Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Agnieszka Hałas
‹Pośród cieni›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPośród cieni
Data wydania12 marca 2013
Autor
Wydawca RW2010
CyklTeatr węży
ISBN978-83-63598-67-9
FormatPDF
Cena14,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz czytniki w
Skąpiec.pl
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Pośród cieni

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 »

Agnieszka Hałas

Pośród cieni

Anavri wyobraziła sobie, jak jej ojciec skomentowałby informację, że hrabia Nevers posiada galerię pełną własnoręcznie podziurawionych obrazów.
Ciekawy pomysł. Mógłbym mu polecić kilku malarzy, których dzieła idealnie się nadają do tego celu.
Musiała stłumić uśmiech, chociaż tak naprawdę nie było jej do śmiechu.
– To nie wszystko – ciągnęła Lorraine, skubiąc mankiet. – Ojciec planuje mnie wkrótce wydać za mąż.
Logiczne – pomyślała Anavri. Dziewczęta z arystokratycznych rodzin rzadko wydawano za mąż przed szesnastymi urodzinami, ale przed osiemnastymi już dość często. Dobrze wiedziała, że nieżyczliwe języki nie omieszkały już skomentować faktu, iż Alain Vaneisen nie spieszy się z szukaniem narzeczonego dla swojej dziewiętnastoletniej córki. Znając Neversa, można było co najwyżej lekko się zdziwić, że przeznaczył latorośli los tak normalny i zgodny z dobrym obyczajem, zamiast na przykład złożyć ją potajemnie w ofierze demonom.
Reputacja hrabiego oraz – w mniejszym stopniu – samej Lorraine na pewno musiały budzić niepokój, ale to nie znaczyło, że nie znajdą się chętni. Nazwisko, a tym bardziej obietnica wysokiego posagu miały szansę zadziałać jak potężny wabik. Hrabia Nevers potrafił dbać o finanse i dysponował fortuną nienadszarpniętą w istotnym stopniu przez ekstrawagancje, których się dopuszczał. Zaś Lorraine… Lorraine była młodziutka i raczej nikt, kto znał ją choć trochę lepiej, nie żywił podejrzeń, że podziela niebezpieczne zainteresowania ojca. Jej dziwactwa można było od biedy zbagatelizować i zakładać, że wyrośnie z nich. Poza tym tyle się dowcipkowało o brzydkich pannach, które zyskują atrakcyjność dzięki posagowi, a córka hrabiego Nevers była ładna. Szczupła, o bladej cerze, miała delikatne rysy Vaneisenów, po ojcu odziedziczyła jedynie ciemne włosy. Mogła kusić.
– Ma na oku kogoś konkretnego?
– Tak. Twierdzi, że rozmawiał w tej sprawie z młodym baronem Ber-Haasten. Ponoć już się wstępnie dogadali.
Anavri bywała w towarzystwie częściej niż jej kuzynka, więc doskonale wiedziała, o kogo chodzi.
– Loic Ber-Haasten sprawia wrażenie sympatycznego – stwierdziła tonem, który w zamierzeniu miał być pocieszający. Tak naprawdę młody Ber-Haasten, grubawy osobnik, który przedwcześnie łysiał, więc nosił rudą, fryzowaną perukę, wydawał się jej mało pociągającym kandydatem na męża. Ale można było trafić gorzej.
– Nie w tym rzecz – odparła niecierpliwie Lorraine. – Kiedy opuszczę dom, ojciec będzie mógł robić, co mu się żywnie spodoba. Teraz trochę się jeszcze hamuje ze względu na mnie. Anavri, proszę cię, porozmawiaj z wujem.
– Ale co mam mu powiedzieć?
– To, co ja ci powiedziałam.
Zsunęła rękawiczkę i w roztargnieniu obgryzała paznokcie. Anavri poczuła się dziwnie, kiedy pomyślała o własnych dłoniach. Więc to dlatego jej kuzynka też nigdy nie pokazywała się publicznie bez rękawiczek.
Nagle wróciło do niej wspomnienie ka-ira, którego kilka miesięcy wcześniej spotkała na grobie brata, kiedy świecił szkarłatny księżyc zachwiania. Nikomu nie opowiedziała o tym zdarzeniu; było przedziwne, jakby z pogranicza snu i jawy. Zwalczyła pokusę, by zapytać, czy w willi hrabiego nie pojawia się czasem człowiek z trzema bliznami na twarzy. Myśl, że tamten nieszczęśnik, któremu użyczyła sił przez wzgląd na pamięć o Fabienie, może zaliczać się do podejrzanych znajomych Neversa, była zaskakująco nieprzyjemna i Anavri odepchnęła ją.
– Coś się stało? – zagadnęła Lorraine. Spojrzenie, którym obdarzyła kuzynkę, było najzupełniej przytomne i niepokojąco dociekliwe. – Masz taką minę…
– Co takiego? Nie, nic. Zamyśliłam się. – Anavri zaśmiała się, by pokryć zmieszanie, i pospiesznie zmieniła temat. – Mogę cię o coś spytać? Lorraine, czemu ty właściwie nosisz żałobę od tak dawna? Chodziłaś w czerni, zanim jeszcze ciotka zmarła.
– A czemu ty nosisz żałobę?
– Przecież wiesz. – Anavri trochę się zniecierpliwiła. – Po Fabienie.
– No właśnie – odparła jej kuzynka takim tonem, jakby to wszystko wyjaśniało. – Żałobę nosi się ze względu na umarłych.
