Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

M. John Harrison
‹Nova Swing›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNova Swing
Tytuł oryginalnyNova Swing
Data wydania11 marca 2011
Autor
PrzekładMichał Jakuszewski
Wydawca MAG
CyklŚwiatło
SeriaUczta Wyobraźni
ISBN978-83-7480-195-9
Format240s. 135×202mm; oprawa twarda
Cena37,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Nova Swing

Esensja.pl
Esensja.pl
M. John Harrison
« 1 2 3 4 »

M. John Harrison

Nova Swing

– Kurwa – powtarzał cichym, zaskoczonym głosem. Po chwili jego oddech się uspokoił.
Natychmiast po przyjściu Vica grubas zapomniał o urażonych uczuciach. Przysunął sobie krzesło i zaczął mu o czymś opowiadać, pochylając się nad blatem z takim entuzjazmem, że krawędź stolika wrzynała się w jego miękkie ciało. W cichym głosie Antoyne’a pobrzmiewała niecierpliwość, od czasu do czasu dało się zrozumieć kilka słów. „Entradista”, „twarde promienie X”, „Ed Chinol”. Vic spoglądał przez niego na wskroś.
– Zamknij się albo cię zastrzelę – odezwał się po chwili.
Zrozpaczony grubas odwrócił wzrok. Powiedział, że chce tylko otrzymać tu szansę i Vic powinien mu ją dać. Z trudem powstrzymywał łzy.
– Przepraszam – mruknął Serotonin, ale myślał już o czymś innym. Ledwie dostrzegł Liv Hulę, która przyniosła mu szklaneczkę i usiadła przy stoliku, mówiąc:
– Black Heart, Vic, taki jak lubisz.
– Kurwa – powtórzył.
– Gdzie się podziała ta kobieta, Vic?
– Nie mam pojęcia.
– Nie chciałabym usłyszeć, że ją tam zostawiłeś.
– Nie wytrzymała nerwowo i zwiała. Jest gdzieś w aureoli. Antoyne, wyjrzyj na ulicę i powiedz mi, czy kogoś tam widzisz.
– Chodzi mi tylko o szansę uzyskania akceptacji – oznajmił grubas.
– Antoyne, nie pierdol.
– Nikt tego nie rozumie.
Serotonin otworzył usta, chcąc coś dodać, ale nagle jakby zapomniał o tamtym.
– Nigdy nie widziałem takiej paniki – wyznał, kręcąc głową. – Nie można nawet powiedzieć, że weszliśmy do strefy. Dzisiaj jest kiepsko, ale bywało gorzej.
Opróżnił szklaneczkę i odstawił ją na stolik. Zamiast ją zabrać, Liv Hula złapała go za nadgarstek.
– Jak kiepsko jest? – zapytała. Nie puściła Vica, dopóki jej nie odpowiedział.
– Wszystko się porusza – przyznał. – Widywałem gorsze rzeczy, ale z reguły dalej, w głębi strefy.
– Gdzie ona jest, Vic?
Roześmiał się. To był śmiech, który praktykował zbyt często.
– Już ci mówiłem – zaczął zmęczonym tonem. – Gdzieś w aureoli. Nie zdołaliśmy dotrzeć dalej. Nagle zwiała między budynki. Widziałem tylko jedwabne pończochy i to pierdolone futro, a w następnej chwili nie było już nic. Słyszałem jeszcze, jak skądś wołała, ale dałem sobie spokój. Nalej mi jeszcze jedną kolejkę, Liv, albo nie wiem co zrobię.
– Nawet nie próbowałeś jej szukać, Vic – oskarżyła go Liv Hula.
Spojrzał na nią ze zdumieniem.
– Zostałeś w bezpiecznym miejscu, zawołałeś ją ze dwa razy i wróciłeś do domu.
– Vic nigdy by tego nie zrobił – zapewnił ze złością grubas. Nikt nie zamierzał wygłaszać przeciwnej opinii. – Hej, Vic. Powiedz jej. Nigdy byś tego nie zrobił! – Wstał z krzesła. – Wychodzę na ulicę. Będę miał oczy otwarte, jak tego chciałeś. Krzywdzisz Vica Serotonina, jeśli myślisz, że mógłby tak postąpić – oznajmił kobiecie.
