Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dan Simmons
‹Letnia noc›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułLetnia noc
Tytuł oryginalnySummer of Night
Data wydaniaczerwiec 2003
Autor
PrzekładArkadiusz Nakoniecznik
Wydawca MAG
CyklPory horroru
ISBN83-89004-46-1
Format636s.
Cena39,—
Gatunekgroza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Letnia noc

Esensja.pl
Esensja.pl
Dan Simmons
1 2 »
Zapraszamy do lektury 14 rozdziału nowej powieści Dana Simmonsa, autora „Hyperiona”, zatytułowanej „Letnia noc”.

Dan Simmons

Letnia noc

Zapraszamy do lektury 14 rozdziału nowej powieści Dana Simmonsa, autora „Hyperiona”, zatytułowanej „Letnia noc”.

Dan Simmons
‹Letnia noc›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułLetnia noc
Tytuł oryginalnySummer of Night
Data wydaniaczerwiec 2003
Autor
PrzekładArkadiusz Nakoniecznik
Wydawca MAG
CyklPory horroru
ISBN83-89004-46-1
Format636s.
Cena39,—
Gatunekgroza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Rozdział 14
Do końca tygodnia ojciec Duane’a nie wziął alkoholu do ust. Co prawda nie ustanowił w ten sposób rekordu, niemniej jednak chłopiec był z tego powodu bardzo szczęśliwy.
We czwartek dziewiątego czerwca, nazajutrz po wyprawie do biblioteki Bradley University, wujek Art zostawił na sekretarce wiadomość, że szuka informacji na temat dzwonu i że na pewno coś znajdzie. Wieczorem zadzwonił ponownie i tym razem rozmawiał z Duane’em osobiście; powiedział, że skontaktował się z Rossem Cattonem, burmistrzem New Haven, lecz ani burmistrz ani nikt z jego otoczenia nic nie wiedzieli o żadnym dzwonie. następnie zapytał o to pannę Moon, bibliotekarkę, a ta zapytała swoją matkę; podobno stara pani Moon pokręciła przecząco głową, widać było jednak, że pytanie ogromnie ją wzburzyło, ale, zdaniem córki, ostatnio nie było trzeba było dużo, żeby wzburzyć starowinkę.
Nieco później ojciec wrócił z wyprawy do sklepu spożywczego; Duane czekał na to z zapartym tchem, nie do końca pewien, czy sklep stanowił rzeczywisty cel wyjazdu, ale ojciec był trzeźwy jak gwizdek. Właśnie przenosili z samochodu mąkę i konserwy, kiedy rzucił od niechcenia:
– Wiesz, usłyszałem od pani O’Rourke, że wczoraj aresztowano kogoś z waszej klasy.
Duane znieruchomiał z puszkami z kukurydzą w obu rękach, po czym wierzchem ręki poprawił sobie okulary na nosie.
– Serio?
Ojciec skinął głową. Jak zawsze, kiedy od dawna nie pił i kiedy zaczynało mu to doskwierać, co chwila zwilżał usta językiem i drapał się po policzku.
– Dziewczynę, ma na imię Cordie. Pani O’Rourke mówiła, że jest o rok wyżej od jej syna Mike’a. – Spojrzał na Duane’a. – Z czego wynika, że chodzi do twojej klasy, zgadza się?
Chłopiec skinął głową.
– To znaczy, niezupełnie ją aresztowano – ciągnął ojciec. – Barney przyłapał ją na tym jak paradowała po mieście z nabitą strzelbą. Zabrał jej broń i odstawił dziewczynę do domu. Nie chciała powiedzieć co zamierzała zrobić, ale zdaje się, że miało to coś wspólnego jej bratem Tubbym. – Ponownie podrapał się po policzki i zrobił taką minę, jakby sam się zdziwił, że się ogolił. – Czy Tubby to ten sam chłopak, który zaginął jakiś czas temu?
– Aha.
Duane wrócił do rozpakowywania zapasów.
– Domyślasz się, dlaczego jego siostra miałaby łazić za kimś z nabitą strzelbą?
Chłopiec ponownie znieruchomiał.
– Za kimś łaziła?
Ojciec wzruszył ramionami.
– Nellie O’Rourke mówiła, że wasz dyrektor… no, jak mu tam… Roon, zadzwonił do Barney’a ze skargą. Podobno kręciła się z bronią wokół szkoły i koło jego domu. Nie wiesz, po co mogła to robić?
Duane pokręcił głową. Ponieważ jednak zdawał sobie sprawę, że ojca naprawdę zainteresowała ta sprawa i że będzie patrzył na niego wyczekująco tak długo, aż wreszcie otrzyma jakąś bardziej konkretną odpowiedź, dokończył ustawianie puszek na półkach i powiedział:
– Cordie w sumie jest w porządku, tyle że ma trochę nie po kolei w domu.
Ojciec stał jeszcze przez chwilę, jakby zastanawiając się, czy takie wyjaśnienie go satysfakcjonuje, a następnie skinął głową i znikł w warsztacie.

