Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dan Simmons
‹Hyperion›

WASZ EKSTRAKT:
95,0 (0,0) % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHyperion
Tytuł oryginalnyHyperion
Data wydania9 września 2015
Autor
PrzekładWojciech Szypuła
Wydawca MAG
CyklHyperion
SeriaArtefakty
ISBN978-83-7480-557-5
Format624s. oprawa twarda
Cena49,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Hyperion

Esensja.pl
Esensja.pl
Dan Simmons
1 2 3 »
Zapraszamy do lektury fragmentu nowego przekładu powieści Dana Simmonsa „Hyperion”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa MAG w serii „Artefakty”

Dan Simmons

Hyperion

Zapraszamy do lektury fragmentu nowego przekładu powieści Dana Simmonsa „Hyperion”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa MAG w serii „Artefakty”

Dan Simmons
‹Hyperion›

WASZ EKSTRAKT:
95,0 (0,0) % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHyperion
Tytuł oryginalnyHyperion
Data wydania9 września 2015
Autor
PrzekładWojciech Szypuła
Wydawca MAG
CyklHyperion
SeriaArtefakty
ISBN978-83-7480-557-5
Format624s. oprawa twarda
Cena49,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
PROLOG
Konsul Hegemonii siedział na tarasie swojego czarnego jak heban statku kosmicznego i grał Preludium cis-moll Rachmaninowa na wiekowym, ale dobrze utrzymanym steinwayu. Ogromne, zielone, jaszczurokształtne bestie przewalały się z jazgotem w rozpościerających się poniżej bagniskach. Od północy nadciągała burza: na tle sinoczarnych chmur rysował się las olbrzymich drzewiastych paproci, na wzburzonym niebie kłębiły się dziewięciokilometrowej wysokości stratocumulusy, fale błyskawic przebiegały po widnokręgu. Bliżej, przy samym statku, ledwie widoczne gadzie sylwetki zderzały się od czasu do czasu z polem siłowym i, rycząc donoś­nie, przepadały w błękitnej mgle. Skoncentrowany na wyjątkowo trudnym fragmencie Preludium konsul nie zwracał uwagi na burzę i zapadający zmrok.
Zabrzęczał komunikator podłączony do hiperłącza.
Konsul przestał grać, znieruchomiał z rękami zawieszonymi nad klawiaturą i czekał. Grzmot przetoczył się w dusznym powietrzu. Od strony lasu dało się słyszeć żałobne zawodzenie sfory padlinożerców. Gdzieś w ciemności jakieś zwierzę z ptasim móżdżkiem donośnym trąbieniem obwieściło swoją obecność i umilkło. Basowe buczenie pola siłowego podkreślało niespodziewaną ciszę.
Odbiornik zabrzęczał po raz drugi.
– Szlag by to… – mruknął konsul i wstał od fortepianu.
Czekając, aż komputer przetworzy i zdekoduje wiązkę rozpadających się tachionów, nalał sobie szkockiej i rozsiadł się na poduszkach w salonie projekcyjnym. Wyświetlacz zamrugał na zielono.
– Odtwórz – polecił konsul.
– Zostałeś wybrany do powrotu na Hyperiona – zabrzmiał schrypnięty kobiecy głos.
Obraz jeszcze się nie uformował, w powietrzu wyświetlały się na razie tylko pulsujące kody transmisji, z których wynikało, że strumień tachionów pochodzi z Centralnej Tau Ceti, ośrodka administracyjnego Hegemonii. Konsul nie potrzebował cyfrowych danych nadawcy, żeby to stwierdzić – od razu rozpoznał niemłody już, lecz nadal piękny głos Meiny Gladstone.
– Zostałeś wybrany do powrotu na Hyperiona jako członek Pielgrzymki do Dzierzby – powiedziała.
