Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Brzezińska
‹Plewy na wietrze›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPlewy na wietrze
Data wydania24 października 2006
Autor
Wydawca RUNA
CyklSaga o zbóju Twardokęsku
ISBN83-89595-28-1
Format576s. 125×185mm
Cena34,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Plewy na wietrze. Fragment 1

Esensja.pl
Esensja.pl
Anna Brzezińska
Prezentujemy pierwszy fragment 12 rozdziału powieści Anny Brzezińskiej „Plewy na wietrze”. Jest to poprawiona i rozszerzona wersja pierwszego tomu „Sagi o zbóju Twardokęsku” (pierwsza jego wydanie nosiło tytuł „Zbójecki gościniec”). Objęta patronatem Esensji książka ukaże się nakładem wydawnictwa RUNA.

Anna Brzezińska

Plewy na wietrze. Fragment 1

Prezentujemy pierwszy fragment 12 rozdziału powieści Anny Brzezińskiej „Plewy na wietrze”. Jest to poprawiona i rozszerzona wersja pierwszego tomu „Sagi o zbóju Twardokęsku” (pierwsza jego wydanie nosiło tytuł „Zbójecki gościniec”). Objęta patronatem Esensji książka ukaże się nakładem wydawnictwa RUNA.

Anna Brzezińska
‹Plewy na wietrze›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPlewy na wietrze
Data wydania24 października 2006
Autor
Wydawca RUNA
CyklSaga o zbóju Twardokęsku
ISBN83-89595-28-1
Format576s. 125×185mm
Cena34,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Przemęka z rozkoszą wciągnął w płuca woń żyznej, wilgotnej gleby. Las pachniał wiosną. Zieleń młodych liści była tak intensywna, że niemal nierzeczywista, a białe i żółte zawilce szczelnie przesłaniały ziemię. Gdzieniegdzie widział ciemne pnie i konary dębów, wciąż nagich, lecz krzepkich i dostojnych. Najemnik lekko skręcił srokacza i z lubością przesunął palcami po chropowatym pniu. Podczas długich lat wygnania zdarzało mu się wyprawiać na północ, nigdy wszakże o tej porze, zdążył więc odwyknąć od widoku wiosennego lasu, łach starego, przyszarzałego śniegu, który zalegał jeszcze tu i ówdzie w szczelinach skał czy wykrotach pod konarami, wartkiego nurtu strumyczków, rzeźbiących sobie drogę pomiędzy zleżałymi, zeszłorocznymi liśćmi, grudami ziemi, uschniętymi gałązkami i kawałkami kory.
Jechali w półmroku, bo choć słońce wstało, niewiele światła docierało na dno parowu. W nieckach po bokach ścieżki majaczyły krzaki dzikich śliw, niskie i przysadkowate, a konie szły spokojnym, miarowym rytmem, chlupocząc kopytami w błocie. Ostre powietrze kąsało w policzki i chłopina, co ich prowadził, wątły wiejski wyrobnik o twarzy, na której zastygł wyraz bezgranicznego niezadowolenia, aż po czubek nosa okręcił się baranicą. Wprawdzie sam zerwał ich przed świtem i w porannej ćmie wywiódł z wioski na górski szlak, ale teraz, kiedy marzł i dygotał na chłodzie, zdawał się żałować skwapliwości, z jaką usłuchał Działońca i wziął ich pod opiekę. Przemęka uśmiechnął się nieznacznie. Jemu zimno nie wadziło, a dolina dziwnie przypominała mu rodzinne strony.
Koźlarz również nie sarkał na trudy wędrówki, choć rana niezawodnie musiała mu dokuczać. Jechał tuż za przewodnikiem, a rękojeść Sorgo, przytroczonego na plecach, połyskiwała czasami nad kapturem łaciatego koźlego płaszcza. Stary wojownik chętniej widziałby na ramionach wychowańca zwyczajną opończę albo baranicę, jaką przywdziewali okoliczni górale, nie protestował jednak, kiedy podczas przeprawy przez Kanał Sandalyi wygnaniec wydobył z juków znajomy, wysłużony płaszcz z koźlej skóry. Podobne rzeczy miały znaczenie – w określonym miejscu i czasie – nawet jeśli mogły