Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Maja Lidia Kossakowska
‹Obrońcy Królestwa›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułObrońcy Królestwa
Data wydaniamarzec 2003
Autor
Wydawca RUNA
ISBN83-917904-4-4
Cena25,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Światło w tunelu – fragment

Esensja.pl
Esensja.pl
Maja Lidia Kossakowska
Prezentujemy fragment opowiadania Mai Lidii Kossakowskiej „Światło w tunelu” wchodzącego w skład zbioru „Obrońcy Królestwa”, który ukazał się w marcu nakładem wydawnictwa RUNA.

Maja Lidia Kossakowska

Światło w tunelu – fragment

Prezentujemy fragment opowiadania Mai Lidii Kossakowskiej „Światło w tunelu” wchodzącego w skład zbioru „Obrońcy Królestwa”, który ukazał się w marcu nakładem wydawnictwa RUNA.

Maja Lidia Kossakowska
‹Obrońcy Królestwa›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułObrońcy Królestwa
Data wydaniamarzec 2003
Autor
Wydawca RUNA
ISBN83-917904-4-4
Cena25,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Zaułki były brudne i wyludnione, budynki niskie, często zapadnięte ze starości, drewniane. Zwolna jednak okolica zaczęła się zmieniać. Uboga dzielnica nabierała miejskiego charakteru. Domy stawały się większe, bardziej zadbane, często trafiały się kamienne podmurowania czy podcienie. W dużych oknach lśniły szyby w miejsce szmat czy rybich pęcherzy, pojawiały się kolorowo malowane balkony i mansardy. Nawierzchnię ulicy pokrył bruk. Pojawiło się więcej przechodniów. Smagły dżinn, o drapieżnych, pięknych rysach twarzy, prowadził na złotym łańcuszku małą chimerę. Odziany w błękitną szatę i turban wydawał się cudowną fatamorganą. Wyzywająco ubrana skrzydlata kobieta mrugnęła do Eryka zalotnie. Miała złotą skórę i cudowne, wykrojone jak migdały oczy. Ciemne, skórzaste skrzydła wieńczyły matowo połyskujące haki, jak u nietoperza. Domyślił się, że widzi żeńskiego demona. Istota minęła ich, kołysząc biodrami.
W podcieniach kamienic mieściły się sklepy, na ulicach stały stragany, przechodniów kręciło się coraz więcej, ale żaden nie był człowiekiem. Eryk rozpoznawał dżinny, demony o skórzastych skrzydłach, anioły i chochliki, malutkie stworzenia o złośliwych pyszczkach buszujące w rynsztokach. Nie wiedział natomiast kim byli pozostali. Niewysokie, ciemnolice istoty o bardzo chudych twarzach i wydatnych nosach, eteryczne piękności o bladej cerze i zielonych włosach, niscy, miedzianoskórzy łucznicy z kołczanami na plecach i grzebieniami płomiennych włosów, zdających się sypać iskry, ubrani w czerwienie i pomarańcze oraz cała masa innych, dziwnych sworzeń. Uwabriel pochylił się ku niemu.
– Jesteśmy w Limbo. To rodzaj pasa ziemi niczyjej, okalającego równocześnie Królestwo i Głębię. Dlatego widzisz tu aniołów i Głębian spacerujących zgodnie. Głębianie to po waszemu, zdaje się, demony. Te zielonowłose ślicznotki to sylfy, duchy powietrza, a kolesie z ognistymi czuprynami to salamandry, duchy ognia. Przyjrzyj się dobrze, bo salamandry rzadko goszczą w Limbo. Odkąd archanioł Gabriel, regent Królestwa, dał duchom żywiołów, dżinnom i geniuszom autonomię, salamandry siedzą na pustynnym skrawku ziemi, głęboko w Strefach Poza Czasem i udają, że są okropnie niezależni. Acha, popatrz, ci ciemni, ubrani w brązowe szaty to geniusze. Są cwani. Często zajmują się medycyną, magią, edukacją albo finansami. Zadzierają nosa, chociaż jak wszyscy nieskrzydlaci podlegają skrzydlatym i Głębianom.
– Zaraz – Eryk się pogubił. – Co to znaczy skrzydlaci?
– No, aniołowie – wyjaśnił Uwabiel. – Wszystkie duchy żywiołów, dżinny, geniusze i stworzenia ze Stref Poza Czasem nazywają się nieskrzydlatymi i stoją w hierarchii niżej do nas. I Głębian, czyli demonów, oczywiście. Widzisz, hierarchia u nas to ważna rzecz. Aniołowie też się dzielą na klasy. I chóry. Wszystko zależy od urodzenia. Są aniołowie służebni, którzy stoją najniżej, aniołowie stróże, aniołowie służący w Zastępach, to znaczy w regularnej armii, urzędnicy, zarządcy Domów i tak dalej. Wszystko w granicach pierwszego chóru, właściwych aniołów. Potem są archaniołowie i kupa innych, aż do cherubinów i serafinów. Arystokraci Królestwa nazywają się Świetlistymi, a głębiańscy Mrocznymi. Rozumiesz?
