Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Adam LeBor
‹Protokół budapesztański›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułProtokół budapesztański
Tytuł oryginalnyBudapest Protocol
Data wydania8 czerwca 2011
Autor
PrzekładMaria Kabat
Wydawca Sonia Draga
ISBN978-83-7508-341-5
Format450s.
Cena39,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Protokół budapesztański

Esensja.pl
Esensja.pl
Adam LeBor
1 2 3 »
Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Adama LeBora „Protokół budapesztański”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Sonia Draga.

Adam LeBor

Protokół budapesztański

Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Adama LeBora „Protokół budapesztański”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Sonia Draga.

Adam LeBor
‹Protokół budapesztański›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułProtokół budapesztański
Tytuł oryginalnyBudapest Protocol
Data wydania8 czerwca 2011
Autor
PrzekładMaria Kabat
Wydawca Sonia Draga
ISBN978-83-7508-341-5
Format450s.
Cena39,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Prolog
Budapeszt, listopad 1944
Tylko nieliczni mogli liczyć na pochówek.
Miklos Farkas przekroczył zamarznięte ciało kobiety i otworzył walizkę, na której wciąż zaciśnięta była jej dłoń. Walizka okazała się pusta. Miklos, opatulony w swój cienki płaszcz, ruszył szybkim krokiem Bulwarem Karola. Instynkt samozachowawczy już dawno zabił w nim wszelkie poczucie wstydu, które mógłby odczuwać, przeszukując zwłoki. Chodnik był pokryty grubą warstwą lodu, śnieg mocno sypał. Lodowaty wiatr smagał Miklosowi twarz. Czuł w ustach smak pyłu unoszącego się nad zrujnowanymi kamienicami. W powietrzu rozchodził się zapach dymu i kordytu. Na środku drogi leżał martwy koń. Brama getta przy ulicy Dohány była jakieś dziewięćdziesiąt metrów za nim. Od miejsca docelowego, kwatery głównej SS, mieszczącej się obecnie w hotelu Savoy, dzieliło go siedem minut marszu.
Z mroku wyłonili się dwaj żołnierze i na widok Miklosa uśmiechnęli się chciwie. Jeden z nich, wysoki i szczupły, ze spiczastym nosem i długimi wąsami, do płaszcza miał przypiętą srebrną mezuzę, pojemnik z małym pergaminowym zwojem wieszany przez Żydów na drzwiach domów. Drugi mężczyzna, niski i rumiany, przestępował nerwowo z nogi na nogę. Obaj ubrani byli w wojskowe płaszcze i czapki, a na ich opaskach na rękach widniał strzałokrzyż. Buty owinęli warstwami pergaminu pokrytym hebrajskimi literami – spływający z niego atrament wsiąkał w śnieg.
Wysoki żołnierz z całej siły uderzył Miklosa w brzuch kolbą karabinu. Ten stracił na chwilę dech, zachwiał się na oblodzonej ziemi i zgiął wpół. Zaraz jednak się wyprostował i podniósł prawą rękę. Serce waliło mu jak oszalałe.
– Odwagi, bracia – powitał ich pozdrowieniem strzałokrzyżowców. – Nie zauważyłem was wcześniej – powiedział, podając im dokumenty z nadzieją, że nie zauważą, jak trzęsą mu się ręce.
Niższy zaczął krążyć wokół Miklosa. Zmierzył go wzrokiem od stóp do głów, szturchając go co rusz trzymanym w ręku pistoletem.
– Bracia? Nie sądzę. Wyglądasz mi raczej na Żyda. – Wypowiadał te słowa głosem podekscytowanego uczniaka.
– Ja? Żyd? Jeśli ktoś tu wygląda na Żyda, to prędzej ty. Zastrzel mnie, jeśli chcesz – oznajmił z pogardą Miklos, po czym splunął na ziemię. – Ale będziesz się z tego tłumaczył przed SS.
– Przed SS? To się jeszcze okaże. – Wysoki żołnierz uśmiechnął się szyderczo. – Tu są Węgry, a nie Niemcy. – To mówiąc, przycisnął lufę karabinu do gardła Miklosa, dokładnie między szyją a podbródkiem, zmuszając go w ten sposób do odchylenia głowy w tył. Miklos jęknął z bólu.
– Głowa do góry, właśnie tak, do góry. Według papierów jesteś Miklos Kovacs, metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, brązowe włosy, niebieskie oczy – wyliczał, przyglądając się uważnie Miklosowi. Zajrzał do dokumentów. – Masz pozwolenie od Niemców na przebywanie poza gettem po godzinie policyjnej ze względu na pracę, jaką wykonujesz w hotelu Savoy. Pięknie. Ale to nie wystarczy, Miklosie Kuhn – powiedział, dociskając mocniej lufę karabinu.
– Nazywam się Miklos Kovacs. Jest to wyraźnie napisane w dokumentach – odparł Miklos, próbując przełknąć ślinę.
– Kuhn, Cohen, jak zwał tak zwał. Zobaczmy, kim jesteś naprawdę. Odmawiaj swoje pacierze – zażądał mężczyzna, odsuwając lufę karabinu.
Dla Niemców zabijanie Żydów było zwykłą robotą, ale dla strzałokrzyżowców, ich węgierskich sprzymierzeńców, przyjemnością. Szczególnie teraz, kiedy zbliżali się Rosjanie.
