Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Karen Marie Moning
‹Mroczne szaleństwo›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMroczne szaleństwo
Tytuł oryginalnyDarkfever
Data wydania18 maja 2011
Autor
PrzekładAnna Studniarek
Wydawca MAG
CyklKroniki Mac O’Connor
Format380s. 125×195mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl

Mroczne szaleństwo

Esensja.pl
Esensja.pl
Karen Marie Moning
1 2 »
Prezentujemy fragment powieści Karen Marie Moning „Mroczne szaleństwo”. Książka będąca pierwszym tomem cyklu o MacKayli Lane ukazała się nakładem wydawnictwa MAG.

Karen Marie Moning

Mroczne szaleństwo

Prezentujemy fragment powieści Karen Marie Moning „Mroczne szaleństwo”. Książka będąca pierwszym tomem cyklu o MacKayli Lane ukazała się nakładem wydawnictwa MAG.

Karen Marie Moning
‹Mroczne szaleństwo›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMroczne szaleństwo
Tytuł oryginalnyDarkfever
Data wydania18 maja 2011
Autor
PrzekładAnna Studniarek
Wydawca MAG
CyklKroniki Mac O’Connor
Format380s. 125×195mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Jeden
Rok wcześniej…
Dziewiąty lipca. Ashford w stanie Georgia.
Trzydzieści pięć stopni. Wilgotność dziewięćdziesiąt siedem procent.
Latem na południu Stanów panują mordercze upały, ale warto to przeżyć w zamian za tak krótkie, łagodne zimy. Lubię prawie wszystkie pory roku i klimaty. Mglisty jesienny dzień z mżawką – doskonały, by zwinąć się pod kocem z dobrą książką – podoba mi się niemal tak samo jak słoneczny dzień lata, ale nigdy nie odpowiadał mi zbytnio śnieg i lód. Nie wiem, jak mieszkańcy północy to znoszą. Ani po co. Ale chyba dobrze, że tak jest, inaczej u nas zrobiłby się za duży tłok.
Przyzwyczajona do duchoty upałów południa, wylegiwałam się przy basenie na tyłach domu rodziców. Moje ulubione bikini w różowe kropki doskonale pasowało do lakieru na paznokciach dłoni i stóp, w odcieniu różu „tak naprawdę wcale nie jestem kelnerką”. Wyciągnęłam się na miękkim leżaku, chłonąc słońce, a długie jasne włosy upięłam nierówno na czubku głowy – to jedna z tych fryzur, w których człowiek naprawdę nie chce się pokazywać innym ludziom. Mama i tato byli na wakacjach. W ramach świętowania trzydziestej rocznicy ślubu wybrali się na trzytygodniowy rejs w tropikach, który zaczął się przed dwoma tygodniami na Maui, a miał zakończyć w następny weekend w Miami.
Pod ich nieobecność pielęgnowałam opaleniznę, co jakiś czas zanurzałam się w chłodnym błękicie, po czym znów wyciągałam na leżaku, pozwalając, by słońce osuszyło krople wody na mojej skórze. Żałowałam, że nie ma przy mnie siostry Aliny, z którą mogłabym posiedzieć, a może nawet zaprosić paru znajomych.
Podłączyłam iPoda do stacji dokującej Bose mojego ojca, która stała w tej chwili na stoliku obok mnie. Odtwarzała radośnie kolekcję piosenek, którą przygotowałam specjalnie z myślą o opalaniu nad basenem. Składało się na nią ponad sto przebojów jednego sezonu z ostatnich kilku dziesięcioleci, jak również kilka innych, które wywoływały uśmiech na mojej twarzy – radosna, bezmyślna muzyka towarzysząca radosnym, bezmyślnym chwilom. W tej chwili rozbrzmiewał stary przebój Louisa Armstronga „What a wonderful world”. Należę do pokolenia, które uważa, że cynizm i rozczarowanie są na topie, ale czasem czuję się w nim nieco obco. Trudno.
