Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Rebecca Skloot
‹Nieśmiertelne życie Henrietty Lacks›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNieśmiertelne życie Henrietty Lacks
Tytuł oryginalnyThe Immortal Life of Henrietta Lacks
Data wydania8 czerwca 2011
Autor
PrzekładUrszula Gardner
Wydawca Sonia Draga
ISBN978-83-7508-342-2
Format392s. oprawa twarda
Cena39,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Nieśmiertelne życie Henrietty Lacks

Esensja.pl
Esensja.pl
Rebecca Skloot
1 2 3 4 »
Przedstawiamy fragment książki Rebekki Skloot „Nieśmiertelne życie Henrietty Lacks”. Książka ukaże się nakładem wydawnictwa Sonia Draga.

Rebecca Skloot

Nieśmiertelne życie Henrietty Lacks

Przedstawiamy fragment książki Rebekki Skloot „Nieśmiertelne życie Henrietty Lacks”. Książka ukaże się nakładem wydawnictwa Sonia Draga.

Rebecca Skloot
‹Nieśmiertelne życie Henrietty Lacks›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNieśmiertelne życie Henrietty Lacks
Tytuł oryginalnyThe Immortal Life of Henrietta Lacks
Data wydania8 czerwca 2011
Autor
PrzekładUrszula Gardner
Wydawca Sonia Draga
ISBN978-83-7508-342-2
Format392s. oprawa twarda
Cena39,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
2
Clover
Henrietta Lacks urodziła się jako Loretta Pleasant w Roanoke, w stanie Wirginia, 1 sierpnia 1920 roku. Nikt nie wie, w jaki sposób została Henriettą. Akuszerka imieniem Fannie przyjęła ją na świat w małej szopie przy ślepej drodze z widokiem na zajezdnię kolejową, gdzie stawały i skąd ruszały każdego dnia setki wagonów towarowych. Henrietta mieszkała w tym domu razem ze swoimi rodzicami i ośmiorgiem starszego rodzeństwa aż do 1924 roku, kiedy jej matka, Eliza Lacks Pleasant, zmarła, wydając na świat swoje dziesiąte dziecko.
Ojciec Henrietty, Johnny Pleasant, był przysadzistym mężczyzną poruszającym się o lasce, którą często bijał ludzi. Rodzinna fama głosi, że zabił rodzonego brata za próby spoufalania się z Elizą. Johnny nie miał cierpliwości do wychowywania dzieci, toteż gdy Eliza umarła, zabrał je wszystkie z powrotem do Clover w stanie Wirginia, gdzie jego rodzina nadal uprawiała pole tytoniowe, na którym przodkowie pracowali jako niewolnicy. Nikt w Clover nie był w stanie przyjąć dziesięciorga dzieci naraz, więc krewni podzielili je między siebie – jedno do tego kuzyna, drugie do tamtej ciotki. Henriettą zaopiekował się jej dziadek Tommy Lacks.
Tommy mieszkał w składającej się z czterech pomieszczeń chacie z bali, dawnej kwaterze niewolników: z podłogą z desek, gazowymi lampami i wodą przynoszoną przez Henriettę z potoku w dolince. Chata stała na zboczu wzniesienia, gdzie hulający wiatr wdzierał się przez szczeliny w ścianach. W środku było tak zimno, że kiedy ktoś z rodziny umierał, krewni trzymali jego ciało w głównym korytarzu przez wiele dni, żeby ludzie mogli przyjść i pożegnać się ze zmarłym. Później odbywał się pogrzeb z tyłu za chatą.
Dziadek Henrietty wychowywał już innego swojego wnuka, którego jedna z jego córek zostawiła po porodzie na gołych deskach podłogi. Chłopiec nazywał się David Lacks, ale wszyscy mówili na niego Day, ponieważ mieszkańcy Południa, zaciągając z wiejska, słowo „dom” wymawiali jako „dum”, a imię „David” jako „Day”.
Mały Day był jednym z tych dzieci, które nazywano „zakradkami”: mężczyzna nazwiskiem Johnny Coleman przejeżdżał przez miasto; dziewięć miesięcy później pojawił się Day. Dwunastoletnia kuzynka i akuszerka imieniem Munchie przyjęła go na świat sinego jak chmura gradowa i z bezdechem. Biały lekarz przyszedł do chaty w meloniku i z laseczką, wpisał „martwo urodzony” na akcie urodzenia Daya i wrócił do miasta zaprzężoną w konia bryczką, pozostawiając za sobą chmurę czerwonego kurzu.
