Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Joego Abercrombiego „Bohaterowie”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa MAG.
Joe Abercrombie
Bohaterowie
Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Joego Abercrombiego „Bohaterowie”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa MAG.
Joe Abercrombie
‹Bohaterowie›
– Szlag, jestem już na to za stary – mruknął Gnat pod nosem, co drugi krok krzywiąc się pod wpływem bólu w chorym kolanie. Najwyższy czas skończyć z wojaczką. Już dawno powinien to zrobić. Po całym dniu uczciwej pracy będzie siadywał na werandzie i paląc fajkę z uśmiechem spoglądał na słońce chowające się za taflą wody. Co prawda, nie ma domu, ale kiedy już jakiś znajdzie, będzie to pierwszorzędny dom.
Przeszedł przez lukę w walącym się murze, czując, że serce wali mu jak stolarski młotek. Po części za sprawą długiej wspinaczki po stromym zboczu, dzikiej trawy przytrzymującej mu buty i agresywnego wiatru, który usiłował go przewrócić. Jednakże tak naprawdę, przede wszystkim pod wpływem strachu, że zabiją go na szczycie. Nigdy nie udawał, że jest odważny, a z wiekiem stał się jeszcze większym tchórzem. To dziwne – im mniej lat mamy do stracenia, tym bardziej obawiamy się ich utraty. Może człowiek przy urodzeniu otrzymuje pewien przydział odwagi, który zużywa za każdym razem, gdy wpada w tarapaty.
Gnat wielokrotnie wpadał w tarapaty i wyglądało na to, że teraz znów tego nie uniknie.
Gdy wreszcie znalazł się na równym terenie, przez chwilę odpoczywał zgięty wpół, ocierając łzy z oczu podrażnionych wiatrem. Próbował stłumić kaszel, co jedynie sprawiło, że ten zabrzmiał głośniej. W ciemności przed nim wznosili się Bohaterowie, olbrzymie dziury w nocnym niebie, w których nie świeciły gwiazdy. Co najmniej czterokrotnie wyżsi od człowieka, zapomniani giganci porzuceni na swoim wzgórzu wśród podmuchów przenikliwego wiatru, uparcie strzegący pustki.
Gnat zaczął się zastanawiać, ile waży każda z tych olbrzymich kamiennych brył. Chyba tylko zmarli wiedzą, jak wciągnięto tutaj te przeklęte głazy, oraz kto to zrobił i po co. Jednak zmarli nie zamierzali niczego zdradzić, a Gnat nie miał zamiaru do nich dołączyć, by się tego dowiedzieć.
Już widział słaby blask ogniska otaczający nierówne krawędzie kamieni. Słyszał trajkoczące głosy zagłuszające cichy pomruk wiatru. To mu przypomniało o podejmowanym ryzyku i ogarnęła go nowa fala strachu. Strach to zdrowe uczucie, dopóki zmusza nas do myślenia. Dawno temu powiedział mu tak Rudd Trójdrzewiec. Gnat dokładnie wszystko przemyślał i uznał, że to dobre rozwiązanie. A raczej najmniej złe, lecz czasami nie można liczyć na więcej.
Dlatego wziął głęboki wdech, próbując sobie przypomnieć, jak się czuł, gdy był młody, miał zdrowe stawy i o nic nie dbał, po czym przeszedł przez jedną z luk między starymi głazami.
Może w dawnych czasach było to święte miejsce, kamienie wypełniała wysoka magia, a wkroczenie do kręgu bez zaproszenia stanowiło najgorszą zbrodnię. Teraz, nawet jeśli jacyś dawni Bogowie poczuli się obrażeni, to w żaden sposób tego nie okazali. Jedynie wiatr ucichł do żałosnego westchnienia. Na świecie nie pozostało wiele magii, podobnie jak świętości. Takie nastały czasy.
Słabe pomarańczowe światło tańczyło na pobrużdżonej powierzchni kamieni zbryzganych mchem, oplątanych ciernistymi krzakami, pokrzywami i trawą. W ciągu kilkuset lat jeden z głazów złamał się w połowie, a dwa kolejne runęły, pozostawiając luki niczym braki w uzębieniu uśmiechniętej czaszki.
Gnat naliczył ośmiu mężczyzn, przykucniętych wokół targanego wiatrem obozowego ogniska, ubranych w połatane peleryny i znoszone płaszcze, mocno owiniętych podartymi kocami. Blask ognia migotał na posępnych brodatych twarzach poznaczonych bliznami i pokrytych szczeciną. Migotał na krawędziach tarcz i ostrzach. Mieli mnóstwo broni. Na pierwszy rzut oka przypominali nocną drużynę Gnata i zapewne niezbyt się od niej różnili, choć większość była młodsza. Gnatowi nawet przez chwilę wydawało się, że jeden z mężczyzn, zwrócony bokiem, to Jutlan. Poczuł przyjemny dreszcz, a słowa powitania już cisnęły mu się na usta, ale wtedy przypomniał sobie, że Jutlan od dwunastu lat spoczywa w ziemi, a on wypowiedział te słowa nad jego grobem.
Może na świecie jest ograniczona liczba twarzy i gdy żyje się dostatecznie długo, zaczynają się powtarzać.
Gnat uniósł ręce zwrócone dłońmi do przodu, starając się powstrzymać ich drżenie.
– Co za miły wieczór!