ściągnąć na nich niebezpieczeństwo. Na razie, w odludnych górskich dolinach, ani wieśniak, prowadzący ich przemytniczymi traktami, ani jastrząb, który krzyknął właśnie wysoko na niebie, nie rozpoznają dziedzica żalnickiego tronu. Ale w Spichrzy, mieście targowisk i świątyń, gdzie krzyżują się szlaki, wielu może pamiętać starego Smardza. Jak zwykle w czas karnawału, łapacze zejdą się ze wszystkich stron na święto i będą siedzieli w karczmach, wyglądając przestępców, za których wyznaczono nagrodę. Najemnik westchnął ciężko. Miał nadzieję, że chłopak da się przekonać do zmiany przyodziewku, choć czasami okazywał iście koźli upór.
Brzegi parowu zbliżyły się do ścieżki i musieli teraz jechać gęsiego: Przemęka na samym końcu, strzegąc Kostropatki, bo ten bynajmniej nie przywykł do znojów wędrówki i ledwo trzymał się w siodle. Jasna czupryna księcia znikła, kiedy zaczęli opuszczać się wokół krawędzi skały, wcinającej się głęboko w dno jaru. Siwowłosy z niepokojem popędził konia, ale na wąskiej dróżce nie mógł wyminąć kapłana. Dobry nastrój wojownika prysnął w okamgnieniu. Szlak był wprawdzie odludny, a wieśniak, przemytnik z dziada pradziada, zaklinał się na głowy swych dzieci, że nawet jego ziomkowie niechętnie zapuszczają się do tej doliny, Przemęce nie podobały się jednak ukradkowe spojrzenia, jakie rzucał na juki i ekwipunek. Działoniec polecił im ludzi pewnych i przekazał tajemne hasła, którymi opowiadali się wędrowni kaznodzieje heretyków, ale tym razem trafił im się przewodnik bystrzejszy od innych. Najemnik wyczuwał, że podejrzliwość chłopa rośnie z każdym krokiem i w razie jakiejś okazji pokusa zarobku może przeważyć nad religijnym zapałem. W podobnych jarach zbóje urządzali zasadzki, dlatego Przemęka wolałby sam jechać na przedzie i wyglądać niebezpieczeństw. Wątpił wszakże, by Koźlarz uległ. Przez ostatnie lata sam prowadził swych ludzi.
Chociaż na początku było zupełnie inaczej, pomyślał Przemęka i znów uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie portowego miasta o murach z białego kamienia, gdzie zeszli ze statku na nabrzeże, nagrzane słońcem i tętniące obcą mową. Nie sądził wówczas, aby to miejsce kiedykolwiek stało się mu bliskie. W niziutkim, ciemnym sklepie, przepełnionym osobliwymi woniami, sprzedał garść rodzinnych kosztowności za sakiewkę dziwnych, sześciograniastych monet. A potem, na straganie, wymienił swój rodowy topór na zwyczajny miecz najemnika w niezdobionej pochwie.
Chłopak płakał, przypomniał sobie stary, kiedy handlarz obracał w grubych palcach stylisko, wygładzone przez pokolenia panów, co zasiadali w wielkiej sali czerwienieckiego grodziska, pod belką rzeźbioną w wizerunki żmijów. Ale on sam nie uronił nawet jednej łzy – ani wtedy, ani potem, gdy wraz z wychowankiem najął się do ochrony kupieckiej karawany. Wieczorem siedział na skraju obozowiska, z dala od innych najemników, starając się wyłowić jakiś sens z wrzawy niezrozumiałych słów. Ale wszystkie były obce, podobnie jak gorący piach i wyschłe, skamieniałe od skwaru koryta rzek.
Pewne rzeczy jednak pozostały te same także pod czerwonym południowym niebem, którego nigdy nie rozjaśniała polarna zorza ani jasne smugi Iskier wędrujących w orszaku boga. Przemęka przekonał się o tym bardzo prędko. Trzy noce później gromada pustynnych rabusiów napadła na konwój. Kiedy spocony i otępiały od upału opuścił ostrze na głowę grasanta w dziwacznym stożkowatym szłomie, owiniętym u dołu grubym czarnym zawojem, a czaszka ustąpiła pod mieczem z tym samym co zwykle trzaśnięciem, poczuł, że zdoła zrozumieć tę osobliwą krainę. Może nigdy jej nie pokocha i nie przyjmie za własną, lecz wyuczy się jej, przemierzy ją wzdłuż i wszerz, aż będzie znał każdy ślad na piasku i każdą nutę w wyciu wichru. Za jakiś czas przekaże tę wiedzę swemu wychowankowi i pozostaną tu tak długo, póki nie pozostanie nic do odkrycia i nic do pokonania. Wówczas powrócą.