– Ojcze nasz, któryś jest w niebie. – Miklos zakasłał, ale już po chwili kontynuował. – Święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja, jako w niebie tak i na ziemi. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. I odpuść nam nasze winy…
– Kończ już – warknął żołnierz. Znad rzeki dobiegł odgłos eksplozji, od której zatrzęsły się szyby w okolicznych budynkach. – Pospiesz się.
Miklos płynnie recytował dalej:
– Bo Twoje jest królestwo, potęga i chwała na wieki. Amen. – Na koniec przeżegnał się starannie.
Wyższy żołnierz opuścił karabin. Przyglądał się teraz Miklosowi, podkręcając wąsa.
– Nieźle, całkiem nieźle. Ale co to za sztuka nauczyć się modlitwy. Spodnie w dół.
– Ano właśnie, tego nie ma jak się nauczyć – powiedział piskliwie drugi mężczyzna.
– Oszaleliście? Zamarznie mi i odpadnie! – zaprotestował Miklos.
Wysoki zamachnął się i mocno uderzył go w klatkę piersiową kolbą karabinu.
Ze mną się nie dyskutuje – wycedził powoli.
Miklos się zachwiał. Siła ciosu pchnęła go na ścianę.
Pośliznął się na lodzie i upadł, uderzając policzkiem o chodnik. Chwycili go pod ręce i szarpnęli nim tak, żeby uklęknął. Niski wykręcił mu rękę za plecami i śmiejąc się, przycisnął pistolet do jego karku.
– Czyja teraz kolej? – zapytał.
– Nie pamiętam – odpowiedział jego towarzysz – Chyba ja załatwiałem ostatniego. Czy ty?
Miklos trząsł się, czuł, że po plecach spływa mu lodowata strużka potu. Próbował przywołać w pamięci obraz swojej żony Ruth, ale przed oczami miał tylko szary, oblodzony chodnik. Ogarnęła go wściekłość. „Nie teraz. Nie w taki sposób”. Próbował się wyrwać, ale niski jeszcze mocniej szarpnął jego wykręconą na plecach rękę. Poczuł, jak przeszywa go ostry ból. Wyższy żołnierz wymierzył do niego z broni. Miklos znieruchomiał, zamknął oczy i przygryzł wargę; szybko wciągał i wypuszczał powietrze z płuc.
– Zrób sobie przysługę, Kuhn, i nie ruszaj się, a wszyscy będziemy mieć to z głowy szybko i bezboleśnie. Inaczej będzie niezły bałagan.
W tym momencie podjechał do nich czarny lśniący grosser mercedes z nazistowskimi proporczykami przy przednich reflektorach. Zatrzymał się gwałtownie, ślizgając się nieco na oblodzonej drodze. Drzwi auta gwałtownie się otworzyły. Wysiadł z niego oficer SS w pełnym umundurowaniu. Jego adiutant opuścił pojazd z drugiej strony – w rękach trzymał pistolet maszynowy gotowy do strzału. Obydwaj stanęli naprzeciwko Węgrów.
Halt! Opuścić broń! – rozkazał oficer.
Węgrzy wykonali polecenie i odsunęli się. Miklos wstał powoli, z rękami w górze. Niemcy podeszli do niego szybkim krokiem. Wysoki żołnierz uśmiechnął się nerwowo, wskazując na Miklosa:
– Jest do waszej dyspozycji. Żyd.
Oficer SS wyciągnął z kabury swojego lugera i wycelował w strzałokrzyżowców. Dźwięk wystrzału odbił się głośnym echem, a kula wydrążyła dużą dziurę w ścianie tuż za nimi. Mężczyźni odskoczyli nerwowo, wystraszeni i zszokowani. Oficer SS wystrzelił jeszcze dwa razy – tuż przy nogach każdego z nich. Niski zaczął się trząść z przerażenia. Obok jego nogi zaczęła się formować niewielka, żółta kałuża.
Miklos opuścił ręce i wytarł zakrwawione usta, patrząc wyczekująco na Niemca. Był to wysoki blady mężczyzna o bardzo jasnych, niemal białych włosach, ostrych rysach, niebieskich oczach i inteligentnym spojrzeniu. Lewy rękaw jego płaszcza był pusty. Friedrich Vautker, najmłodszy puł kownik Waffen SS – jego promocja została przyspieszona w związku z wojną – kiwnął głową Miklosowi, a ten uczynił to samo. Jego serce wciąż biło jak oszalałe.
– Ten człowiek pracuje dla nas, czy to jasne, węgierskie dupki? – wrzasnął Vautker. – Śmierdzi od was gorzałą. Nic dziwnego, że Rosjanie są już niedaleko.
Vautker schował broń. Zerwał srebrną mezuzę z płaszcza jednego z Węgrów. Nadjechała wojskowa ciężarówka wiozą ca niemieckich żołnierzy na front. Kierowca zwolnił i oceniając sytuację jednym krótkim spojrzeniem, zatrzymał się.
– Jakiś problem? – zapytał. Silnik warczał nierówno na rozwodnionej benzynie. Kilku niemieckich żołnierzy odwróciło się z ciekawością w ich stronę.
– Nie, w porządku – odparł Vautker. – A wy dokąd jedziecie?
– Do sektora wschodniego. Dostajemy łomot od czerwonych. Dowództwo stwierdziło, że za mało tam naszych.
Vautker kiwnął ręką w stronę strzałokrzyżowców.
– Weźcie ich ze sobą. Na pierwszą linię frontu.
Węgrzy próbowali protestować, jednak sześciu krzepkich żołnierzy zeskoczyło z ciężarówki i wepchnęło ich na pakę. Kiedy odjeżdżali, strzałokrzyżowcy zawodzili jak małe dzieci.
Esesman przez chwilę ważył w dłoni srebrną mezuzę, po czym podał ją Miklosowi.
– Weźcie to ze sobą, Herr Kovacs. To chyba jest coś warte. A teraz wsiadajcie do samochodu.
• • •
1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.