Co ty powiesz, pomyślał konsul, i wstał z zamiarem wyjścia z salonu.
– Oprócz ciebie Kościół Dzierzby wybrał jeszcze sześcioro innych ludzi – ciągnęła Meina Gladstone. – Skład pielgrzymki został zatwierdzony przez Wszechrzecz. Twój udział leży w interesie całej Hegemonii.
Konsul stał nieruchomo, zwrócony plecami do migających kodów. Nie odwracając się, podniósł szklankę do ust i dopił szkocką.
– Sytuacja jest bardzo skomplikowana – ciągnęła znużonym tonem Gladstone. – Trzy standardowe tygodnie temu konsulat i Rada Lokalna poinformowali nas przez hiperłącze, że zanosi się na otwarcie Grobowców Czasu. Otaczające je pole antyentropijne rozszerzało się gwałtownie, a Dzierzbę widywano coraz dalej na południe, aż przy Górach Brzeżnych.
Konsul odwrócił się i opadł na poduszki. Przez ten czas projektor zdążył już wyświetlić hologram wiekowej twarzy Meiny Gladstone. Oczy miała nie mniej zmęczone od głosu.
– Z Parwati bezzwłocznie wysłano grupę uderzeniową ARMII:kosmos z zadaniem ewakuowania z Hyperiona obywateli Hegemonii zanim Grobowce się otworzą. Ich dług czasowy wyniesie nieco ponad trzy hyperiońskie lata.
Gladstone zawiesiła głos. Konsul doszedł do wniosku, że nigdy przedtem nie widział przewodniczącej Senatu w tak posępnym nastroju.
– Nie wiemy, czy flota ewakuacyjna dotrze na czas – mówiła dalej – adivle to jeszcze nie koniec naszych problemów. Wykryliśmy zbliżający się do Hyperiona klaster migracyjny Wygnańców, liczący co najmniej cztery tysiące… jednostek. Nasza ekipa ewakuacyjna powinna ich nieznacznie wyprzedzić.
Konsul dobrze rozumiał wahanie Gladstone. Klaster migracyjny Wygnańców mógł się składać z obiektów różnej wielkości – od jednoosobowych kanonierek po zamieszkane przez dziesiątki tysięcy międzygwiezdnych barbarzyńców puszkomiasta i forty kometarne.
– Połączone kolegium szefów sztabu ARMII uważa, że to wielka ofensywa Wygnańców – ciągnęła Gladstone. Komputer pokładowy wyświetlał hologram w takim miejscu, że jej smutne piwne oczy patrzyły jakby wprost na konsula. – Nie wiemy jeszcze, czy chcą tylko zawładnąć Hyperionem i Grobowcami Czasu, czy też przypuścić frontalny atak na Sieć. Na wszelki wypadek flota bojowa ARMII:kosmos, z batalionem inżynieryjnym wykwalifikowanym do budowy transportalu, wyruszyła już z układu Camn, żeby dołączyć do sił ewakuacyjnych, ale, w zależności od rozwoju sytuacji, wydane jej rozkazy mogą jeszcze zostać cofnięte.
Konsul pokiwał głową i machinalnie podniósł szklankę do ust. Skrzywił się, gdy okazało się, że jest pusta, i rzucił ją na gruby dywan wyściełający salon projekcyjny. Nie musiał mieć wojskowego wyszkolenia, żeby zrozumieć powagę decyzji taktycznej, przed jaką stanęli Gladstone i szefowie sztabu. Bez wojskowego transportalu, którego pośpieszna budowa pociągnęłaby za sobą astronomiczne koszty, stawienie czoła inwazji Wygnańców w układzie Hyperiona będzie niemożliwe. Gdyby zaś flota rzeczywiście zdążyła postawić transportal, i Hegemonia rzuciłaby całe siły ARMII do obrony leżącego na uboczu Hyperiona, Wygnańcy mogliby zaatakować inny z przygranicznych światów albo – gdyby sprawdził się najczarniejszy scenariusz – przechwycić hyperioński transportal i przeniknąć w głąb Sieci. Konsul ze zgrozą usiłował sobie wyobrazić zastępy uzbrojonych po zęby Wygnańców, rozlewające się poprzez transportale po bezbronnych miastach na stu planetach.