Pod ręką miałam wysoką szklankę z mrożoną słodką herbatą, a obok telefon, na wypadek gdyby mama i tato przybili do brzegu wcześniej niż się spodziewałam. Mieli dotrzeć na kolejną wyspę dopiero następnego dnia, ale już dwukrotnie zdarzyło im się wylądować wcześniej niż wynikało z harmonogramu. Ponieważ przed kilkoma dniami przypadkiem wrzuciłam komórkę do basenu, nosiłam wszędzie słuchawkę telefonu bezprzewodowego, żeby przypadkiem nie przegapić dzwonka.
Szczerze mówiąc, potwornie tęskniłam za rodzicami.
Zaraz po ich wyjeździe cieszyło mnie, że pobędę trochę w samotności. Kiedy moi rodzice są na miejscu, dom zaczyna czasem przypominać dworzec kolejowy, przychodzą przyjaciółki mamy, kumple taty od golfa, wpadają panie z kółka kościelnego, a do tego dzieciaki sąsiadów zaglądają pod takim czy innym pretekstem, niby przypadkiem ubrane w stroje kąpielowe – rany, czyżby czekały na zaproszenie?
Ale po dwóch tygodniach upragnionej samotności zaczynałam się nią dławić. Obszerny dom wydawał się boleśnie cichy, szczególnie wieczorami. W porze kolacji czułam się zagubiona. I głodna. Mama jest świetną kucharką, a mnie szybko obrzydły frytki, pizza i makaron z serem. Nie mogłam się doczekać jednego z jej obiadów składających się z pieczonego kurczaka, tłuczonych ziemniaków, surówki z kapusty i placka brzoskwiniowego z bitą śmietaną. Nawet zrobiłam już zakupy, napełniając lodówkę wszystkim, czego mogła potrzebować.
Uwielbiam jeść. Na moje szczęście, nie widać tego po mnie. Mam biust i biodra, ale szczupłą talię i uda. To zasługa doskonałego metabolizmu, choć mama powtarza: „Ha, zaczekaj, aż dobijesz trzydziestki. A później czterdziestki i pięćdziesiątki”. Tata mówi: „Więcej do kochania, Rainey” i posyła mamie spojrzenie, które zmusza mnie do gwałtownego skupienia się na czymś innym. Czymkolwiek innym. Uwielbiam moich rodziców, ale istnieje coś takiego jak ZDI. „Za dużo informacji”.
Tak czy inaczej, wiodę cudowne życie, poza tęsknotą za rodzicami i odliczaniem dni do powrotu mojej siostry Aliny z Irlandii, ale to są problemy chwilowe i wkrótce zostaną naprawione. Już niedługo moje życie znów będzie doskonałe.
Czy jeśli ktoś jest zbyt szczęśliwy, kusi w ten sposób Fatum do przecięcia jednej z najważniejszych nici jego życia?
Kiedy zadzwonił telefon, myślałam, że to rodzice.
Myliłam się.
• • •
To zabawne, jak malutka, nieznacząca, powtarzana dziesiątki razy dziennie czynność może stać się linią demarkacyjną.
Podniesienie słuchawki. Naciśnięcie przycisku „odbierz”.
Nim go nacisnęłam – wedle mojej najlepszej wiedzy – moja siostra Alina żyła. W chwili, gdy go nacisnęłam, moje życie rozszczepiło się na dwie odmienne epoki: Przed rozmową i Po niej.
Przed rozmową nie miałam potrzeby używać określeń takich jak „demarkacyjna”, tych wielkich i poważnych słów, które znałam tylko dlatego, że tak dużo czytałam. Przed unosiłam się w życiu od jednej szczęśliwej chwili do drugiej. Przed sądziłam, że wiem wszystko. Sądziłam, że wiem, kim jestem, gdzie pasuję i jak dokładnie będzie wyglądać moja przyszłość.
Przed sądziłam, że mam przyszłość.
Po zaczęłam odkrywać, że tak naprawdę nigdy nic nie wiedziałam.
• • •
Musiały minąć dwa tygodnie od chwili, gdy dowiedziałam się, że moja siostra została zamordowana, aż ktokolwiek zrobił cokolwiek poza umieszczeniem jej w ziemi w zamkniętej trumnie, przykryciem grobu różami i rozpaczaniem.