Munchie modliła się, kiedy odjeżdżał: Dobry Boże, wiem, że nie chciałeś zabierać tego dziecka. Wykąpała Daya w wanience z ciepłą wodą, potem położyła go na czystym prześcieradle i tak długo pocierała i poklepywała jego klatkę piersiową, aż zachłysnął się pierwszym oddechem i jego sina skóra nabrała cieplejszego, jasnobrązowego koloru.
Kiedy Johnny Pleasant podrzucił Henriettę dziadkowi Tommy’emu, ona miała cztery lata, a Day był dziewięciolatkiem. Nikt nawet nie przypuszczał, że Henrietta spędzi resztę życia z Dayem – najpierw jako kuzynka dorastająca w domu dziadka, a później jako jego żona.
W dzieciństwie Henrietta i Day wstawali co dzień o czwartej rano, żeby wydoić krowy i nakarmić kurczęta, świniaki i konie. Doglądali ogródka, w którym rosła kukurydza, orzacha i zielenina, a następnie szli na pole tytoniowe ze swoimi kuzynami, Cliffem, Fredem, Sadie, Margaret i zgrają pozostałych. Większość młodości spędzili pochyleni na tych polach, sadząc tytoń za pługami ciągniętymi przez muły. Każdej wiosny odrywali szerokie zielone liście od łodyg i zbierali je w małe wiązki – palcami spierzchniętymi i klejącymi się od żywicy nikotynowej – następnie wspinali się po krokwiach dziadkowej stodoły na tytoń i zawieszali je pod kalenicą do suszenia. Każdego letniego dnia modlili się o burzę, która by im schłodziła spieczoną słońcem skórę. Kiedy nadciągał deszcz, wrzeszcząc biegli przez pola i zagarniali łapczywie dojrzałe owoce i orzechy włoskie, które wiatr postrącał z drzew.
Jak większość członków rodziny, Day Lacks nie ukończył szkoły: poprzestał na czterech klasach, ponieważ rodzinie były potrzebne ręce do pracy na polu tytoniowym. Jednakże Henrietta pozostała w szkole aż do szóstej klasy. W trakcie roku szkolnego, po zadbaniu o ogródek i żywinę, każdego ranka maszerowała dwie mile – obok szkoły dla białych dzieci, które rzucały w nią kamieniami i drwiły z niej – do szkoły dla kolorowych: składającego się z trzech pomieszczeń drewnianego budynku gospodarskiego ukrytego w cieniu rozłożystych drzew, z placem od frontu, gdzie pani Coleman kazała chłopcom i dziewczętom bawić się po przeciwnych stronach. Po skończonych lekcjach, i zawsze gdy nie było nauki, Henrietta pracowała na polu z Dayem i kuzynami.
Kiedy była ładna pogoda, po pracy młodzi biegli prosto do sadzawki, którą robili co roku, stawiając na potoku za domem zaporę z wrzuconych do nurtu kamieni, patyków, worków z piaskiem i wszystkiego, co dało się zatopić. Ciskali do wody kamienie, żeby przepłoszyć jadowite mokasyny błotne, po czym z pluskiem skakali z konarów drzew lub nurkowali z rozmiękłych brzegów.
O zmroku rozpalali ogniska, do których wrzucali kawałki starych butów, żeby odgonić komary, i przyglądali się gwiazdom spod wielkiego dębu, na którym zamontowali linę do rozhuśtywania się. Bawili się w berka i chodzi lisek w koło drogi, grali w klasy i tańczyli na polu, śpiewając, dopóki dziadek Tommy nie wrzasnął na wszystkich, żeby szli spać.
Każdego wieczoru kładli się pokotem w ciasnej przestrzeni na stryszku drewnianej kuchni stojącej parę stóp od chaty. Leżeli jedno przy drugim – opowiadając sobie historyjki o bezgłowym farmerze, który nawiedza uliczki nocą, albo o mężczyźnie bez oczu, który żyje opodal potoku – aż w końcu zasypiali i spali dopóty, dopóki ich babcia Chloe nie rozpaliła pod piecem i nie dotarł do nich zapach świeżych bułek.