– A ty?
– Ja też noszę ze względu na umarłych. Po to, żeby… – Nagle Lorraine skuliła się, a przez jej twarz przebiegł skurcz, jakby miała się rozpłakać. – Żeby nie zapragnęli mnie ukarać za brak szacunku. To nie moja wina, że słyszę ich głosy.
– Umarli przemawiają do ciebie?
– Nie do mnie, Anavri. Po prostu ich słyszę. Słyszę, jak mówią.
– I o czym opowiadają?
– Najczęściej o tym, jak umierali. I o tym, jak strasznie jest po drugiej stronie. – Lorraine objęła się ramionami, jakby było jej zimno. – Ale ty nie wierzysz w takie rzeczy. Jesteś taka jak wuj Alain, nigdy mnie nie zrozumiesz.
Anavri jedynie potrząsnęła głową. Pomyślała, że o tym też powinna powiedzieć ojcu, ale wiedziała, co usłyszy w odpowiedzi. Że owszem, oni oboje nigdy nie zrozumieją Lorraine. Dlatego zamiast z nimi, panna Nevers powinna pomówić z medykiem, ale prawdopodobnie jest już za późno na jakąś pomoc.
Obie drgnęły, słysząc szelest, lecz to tylko podmuch wiatru poruszył firankami. Anavri wstała, żeby przymknąć okno.
– Porozmawiam z ojcem, gdy wróci z podróży – powiedziała. – Uważaj na siebie, Lorraine.
• • •
Blask latarni odbijał się w ustawionych na stole butelkach oraz kielichach, wydobywając z mroku sylwetki dwóch mężczyzn. Jeden z nich, niski i zgarbiony, z twarzą niknącą w cieniu kaptura, wyjął spod peleryny pękatą sakiewkę i wysypał jej brzęczącą zawartość na brudny blat.
– Zgodnie z umową – oznajmił. – Pięćset z miesięcznego rozliczenia, za trupią maść i inne rzeczy. A do tego czterysta w związku ze sprawą dziewczyny.
Helshor, niekoronowany władca żebraków, rzezimieszków i reszty szumowin Shan Vaola, zaśmiał się ochryple, aż zatrzęsły się fałdy jego cielska.
– Drogo was kosztuje jedna dzierlatka.
Zakapturzony nie uśmiechnął się.
– Zajmijcie się nią – dorzucił z naciskiem. – Pilnujcie jak oka w głowie, póki nie damy wam znać.
– Nie ma obawy. – Hakiem, który zastępował mu uciętą prawą dłoń, Helshor zgarnął monety z powrotem do sakiewki, a ta zniknęła w kieszeni obszarpanego szkarłatnego kaftana. – Będzie tak, jak z tą nieszczęsną małą trzpiotką Amadią de Vilier. Jak kamień w wodę, braciszku. Choćby rodzina wybłagała pomoc u Elity.
– Na to liczymy. – Zakapturzony wyjął z cholewy sztylet i sięgnął po stojący między butelkami półmisek z resztkami zimnej pieczonej karkówki. Odkroił kawałek, nadział go na czubek klingi i zaczął jeść. Złoty sygnet na małym palcu jego lewej ręki błysnął, łowiąc światło. – Tak między nami, czy panna de Vilier nadal żyje?
Helshor zarechotał jeszcze głośniej.
– Oficjalnie zniknęła z powierzchni ziemi i tego się trzymajmy, przyjacielu. A, byłbym zapomniał. – Wyjął spod stołu jeszcze jedną butelkę, zapieczętowaną czerwonym woskiem. – Mam tu dla was próbkę czegoś nowego. Za dodatkowe pięćset leri możemy wam dostarczać miesięcznie cztery takie flaszki.
– Ale co to jest?
– Coś jak laudanum, tylko lepsze. Można tym rozweselać, usypiać albo truć, zależnie od dawki, ale przede wszystkim można – żebraczy król zniżył głos – użyć tego do wydawania rozkazów. Ogłup tym dziewkę i każ jej choćby z okna skoczyć; usłucha… Zresztą, powąchaj.
Zdarł wosk, odkorkował butelkę i podsunął ją gościowi pod nos. Ten cofnął się odruchowo. Helshor parsknął ubawiony.
– Śmiało, bracie, to nie trucizna.
Zakapturzony nieufnie powąchał zawartość butelki i aż zagwizdał.
– Wschodni eliksir, yadhmarska receptura! Kto to uwarzył?
– Mój alchemik.
– No proszę. Taki talent tu w Podziemiach? – W głosie przyjezdnego zabrzmiała podejrzliwość świadcząca, że domyśla się prawdy. Helshor z mrugnięciem oka pogroził mu hakiem.
– Wszyscy mamy nasze małe tajemnice.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Kwiecień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek

W barwach czerni i srebra
— Magdalena Kubasiewicz

Zza srebrnej maski
— Beatrycze Nowicka

Tegoż twórcy

Innego końca świata nie będzie
— Miłosz Cybowski

Brune, gdzie jesteś?
— Marcin Mroziuk

Gdy tropikalny raj staje się piekłem na ziemi
— Marcin Mroziuk

Groza na rajskich wyspach
— Anna Nieznaj

Esensja czyta: Marzec 2017
— Dawid Kantor, Daniel Markiewicz, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Styczeń 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Osty kłują
— Magdalena Kubasiewicz

I potępieni mogą marzyć
— Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Sierpień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Kwiecień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.