Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Fannie Flagg
‹Wciąż o tobie śnię›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWciąż o tobie śnię
Tytuł oryginalnyI Still Dream About You
Data wydania10 listopada 2010
Autor
PrzekładWojciech Szypuła
Wydawca Nowa Proza
ISBN978-83-7534-029-7
Format356s. 125×129mm
Cena35,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wciąż o tobie śnię

Esensja.pl
Esensja.pl
Fannie Flagg
1 2 3 »
Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Fannie Flagg „Wciąż o tobie śnię”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Nowa Proza.

Fannie Flagg

Wciąż o tobie śnię

Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Fannie Flagg „Wciąż o tobie śnię”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Nowa Proza.

Fannie Flagg
‹Wciąż o tobie śnię›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWciąż o tobie śnię
Tytuł oryginalnyI Still Dream About You
Data wydania10 listopada 2010
Autor
PrzekładWojciech Szypuła
Wydawca Nowa Proza
ISBN978-83-7534-029-7
Format356s. 125×129mm
Cena35,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Prolog
Wrzesień 1955
To zabawne, co człowiek pamięta po latach; co tkwi mu w pamięci, a co się w niej zaciera. Ilekroć wracał pamięcią do roku, w którym pracował w oddziale Western Union, przypominał sobie tę małą dziewczynkę.
Birmingham było wówczas otoczone wianuszkiem przedmieść, z których każde miało własną nazwę i osobne centrum handlowe. W większości z nich były także dwa lub trzy kościoły, apteka, szkoła podstawowa i średnia, bank, świątynia masońska, sklep z damską odzieżą J.C. Penney’s i kino.
W East Lake, gdzie pracował, kino Dreamland Theatre znajdowało się dokładnie naprzeciwko biura Western Union, pomiędzy salonem fryzjerskim i sklepem spożywczym. Siedział akurat przy biurku i wyglądał przez okno, kiedy zauważył śliczną małą dziewczynkę, szatynkę w zielonej sukience w kratkę. Była najwyższa spośród czterech czy pięciu uczennic wracających ze szkoły. O tej porze – było późne popołudnie – widok taki nie był niczym niezwykłym i jego również wcale nie zdziwił, ale kiedy dziewczynki minęły zakład fryzjerski, najwyższa zatrzymała się przed kinem, pomachała koleżankom na pożegnanie, weszła przez dwuskrzydłowe szklane drzwi i zniknęła w holu.
W dni powszednie Dreamland otwierano dopiero o siód­mej wieczorem, zdziwił się więc, co taki dzieciak zamierza sam robić w ciemnym kinie. Przyszło mu nawet do głowy, żeby przejść na drugą stronę ulicy i sprawdzić, czy nic mu się nie stało. Kiedy jednak po chwili zapaliło się światło w oknie na piętrze, obok ogromnego neonu z nazwą kina, i zarysowała się w nim sylwetka kobiety chodzącej w tę i z powrotem po pokoju, doszedł do wniosku, że dziewczynka znajduje się we właściwym miejscu.
Niemniej jednak od tamtej pory w każde popołudnie, kiedy nie miał za dużo pracy, wyglądał przez okno i sprawdzał, czy mała bezpiecznie dotarła do domu, ona zaś nauczyła się odwracać przed drzwiami wejściowymi kina i nieśmiało machać do niego. On też machał jej w odpowiedzi.
Jakieś trzy miesiące później został wysłany do Korei i zanim wrócił do Western Union, Dreamland Theatre na dobre zamknięto. Nigdy więcej już jej nie zobaczył.
Z czasem doczekał się sześciu wnuczek, ale po dziś dzień zastanawiał się, co się stało ze śliczną dziewczynką, która mieszkała na piętrze w budynku kina.
Wielki dzień
Poniedziałek, 27 października 2008
O tym dniu Maggie myślała obsesyjnie przez ostatnie pięć lat, kiedy jednak rzeczywiście nastał, zdziwiła się, że jest taka spokojna. Nie tak to sobie wyobrażała; z pewnością nie tak opisywano by jej stan w książkach i filmach. Nie było burzy uczuć, narastającej muzyki w tle, falowania piersi… Niczego nie było. Po prostu zwyczajny koniec normalnego roboczego dnia – o ile pracę w nieruchomościach można nazwać normalną.
Rano jak zwykle przyszła do biura, przygotowała ogłoszenia o niedzielnych dniach otwartych w wybranych domach, zgodziła się uwzględnić w cenie jednej z ofert koszt zmywarki, suszarki i ohydnego pająkowatego żyrandola (chociaż nijak nie mogła pojąć, dlaczego przyszli właściciele tak się przy nim uparli), załatwiła kilka telefonów… Nie wydarzyło się nic szczególnego. Od dłuższego czasu spodziewała się, że ta chwila nadejdzie, ale nie mogła się nadziwić, że wypadła akurat dzisiaj, w tym konkretnym dniu, a nie, na przykład, w zeszłym miesiącu albo w przyszłym tygodniu. Tymczasem, przed niespełna dwiema minutami, kiedy przejeżdżała obok różowego neonowego szyldu kwiaciarni przy Park Lane, niespodziewanie zorientowała się – to jest ten dzień. Obyło się bez fanfar, bez fajerwerków – po prostu siedząc w samochodzie i czekając na zielone światło, nagle uświadomiła sobie prosty fakt. Skręciła z Highland Avenue pod