Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Lissa Price
‹Ender›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułEnder
Tytuł oryginalnyEnders
Data wydania9 września 2015
Autor
PrzekładElżbieta Piotrowska
Wydawca Albatros
CyklStarter
ISBN978-83-7885-455-5
Format400s. 125×195mm
Cena34,90
Gatunekdla dzieci i młodzieży, fantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Ender

Esensja.pl
Esensja.pl
Lissa Price
1 2 »
Przedstawiamy fragment objętej patronatem Esensji powieści „Ender” Lissy Price. Książka będąca kontynuacją „Startera” ukazała się nakładem wydawnictwa Albatros.

Lissa Price

Ender

Przedstawiamy fragment objętej patronatem Esensji powieści „Ender” Lissy Price. Książka będąca kontynuacją „Startera” ukazała się nakładem wydawnictwa Albatros.

Lissa Price
‹Ender›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułEnder
Tytuł oryginalnyEnders
Data wydania9 września 2015
Autor
PrzekładElżbieta Piotrowska
Wydawca Albatros
CyklStarter
ISBN978-83-7885-455-5
Format400s. 125×195mm
Cena34,90
Gatunekdla dzieci i młodzieży, fantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Rozdział pierwszy
Ręka sama powędrowała na tył głowy i mogłabym przysiąc, że tuż pod skórą wyczuwam neurochip. Oczywiście było to niemożliwe, ponieważ był schowany głębiej, pod metalową płytką. Dotykałam jedynie blizny, twardej i pozbawionej czucia.
Starałam się od tego powstrzymywać. Niestety, wpadłam w obsesyjny nawyk, natrętny niczym gmeranie palcem przy zadartej skórce koło paznokcia. Prześladował mnie cały czas – nawet teraz, gdy w kuchni szykowałam kanapki. W kuchni niegdyś należącej do Heleny.
Zapisała mi swoją rezydencję i mimo że sama już nie żyła, wszystko tutaj przypominało mi, że była jej własnością. Wysmakowane kuchenne wnętrze – od glazury w kolorze morskiej zieleni po przemyślaną w każdym szczególe wyspę kuchenną – było jej wyborem. I także Eugenia, gospodyni rezydencji, która została z nami.
To Helena wymyśliła ten szalony plan, żeby działając w moim ciele, zabić senatora Harrisona i w ten sposób pokrzyżować plany Starego Człowieka. Jednak pierwotny błąd popełniłam ja, ponieważ dobrowolnie zgłosiłam się jako dawca ciała. Co prawda zdecydowałam się na to w rozpaczy, aby uratować mojego braciszka Tylera. Tego kroku nie mogłam już cofnąć – tak samo, jak nie mogłam się pozbyć przeklętego chipa wetkniętego w tył mojej głowy. Nienawidziłam go. Był niczym telefon, przez który Stary Człowiek łączył się ze mną, a ja nie mogłam przerwać połączenia i musiałam go słuchać. Taka bezpośrednia linia od niego do mnie, do Callie Woodland.
Ostatni raz dał o sobie znać dwa dni temu, kiedy obserwowałam, jak burzą prześwietny gmach Prime Destinations. Mówił głosem mojego ojca, posłużył się nawet naszym umówionym hasłem: „Groźne jastrzębie polują na gołębie”. Ani przez chwilę nie przestawałam o tym myśleć. Stojąc przy kuchennym blacie i smarując masłem orzechowym ostatnie kanapki, doszłam do wniosku, że Stary Człowiek bawił się, dręcząc mnie jedną ze swoich sztuczek. Okrutną, ale ten potwór nie mógł mnie już niczym zadziwić.
– Skończyłaś? – spytała Eugenia.