Przeszedł przez hologram Meiny Gladstone, podniósł szklankę i dolał sobie whisky.
– Zostałeś wybrany do udziału w Pielgrzymce do Dzierzby – mówił wizerunek starej przewodniczącej, którą prasa uwielbiała porównywać do Lincolna, Churchilla, Alvarez-Temp czy innej pre-hidżryjskiej legendy, która była akurat na topie. – Templariusze wysyłają drzewostatek Yggdrasill. Dowódca sił ewakuacyjnych ma rozkaz go przepuścić. Za cenę trzytygodniowego długu czasowego możesz się spotkać z Yggdrasillem, zanim ten wykona skok kwantowy z układu Parwati. Na pokładzie będzie już pozostała szóstka pielgrzymów wskazanych przez Kościół Dzierzby. Z naszych informacji wywiadowczych wynika, że co najmniej jedno z siedmiorga pielgrzymów jest agentem Wygnańców. W tej chwili… nie możemy stwierdzić, o kogo chodzi.
Konsul nie mógł się nie uśmiechnąć. Gladstone na pewno miała świadomość, jakie ryzyko podejmuje – musiała liczyć się z tym, że to właśnie on jest obcym agentem i że kiedy się z nim skontaktuje, strategiczne informacje trafią prosto do Wygnańców… Tylko czy naprawdę powiedziała mu coś ważnego? Ruchy floty będą łatwe do wykrycia, gdy tylko zostaną uruchomione napędy Hawkinga. Co więcej, gdyby rzeczywiście był szpiegiem, słowa przewodniczącej mogłyby go wystraszyć. Spoważniał i napił się szkockiej.
– Wśród pielgrzymów są Sol Weintraub i Fedmahn Kassad – dodała Gladstone.
Konsul spochmurniał jeszcze bardziej. Spojrzał na chmurę cyfr migoczącą niczym drobinki kurzu wokół twarzy kobiety. Do końca transmisji pozostało piętnaście sekund.
– Potrzebujemy twojej pomocy – mówiła Gladstone. – Tajemnice Grobowców Czasu i Dzierzby muszą zostać rozwikłane, a ta pielgrzymka może być naszą ostatnią szansą. Jeżeli Wygnańcy podbiją Hyperiona, należy za wszelką cenę wyeliminować ich szpiega i zapieczętować Grobowce. Od tego może zależeć los Hegemonii.
Przekaz dobiegł końca, pozostały po nim tylko współrzędne punktu spotkania.
– Odpowiedź? – zapytał komputer pokładowy.
Wymagałoby to ogromnego wydatku energetycznego, ale statek był w stanie wstrzyknąć krótki, zaszyfrowany przekaz impulsowy w nieustającą paplaninę na hiperłączach spajających skolonizowaną część galaktyki.
– Nie – odparł konsul.
Wyszedł na taras i oparł się o balustradę. Zapadła noc, chmury wisiały bardzo nisko. Nie było widać gwiazd. Nieprzeniknioną ciemność mąciły tylko sporadyczne rozbłyski piorunów na północy i łagodna poświata fosforyzujących mokradeł. Konsul nagle bardzo wyraźnie uświadomił sobie, że jest w tej chwili jedyną istotą rozumną na nienazwanej planecie. Wsłuchując się w dobiegające z bagien odgłosy przedpotopowej nocy, rozmyślał o poranku: mógłby wyruszyć vikkenem EM o świcie, przez cały dzień pławić się w blasku słońca, zapolować na grubego zwierza w paprociowych lasach na południu, a wieczorem wrócić na statek, zjeść smaczny stek i popić go zimnym piwem. Wyobrażał sobie przejmującą radość polowania i równie przejmującą otuchę płynącą z samotności – samotności, na którą zapracował sobie bólem i koszmarem, jakich doświadczył na Hyperionie.