W sezonie zbiorów w jeden wieczór każdego miesiąca dziadek Tommy zaprzęgał po kolacji konie i szykował się do wyjazdu do South Boston, gdzie odbywał się drugi co do wielkości w kraju targ tytoniu razem z paradami tytoniowymi i pokazami Miss Tobacco i gdzie mieścił się port, z którego statki zabierały ususzone liście, żeby mogli je palić ludzie na całym świecie.
Przed opuszczeniem domu Tommy zwoływał młodych kuzynów, którzy mościli się na prostym wozie załadowanym tytoniowymi liśćmi, a potem walczyli z opadającymi powiekami tak długo, aż nie ukołysał ich do snu miarowy chód koni. Podobnie jak inni farmerzy z całej Wirginii, Tommy Lacks z wnuczętami podróżował nocą, aby dostarczyć swoje zbiory do South Boston, gdzie wszyscy zjawiali się skoro świt – jeden wóz za drugim – i czekali na otwarcie wielkich zielonych drewnianych wrót punktu skupu.
Po przybyciu na miejsce Henrietta z kuzynami pomagała wyprząc konie i nasypać im obroku do koryta, a później rozładować rodzinny zbiór tytoniu na drewnianą podłogę skupu. Licytator wykrzykiwał liczby, które odbijały się echem w ogromnym, przestronnym pomieszczeniu z sufitem na wysokości niemal trzydziestu stóp, upstrzonym okienkami zapyziałymi od wieloletniego brudu. Podczas gdy Tommy Lacks stał przy swoim tytoniu, modląc się o dobrą cenę, Henrietta i jej kuzynowie biegali wokół pryzm i małpowali licytatora, szybko wyrzucając z siebie niezrozumiałe słowa. Wieczorem pomagali Tommy’emu zaciągnąć niesprzedany tytoń na dół, do piwnicy, gdzie liście zamieniały się w wyrko dla dzieci. Biali farmerzy spali na górze, na stryszkach i w osobnych pokojach; czarni spędzali noc w mrocznych trzewiach punktu skupu razem z końmi, mułami i psami, na zakurzonym klepisku poprzedzielanym drewnianymi zagrodami dla inwentarza i z górami pustych butelek po alkoholu sięgającymi prawie do sufitu.
Noce w skupie sprowadzały się do picia, hazardu, prostytucji – tak farmerzy spożytkowywali sezonowe zarobki. Sporadycznie zdarzało się morderstwo. Ze swego tytoniowego łoża dzieci przyglądały się belkom stropowym grubości drzew, odpływając w sen przy wtórze śmiechów, brzęczenia butelek i woni suszonego tytoniu.
Rankiem wskakiwali na wóz z niesprzedanym tytoniem i wyruszali w długą podróż powrotną. Ci z kuzynostwa, którzy zostali w Clover, wiedzieli, że wycieczka do South Boston oznacza ucztę dla wszystkich – kawałek sera, a może i pęto kiełbasy bolońskiej – wystawali więc godzinami na Main Street, czekając na wóz, który następnie odprowadzali pod chatę.
Szeroka pylista Main Street w Clover była pełna samochodów Ford model A i wozów ciągniętych przez muły i konie. Staruszek Snow miał pierwszy traktor w okolicy i podjeżdżał nim pod sklep, jakby to był samochód – z gazetą zatkniętą pod ramię i swoimi dwoma psami, Cadillakiem i Danem, popiskującymi obok niego. Na Main Street było kino, bank, jubiler, gabinet lekarski, sklep żelazny i parę kościołów. Przy dobrej pogodzie biali mężczyźni w szelkach, cylindrach i z długimi cygarami – wszyscy, od burmistrza przez lekarza do grabarza – stali na ulicy, popijając whiskey z butelek po soku, rozmawiając albo grając w warcaby na drewnianej beczce przed apteką. Ich żony plotkowały w sklepie wielobranżowym, podczas gdy ich dzieci zasypiały rządkiem na ladzie z główkami opartymi na długich belach tkanin.
1 2 3 4 »

Komentarze

03 VI 2011   19:06:32

Witam, własnie jestem w trakcie czytania oryginału. Wybaczcie ale jest o niebo lepszy. Tłumaczenie jest fatalne, wygląda jakby komputer z nienajlepszym programem to robil.
Oryginał ma swój styl i rytm.

03 X 2011   16:26:57

superancka książka

11 IX 2012   20:23:02

to przetłumacz

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.