Podskoczyłam, słysząc jej skrzekliwy, starczy głos Enderki. Nie wiedziałam, że weszła. Jak długo mnie obserwowała? Gdy się odwróciłam, zobaczyłam dezaprobatę na jej pomarszczonej twarzy. Gdybym była osobą z bajki, żyjącą w zamku, ona pełniłaby rolę brzydkiej macochy.
– Już dosyć. Opróżnisz całą spiżarnię – powiedziała.
Bzdura. Zrobiłam tylko kilkanaście kanapek, a nasza spiżarnia mogłaby nas wyżywić jeszcze przez miesiąc. Włożyłam ostatnią kanapkę do próżniowej pakowarki – rozległ się świst zasysanego powietrza i cienka folia błyskawicznie owinęła się szczelnie wokół chleba.
– Skończyłam. – Wrzuciłam kanapki do brezentowej torby.
Eugenia nawet nie czekała, aż wyjdę, natychmiast zaczęła wycierać blat. Popsułam jej nastrój na resztę dnia.
– Nie jesteśmy w stanie wykarmić wszystkich głodujących na tym świecie – burknęła, przecierając niewidoczne plamy.
– To prawda. Jedynie paru głodnych Starterów. – Zapięłam torbę i przewiesiłam ją przez ramię.
• • •
Gdy wkładałam torbę do bagażnika niebieskiego sportowego samochodu, wciąż prześladowało mnie pełne nagany spojrzenie Eugenii. Powinna być bardziej wyrozumiała, wiedząc, że jestem sierotą. Niestety, uważała, że to ja przyczyniłam się do śmierci Heleny. A przecież to nie była moja wina. W rzeczywistości to Helena była bliska wyprawienia mnie na tamten świat. Zatrzasnęłam bagażnik. Wiedziałam, że Eugenia została z nami, ponieważ uwielbiała Tylera. Więc jest okay, pomyślałam. Nie muszę być jej posłuszna. Nie ona jest moim opiekunem prawnym.
Ręka powędrowała znowu na tył głowy i bezmyślnie zaczęłam drapać bliznę. Gdy oprzytomniałam i cofnęłam dłoń, zobaczyłam pod paznokciami ślady krwi. Wzdrygnęłam się.
Wyciągnęłam chusteczkę i dokładnie wytarłam palce, po czym wyszłam z garażu drzwiami prowadzącymi na ogród. Omszały chodniczek wilgotny od porannej mgły wiódł do domku gościnnego schowanego w krzakach dzikiej róży. Przywitała mnie cisza, żadnego ruchu za oknami. Zastukałam do drzwi z surowych desek. Żadnej reakcji. Więc nie wrócił.
Ze zgrzytem przekręciłam gałkę i wsunęłam głowę do środka.
– Michael?
Nie byłam w jego chatce, odkąd przeprowadziliśmy się do rezydencji. Wnętrze przenikał jego specyficzny zapach: farb malarskich i świeżo obrabianego drewna. Michael zawsze ładnie pachniał, nawet wtedy, gdy zamieszkiwaliśmy rudery jako dzicy lokatorzy.
Jednak o tym, że to jego teren, świadczyły przede wszystkim zdumiewające obrazy na ścianach. Jeden przedstawiał chudych Starterów o głodnych, udręczonych spojrzeniach, ubranych w kilka warstw łachmanów, obwieszonych butelkami z wodą, z nieodłącznymi latarkami na rękach.
Na drugim obrazie przedstawiona została scena walki trzech Starterów o jabłko. Jeden leżał na ziemi – pobity i unieszkodliwiony. Tak kilka miesięcy temu wyglądało moje życie. Dlatego jeszcze trudniej było mi patrzeć na kolejny obraz.
Była na nim moja przyjaciółka Sara, której nie udało mi się uratować. Opowiadałam o niej Michaelowi. Spędziłyśmy jakiś czas razem w Zakładzie numer 37 – koszmarnym miejscu dla osieroconych Starterów, po których nie zgłosili się dziadkowie. Tam umieściła mnie policja prewencyjna. Obraz wyobrażał Sarę, porażoną śmiertelnie taserem, zawieszoną na drucie kolczastym po tym, jak symulowała ucieczkę, by odwrócić uwagę strażników ode mnie. Michael nigdy się z nią nie zetknął, ale jak większość Starterów widział niejeden akt desperackiej odwagi. W oczach Sary upamiętnił gotowość poświęcenia dla kogoś życia.