Hyperion.
Wrócił do kabiny. Zdążył jeszcze wciągnąć taras i uszczelnić kadłub tuż przed tym, jak spadły pierwsze ciężkie krople deszczu. Wszedł kręconymi schodami na górę, do mieszczącej się w dziobie statku sypialni. Okrągłą kajutę rozjaśniały tylko bezgłośne eksplozje błyskawic, wyławiające z mroku strużki deszczówki na świetliku. Rozebrał się, położył na wznak na twardym materacu, włączył system audio i zewnętrzne mikrofony. Furia burzy zmieszała się z gwałtownością wagnerowskiego Cwałowania walkirii. Huraganowa wichura wstrząsała statkiem. Łoskot gromów wypełniał kabinę, gdy świetlik rozbłyskiwał bielą, która wypalała powidoki na siatkówkach oczu konsula.
Wagner nadaje się tylko do burz, pomyślał. Zamknął oczy, ale pioruny przeświecały przez powieki. Przypomniał sobie skrzące się w słońcu kryształki lodu, niesione wiatrem wśród niskich wzgórz wokół Grobowców Czasu, i zimniejsze od nich lśnienie stali na niewyobrażalnym, najeżonym metalowymi cierniami drzewie Dzierzby. Przypomniał sobie przeszywające noc krzyki i krwaworubinowe spojrzenie stufasetowych oczu Dzierzby.
Hyperion.
Bezgłośnie polecił komputerowi wyłączyć głośniki i zakrył oczy przedramieniem. W ogłuszającej ciszy rozmyślał o szaleństwie, jakim byłby powrót na Hyperiona. Podczas jego jedenastoletniej służby konsularnej na tym odległym, zagadkowym świecie, tajemniczy Kościół Dzierzby kilkanaście razy wyraził zgodę, żeby przybyli spoza planety pielgrzymi wyruszyli barką na północ, za góry, na smagane wiatrem pustkowia wokół Grobowców Czasu. Nikt stamtąd nie wrócił – a działo się to jeszcze w dawnych, dobrych czasach, gdy Dzierzba był więźniem pływów czasu i niepojętych sił, pole antyentropijne rozpościerało się zaledwie na kilkadziesiąt metrów wokół Grobowców, a Hyperionowi nie zagrażał najazd Wygnańców.
Pomyślał o Dzierzbie przemieszczającym się swobodnie po całym Hyperionie; o milionach tubylców i tysiącach obywateli Hegemonii bezbronnych w obliczu istoty, która nic sobie nie robi z praw fizyki i porozumiewa się wyłącznie poprzez śmierć.
Mimo że w kajucie było ciepło, przeszedł go dreszcz.
Hyperion.
Noc dobiegła końca, wraz z nią minęła burza, ale kolejny gwałtowny front mknął tuż przed zbliżającą się jutrzenką. Chłostane wiatrem dwustumetrowe drzewiaste paprocie gięły się jak trzciny. Tuż przed brzaskiem hebanowy statek konsula wzniósł się na słupie błękitnej plazmy, przebił coraz grubszą warstwę chmur i zaczął się piąć ku otwartemu kosmosowi i wyznaczonemu miejscu spotkania.
JEDEN
Konsul obudził się z tym szczególnym bólem głowy, suchością w gard­le i wrażeniem zapomnienia tysiąca wizji sennych, jakie pozostawia po sobie sen kriogeniczny. Zamrugał, dźwignął się do pozycji siedzącej na niskiej leżance i półprzytomnie odlepił ostatnie przyczepione do ciała czujniki. W pozbawionej okien jajowatej kajucie towarzyszyły mu dwa bardzo niskie klony załogowe i jeden bardzo wysoki templariusz w płaszczu z kapturem. Jeden z klonów podał mu szklankę soku pomarańczowego, którym tradycyjnie witano ludzi wybudzonych z kriogenicznego snu. Konsul przyjął ją z wdzięcznością i pił łapczywie.