W piątek Duane zaraz po wschodzie słońca wyruszył do Oak Hill, tak żeby jeszcze przed południem wrócić do domu. Zamierzał zweryfikować w tamtejszej bibliotece informacje, jakie udało mu się zdobyć w Bradley oraz porównać je z materiałami prasowymi z przeszłości. Nie znalazł niczego nowego. Dość interesujący okazał się pochodzący z 1876 roku artykuł z „New York Timesa”, w którym opisano uroczyste powitanie dzwonu w Elm Haven… Stanowił dowód na to, że coś takiego rzeczywiście miało miejsce – cóż z tego, skoro pojedynczy. Usiłował wydobyć od bibliotekarki numer telefonu Ashley-Montague’ów pod pozorem, że musi dotrzeć do materiałów Stowarzyszenia znajdujących się w posiadaniu rodziny, żeby dokończyć pracę semestralnąpani Frazier jednak odparła, że nie zna ich numeru (bogacze zawsze zastrzegali swoje numery telefonów – Duane nie miał pojęcia, czy to stwierdzenie jest prawdziwe w każdych okolicznościach, w tych jednak okazało się stuprocentowo zgodne z prawdą), po czym żartobliwie wytargała go za ucho i powiedziała:
– Poza tym, podczas wakacji nie powinieneś zawracać sobie głowy jakimiś pracami semestralnymi. Idź, przebierz się w coś lżejszego i goń na boisko. Taki upał, a ty paradujesz w grubej flanelowej koszuli!
– Dobrze, proszę pani.
Duane poprawił okulary na nosie i wyszedł. Zjawił się w domu w samą porę, żeby pomóc ojcu załądować na samochód cztery świnie, które miały pojechać na targ w Oak Hill. Westchnął ciężko, kiedy po raz drugi tego dnia pokonywał tę samą drogę, tyle że teraz zajęło mu to zaledwie dziesięć minut, i powziął stanowcze postanowienie, że od tej pory będzie starał się jakoś zgrać swoje plany z planami ojca.

W sobotę, podczas drugiego tego lata darmowego seansu filmowego, prezentowano „Herkulesa” – nieco starszy film, przypuszczalnie pozostałość z czasów, kiedy pan Ashley-Montague urządzał w swoim kinie w Peorii trzyfilmowe seanse. Duane rzadko uczęszczał na te pokazy z tego samego powodu, dla którego rzadko oglądał telewizję – po prostu zarówno on jak i jego ojciec uważali, że słuchowiska radiowe oraz książki są znacznie ciekawsze i bardziej stymulujące dla wyobraźni niż filmy i programy telewizyjne.
Z jednym wyjątkiem: Duane uwielbiał włoskie filmy przygodowe. Po pierwsze ze względu na dubbing: aktorzy jak szaleni poruszali ustami przez dwie albo trzy minuty a z głośników w tym samym czasie padało jedno lub dwa słowa. Po drugie wyczytał gdzieś, że wszystkie efekty dźwiękowe w tych filmach – kroki, szczęk broni, stukot końskich kopyt, wybuchy wulkanów – wytwarzał jeden staruszek od lat zatrudniony w rzymskim studio filmowym, i ogromnie mu się to spodobało.
Jednak tym razem wcale nie dlatego wyruszył w sobotni wieczór do miasta. Chciał porozmawiać z panem Ashley-Montague’em a raczej nie mógł liczyć na to, że kiedyś nadarzy się lepsza okacja. Poprosiłby ojca o podwiezienie, ale ten zaraz po obiecie zaczął majstrować przy jednej ze swoich maszyn, a poza tym Duane wolał nie kusić losu sugerując przejażdżkę obok Carl’s Tavern. Kiedy powiedział, dokąd i po co się wybiera, ojciec nawet nie podniósł głowy.
– W porządku – powiedział, pochylony nad stołem montażowym. – Tylko żebyś nie wracał na piechotę po ciemku.
– Dobrze – odparł Duane, zastanawiając się, jak w takim razie ma wrócić.
Okazało się jednak, że nie musiał odbyć pieszo całej drogi. Właśnie mijał boczną drogę prowadzącą do farmy wujka Henry’ego (był to oczywiście wujek Stewarta), kiedy wyjechał stamtąd pickup z wujkiem Henrym i ciotką Leną.
– Dokąd idziesz, chłopcze?
Wujek Henry doskonale wiedział jak Duane ma na imię, miał jednak w zwyczaju zwracać się „chłopcze” do wszystkich mężczyzn poniżej czterdziestego roku życia.
– Do miasta, proszę pana.
– Wybierasz się na film?
– Owszem.
– W takim razie wskakuj, chłopcze!
Ciotka Lena otworzyła drzwiczki i Duane wgramolił się do środka. W kabinie zrobiło się dość ciasno.
– Mogę pojechać z tyłu – zaproponował Duane, który doskonale zdawał sobie sprawę, że sam zajmuje połowę wyściełanej ławeczki.
– Nie gadaj bzdur! – odparł wujek Henry. – Tak jest przytulniej. Trzymajcie się!
Samochód popędził na łeb, na szyję w dół pierwszego wzgórza, grzechocząc i pobrzekując przemknął przez ciemność między wzniesieniami a następnie począł się wspinać na drugie, na którego szczycie znajdował się cmentarz.
– Trzymaj się prawej strony, Henry – upomniała męża ciotka Lena.
Należało przypuszczać, iż od sześćdziesięciu lat powtarzała to za każdym razem, kiedy tędy jechali – czyli za każdym razem, kiedy jechali dokądkolwiek. Ile mogło to być w sumie? Milion?
Wujek posłusznie skinął głową i jechał dalej tak samo jak do tej pory, czyli środkiem drogi. Nie zamierzał nikomu ustępować. Wygodne koleiny należały wyłącznie do niego. Na szczycie wzniesienia było jeszcze całkiem jasno, chociaż słońce schowało się już dwadzieścia minut temu. Koła zaturkotały na wybojach, po czym pickup z rykiem silnika wpadł w mrok pod drzewani rosnącymi nad Corpse Creek. Po obu stronach drogi w ciemności tańczyły robaczki świętojańskie. Pokryte kurzem i pyłem krzewy wyglądały w blasku reflektorów jak jakieś przedziwne albinotyczne mutacje. Duane był bardzo zadowolony, że nie musi iść tędy na piechotę.