– Tak, chyba tak – wymamrotał Eryk.
Od nazw, kast, widoków i zdumiewających stworzeń, które mijał zakręciło mu się w głowie.
– Nie czaruj tak, Uwabriel – odezwał się Parmiel. – Wytłumaczysz człowiekowi w kilku zdaniach całą strukturę Królestwa i Głębi? Daruj sobie.
Uwaga anioła przywołała Eryka do rzeczywistości. Zamiast gawędzić i podziwiać otoczenie, powinien szukać sposobności do ucieczki. Wyszli na rozległe, kamienne nabrzeże. Widok dosłownie zapierał dech w piersi. Szeroka, połyskująca srebrem rzeka znajdowała ujście w ogromnej zatoce, której zielone i błękitne wody wyzłacało złotą smugą niskie, chylące się ku zachodowi słońce. Dalej rozpościerał się bezkres granatowej, oszronionej pianami fal wody. Na przeciwległym krańcu zatoki leżał port. Smukłe żaglowce o dziwacznych kształtach kołysały się w objęciach wiatru. Wyglądały tak pięknie, że aż chciało się rozpłakać z zachwytu. Na bulwarze ciągnącym się wzdłuż brzegu, kłębił się kolorowy tłum.
– Piękne, co? – zagadnął Parmiel. – To Zatoka Zmierzchu. Za nią rozciąga się już tylko Praocean. A rzeka, która do niej wpada, to Strumień Czasu. Powiadają, że każdy kto wrzuci monetę do wody kiedyś tu wróci.
Eryk, nie odrywając wzroku od horyzontu, nerwowo przeszukiwał kieszenie.
– Masz jakieś drobne? – spytał z nadzieją.
Anioł roześmiał się i wyciągnął dłoń z małą, miedzianą monetą. Napisy i rysunki były wpół zatarte, ale ledwo widoczne litery nic Erykowi nie mówiły. Cisnął pieniążek w wodę. Topiel pochłonęła go natychmiast.
Parmiel położył człowiekowi rękę na ramieniu.
– Jeśli chcesz zobaczyć coś jeszcze lepszego, spójrz za siebie.
Eryk odwrócił się. Daleko, za kręgiem zabudowań Limbo, na otwartej przestrzeni, ciągnął się pierścień gigantycznych, oślepiająco białych murów. Zatłoczone trakty, niczym kolorowe krajki, wiodły do szeroko rozwartych, zdobionych bram. Mury otaczały gigantyczną, jakby utkaną z błękitnej mgły górę, wysoką na pół nieba. Erykowi zdawało się, że widzi miasta wyczarowane ze światła, unoszące się w przestworzach, złote wieże lśniące w promieniach słońca, pałace kruche jak ozdoby z cukru, ażurowe konstrukcje mostów, wiszące w powietrzu ogrody. Wokół leniwie płynęły obłoki. Widok nie mógł być rzeczywisty. Pochodził wprost ze snów, miraży i marzeń. Erykowi omal serce nie pękło z tęsknoty. Mógłby spędzić wieczność po prostu patrząc na ten żywy cud.
– Co to? – wyszeptał wstrząśnięty.
– Królestwo, synu Adama – powiedział Parmiel. W głosie anioła dźwięczała duma.
Eryk stał wpatrzony, a obłoki leniwie przesuwały się po błękicie.
– No chodź już – szturchnął go Parmiel. – Nie możemy tu sterczeć w nieskończoność.
– Nie chcę – wymamrotał Eryk.
Anioł bezceremonialnie wpakował mu łapę pod ramię.
– Idziemy i to już! Mamy niedaleko.
Powlókł Eryka przez bulwar. Niedaleko, uświadomił sobie więzień z niepokojem. Jeśli miał spróbować ucieczki, to teraz. Mijali rozstawione wzdłuż nabrzeża stragany.
– Zobacz, jaki piękny sztylet! – zawołał naraz Uwabriel, zatrzymując się przy stoisku płatnerza.
– Daj spokój! – stęknął Parmiel – śpieszymy się.
Ale brat nie miał zamiaru stracić okazji.
– Ile to kosztuje? – spytał, potrząsając sztyletem.
Parmiel zaczął go odciągać od straganu. Kupiec wykrzykiwał cenę, anioł się targował. Eryk, korzystając z zamieszania, postanowił dać nogę. Rzucił się w tłum.
– Oż, ty bydlę! – usłyszał ryk Parmiela.
Biegł roztrącając przechodniów. Nie myślał na razie dokąd pójdzie, jeśli ucieczka się uda. Zagadnie jakiegoś anioła i już. Ale nie udała się. Poczuł nagle silne szarpniecie za ramię, zobaczył wykrzywioną ze złości twarz z blizną na policzku.
– Co ty wyrabiasz, misiu? – warknął wściekle anioł.
Eryk spróbował się wyrwać i omal nie wyłamał sobie ręki. Chwyt Parmiela był silny jak imadło. Za chwilę dołączył Uwabriel.