Rozpaczanie nie mogło przywrócić jej życia, a ja z pewnością nie czułam się lepiej ze świadomością, że ten, kto ją zabił, gdzieś tam chodzi sobie swobodnie, szczęśliwy na swój chory, psychotyczny sposób, podczas gdy moja siostra leży zimna i biała pod dwoma metrami ziemi.
Te dwa tygodnie na zawsze pozostaną dla mnie niewyraźne. Przepłakałam cały ten czas, łzy zamgliły mój wzrok i wspomnienia. Te łzy nie były świadome. To moja dusza przeciekała. Alina była nie tylko moją siostrą, ale i najlepszą przyjaciółką. Choć przez ostatnie osiem miesięcy studiowała na Trinity College w Dublinie, bez przerwy wysyłałyśmy do siebie mejle, a raz w tygodniu rozmawiałyśmy przez telefon, dzieląc się wszystkim i niczego przed sobą nie ukrywając.
A może tak mi się tylko wydawało. Rany, ale się pomyliłam.
Planowałyśmy wynająć razem mieszkanie, kiedy wróci do domu. Miałyśmy zamiar przenieść się do metropolii, gdzie ja w końcu zajęłabym się na poważnie studiami, a Alina pracowałaby w tym czasie nad swoim doktoratem na tym samym uniwersytecie w Atlancie. Nie było tajemnicą, że w naszej rodzinie to siostra zagarnęła dla siebie całą ambicję. Po szkole średniej wystarczała mi praca barmanki w The Brickyard przez cztery albo pięć wieczorów w tygodniu. Mieszkałam z rodzicami i oszczędzałam większość zarobków. Do tego od czasu do czasu uczęszczałam na zajęcia na naszej miejscowej Szkole Wyższej Tego i Owego (jeden lub dwa kursy w semestrze, zazwyczaj w stylu „Jak korzystać z internetu” albo „Savoir-vivre w podróży”, co raczej nie zachwycało mojej rodzinki). Tco pozwalało rodzicom zachować nadzieję, że kiedyś wreszcie skończę studia i dostanę Prawdziwą Pracę w Prawdziwym Świecie.
Kiedy przed miesiącami pożegnałam się z nią na lotnisku, nawet mi na myśl nie przyszło, że już nigdy nie zobaczę jej żywej. Alina była równie stała jak wschody i zachody słońca. Była zaczarowana. Miała dwadzieścia cztery lata, ja dwadzieścia dwa. Spodziewałyśmy się, że będziemy żyć wiecznie. Od trzydziestki dzieliły nas miliony lat świetlnych. Czterdziestka była w innej galaktyce. Śmierć? Ha. Śmierć to coś, co przytrafia się naprawdę starym ludziom.
Nie.
Po dwóch tygodniach mgła łez zaczęła się nieco podnosić. Nie przestałam odczuwać bólu. Myślę, że po prostu pozbyłam się z ciała ostatniej kropli wilgoci, która nie była absolutnie niezbędna do jego funkcjonowania. A wściekłość była wodą dla mojej wysuszonej duszy. Chciałam dostać odpowiedzi. Chciałam sprawiedliwości.
Chciałam zemsty.
Wydawało się, że jestem jedyna.
Parę lat temu chodziłam na zajęcia z psychologii, na których dowiedziałam się, że ludzie radzą sobie ze śmiercią, przechodząc przez kolejne etapy żałoby. Nie miałam okazji nurzać się w odrętwieniu wyparcia, które ponoć stanowiło pierwszy etap. W ciągu jednego uderzenia serca przeskoczyłam od otępienia do cierpienia. Ponieważ mama i tato byli na wyjeździe, to ja musiałam zidentyfikować jej ciało. Nie wyglądało ładnie i nie mogłam w żaden sposób zaprzeczyć, że Alina nie żyje.
1 2 »

Komentarze

23 V 2011   15:34:12

Ech...i kolejna książka z serii zwyczajna dziewczyna, inna niż wszyscy a jednocześnie taka sama jak tłum innych, tajemnica, istoty nie z tego świata i na koniec trafi się jeszcze przystojny chłopka. Szalenie pasjonujące.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.