Zaraz po jego wyjściu Liv Hula podeszła do baru i nalała Vicowi drugą kolejkę rumu. Serotonin potarł twarz dłońmi, jak ktoś, kto jest okropnie zmęczony i nie widzi już przed sobą drogi w życiu. Jego twarz wyglądała starzej niż w chwili, gdy wychodził z baru. Stała się posępna i przygnębiona, jego oczy przybrały na pewien czas błagalny wyraz, który pewnego dnia miał w nich pozostać na stałe.
– Nie wiesz, jak tam jest – oznajmił kobiecie.
– Pewnie, że nie wiem – zgodziła się. – Tylko Vic Serotonin to wie.
– Ulice nachodzą na siebie, wszystko z minuty na minutę traci synchronizację. Geografia nie funkcjonuje. W całym tym syfie nie ma ani jednego fragmentu stałej architektury. Jeśli ktoś zboczy ze znanej ścieżki, jest zgubiony. We dnie i w nocy słychać szczekanie bezdomnych psów. Wszystko usiłuje utrzymać się na powierzchni.
Liv nie pozwoliła mu wykręcić się tak łatwo.
– Jesteś zawodowcem, Vic – przypomniała mu. – Oni są klientami. Tu masz rum, jeśli chcesz. – Wsparła się łokciami o bar. – To ty musisz nad sobą panować.
Jej słowa go rozbawiły. Przełknął trunek jednym haustem i jego twarz odzyskała kolory. Oboje spojrzeli na siebie nieco przyjaźniejszym wzrokiem, ale Vic jeszcze z nią nie skończył.
– Hej, Liv – zaczął cicho po chwili czy dwóch. – Jaka jest różnica między tym, co widziałaś, a tym, kim jesteś? Chcesz się dowiedzieć, jak tam jest? Prawda wygląda tak, że poświęcasz całe lata na próby zrozumienia tego wszystkiego i to nie pozostaje bez śladu.
Wstał i podszedł do drzwi.
– Przestań się opierdalać, Antoyne! – zawołał. – Kazałem ci patrzeć, to patrz.
Grubas, który przetruchtał kawałek pod wiatr, by rozjaśnić sobie w głowie, a także przekonać się, czy zdoła zobaczyć Monę Irene przez szczeliny między deskami w oknie rzeźni, podbiegł do niego z uśmiechem. Drżał na zimnie.
– Antoyne może nam o tym opowiedzieć – oznajmił Vic Serotonin. – Wszystko, co wie.
– Daj mu spokój.
– Byłeś tam w chwili, gdy wszystko się rozpada, Antoyne?
– Nigdy tam nie byłem, Vic – odparł pośpiesznie grubas. – I nigdy nie twierdziłem, że jest inaczej.
– W chwili, gdy wszystko nagle zniknęło i nie masz pojęcia, co pojawiło się w zamian? Powietrze przypomina surowe ciasto. Nie chodzi mi o zapach, tylko o strukturę. Na każdym rogu są zepsute telefony przybite do murów. Na wszystkich jest napis „Mów”, ale nie ma przewodów. Dzwonią, ale nikt nigdy ich nie odbiera.
Liv Hula przyjrzała mu się, a potem wzruszyła ramionami.
– Vic zawsze się wścieka, kiedy traci klientów – wyjaśniła grubasowi.
– Pieprzę cię – oznajmił Vic Serotonin. – Pieprzę was oboje.
Odsunął od siebie szklaneczkę i wyszedł z baru.
• • •
Po jego odejściu w lokalu znowu zapadła cisza. Choć Liv Hula i grubas chcieli rozmawiać, byli uwięzieni we własnych myślach. Wiatr od morza słabł. Robiło się coraz jaśniej, aż wreszcie nie mogli już zaprzeczyć, że nadszedł świt. Kobieta umyła i wytarła szklaneczkę Vica Serotonina, a potem ostrożnie postawiła ją na miejsce, za barem. Następnie poszła do pokoju na górze. Miała ochotę się przebrać, ale gapiła się tylko z przypominającym narastającą panikę uczuciem na niezasłane łóżko, pojemnik na pościel i nagie białe ściany.
Powinnam się stąd wynosić, pomyślała. Natychmiast się przeprowadzić.
