Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Peter Watts
‹Ślepowidzenie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŚlepowidzenie
Tytuł oryginalnyBlindsight
Data wydania6 maja 2011
Autor
PrzekładWojciech M. Próchniewicz
Wydawca MAG
CyklOgnisty deszcz
ISBN978-83-7480-209-3
Format448s. 125×195mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Ślepowidzenie

Esensja.pl
Esensja.pl
Peter Watts
1 2 3 »
Przedstawiamy fragment powieści Petera Wattsa „Ślepowidzenie”. Ksiązka ukazała się nakładem wydawnictwa MAG.

Peter Watts

Ślepowidzenie

Przedstawiamy fragment powieści Petera Wattsa „Ślepowidzenie”. Ksiązka ukazała się nakładem wydawnictwa MAG.

Peter Watts
‹Ślepowidzenie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŚlepowidzenie
Tytuł oryginalnyBlindsight
Data wydania6 maja 2011
Autor
PrzekładWojciech M. Próchniewicz
Wydawca MAG
CyklOgnisty deszcz
ISBN978-83-7480-209-3
Format448s. 125×195mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Prolog
Spróbuj dotknąć przeszłości. Rozpraw się z nią. Bo to nieprawda, to tylko sen.
Ted Bundy
To wszystko nie zaczęło się wtedy. Ani od wężydeł i Rorschacha, ani od Big Bena, Tezeusza, czy wampirów. Większość stwierdziłaby, że od Świetlików, ale to też nieprawda. Na nich się skończyło.
Dla mnie wszystko zaczęło się od Roberta Paglino.
Kiedy miałem osiem lat, był moim najlepszym i jedynym przyjacielem. Dwóch pokrewnych wyrzutków, przywiązanych do siebie przez uzupełniające się nieszczęścia. Moja wada była rozwojowa, jego genetyczna: niekontrolowany genotyp, który dał mu skłonność do krótkowzroczności, trądziku oraz (jak się okazało później) podatność na narkotyki. Rodzice nigdy go nie zoptymalizowali. Należeli do garstki dwudziestowiecznych skamielin, które nadal wierzyły w Boga i uważały, że Jego dzieła nie należy poprawiać. Zatem naprawiono tylko jednego z nas, choć dałoby się obu.
Przyszedłem na plac zabaw i zobaczyłem, że Pag znalazł się w centrum uwagi bandy kilkorga dzieciaków – szczęściarze z przodu walą go pięściami po głowie, reszta, czekając na swoją kolejkę, musi się zadowolić rzucaniem wyzwisk typu „kundel” i „mieszaniec”. Patrzyłem, jak unosi ręce, niemal z wahaniem, żeby się osłonić przed najdotkliwszymi z ciosów. Rozumiałem jego myśli lepiej niż własne – bał się, że napastnicy pomyślą, że te ręce chcą im oddać, że odczytają ten gest jako opór i zmaltretują go jeszcze bardziej. Już wtedy, mając zaledwie osiem lat i wyciętą połowę mózgu, stawałem się znakomitym obserwatorem.
Ale co zrobić, nie wiedziałem.
Ostatnio widywałem go rzadko. Prawie na pewno mnie unikał. A jednak, kiedy najlepszy przyjaciel jest w tarapatach, to się mu pomaga, nie? Nawet jeśli nie ma szans – zresztą, który ośmiolatek rzuciłby się na sześciu większych chłopaków w obronie kumpla z piaskownicy? Ale przynajmniej pobiegłby po pomoc. Kogoś zawołał. Coś zrobił.
A ja stałem i nic. Nawet niespecjalnie chciało mi się mu pomagać.
Bez sensu. Powinienem z nim empatyzować nawet gdyby nie był moim najlepszym przyjacielem. Bezpośredniej przemocy nie zaznałem tyle co Pag, bo moje ataki trzymały inne dzieciaki na dystans, napawały je strachem, choć ja sam byłem wtedy bezbronny. Jednak wyzwiska i drwiny znałem dobrze, podobnie jak nogi podstawiane znienacka na drodze z punktu A do punktu B. Znałem to uczucie.
Czy raczej – kiedyś znałem, ale tę część mózgu wycięto mi razem z zepsutymi połączeniami. Cały czas odbudowywałem te algorytmy, ucząc się z obserwacji. Stadne zwierzęta zawsze gromadnie zabijają najsłabsze sztuki z grupy. Rozumie to instynktownie każde dziecko. Może po prostu niech się dzieje co chce, może nie powinienem ingerować w naturę? Ale przecież rodzice Paga nie chcieli ingerować w naturę, i co z tego mają? Syn leży skulony na ziemi, a banda podrasowanych superchłopaków kopie go po żebrach.