– Puszczajcie mnie! – wrzasnął na cały głos Eryk. – Bandyci! Cholerni porywacze! Na pomoc!
Kilku przechodniów odwróciło głowy, ktoś się zatrzymał.
– Ratunku!- ryknął Eryk.
– Zamknij się, idioto! – Parmiel próbował zatkać usta szarpiącemu się mężczyźnie.
Eryk ugryzł go w rękę.
– Auuu! – wrzasnął skrzydlaty.
– Co tu się dzieje? – odezwał się z tyłu władczy głos.
Trójka walczących zamarła. Wysoki anioł o surowym wejrzeniu i ciemnoniebieskich włosach wyglądał na kogoś ważnego.
– Porwali mnie! – krzyknął Eryk, ale urwał z okrzykiem bólu, bo Uwabiel wykręcił mu palec.
– To zbiegła dusza, panie! – zawołał szybko Parmiel. – Właśnie udało nam się ją schwytać.
Wysoki anioł zmarszczył czoło.
– Nie słuchaj ich! – wrzasnął więzień, ale tym razem Uwabriel skutecznie zatkał mu usta.
– Zawsze tak mówią – Parmiel pokręcił głową. – Zaraza z tymi duszami.
Niebieskowłosy anioł machnął ręką.
– Dobrze już. Zabierzcie go, dość tego zamieszania.
Odwrócił się, żeby odejść. Eryk wydał okropny ryk, lecz aniołowie szybko odwlekli go w stronę najbliższej przecznicy.
– No co ty wyrabiasz, misiu? – sarknął Parmiel. – Niezłego stracha nam napędziłeś.
Trzymali teraz Eryka pod ręce, w ciasnym uścisku między sobą. Obrażony, nie odpowiedział. Minęli jeszcze kilka uliczek, domki znów zrobiły się nędzne i małe, choć murowane. Zatrzymali się przed kamienną komórką zaopatrzoną w solidne drzwi. Parmiel wyciągnął zza pazuchy klucz, obrócił w zamku. Aniołowie wepchnęli Eryka do wnętrza. Pomieszczenie było wielkości sporego pokoju, z małymi okienkami umieszczonymi przy suficie. W środku znajdował się długi, drewniany stół, ława i kilka zydli. Pod ścianami stały prycze i prowizoryczne półki. W sumie całość wyglądała jak karcer albo tymczasowy areszt.
Uwabriel zaryglował drzwi. Parmiel wskazał Erykowi ławę.
– Siadaj. Musimy pogadać.
– Chyba tak – mruknął więzień cierpko, ale posłusznie usiadł.
– Naprawdę nie chcemy zrobić ci krzywdy. Rozpaczliwie potrzebujemy pomocy, to wszystko.
Anioł spojrzał na brata.
– Uwabriel, dawaj szkło. Ja tego na trzeźwo nie zniosę.
Na stole znalazły się szybko trzy szklanice z grubego, zielonkawego szkła i pękata flaszka. Parmiel rozlał do naczyń ciemny, czerwonawy płyn, który pachniał korzennie.
– Golnij sobie – mruknął anioł. – Nie bój się. Jest mocne, ale dobre. Nazywa się łzy jednorożca. W sam raz na stypę. No to, za Królestwo!
Bracia wychylili po pół szklanki do razu. Eryk spróbował ostrożnie. Skrzydlaty miał rację. Trunek był przedni.
– Który zacznie? – spytał Uwabriel. Parmiel machnął ręką.
– Dobra, mogę ja – zmierzył Eryka uważnym wzrokiem. – Posłuchaj teraz spokojnie, bo musimy ci parę rzeczy wyjaśnić. Jak wiesz, jesteśmy bliźniakami. Aniołami, oczywiście. Może nie bardzo dobrze urodzonymi, ale czystej krwi. Uwabriel służy pod Sarkamiszem, przy trzeciej godzinie nocy, a ja pod Wegnanielem, przy trzeciej godzinie dnia. Parszywa fucha, co tu gadać, ale taki los. Dwie doby temu wracaliśmy obaj z szynku, bladym świtem. To nie był nasz szczęśliwy dzień, synu Adama.
koniec
12 kwietnia 2003

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Adveniat Regnum Tuum
— Paweł Pluta

Tegoż twórcy

Trochę miłości, dużo szmaragdów i Anioł Zagłady, czyli safari w zaświatach
— Zofia Marduła

Esensja czyta: Maj 2013
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Marcin T.P. Łuczyński, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek

Anioł też człowiek
— Agnieszka Szady

Esensja czyta: Luty-marzec 2010
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Daniel Markiewicz, Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Październik-listopad 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Marcin T.P. Łuczyński, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski, Krzysztof Wójcikiewicz

Ciemna strona Czarnego Lądu
— Marcin Mroziuk

Bohater pod parasolem
— Agnieszka Szady

Zawiedzione nadzieje
— Jędrzej Burszta

Opowiadanie świata
— Cyryl Twardoch

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.