Oczy mi się zaszkliły i obraz rozmazał. Choćbym żyła milion lat, tak lojalnej przyjaciółki już nigdy nie znajdę. Oddała mi wszystko, a ja pozwoliłam jej zginąć.
Czułam się winna.
Ktoś wszedł do domku. Odwróciłam się. W drzwiach stał Tyler.
– Jesteś, Małpko! – zawołał.
Szybko wytarłam oczy, a on podbiegł i objął mnie rączkami za nogi. Wtedy dojrzałam stojącego za nim na progu uśmiechniętego Michaela. Zamknął drzwi i postawił na podłodze torbę podróżną.
– Wróciłeś nareszcie – powiedziałam.
Potrząsnął głową, odrzucając z twarzy niesforne blond loki, i zobaczyłam, jak się dziwi, słysząc troskę w moim głosie. Tyler odsunął się ode mnie.
– Zobacz, co mi przywiózł Michael.
Pomachał małą ciężarówką i przesunął nią po oparciu kanapy.
– Gdzie byłeś? – zapytałam Michaela. Po raz ostatni widziałam go w tłumie, gdy wyburzano gmach Prime Destinations.
Wzruszył ramionami.
– Potrzebowałem odetchnąć przestrzenią.
Wiedziałam, że nic nie powie w obecności chłopca. Miałam także świadomość, że widział mnie i Blake’a, wnuka senatora Harrisona, trzymających się za ręce w chwili, gdy tamten gmach się walił. Dwie marionetki Starego Człowieka.
– Uwierz mi, że to nic nie znaczyło – odezwałam się ściszonym głosem. – Poza tym ty, ty i Florina…
– Z tym koniec.
Patrzyliśmy sobie w oczy. Tyler bawił się dalej i choć naśladował warkot samochodu, mógł nas słyszeć. Zastanawiałam się, jak opisać Michaelowi, co czuję, ale szczerze mówiąc, sama tego nie mogłam zrozumieć. Stary Człowiek, Blake, Michael – wszystko się pogmatwało.
Bipnęła moja komórka, sygnalizując trzy nieodebrane wiadomości.
– Ktoś się do ciebie dobija? – spytał Michael.
SMS-y były od Blake’a. Bezskutecznie próbował skontaktować się ze mną od dnia wyburzenia Prime.
– To on, tak? – dopytywał się Michael.
Wsunęłam komórkę do kieszeni, przekrzywiłam głowę i posłałam mu spojrzenie mówiące: „Nie przypieraj mnie do muru”.
Tyler niespokojnie zerknął najpierw na Michaela, potem na mnie.
– Idziemy do sklepu – odezwał się Tyler. – Kupić mi buty.
– Nie pytając mnie o zdanie? – Przewiesiłam torbę przez ramię i spojrzałam na Michaela.
– Bardzo prosił – wyjaśnił. – Jego ukochane buty są już za małe.
– Szybko teraz rośnie, kupcie od razu drugą parę o rozmiar większą.
Ku naszej wielkiej radości Tyler powrócił do zdrowia, odkąd przestaliśmy pomieszkiwać na dziko w nieogrzewanych pustostanach.
– Chodź z nami – poprosił mnie.
– Bardzo bym chciała, ale muszę ruszać w drogę.
– Dokąd? – spytał Michael.
– W nasze stare okolice. Nakarmić Starterów.
– Nie chcesz asysty?
– A niby po co? Nie mogę pojechać sama?
Ledwie mu odburknęłam, a już chciałam cofnąć te słowa, bo wyglądał na głęboko urażonego. Nawet Tyler otworzył na moment usta ze zdziwienia.
– Przepraszam. Dzięki za dobre chęci. Naprawdę.Wydaje mi się jednak, że sobie poradzę. A wy ruszajcie do supermarketu.
– Zjedzmy chociaż razem lunch – poprosił Tyler. – Po tym, jak kupimy buty.
