Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Petr Šabach
‹Pijane banany›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPijane banany
Tytuł oryginalnyOpilé banány
Data wydania8 kwietnia 2015
Autor
PrzekładJulia Różewicz
Wydawca Afera
ISBN978-83-937711-5-8
Format228s. 118×164mm; oprawa twarda
Cena30,—
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Pijane banany

Esensja.pl
Esensja.pl
Petr Šabach
Zapraszamy do lektury fragmentu książki „Pijane banany” autorstwa Petra Šabacha. Objęta patronatem książka ukaże się 8 kwietnia nakładem wydawnictwa Afera.

Petr Šabach

Pijane banany

Zapraszamy do lektury fragmentu książki „Pijane banany” autorstwa Petra Šabacha. Objęta patronatem książka ukaże się 8 kwietnia nakładem wydawnictwa Afera.

Petr Šabach
‹Pijane banany›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPijane banany
Tytuł oryginalnyOpilé banány
Data wydania8 kwietnia 2015
Autor
PrzekładJulia Różewicz
Wydawca Afera
ISBN978-83-937711-5-8
Format228s. 118×164mm; oprawa twarda
Cena30,—
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Zazdroszczę pisarzom amerykańskim. Ci to mają fajnie. Wszystko z górki, serio, pod każdym względem mają lepiej niż ja. Po pierwsze: mieszkają w Ameryce, gdzie non stop coś się dzieje. A nawet jeżeli wieje nudą (w sensie tam, gdzie taki pisarz akurat mieszka), wystarczy przejechać się kawałek dalej i już. Po drugie: tam, gdzie mieszkają, wszystko jest ładnie pomyślane i sensownie ponazywane, no i jak się potem otwiera książkę, co ją napisał Amerykaniec, to nawet człowiek z trochę ograniczoną wyobraźnią dość szybko zaczyna czuć się jak w domu. Na przykład: Urodziłem się tuż obok Clinton Street, w Lower East Side, na skrzyżowaniu Morrison Avenue i Piętnastej Alei. Dosłownie kilka domów od Hipodromu. I załatwione! A ja? Gdzie JA się znajduję? Jak mam zmierzyć się z faktem, że nie mam do dyspozycji ani Hipodromu, ani Piętnastej Alei? Co mam napisać? Że zwykle przesiadywaliśmy na bezimiennym podwórku koło trzepaka, gdzie nie było nic poetyckiego, nie licząc rumianku, który uparcie wegetował w szparach między kostką brukową? Że nie byliśmy zbyt rozmowni, ewentualnie od czasu do czasu rzucaliśmy uwagi w stylu: „Coś mnie się zdaje, że czereśnie będą w tym roku…”? No dobra, może przedstawię wam swoich kumpli. Mam tu na myśli właściwie dwóch. Mianowicie Honzę Břečkę, do którego zwracaliśmy się głównie po nazwisku („Zamknij się, Břečka!”), i głuchoniemego Wicia (jemu akurat nie musieliśmy kazać się zamykać). Wydawał przedziwne odgłosy, które po jakimś czasie zaczęliśmy rozumieć. Honza Břečka chodził ze mną do klasy (to znaczy raczej nie chodził, tak jak ja) i byliśmy jak bracia, chociaż nasi rodzice niespecjalnie mieli się ku sobie. Nie byli zbyt szczęśliwi, że trzymamy się razem, ale nigdy nie mieli odwagi nam tego zabronić. Szczególnie pani Břečková zachowywała się co najmniej podejrzanie. „Honzíku! Masz gościa!”, macie pojęcie? Przychodzę do kumpla, co już z dziesięć lat mieszka piętro wyżej, a ona: „Masz gościa!”