna Słupek

Tegoż twórcy

Cudzego nie znacie: Przyczajony Fremen, ukryty Harkonnen
— Michał Kubalski

Z trzech stron zgniatany
— Eryk Remiezowicz

Szerokie spojrzenie
— Eryk Remiezowicz

Piekło kiepskiego przekładu
— Eryk Remiezowicz

Ciężkie czasy, lekka lektura
— Eryk Remiezowicz

W fortecach dusze duszą
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.