Chwycił Michaela za rękę, a mnie posłał błagalne spojrzenie. Zastępowaliśmy mu rodziców i robił wszystko, żebyśmy trzymali się razem. Marzyłam, żeby za sprawą jakiegoś cudu powrócili nasi rodzice i byśmy znowu byli normalną rodzinę. Ale w tym momencie miałam się pospieszyć, żeby spełnić drobną prośbę mojego braciszka.
• • •
Z brezentową torbą na ramieniu otwierałam boczne drzwi opuszczonego biurowca, który nie tak dawno był domem Michaela i Tylera, i Floriny, gdy ja w tym czasie zarabiałam jako dawca ciała. Weszłam do lobby. Jak zwykle za ladą recepcji nie było nikogo. Za nic nie zwierzyłabym się z tego Michaelowi, ale serce zaczęło mi bić mocniej. Szybciej. Wstrzymałam oddech, nasłuchując oznak ewentualnego zagrożenia. Znałam to miejsce, ale sytuacje się zmieniają. Kto wie, jacy Starterzy teraz tu mieszkają?
Podeszłam do recepcji, żeby sprawdzić, czy aby ktoś gotowy do ataku nie kryje się za kontuarem. Nikogo. Postawiłam torbę, rozsunęłam zamek błyskawiczny i wyjęłam ręcznik. Gdy wycierałam z brudu blat, usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Zanim się zorientowałam, co się dzieje, ktoś podbiegł i złapał moją torbę.
– Hej! – krzyknęłam.
Niski, pucołowaty Starter biegł do wyjścia, ściskając zdobycz, z której na podłogę wypadło kilka kanapek.
– Miały być dla wszystkich, ty rozbójniku! – wrzasnęłam.
Tylko śmignął przez drzwi; nie miałam szans go dogonić.
Wybiegłam zza lady i schyliłam się, żeby pozbierać leżące na podłodze kanapki. Sięgałam po jedną z nich, gdy ktoś stanął mi na dłoni.
– Zostaw to! – Napastnikiem była Starterka, może o rok młodsza ode mnie.
Trzymała w ręku drewnianą pałkę wielkości kija bejsbolowego i przymierzała się do uderzenia. Zardzewiałe gwoździe na końcu pałki nie zachęcały do konfrontacji. Kiwnęłam głową. Zwolniła ucisk stopy i pozwoliła mi wysunąć spod niej rękę.
– Weź ją – powiedziałam, wskazując na zgniecioną kanapkę.
Chwyciła tę i jeszcze dwie inne. Wgryzła się w chleb przez folię i zaczęła jeść jak dzikie zwierzę. Chuda, z krótkimi tłustymi włosami, prawdopodobnie jeszcze niedawno była dziewczyną z klasy średniej. Jak ja.
Znałam taki straszliwy głód, ale nikt nie przychodził wtedy do naszego budynku z jedzeniem. Teraz zrozumiałam dlaczego.
Przełknęła jeden kęs.
– No, no. – Podeszła bliżej i dotknęła moich włosów. – Jakie czyste. – Potem przyjrzała się mojej twarzy. – Idealna. Jesteś Metal, hę?
– Co jestem?
– No wiesz, Metal. Jedna z tych z banku ciał. Masz w głowie chip. – Znowu ugryzła kanapkę, tym razem odwijając folię. – Jak się z tym czujesz? – Okrążyła mnie, żeby przyjrzeć się tyłowi mojej głowy.
Miałam na sobie najskromniejsze ciuchy, jakie udało mi się znaleźć w garderobie Heleny. Lecz nic nie mogłam poradzić na to, że moja cera była bez skazy, włosy lśniły i rysy twarzy miałam idealne. Nikt nie mógł mieć wątpliwości, że zostałam zachipowanym niewolnikiem.
– Jak czyjaś własność – odparłam.
• • •
1 2 »

Komentarze

14 IX 2015   13:49:45

Ender, Ender ... Mi wychowanemu w latach '80-'90 i tak się zwasze będzie kojarzył z Orson Scott Carde'm...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.