czarną bramę z kutego żelaza, wstukała kod na klawiaturze i wjechała na szeroki brukowany dziedziniec. Na pierwszy rzut oka – widząc migoczące latarnie gazowe przy ścieżkach i bluszcz wspinający się po murach – ktoś mógłby pomyśleć, że znalazła się w jakimś cichym londyńskim zaułku, a nie w Mountain Brook, pięć minut od centrum Birmingham. Mountain Brook bardziej przypominało Anglię niż amerykańskie Południe, co zawsze zdumiewało zamiejscowych klientów, ale wynikało to z faktu, że większość żelaznych, węglowych i stalowych potentatów, którzy się w nim osiedlili, przybyła właśnie z Anglii lub Szkocji. Crestview, jej ulubiony dom, który ze szczytu Red Mountain górował nad miastem, był dziełem Szkota i wierną kopią jego edynburskiej rezydencji.
Odstawiła nowego jasnoniebieskiego mercedesa na swoje miejsce parkingowe, zabrała torebkę i kluczyki i weszła po schodach na górę. Kiedy z ulgą zamknęła za sobą drzwi, drażniący uszy zgiełk popołudniowych godzin szczytu ścichł do znośnego poziomu. Mieszkała w jednym z wielu dostojnych szeregowców z czerwonej cegły wybudowanych w latach dwudziestych, które sześćdziesiąt lat później, kiedy wszyscy w okolicy dostali hyzia na punkcie luksusowych mieszkań, przerobiono na szykowne apartamentowce. Urządzony ze smakiem piętrowy dom znajdował się w eleganckiej enklawie Avon Terrace. Zawsze panował w nim idealny porządek. Ciemne parkiety były wypastowane i wyfroterowane, dywany odkurzone, kuchnia i łazienki wypucowane na wysoki połysk. Inaczej być nie mogło. Maggie była agentką odpowiedzialną za cały Avon Terrace, i to właśnie po jej mieszkaniu – jako wzorcowym – inni agenci oprowadzali potencjalnych kupców.
Tym razem nie sprawdziła poczty wyłożonej na srebrnej paterze na stoliku w przedpokoju, tylko poszła wprost do zacisznego gabinetu obok salonu i usiadła przy biurku.
Musiała to napisać odręcznie, bez dwóch zdań. Wydruk z komputera byłby z pewnością zbyt bezosobowy i w złym guście. Z prawej górnej szuflady biurka wyjęła pudełko zawierające opatrzoną monogramem papeterię: dziesięć arkuszy cienkiego błękitnego papieru i dopasowane do nich koperty. Wyjęła kilka kartek i jedną kopertę i zaczęła grzebać w piórniku z brązowej skórki ze złotymi tłoczeniami, w którym trzymała przybory do pisania. Wypróbowując kolejne tanie plastikowe długopisy, pożałowała, że nie zachowała chociaż jednego przyzwoitego pióra wiecznego i buteleczki brązowego atramentu firmy Montblanc, który chomikowała przez lata. Wszystkie stare czarne mazaki wyschły i była zmuszona użyć jedynego długopisu, który jeszcze jako tako pisał. Westchnęła ciężko. Życie bywa takie dziwne… Kiedyś do głowy by jej nie przyszło, że mogłaby napisać tak ważny list na dziesięcioletniej papeterii grubym czerwonym długopisem, ozdobionym srebrnym brokatem i reklamą „Ed’s Crab Shack: Najlepsze krabowe ciasteczka w mieście”.
Na Boga… Nigdy nie była u Eda. Nieważne, nic na to teraz nie poradzi. W prawym górnym rogu kartki starannie wpisała jutrzejszą datę i zaczęła się zastanawiać, co dokładnie chce powiedzieć i jak dobrać słowa. Zależało jej na tym, żeby od razu uderzyć we właściwe tony, zabrzmieć niezbyt oficjalnie, ale i nie za swobodnie; rzeczowo, lecz zarazem osobiście. Przemyślawszy sobie wszystko dokładnie, zaczęła tak:
Do wszystkich zainteresowanych,
dzień dobry albo dobry wieczór – zależy, jak to wypadnie. Kiedy będziecie czytać te słowa, mnie już wśród Was nie będzie. Istnieje wiele różnych powodów mojej decyzji. Zawsze starałam się być człowiekiem, z którego mój stan mógłby być dumny, mam jednak wrażenie, że moje odejście w tym konkretnym momencie nie zwróci aż tak powszechnej uwagi, jaką mogłoby przyciągnąć w przeszłości.
Nie zamierzam niepokoić przyjaciół, sprawiać kłopotu współpracownikom ani nikogo przyprawiać o niepotrzebne zdenerwowanie. Zapewniam, że dokonałam wszystkich niezbędnych przygotowań. Z góry przepraszam za ewentualne niedogodności wynikłe z mojej decyzji i proszę, żebyście nie próbowali mnie szukać. Możecie być pewni, że choć…
Komórka w rzuconej na podłogę torebce zaczęła nagle wygrywać melodię I’m Looking over a Four-Leaf Clover. Nie odrywając się od listu, jedną ręką sięgnęła w dół, chwilę pogrzebała w torebce i w końcu wyjęła telefon. Odebrała. Dzwoniła Brenda, z pracy i bardzo podekscytowana.
– Widziałaś gazetę?
– Jeszcze nie. A co?
– Nie zgadniesz. Do Birmingham przyjeżdżają tańczący derwisze!
– Kto? – Maggie nie chciała być nieuprzejma, ale nie chciała też zgubić wątku listu.
– Tańczący derwisze z Turcji! Tacy goście w takich wysokich stożkowych czapkach i długich spódnicach, którzy stają w kręgu i kręcą się w kółko. W gazecie jest zdjęcie, w dodatku kulturalnym.
– Serio? Prawdziwi derwisze?
– Najprawdziwsi! Dadzą jeden jedyny występ w Alabama Theatre. