Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Steven Erikson
‹Wspomnienie lodu: Cień przeszłości›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWspomnienie lodu: Cień przeszłości
Tytuł oryginalnyMemories of Ice
Data wydanialipiec 2002
Autor
PrzekładMichał Jakuszewski
Wydawca MAG
CyklMalazańska Księga Poległych
ISBN83-89004-25-9
Format507s. 115x185mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wspomnienie lodu

Esensja.pl
Esensja.pl
Steven Erikson
1 2 »
Zapraszamy do lektury fragmentu powieści „Wspomnienie lodu” Stevena Eriksona – trzeciego tomu cyklu fantasy „Malazańska Księga Poległych”, który to tom ukazał się u nas w dwóch częściach: „Wspomnienie lodu: Cień przeszłości” i „Wspomnienie lodu: Jasnowidz”.

Steven Erikson

Wspomnienie lodu

Zapraszamy do lektury fragmentu powieści „Wspomnienie lodu” Stevena Eriksona – trzeciego tomu cyklu fantasy „Malazańska Księga Poległych”, który to tom ukazał się u nas w dwóch częściach: „Wspomnienie lodu: Cień przeszłości” i „Wspomnienie lodu: Jasnowidz”.

Steven Erikson
‹Wspomnienie lodu: Cień przeszłości›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWspomnienie lodu: Cień przeszłości
Tytuł oryginalnyMemories of Ice
Data wydanialipiec 2002
Autor
PrzekładMichał Jakuszewski
Wydawca MAG
CyklMalazańska Księga Poległych
ISBN83-89004-25-9
Format507s. 115x185mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
prolog
Maeth’ki Im (Pogrom Zgniłego Kwiatu)
Trzydziesta trzecia wojna jaghucka
298 665 lat przed snem Pożogi
Nad bagnami unosiły się chmury meszek, pośród których śmigały jaskółki. Niebo ponad błotami nadal było szare, lecz utraciło już zimowy połysk rtęci, a ciepły wietrzyk szemrzący nad spustoszoną krainą niósł ze sobą zapach uzdrowienia.
Powstałe ze stopniałych jaghuckich lodowców śródlądowe, słodkowodne morze, zwane przez Imassów Jaghra Til, było w agonii. Na południu – tak daleko, jak okiem sięgnąć – blade chmury odbijały się w coraz bardziej kurczących się sadzawkach, w których woda sięgała kolan, lecz mimo to w krajobrazie dominował nowo powstały ląd.
Złamanie czaru, który sprowadził zlodowacenie, przywróciło dawny, naturalny rytm pór roku, wciąż jednak utrzymywało się tu wspomnienie o wysokich jak góry lodowcach. Na północy widać było odsłoniętą skałę, pełną żlebów i szczelin, a zagłębienia terenu wypełniały głazy narzutowe. Gęsty ił, który stanowił ongiś dno śródlądowego morza, nadal bulgotał od uwalniających się gazów, lecz ziemia, która już od ośmiu lat nie musiała dźwigać straszliwego ciężaru lodowców, podnosiła się powoli w górę.
Życie Jaghra Til trwało krótko, lecz ił, który osadził się na jego dnie, był głęboki. I zdradziecki.
Pran Chole, rzucający kości klanu Canniga Tola z Imassów Krona, siedział nieruchomo na szczycie niemal całkowicie skrytego pod ziemią głazu. Stok przed nim porastała krótka, ostra trawa. Pełno też tam było zmurszałych kawałków przyniesionego tu ongiś przez fale drewna. W odległości dwunastu kroków teren opadał lekko, przechodząc w szeroką, błotną nieckę.
Dwadzieścia kroków od jej brzegu w trzęsawisku ugrzęzły trzy ranagi. Byk, samica i cielę utworzyły żałosny krąg obronny. Uwięzione i bezradne, z pewnością wydały się łatwymi ofiarami stadu ay, które je tu odnalazły.
Błota były jednak zdradzieckie. Wielkie tundrowe wilki spotkał ten sam los, co ranagi. Pran Chole naliczył sześć ay, w tym jednego roczniaka. Tropy wskazywały, że inny roczniak okrążył zapadlisko dziesiątki razy, po czym oddalił się na zachód. Osamotniony, z pewnością nie uniknie śmierci.
Jak dawno temu wydarzył się ów dramat? Nie sposób było tego określić. Zarówno na ranagach, jak i na ay, błoto stwardniało już, tworząc spękane, gliniane płaszcze. Plamy jaskrawej zieleni wskazywały miejsca, w których z naniesionych wiatrem nasion wyrosły rośliny. Rzucający kości przypomniał sobie wizje, które ujrzał, chodząc z duchami: zalew prozaicznych szczegółów przeobrażonych w coś nierealnego. Dla tych zwierząt walka będzie trwała po wsze czasy. Łowcy i ofiary zostały wspólnie uwięzione na wieki.
Ktoś podszedł do niego i usiadł obok.
Pran Chole nie spuszczał płowych oczu ze znieruchomiałych postaci. Rytm kroków już wcześniej zdradził mu tożsamość towarzysza, a teraz poczuł też ciepłe zapachy, równie charakterystyczne, jak wpatrzone w jego twarz oczy.
– Co kryje się pod gliną, rzucający kości? – zapytał Cannig Tol.
– Tylko to, co nadało jej kształt, wodzu klanu.
– Nie dostrzegasz w tych zwierzętach żadnego omenu?
– A ty dostrzegasz? – odparł z uśmiechem Pran Chole.
– W tej okolicy nie spotyka się już ranagów – stwierdził po chwili zastanowienia Cannig Tol. – Ay również nie. Mamy przed sobą starożytną bitwę. W owym przekazie kryje się głębia, gdyż porusza on moją duszę.
– Moją również – przyznał rzucający kości.
– Sami wyniszczyliśmy ranagi swymi polowaniami, a potem ay zginęły z głodu, gdyż polowaliśmy też na tenagi, aż one również wymarły. Agkory, które chodzą za stadami bhederin, nie chciały się nimi dzielić z ay, i teraz tundra jest pusta. Wypływa stąd wniosek, że nasze polowania były bezmyślnym marnotrawstwem.
– Musieliśmy wykarmić dzieci.
– A potrzebowaliśmy ich bardzo wielu.
– I nadal ich potrzebujemy, wodzu klanu.
– Jaghuci byli w tych okolicach niesłychanie potężni, rzucający kości – rzekł z głośnym stęknięciem Cannig Tol. – Nie chcieli uciekać. Nie z początku. Wiesz, jak wiele krwi kosztowało to Imassów.
– A obfitość tej krainy stanowi naszą zapłatę.
– Wspomaga nas w wojnie.
– Tak właśnie dociera się do głębi.
Wódz klanu skinął w milczeniu głową.
Pran Chole czekał cierpliwie. Słowa, które dotąd wymienili, dotknęły jedynie skóry sprawy. Chwila odsłonięcia mięśni i kości jeszcze nie nadeszła. Cannig Tol nie był jednak głupcem, a ponadto oczekiwanie nie trwało długo.
– Jesteśmy jak te zwierzęta.
Rzucający kości przeniósł wzrok na południowy horyzont. Na jego twarzy pojawiło się napięcie.
– Jesteśmy gliną, a nasza trwająca bez końca wojna z Jaghutami jest szamoczącym się w niej zwierzęciem – ciągnął Cannig Tol. – To, co kryje się wewnątrz, nadaje kształt powierzchni. – Wyciągnął rękę. – Te obracające się powoli w kamień stworzenia to klątwa wieczności.
To jeszcze nie był koniec. Pran Chole milczał.
– Ranagi i ay – podjął Cannig Tol. – Prawie całkowicie zniknęły z królestwa śmiertelników. – Zarówno łowcy, jak i ofiary.
– Aż po kości – wyszeptał Pran Chole.
– Gdybyś tylko dostrzegł omen – mruknął wódz klanu, prostując się.
Rzucający kości również się podniósł.
– Gdybym tylko go dostrzegł – zgodził się tonem, w którym pobrzmiewało jedynie wątłe echo gorzkiej ironii rozmówcy.
– Czy jesteśmy już blisko, rzucający kości?
Pran Chole zerknął na własny cień, przyjrzał się ozdobionej porożem sylwetce, postaci ukrytej pod futrzaną peleryną, niewyprawionymi skórami oraz nakryciem głowy. Promienie słońca padały pod ostrym kątem, wskutek czego wydawał się wysoki. Prawie tak wysoki, jak Jaghut.
– Jutro – stwierdził. – Słabną już. Całonocna wędrówka osłabi ich jeszcze bardziej.
– Świetnie. W takim razie klan rozbije tu dziś obóz.
Rzucający kości nasłuchiwał, jak Cannig Tol oddala się ku czekającym na niego pozostałym członkom klanu. Gdy zapadnie zmrok, Pran Chole będzie chodził z duchami. Wyruszy do szepczącej ziemi, szukając swych pobratymców. Choć ścigana zwierzyna słabła już, klan Canniga Tola był jeszcze słabszy. Zostało w nim niespełna tuzin dorosłych, a gdy ściganymi byli Jaghuci, różnica między myśliwym a zwierzyną nie miała większego znaczenia.
Uniósł głowę i powęszył. W wieczornym powietrzu wyczuwał łatwy do rozpoznania odór innego rzucającego kości. Zastanawiał się, kto to może być i czemu wędruje sam, bez klanu i rodziny. Wiedząc, że tamten również z pewnością wyczuł ich obecność, zadał sobie pytanie, dlaczego się z nimi nie skontaktował.

Steven Erikson
‹Wspomnienie lodu: Jasnowidz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWspomnienie lodu: Jasnowidz
Tytuł oryginalnyMemories of Ice
Data wydaniasierpień 2002
Autor
PrzekładMichał Jakuszewski
Wydawca MAG
CyklMalazańska Księga Poległych
ISBN83-89004-21-6
Format640s. 115x185mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Wygramoliła się z błota i osunęła się na piaszczysty brzeg, dysząc ciężko i chrapliwie. Syn i córka wysunęli się z jej ciężkich jak ołów ramion i wczołgali dalej na brzeg niewysokiej wysepki.
Jaghucka matka opuszczała powoli głowę, aż wreszcie dotknęła czołem chłodnego, wilgotnego piasku. Jego ziarenka wbijały się ostro w skórę jej twarzy. Oparzenia były zbyt świeże, by mogły się już zagoić. Zapewne nie zdążą już tego uczynić, gdyż była pokonana, a śmierć czekała tylko na przybycie łowców.
Dobrze chociaż, że znali się oni na swej robocie. Tych Imassów nie pociągały tortury. Szybki, zabójczy cios, najpierw dla niej, a potem dla dzieci. To oni – ta maleńka, obdarta rodzina – byli ostatnimi Jaghutami na kontynencie. Łaska miała różne oblicza. Gdyby nie wzięli udziału w przykuciu Raesta, wszyscy – Imassowie i Jaghuci – musieliby klęknąć przed tyranem. To jednak był wyłącznie tymczasowy sojusz. Miała wystarczająco wiele rozsądku, by uciec, gdy tylko uwięzienie się dokonało. Już wtedy zdawała sobie sprawę, że klan Imassów natychmiast wznowi pościg.
Matka nie czuła goryczy, nie zmniejszało to jednak jej desperacji.
Uniosła nagle głowę, wyczuwając na wysepce czyjąś obecność. Jej dzieci zamarły w bezruchu. Gapiły się przerażone na kobietę Imassów, która stała teraz przed nimi. Matka przymrużyła szare oczy.
– Sprytnie, rzucająca kości. Moje zmysły były nastrojone na tych, którzy są za nami. Dobrze, kończ z tym.
Młoda, czarnowłosa kobieta rozciągnęła usta w uśmiechu.
– Nie próbujesz dobić targu, Jaghutko? Zawsze szukacie czegoś, co pozwoli wam uratować dzieci. Czyżbyś zerwała już nić pokrewieństwa łączącą cię z tą dwójką? Chyba są na to za małe.
– Targi nie mają sensu. Wy nigdy się na nie nie zgadzacie.
– To prawda, ale wy nie przestajecie próbować.
– Nie będę się targowała. Zabij nas. Szybko.
Kobieta Imassów była odziana w skórę pantery. W jej czarnych oczach zdawały się odbijać ostatnie rozbłyski zmierzchu. Sprawiała wrażenie dobrze odżywionej. Wielkie, nabrzmiałe piersi świadczyły, że niedawno wydała na świat dziecko.
Jaghucka matka nie mogła nic wyczytać z jej oblicza, nie dostrzegała w nim jednak typowej zawziętej pewności, którą zwykle kojarzyła z obcymi, okrągłymi twarzami Imassów.
– Moje ręce zbroczyło już wystarczająco wiele krwi Jaghutów – odparła rzucająca kości. – Zostawię was klanowi Krona, który dotrze tu jutro.
– Nic mnie nie obchodzi, kto spośród was nas zabija – warknęła matka. – Liczy się tylko to, że nas zabijacie.
Kobieta wykrzywiła w grymasie szerokie usta.
– Rozumiem twój punkt widzenia.
Mimo obezwładniającego ją zmęczenia jaghucka matka zdołała usiąść.
– Czego chcesz? – wydyszała.
– Dobić z tobą targu.
Jaghucka matka wstrzymała oddech i wpatrzyła się w ciemne oczy rzucającej kości. Nie znalazła w nich drwiny. Zerknęła przelotnie na syna i córkę, po czym spojrzała spokojnie w oczy kobiety Imassów.
Rzucająca kości skinęła powoli głową.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Lód, lud, brud i smród
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.