Gdy znowu zeszła na dół, Antoyne stał już pod oknem. Wspierał ręce na parapecie, gapiąc się na kolejne statki startujące z korporacyjnego portu kosmicznego. Odwrócił się lekko, jakby chciał coś powiedzieć, ale, nie otrzymawszy zachęty, zwrócił się z powrotem w stronę okna.
Po drugiej stronie ulicy ktoś otworzył drzwi rzeźni.
Po krótkiej, cichej walce, na ulicę wyszła Mona Irene. Postąpiła parę niepewnych kroków, kierując niewidzące spojrzenie w obie strony ulicy, jak pijak poddający ocenie intensywny ruch, a potem usiadła znienacka na krawężniku. Drzwi zatrzasnęły się za nią. Irene uniosła spódnicę. Antoyne wtulił twarz w szybę.
– Hej – wyszeptał.
Tymczasem Irene postawiła na chodniku małą czerwoną kosmetyczkę z błyszczącego poliuretanu i zaczęła grzebać w niej jedną ręką. Nadal tam tkwiła, pokazując wszystko, co miała, pociągając nosem i ocierając oczy, gdy po jakichś dwóch, trzech minutach ze strefy zdarzenia Saudade napłynęła bezgłośna, czujna fala kotów.
Któż mógłby zgadnąć, ile ich było? Co ciekawe, ani jeden nie był pręgowany, tylko czarne albo białe. Gdy opuszczały strefę, wyglądało to jak model jakiegoś chaotycznego, mieszanego pływu, którego rezultatów nie sposób przewidzieć, mimo że wszystkie elementy są deterministyczne. Wkrótce wypełniły całą Straint Street, przynosząc ze sobą ciepło swych ciał, a także intensywny, lecz całkiem przyjemny zapach kurzu. Mona podniosła się z trudem, ale koty poświęcały jej równie mało uwagi jak ulicznym latarniom.
Irene urodziła się na planecie o nazwie Perkins Rent. Kiedy ją opuszczała, była wysoka i koścista, miała wielkie stopy i poruszała się niezgrabnie. Uśmiechając się, odsłaniała dziąsła, a włosy malowała sobie w miedziane fale, tak gęste i splątane, że mogła odbierać sygnał bazowy, najbardziej podstawową transmisję radiową wszechświata. Śmiała się słodko. Weszła na pokład rakiety w wieku siedemnastu lat. W walizce miała żółtą, bawełnianą suknię w stylu przypominającym imitację art deco, tampony i cztery pary butów na wysokich obcasach.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

11 III 2011   21:43:34

Kontynuacja "Światła"?

12 III 2011   01:01:59

Nie.

12 III 2011   02:20:23

Erm… Tak? Nie bezpośrednia, bo dzieje się sporo po „Świetle”, ale bez wątpienia w tym samym świecie.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

I gdzie ten swing?
— Miłosz Cybowski

Piknik na skraju Traktu Kefahuchiego
— Michał Kubalski

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2016
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Konrad Wągrowski

Tłumaczenie niepojętego
— Anna Kańtoch

Esensja czyta: Styczeń 2014
— Joanna Kapica-Curzytek, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka

Świetlista uczta
— Marcin Bukalski

Esensja czyta: Czerwiec 2011
— Miłosz Cybowski, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Listopad 2010
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek , Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski

Chaos to porządek, którego nie rozumiemy
— Michał Foerster

Esensja czyta: Luty-marzec 2010
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk

Kronika końca czasu
— Anna Kańtoch

Cudzego nie znacie: Rycerze Pastelowego Stołu
— Michał Kubalski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.