– Drzewo dzielą od Hyperiona dwie minuty świetlne i pięć godzin lotu – powiedział templariusz.
Konsul zdał sobie sprawę, że ma przed sobą Heta Masteena, kapitana drzewostatku templariuszy i Prawdziwy Głos Drzewa. Miał mętną świadomość, że to wielki zaszczyt, zostać obudzonym osobiście przez kapitana, ale na razie był zbyt otumaniony skutkami kriosnu, żeby należycie to docenić.
– Inni nie śpią już od kilku godzin. – Het Masteen gestem odprawił klony. – Zebrali się na dziobowej platformie jadalnej.
– Hhrghn – powiedział konsul. Napił się soku, odkaszlnął i spróbował jeszcze raz: – Dziękuję ci, Hecie Masteenie – wykrztusił.
Rozejrzawszy się po jajowatej kajucie – kobierzec ciemnej trawy na podłodze, przezroczyste ściany, żebrowanie z giętego jazodrzewia – doszedł do wniosku, że znajduje się w jednym z mniejszych strąków mieszkalnych. Przymknął oczy i spróbował sobie przypomnieć spotkanie z Yggdrasillem, tuż przed tym, gdy statek templariuszy dokonał skoku kwantowego.
Przypomniał sobie, jak szykując się do cumowania, pierwszy raz zobaczył kilometrowej długości drzewostatek. Szczegóły widoku rozmywały się w zdublowanym polu siłowym generowanym przez maszyny i ergi, które otaczało jednostkę jak kulisty obłok mgły. Mimo to było widać, że ulistniona masa mieni się tysiącami światełek – łagodnie prześwietlały liście i cienkie ścianki strąków mieszkalnych, lśniły na niezliczonych platformach, pokładach, mostkach, schodach i w altanach. Przy rufie skupiły się kuliste moduły napędowe i ładunkowe, podobne do przerośniętych galasów. Błękitnofioletowe smugi kondensacyjne snuły się za statkiem jak długie na dziesięć kilometrów korzenie.
– Inni czekają – przypomniał półgłosem Het Masteen i skinieniem głowy wskazał poduszki, na których złożono bagaż konsula, czekający teraz na otwarcie.
Podczas gdy templariusz w zadumie podziwiał jazodrzewiowe dźwigary, konsul ubrał się w półoficjalny strój wieczorowy: luźne czarne spodnie, wyglansowane wysokie buty, koszulę z białego jedwabiu wydymającą się w talii i na łokciach, pochodzącą z Carvnel ozdobioną topazem spinkę do kołnierzyka, krótki czarny płaszcz z epoletami połyskującymi karmazynem Hegemonii, oraz miękki trójgraniasty kapelusz w złotym kolorze. Fragment zakrzywionej ściany zmienił się w lustro, w którym mógł się przejrzeć – zobaczył człowieka w wieku nieco dojrzalszym niż średni, elegancko ubranego, opalonego, z dziwnie bladymi plamami poniżej smutnych oczu. Zmarszczył brwi, skinął głową i odwrócił się plecami do lustra.
Zakapturzony templariusz dał mu znak gestem i razem wyszli przez otwór, który pojawił się w strąku, na biegnący w górę chodnik, który zakręcał i znikał im z oczu za litą ścianą pokrytego korą pnia drzewostatku. Konsul zawahał się, zszedł na skraj chodnika… i natychmiast się cofnął. Przepaść mierzyła co najmniej sześćset metrów (sztuczne ciążenie – równe jednej szóstej ziemskiego, a wytwarzane przez spętane u nasady drzewa sfery osobliwości – pozwalało odróżnić „dół” od „góry”), a chodnik nie miał barierki.