Nie nastąpiło to jednak szybko ani łatwo. Powoli, wyłącznie za pomocą miecza, nie zaś znaczenia rodu, posiadanych ziem czy bitnej drużyny, Przemęka budował reputację najemnika. Wynajmował się do ochrony karawan, walczył z rabusiami z pustkowi, później przewodził wojownikom z pustynnych miast, a u jego boku nieodmiennie wędrował jasnowłosy chłopak z wielkim oburęcznym mieczem. Lata mijały i ani spostrzegł, jak wyrostek stał się mężczyzną, zdobył pierwszy kontrakt, potem zaś następny i jeszcze jeden, aż wreszcie usunął w cień swego nauczyciela. Ludzie pustyni cenili Przemękę, z szacunku dla jego wojennego doświadczenia i siwych włosów nazywając go gorhele, doradcą, w potrzebie wszakże zwracali się do jego wychowanka. Nie miał im tego za złe. Nie mogli słyszeć o dziecku, które w kohorcie Org Ondrelssena od Lodu prowadziło martwych bohaterów, ale wyczuwali w Koźlarzu tę dziwną obcość, którą bogowie obdarzają swoich wybrańców. I bali się go, nawet pustynni wodzowie, którzy nigdy nie ugięli karku przed żadnym władcą. Niektórzy zapewne zmieszaliby z nim krew, poświęciwszy jedną z córek, choć podobny związek niezwykle rzadko proponowano cudzoziemcom i ludziom innej wiary. Koźlarz jednak nie prosił o ten zaszczyt i starsi plemion, ludzie roztropni i doświadczeni, rozumieli, że pewnego dnia wicher uniesie go na północ i zasypie ślady na piasku.
Mokra gałąź uderzyła Przemękę w twarz, płosząc wspomnienie. Stary wojownik otrząsnął się i otarł ze skóry zimne krople. Jakże dziwnym stworzeniem jest człowiek, pomyślał. Tam, na pustyni, nigdy nie próbowałbym wysunąć się przed Koźlarza i ukryć go pomiędzy wojownikami, a tutaj trzęsę się nad nim i kłopoczę jak stara kokosz. Zupełnie jakby czas zatoczył pętlę w chwili, gdy ponownie stanęliśmy w Krainach Wewnętrznego Morza. Jak gdybym znów uciekał z Czerwienieckich Grodów, wiodąc za sobą przerażonego, niedoświadczonego dzieciaka. Jakby nic się nie zmieniło.
koniec
30 września 2006

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Fantasy panoramiczna
— Eryk Remiezowicz

Plewy na wietrze. Fragment 4
— Anna Brzezińska

Plewy na wietrze. Fragment 3
— Anna Brzezińska

Plewy na wietrze. Fragment 2
— Anna Brzezińska

Fenomen literatury lekkiej
— Artur Długosz

Z tego cyklu

Plewy na wietrze. Fragment 4
— Anna Brzezińska

Plewy na wietrze. Fragment 3
— Anna Brzezińska

Plewy na wietrze. Fragment 2
— Anna Brzezińska

Tegoż twórcy

Wiedźmie kłamstwa
— Anna Nieznaj

Królewny i karliczka
— Magdalena Kubasiewicz

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Gdzie diabeł nie może, tam wiedźmę pośle
— Magdalena Kubasiewicz

Oczy błękitne jak niebo
— Magdalena Kubasiewicz

Esensja czyta: Styczeń 2011
— Jędrzej Burszta, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek, Agnieszka Szady, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Jak dawniej nie będzie
— Jędrzej Burszta

Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Kołatka w kształcie łba kota czyli o tym, że nic się nie kończy
— Karina Murawko-Wiśniewska

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.