Twarze gwałtownie zwróciły się w jego stronę. Dłonie złapały za broń. Gdy jeden z mężczyzn chwycił łuk, Gnatowi żołądek podszedł do gardła, ale zanim wojownik zdążył napiąć cięciwę, jego towarzysz wyciągnął rękę i go powstrzymał.
– Spokojnie, Czerwony Kruku – odezwał się potężny starzec z bujną splątaną siwą brodą. Trzymał na kolanach lśniące obnażone ostrze. Gnat szeroko się uśmiechnął, ponieważ znał tę twarz i wiedział, że jego szanse właśnie wzrosły.
Starca nazywano Czerstwym. Był Imiennym, którego Gnat pamiętał z dawnych czasów. W kilku bitwach walczyli ramię w ramię, chociaż częściej stawali naprzeciwko siebie. Jednakże Czerstwy cieszył się dobrą reputacją. Był wytrawnym wojownikiem, który najpierw myśli i zadaje pytania, a dopiero potem zabija, co stanowiło coraz rzadziej praktykowane podejście. Poza tym wyglądało na to, że dowodzi tą drużyną, ponieważ na jego polecenie Czerwony Kruk opuścił z nadąsaną miną łuk, co Gnat powitał z ulgą. Nie chciał, by tej nocy ktokolwiek zginął, i nie wstydził się przyznać, że najbardziej zależy mu na tym w odniesieniu do siebie samego.
Wciąż musi przetrwać kilka godzin mroku i mnóstwo ostrej stali.
– Na spokój zmarłych. – Czerstwy siedział nieruchomo jak Bohaterowie, ale jego umysł pracował na najwyższych obrotach. – Jeśli się nie mylę, to Curnden Gnat właśnie wyłonił się z ciemności.
– Nie mylisz się. – Gnat powoli zbliżył się o kilka kroków, wciąż trzymając uniesione ręce, starając się ze wszystkich sił wyglądać beztrosko, choć ciążyły na nim nieprzyjazne spojrzenia ośmiu par oczu.
– Trochę posiwiałeś, Gnacie.
– Ty także, Czerstwy.
– No wiesz, trwa wojna. – Stary wojownik poklepał się po brzuchu. – Mam przez nią zszargane nerwy.
– Szczerze mówiąc, ja też.
– Kto dzisiaj chciałby być żołnierzem?
– Piekielna robota. Ale powiadają, że stare konie nie potrafią skakać przez nowe przeszkody.
– Ostatnio staram się wcale nie skakać – odparł Czerstwy. – Słyszałem, że walczysz dla Czarnego Dowa. Ty i twoja dwunastka.
– W miarę możliwości unikam walki, ale masz rację co do tego, komu służę. Dow płaci za moją owsiankę.
– Uwielbiam owsiankę. – Czerstwy przeniósł wzrok na ognisko i z namysłem dźgnął je patykiem. – Za moją płaci Unia. – Jego chłopcy byli niespokojni. Języki przesuwały się po ustach, palce muskały broń, oczy lśniły w blasku ognia. Zupełnie jak publiczność podczas pojedynku, która obserwuje pierwsze ruchy walczących i stara się wyczuć, kto ma przewagę. Czerstwy ponownie uniósł wzrok. – Wygląda na to, że jesteśmy po przeciwnych stronach.
– Czy pozwolimy, żeby taki drobiazg zakłócił nam grzeczną rozmowę? – spytał Gnat.
Czerwony Kruk znów wpadł we wściekłość, zupełnie jakby słowo „grzeczna” stanowiło obelgę.
– Zabijmy skurwiela!
Czerstwy powoli odwrócił się ku niemu, a jego twarz wykrzywiła pogarda.
– Jeśli wydarzy się niemożliwe i będę potrzebował twojej rady, to ci o tym powiem. A na razie zamknij gębę, półgłówku. Człowiek tak doświadczony jak Curnden Gnat nie przyszedł tutaj po to, by zginąć z ręki kogoś takiego jak ty. – Omiótł wzrokiem głazy, po czym spojrzał na Gnata. – Po co przyszedłeś, i do tego sam? Nie chcesz już walczyć dla tego drania Czarnego Dowa i chciałbyś dołączyć do Wilczarza?
– Nic z tego. Walka dla Unii nie jest w moim stylu, oczywiście bez obrazy dla tych, którzy to robią. Wszyscy mamy swoje powody.
– Staram się nie potępiać nikogo tylko dlatego, że źle dobrał przyjaciół.
– W każdym poważnym konflikcie dobrych ludzi można znaleźć po obu stronach – odrzekł Gnat. – Czarny Dow kazał mi pójść do Bohaterów, postać chwilę na warcie i sprawdzić, czy nadciąga Unia. Ale może oszczędzisz mi kłopotu. Czy Unia nadciąga?
– Nie wiem.
– A jednak ty tutaj jesteś.
– Nie przywiązywałbym do tego większej wagi. – Czerstwy z radością powiódł wzrokiem po swoich chłopcach siedzących wokół ogniska. – Jak widzisz, wysłali mnie niemal samego. Wilczarz kazał mi pójść do Bohaterów, stanąć na warcie i sprawdzić, czy pojawi się Czarny Dow albo którykolwiek z jego ludzi. – Uniósł brwi. – Myślisz, że się pokażą?
Gnat się wyszczerzył.
– Nie wiem.
– A jednak ty tutaj jesteś.