. No nic… Głuchoniemy Wicio mieszkał po drugiej stronie ulicy i raz, dawno temu, tak stłukł mnie i Břečkę, że leżeliśmy bez życia na chodniku i nie mogliśmy się ruszyć. A on stał nad nami (miał prawie dwa metry wzrostu i był cholernie silny) i robił to swoje: „Huu, huu!”, bo naprawdę strasznie go wcześniej wkurwiliśmy, ale jak zobaczył, że niewiele z nas zostało, trochę się przestraszył i próbował nas udobruchać. Plaskał nas po policzkach, uśmiechał się i silił na: „Huu, huu”, które brzmiałoby przyjaźnie. Czemu nas tak wtedy zlał? Nawet nie pamiętam; chyba dlatego, że podejrzewaliśmy z Břečką, że od nas ściągał czy coś. Potem się z nim skumaliśmy. To, że był z niego taki gigant, bardzo nam pasowało, bo kiedy szliśmy do knajpy, gdzie wcale niekoniecznie musieli nam nalać, Wicio podchodził do baru, a Břečka, co miał niski głos, chował się za jego plecami i mówił: „Trzy piwa!”, podczas gdy Wicio stał, patrzył barmanowi prosto w oczy i otwierał gębę. Numer wręcz estradowy.
Jak już całkiem nie było co robić, ruszaliśmy czasem na wycieczki pociągiem. Tylko żeby nie było nieporozumień – nie miało to wiele wspólnego z wycieczkami krajoznawczymi. Zwykle kupowaliśmy bilet tańszy, niż należało, albo i wcale, i jechaliśmy gdzieś, kawałek za Pragę. Trasę opracowywał Břečka. Ja i Wicio zawsze dawaliśmy się urobić, było nam ganc egal, gdzie się wybierzemy.
Chociaż aż tak znowu ganc egal nam być nie mogło, bo istniały miejsca na mapie, w których balibyśmy się pokazać. Miejsca, gdzie nas dobrze znali. Czemu? Bo Břečka był specjalistą od prowokacji. Prowokował bez końca, każdego jak leci, i był nad wyraz szczęśliwy, kiedy udawało mu się doprowadzić kogoś do białej gorączki. Jednak żeby zrozumieć, o czym mówię, musielibyście go zobaczyć. Honza Břečka to marzenie każdej matki. Grzeczniutki, czyściutki, inteligentny chłopiec, któremu od ręki oddalibyście pod opiekę swoje dzieci. I ten drań, rzecz jasna, zdawał sobie z tego sprawę. Kiedy wsiadaliśmy do pociągu, zawsze wybierał sobie ofiarę. Jego metoda była dość specyficzna. Siadał i uśmiechał się do kogoś, a jeśli nieborak nie wytrzymał i też się uśmiechnął, Honza od razu mówił coś, co z miejsca zmiatało biedakowi uśmiech z ust. Co na przykład? Różne takie. Pamiętam, jak raz patrzył tym swoim rozbrajającym wzrokiem na faceta, który albo wkurzony jechał do roboty, albo padnięty wracał do domu, bo przykrył głowę płaszczem i od razu poszedł w kimę. Fakt, że jego twarz znajdowała się pod płaszczem, nie jest w całej tej sytuacji szczegółem bez znaczenia, bo Břečka przy okazji sprawdził, czy jego hipnoza zadziała także przez gruby materiał. Zadziałała. Już po chwili gość zaczął się wiercić,
aż w końcu wymotał zaspaną twarz z płaszcza, przetarł oczy, aż nieprzyjemnie mlasnęło, i oniemiał, widząc aniołka przed sobą.
– Niby wszystko pięknie – powiada do oszołomionego faceta Břečka, delikatnie się do niego nachylając – ale jakbyś pan chciał za wszelką cenę grać w szachy kijem bilardowym, powiedz no pan: jak byś się pan ruszył koniem?!
koniec
2 kwietnia 2015

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Picie to życie, a trzeźwienie to cierpienie
— Jacek Jaciubek

Tegoż twórcy

Męczące poniedziałki i niedorzeczne wtorki
— Joanna Kapica-Curzytek

Brzmi znajomo?
— Joanna Kapica-Curzytek

Dziś takie jak wczoraj. Jutro takie jak dziś
— Jacek Jaciubek

Afera po czesku
— Jacek Jaciubek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.