W rezultacie, tam gdzie zawiodła empatia, zadziałała propaganda. Wówczas raczej obserwowałem niż myślałem, raczej pamiętałem niż wnioskowałem – a pamiętałem tysiąc inspirujących opowieści wychwalających każdego, kto ujmie się za słabszym.
Chwyciłem więc kamień wielkości pięści i zanim wszyscy się zorientowali, że wkroczyłem do akcji, walnąłem dwóch napastników w potylice.
Trzeci, odwracając się do nowego wroga, zaliczył cios w twarz. Słychać było, jak pęka mu kość policzkowa. Pamiętam: zastanawiałem się, czemu ten odgłos nie daje mi satysfakcji, dlaczego nie oznacza niczego poza faktem, że mam o jednego przeciwnika mniej.
Pozostali uciekli na widok krwi. Jeden, odważniejszy, zakomunikował mi, że już nie żyję, i znikając za rogiem, krzyknął przez ramię: „Pierdolony zombiak!”.
Dopiero po trzydziestu latach zauważyłem ironię tego okrzyku.
Dwóch wrogów drgało u moich stóp tóp. Kopałem jednego w głowę, aż przestał się ruszać, potem zabrałem się za drugiego. Coś chwyciło mnie za rękę; zamierzyłem się bez namysłu, nie patrząc, a Pag zaskomlał i się uchylił.
– A – powiedziałem. – Przepraszam.
Jeden leżał bez ruchu. Drugi jęknął, chwycił się za głowę i zwinął w kłębek.
– Kurde – jęknął Pag. Nie zwracał uwagi, że krew z nosa rozchlapuje mu się na koszuli. Policzek żółkł i siniał. – Kurde kurde kurde…
Zastanawiałem się co powiedzieć.
– Nic ci nie jest? – zapytałem wreszcie.
– Kurde, to znaczy, no wiesz, ty nigdy… – Otarł usta, usmarowawszy sobie wierzch dłoni. – Cholera, wpakowaliśmy się.
– To oni zaczęli.
– No tak, ale… zresztą, tylko na nich popatrz!
Ten pojękujący odczołgiwał się na czworakach. Zastanawiałem się, ile czasu zajmie mu sprowadzenie posiłków. Zastanawiałem się, czyby go zawczasu nie zabić.
– Wcześniej byś czegoś takiego nie zrobił – powiedział Pag.
To znaczy przed operacją.
I wtedy coś naprawdę poczułem – słabiutkie, odległe, ale nie do pomylenia. Złość.
– Oni zaczęli.
Pag cofnął się z wytrzeszczonymi oczyma.
– Co robisz? Odłóż to! – krzyknął.
Uniosłem pięści. Nie byłem tego świadom. Rozprostowałem je. Trochę to potrwało. Musiałem bardzo długo i bardzo intensywnie wpatrywać się we własne dłonie.
Kamień, śliski od krwi, lśniący, upadł na ziemię.
– Chciałem pomóc. – Nie wiedziałem dlaczego tego nie rozumie.
– Ty jesteś inny – powiedział Pag z bezpiecznej odległości. – Nie jesteś już Sirim.
– Jestem. Nie bądź dupkiem.
– Wycięli ci mózg!
– Tylko połowę. Przeciw pa…
– Wiem, że przeciw padaczce! Myślisz, że nie wiem? Ale to ty byłeś w tej połowie, albo, wiesz… kawałek ciebie… – Borykał się ze słowami, z kryjącym się za nimi pojęciem. – I teraz jesteś inny. Tak jakby mama i tata cię zamordowali…
– Moi rodzice – odparłem, niespodziewanie uspokojony – uratowali mi życie. Inaczej bym umarł.
– Dla mnie to ty umarłeś – powiedział mój najlepszy i jedyny przyjaciel. – Według mnie Siri umarł, bo go stamtąd wygarnęli, a ty jesteś kimś innym, kto po prostu, no, wyrósł z tego, co zostało. Nie jesteś taki sam. Od razu nie byłeś. Nie jesteś taki sam.
Nawet dzisiaj nie wiem, czy Pag naprawdę wiedział, co mówi. Może matka wyłączyła mu grę, do której był przypięty przez ostatnie osiemnaście godzin, i wygoniła na świeże powietrze? Może w świecie gry tłukł się z ludźmi z kapsuł i teraz mimo woli wszędzie ich widział? Może.
Lecz to, co powiedział, trzymało się kupy. Bo pamiętam, że Helen mówiła mi (niemal bez przerwy), że bardzo trudno będzie się przystosować. „Jakbyś dostał całkiem nową osobowość”, powtarzała, i w gruncie rzeczy to była prawda. Nie bez powodu nazywają to radykalną resekcją półkuli; połowę mózgu wyrzuca się z wczorajszym krylem, a drugą zapędza do pracy na dwóch etatach. Pomyślcie tylko, jak ta pojedyncza samotna półkula musiała sobie przerobić całe okablowanie, żeby wykrzesać z siebie wszystkie rezerwy. Udało się, naturalnie. Mózg to bardzo elastyczny kawał mięcha; napracował się, ale przystosował. Ja się przystosowałem. I pomyślcie jeszcze, co podczas tego remontu zostało ściśnięte, zdeformowane, odkształcone. Można stwierdzić, że jestem inną osobą niż ta poprzednio mieszkająca w mym ciele.
W końcu oczywiście pojawili się jacyś dorośli. Zaaplikowano leki, zadzwoniono po pogotowie. Rodzice się oburzyli, wymieniono dyplomatyczne ciosy. Trudno jednak poruszyć sąsiadów losem rannego dziecka, kiedy zapis wideo z trzech stron pokazuje, jak nasz mały skarb – razem z pięcioma kumplami – kopie po żebrach niepełnosprawnego chłopca. Natomiast moja matka wyklepała ograne formułki o trudnych dzieciach i nieobecnych ojcach – tato znów wyjechał na jakąś inną półkulę – i kurz osiadł całkiem szybko. Nawet dalej się z Pagiem przyjaźniliśmy, po krótkiej przerwie, która przypomniała nam obu, że szkolne odrzuty, jeśli nie trzymają się razem, nie mają zbyt wielu opcji towarzyskich.
Przetrwałem i to, i milion innych przeżyć z dzieciństwa. Dorosłem, radziłem sobie w życiu. Nauczyłem się wpasowywać. Obserwowałem, zapamiętywałem, wykrywałem algorytmy i naśladowałem odpowiednie zachowania. Niewiele z tego płynęło… z głębi serca, tak się chyba mówi? Jak każdy, miałem wrogów i przyjaciół. Wybierałem ich, przepatrując zebrane przez lata obserwacji listy zachowań i okoliczności.
Wyrosłem na kogoś może chłodnego, ale obiektywnego, za co Robertowi Paglino należy się podziękowanie. Wszystko zaczęło się od jego brzemiennego w skutki stwierdzenia. Ono rzuciło mnie w objęcia Syntezy, przeznaczyło mi katastrofalne spotkanie z wężydłami, oszczędziło gorszego losu, który spotkał Ziemię. Albo lepszego, zależnie od punktu widzenia. Punkt widzenia bowiem jest istotny: dostrzegam to teraz, gdy, ślepy, mówię do siebie, uwięziony w trumnie mijającej właśnie krańce Układu Słonecznego. Po raz pierwszy, odkąd zmaltretowany, pokrwawiony przyjaciel na dziecięcym polu bitwy przekonał mnie, żebym odrzucił swój punkt widzenia.
Może się mylił. Może ja się myliłem. Ale ten, hm, dystans – to chroniczne poczucie obcości pośród swoich – to nie jest taka zła rzecz.
Przydał się zwłaszcza, kiedy przyszli prawdziwi obcy.
1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Okiem biologa
— Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Październik-listopad 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Marcin T.P. Łuczyński, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski, Krzysztof Wójcikiewicz

Esensja czyta: III kwartał 2008
— Michał Foerster, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Daniel Markiewicz, Paweł Sasko, Konrad Wągrowski, Marcin T. P. Łuczyński

Świetność widzę, świetność
— Daniel Markiewicz

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: W ciemnych barwach
— Miłosz Cybowski

Obcość jest w nas
— Miłosz Cybowski

Rozgrywki bogów
— Anna Kańtoch

Okiem biologa
— Beatrycze Nowicka

Ponurość w koncentracie
— Anna Kańtoch

Po sznurku
— Daniel Markiewicz

Wypełnianie wirem
— Daniel Markiewicz

Szlamowidzenie
— Daniel Markiewicz

Esensja czyta: Październik-listopad 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Marcin T.P. Łuczyński, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski, Krzysztof Wójcikiewicz

Esensja czyta: III kwartał 2008
— Michał Foerster, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Daniel Markiewicz, Paweł Sasko, Konrad Wągrowski, Marcin T. P. Łuczyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.