W milczeniu podjęli wędrówkę na górę. Trzydzieści metrów i pół obwodu pnia dalej porzucili spiralny chodnik na rzecz delikatnego mostu wiszącego i dotarli do konara o pięciometrowej średnicy, po którym zaczęli oddalać się od pnia. Kierowali się w stronę gęstego skupiska liści mieniących się w blasku hyperiońskiego słońca.
– Czy mój statek został wyprowadzony z hangaru? – zainteresował się konsul.
– Zatankowany i gotowy do startu czeka w sferze numer jedenaście – odparł Het Masteen.
Znaleźli się w cieniu pnia. W czarnych przestrzeniach pośród liści zapłonęły gwiazdy.
– Pozostali pielgrzymi zgodzili się skorzystać z pańskiego statku podczas lądowania na Hyperionie, jeśli tylko dowództwo ARMII wyda stosowne pozwolenie – dodał templariusz.
Konsul przetarł oczy. Żałował, że nie dano mu więcej czasu, żeby doszedł do siebie po lodowatych uściskach kriosnu.
– Macie kontakt z flotą ewakuacyjną?
– Naturalnie. Wywołali nas, gdy tylko zakończyliśmy skok kwantowy. Od tamtej pory jesteśmy… eskortowani przez okręt wojenny Hegemonii.
Masteen wskazał niebo nad głową.
Konsul zmrużył oczy i spojrzał w górę, ale w tej samej chwili górne gałęzie obracającego się powoli drzewa wynurzyły się z cienia i rozległe połacie liści zapłonęły słonecznymi kolorami. Nawet tam, gdzie nadal zalegał cień, gnieżdżące się nad chodnikami żarptaki lśniły jak japońskie lampiony, światłopnącza rozświetlały wiszące mosty, a ziemskie świetliki i muślinki z Maui-Przymierza, które z tajemniczym mruganiem przemierzały liściaste labirynty, mieszały się z gwiezdnymi konstelacjami w sposób zdolny zmylić najlepszych gwiezdnych nawigatorów.
Het Masteen wsiadł do kosza windy zawieszonego na linie z włókna węglowego, której drugi koniec ginął gdzieś wśród trzystu metrów gałęzi nad ich głowami. Konsul poszedł w jego ślady i kosz bezszelestnie ruszył do góry. Chodniki, strąki i platformy były dziwnie puste, jeśli nie liczyć kilku templariuszy i ich malutkich pomocników, klonów. Wcześniej, przez wypełnioną gorączkowym pośpiechem godzinę, która upłynęła od zacumowania na drzewostatku, do momentu, gdy zapadł w sen, też nie widział żadnych intruzów, ale wtedy tłumaczył to sobie bliskością skoku kwantowego i domniemywał, że pasażerowie spoczywają bezpiecznie na leżankach kriogenicznych. Teraz jednak statek poruszał się z prędkością daleką od relatywistycznej, i wśród gałęzi powinno się wprost roić od gapiów.
1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Opowieści w opowieści
— Jędrzej Burszta

Hyperion
— Dan Simmons

Tegoż twórcy

Przeczytaj to jeszcze raz: Kraj strachów dziecinnych
— Dawid Kantor

Umieranie w śniegu
— Anna Nieznaj

Thriller nadprzyrodzony
— Miłosz Cybowski

Czytając (dobre) science fiction
— Daniel Markiewicz

Śmierć na lodach Arktyki
— Tomasz Kujawski

Przeczytaj to jeszcze raz: Między realizmem a fantastyką
— Miłosz Cybowski

Esensja czyta: Grudzień 2012
— Kamil Armacki, Jacek Jaciubek, Anna Kańtoch, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Konrad Wągrowski

Potwór z Londynu
— Jacek Jaciubek

Esensja czyta: Październik 2012
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Daniel Markiewicz, Agnieszka Szady

Esensja czyta: Październik 2011
— Jędrzej Burszta, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.