Zerknął ukradkiem na Henry’ego i Lenę Nyquistów. Mieli po siedemdziesią kilka lat i w rzeczywistości byli stryjecznymi dziadkami Dale’a, ale i tak wszyscy w okręgu Creve Coeur mówili o nich „wujek Henry” i „ciotka Lena”. Skandynawskie pochodzenie pozwoliło im uniknąć najbardziej niszczących objawów wieku starczego. Lena miała co prawda siwe ale gęste i długie włosy a jej pomarszczone policzki były zawsze zaróżowione. Czupryna wujka Henry’ego co prawda nieco się przerzedziła, wciąż jednak zwisała potarganą strzechą nad twarzą, na której zazwyczaj gościł psotny uśmiech urwipołcia podejrzewającego mocno, że lada chwila zostanie schwytany i ukarany za swe występki. Duane wiedział od ojca, że wujek Henry jest dżentelmenem starej daty, co jednak nie przeszkadzało mu w snuciu sprośnych opowieści nad szklanką z piwem.
– Czy to nie tu o mało cię nie przejechało? – spytał wujek Henry, wskazując na roztrzaskany płot i pole zryte kołami.
– Tak, tutaj.
– Henry, trzymaj obie ręce na kierownicy – upomniała męża ciotka Lena.
– Złapali tego typka?
– Nie, proszę pana.
Wujek Henry parsknął pogardliwie.
– Idę o każdy zakład, że to był ten suki… – Zająknął się, zerknął niepewnie na żonę, odchrząknął, po czym mówił dalej: – …ten drań Karl van Syke. Nigdy nie był wiele wart, nadawał się najwyżej na szkolnego albo cmentarnego dozorcę, chociaż akurat na cmentarzu prawie nigdy go nie widać, a już szczególnie wiosną i zimą. Gdyby ludzie sami nie troszczyli się o groby bliskich, wszystko już dawno zarosłoby chwastami!
Duane tylko skinął głową.
– Uspokój się, Henry. Wątpię, żeby Duane miał ochotę wysłuchiwać twoich narzekań na van Syke’a. – Odwróciła się do chłopca i pogłaskała go po policzku ręką o szorstkiej, pomarszczonej skórze. – Bardzo nam przykro z powodu twojego psa. Pomagaliśmy twojemu ojcu wybrać go z miotu jeszcze zanim przyszedłeś na świat. To był prezent dla twojej matki.
Duane ponownie skinął głową i odwrócił głowę do szyby, jakby właśnie po raz pierwszy w życiu ujrzał przesuwające się za nią widoki.
Na Main Street panował ożywiony ruch. Samochody parkowały ukosem po obu stronach ulicy, całe rodziny zmierzały w kierunku parku objuczone kocami i koszykami z jedzeniem. Na wysokim krawężniku przed Carl’e Tavern siedziało kilku mężczyzn z butelkami piwa w dłoniach i głośno rozmawiało. Wujek Henry znalazł wolne miejsce dopiero przy sklepie spożywczym. Wysiadając z samochodu mamrotał pod nosem, że nienawidzi tych przeklętych skłądanych krzeseł i że wolałby zostać w wozie, i udawać przed samym sobą, że jest w kinie dla zmotoryzowanych.
Duane podziękował za podwiezienie, po czym szybkim krokiem skierował się do parku. Było już późno i przed seansem nie miał co liczyć na długą rozmowę z panem Ashley-Montague’em, ale chciał złapać go przynajmniej na minutę.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Przeczytaj to jeszcze raz: Kraj strachów dziecinnych
— Dawid Kantor

Umieranie w śniegu
— Anna Nieznaj

Thriller nadprzyrodzony
— Miłosz Cybowski

Czytając (dobre) science fiction
— Daniel Markiewicz

Śmierć na lodach Arktyki
— Tomasz Kujawski

Przeczytaj to jeszcze raz: Między realizmem a fantastyką
— Miłosz Cybowski

Esensja czyta: Grudzień 2012
— Kamil Armacki, Jacek Jaciubek, Anna Kańtoch, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Konrad Wągrowski

Potwór z Londynu
— Jacek Jaciubek

Esensja czyta: Październik 2012
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Daniel Markiewicz, Agnieszka Szady

Esensja czyta: Październik 2011
— Jędrzej Burszta, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.