WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Pośród cieni |
Data wydania | 12 marca 2013 |
Autor | Agnieszka Hałas |
Wydawca | RW2010 |
Cykl | Teatr węży |
ISBN | 978-83-63598-67-9 |
Format | |
Cena | 14,90 |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz czytniki w | Skąpiec.pl |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Pośród cieniAgnieszka HałasPośród cieniNagle Rikke wdepnął bosymi stopami w zimną maź, a dwa małe kształty umknęły mu z piskiem spod nóg. W słabym blasku świeciwa zobaczył ochłap rozkładającego się mięsa, przywleczony tu przez szczury. Potem usłyszał dolatujące zza rogu niewyraźne szepty oraz mlaskanie. I w lodowatym przebłysku zrozumiał, co tam się dzieje. Duchy ucztowały. Zachowując resztki przytomności umysłu, wycofał się bezszelestnie, krok za krokiem. Odszedłszy na bezpieczną odległość, rzucił się do ucieczki. • • • Na powierzchni zachodziło słońce. Na pierwszym poziomie Podziemi, niedaleko zejścia przy targu rybnym, znajdowała się tania jadłodajnia. Nad jej drzwiami nie wisiał żaden szyld. Mały, odziany tylko w zamotaną na biodrach szmatę odmieniec o prosiakowatej fizjonomii przycupnął przed progiem i chrupał obierki, które wyzbierał z ziemi albo dostał w charakterze jałmużny. Ukłonił się z szacunkiem, gdy w przejściu pojawił się wysoki, przygarbiony mężczyzna w brudnej roboczej odzieży, niosący latarnię. Szczurołap Veljanov wracał z popołudniowego obchodu. Wewnątrz jadłodajni mimo późnej pory unosiły się zapachy w szerokiej gamie, kojarzącej się obiadowo i tanio. Dominowały w niej nuty gotowanej kapusty, ryb, smażonej cebuli oraz tłuszczu nie pierwszej świeżości. Na jednym ze stołów ciemniała kałuża sosu. Pod oknem podpity typ kiwał się sennie nad talerzem, a drugi chrapał wyciągnięty na ławie. Zamiast właściciela jadłodajni za kontuarem stała jego córka, kształtna pannica o przymrużonych oczach, które mówiły, że obsługiwanie klientów w tej budzie ją mierzi. Obrzuciła Veljanova pełnym niesmaku spojrzeniem, ale nie odważyła się powiedzieć słowa na temat jego utytłanego w błocie i ściekach przyodziewku. – Dziś kapuśniak za piątaka, a zupa kapitańska za dziesiątkę, bo ryby podrożały – poinformowała go tylko. Szczurołap położył na kontuarze miedzianą monetę. Pannica zgarnęła ją, po czym zdjęła z półki z naczyniami glinianą miskę. Podniosła pokrywę jednego z dwóch wiszących nad paleniskiem kotłów, uwalniając chmurę kapuściano-kminkowej pary, i zaczerpnęła chochlą zawartości, następnie zaś odkroiła z wielkiego razowego bochna całkiem uczciwą pajdę. – Wasz druh czeka w drugiej sali – oznajmiła, wręczając staremu naczynie wraz z chlebem. Druga sala, jeszcze mniejsza i pozbawiona okien, oddzielona była od pierwszej drewnianym przepierzeniem. Krzyczący w Ciemności swoim zwyczajem siedział w kącie, grzejąc ręce o kubek, z którego unosiła się para. Jego źrenice błysnęły żółto, gdy powitał szczurołapa skinieniem głowy. Veljanov usiadł naprzeciwko, ostrożnie stawiając na stole miskę oraz latarnię. Wyjął zza pasa łyżkę i zabrał się do jedzenia. Brune w milczeniu pił swoją herbatę, od niechcenia tasując talię kart. Co jakiś czas rozkładał ją w wachlarz i przyglądał się rycinom. Patrząc na niego, jak zwykle nie sposób było się domyślić, że mieszka w Podziemiach. Gdyby wszedł do porządnej tawerny na powierzchni, zwłaszcza zasłoniwszy przedtem iluzją szramy na twarzy, nikt nie skrzywiłby się na jego widok. Mimo to szczurołap poczuł niepokój, gdy zauważył leżącą obok kubka osmaloną szklaną lufkę. Brune zaczynał palić opium w ilościach, które u normalnego człowieka spowodowałyby już paraliż woli i osunięcie się głęboko w nałóg. Żmij też zdążył dyskretnie obrzucić szczurołapa wzrokiem i z ciężkim sercem odnotował, o ile gorzej stary wygląda od czasu śmierci córki. Było oczywiste, że zbyt często szuka teraz zapomnienia w kieliszku. – Jakie wieści? – zagadnął, gdy szczurołap odsunął pustą miskę. – Helshor kazał ci coś przekazać. – Veljanov wygrzebał z kieszeni garść monet i wręczył żmijowi. – Należność plus zaliczka na produkty, ty ponoć masz wiedzieć, jakie. – Proszę, jak miło z jego strony. – Brune przeliczył pieniądze. – I nawet suma się zgadza. Niesłychane. Po stole biegł karaluch. Veljanov zrzucił go pstryknięciem. – A poza tym jest kłopot – podjął, zniżając głos do szeptu. – Pochorowały się dzieciaki Queleta, tego garbatego. – Ospa? – Chyba nie. Źle to wygląda, psiakrew. Nie podoba mi się. – Pójdę tam dzisiaj, rzucę okiem. – Brune dobrze wiedział, czego szczurołap się obawia. Veljanov, pracujący na posadzie opłacanej przez miasto, miał obowiązek zgłaszać władzom Shan Vaola wszelkie oznaki szykującego się wybuchu zarazy, jak na przykład zdychające masowo szczury. Widział w swoim życiu kilka epidemii i był przeczulony, gdy chodziło o temat dżumy. – Jest coś jeszcze – mruknął Veljanov. – Znasz ten korytarz na trzecim poziomie, zaraz nad kryptami, gdzie kiedyś był skład z wełną? – Znam. – Srebrni wyłożyli tam stertę gnijącego mięsa, a na murze wymalowali te ichnie znaki. – Karmią umarłych? – Żmij aż odłożył karty. – Cholera. Zawsze sądziłem, że to nie w ich stylu. – Wiesz, o co w tym chodzi? – Nie mam pojęcia. Trzeba ostrzec, kogo się da, żeby omijali ten rejon. – Nie możesz… – Nie mogę. To znaczy mogę, ale wtedy srebrni już mnie mają jak na dłoni. Równie dobrze mógłbym im zostawić w prezencie trochę swojej krwi albo włosów. Za przepierzeniem rozległy się ciężkie kroki i zagrzmiał głos właściciela jadłodajni. – Dam ja ci, flejo! Stoły znowu niewytarte!… • • • W podziemnych koszarach panował zgiełk i ruch – patrole szykowały się do wyjścia na miasto. Trzej akolici wykrzykiwali komendy, machając latarniami. W zamkniętej na klucz komnacie, na drzwiach której widniał herb Elity, jasnowłosa kobieta w białej szacie lewitowała nad posadzką, na której płonęło pięć świec rozstawionych na czubkach narysowanego kredą pentagramu. Pod sufitem unosiło się kilka mglistych postaci. Iglendis ar Vanth zmierzyła umarłych twardym spojrzeniem. – Wypełniłam moją część umowy – oznajmiła. – Kiedy wypełnicie swoją? Już wkrótce, srebrna czarodziejko. Kiedy okoliczności będą sprzyjać. Iglendis zacisnęła w dłoni medalion z pentagramem, a jej oczy rozbłysły. Gdyby chciała, mogłaby bez trudu unicestwić duchy, wygnać je w nicość poza granicami światów, w której rozwiałyby się jak dym na wietrze. – Śmiecie mnie zwodzić? Mnie, mistrzynię Elity? W żadnym wypadku. Czekamy jedynie na najbardziej korzystny układ gwiazd i prądów Zmroczy. Za pięć dni, gdy słońce skryje się za horyzontem, rozpal kadzidło Myrmisa i przywołaj nas. Iglendis spojrzała na stojącą w rogu komnaty machinę astrologiczną. Osadzone na drewnianej podstawie złote i srebrne ciała niebieskie poruszały się w powolnym, miarowym rytmie, napędzane obrotami zachodzących na siebie kół zębatych. Wiedziała, że duchy mają rację. Należało zaczekać na optymalny układ Ekwilibrium. Stłumiła dreszcz niepokoju. Działała bez wiedzy i zgody Opiekuna Miasta, co więcej – za radą umarłych uciekła się do ryzykownego fortelu, aby mieć pewność, że Demetheos nie nabierze podejrzeń i jej nie przeszkodzi. Postawiła na szali karierę, może nawet więcej, bo gdyby ta sprawa wyszła na jaw… Lecz był to jedyny sposób, aby sława i nagroda po udanej akcji przypadły jej, a nie zwierzchnikowi. Demetheos ar Kel żelazną ręką kontrolował wszystkie działania, jakie jego podwładni prowadzili w ramach pełnionych funkcji. Jednak Iglendis jako dowódca podziemnego garnizonu miała prawo podejmować decyzje, nie konsultując ich z Opiekunem Miasta. Młoda dumna magini już od dłuższego czasu źle znosiła reżim narzucony jej przez zwierzchnika, któremu podlegała we wszystkim, który traktował ją, pełnoprawną mistrzynię, jak byle akolitkę. Dusiła się. Wiedziała, że stać ją na więcej. A akcja się uda. Musiała się udać. Jak polowanie na lisa. Gdy dzięki Iglendis silny i niebezpieczny ka-ira znajdzie się w Domu Godnego Odejścia, będzie to dowód, że Demetheos i władze Elity powinni ją wyżej cenić. Już wkrótce. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Esensja czyta: Kwiecień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek
W barwach czerni i srebra
— Magdalena Kubasiewicz
Zza srebrnej maski
— Beatrycze Nowicka
Innego końca świata nie będzie
— Miłosz Cybowski
Brune, gdzie jesteś?
— Marcin Mroziuk
Gdy tropikalny raj staje się piekłem na ziemi
— Marcin Mroziuk
Groza na rajskich wyspach
— Anna Nieznaj
Esensja czyta: Marzec 2017
— Dawid Kantor, Daniel Markiewicz, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Styczeń 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski
Osty kłują
— Magdalena Kubasiewicz
I potępieni mogą marzyć
— Marcin Mroziuk
Esensja czyta: Sierpień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Esensja czyta: Kwiecień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek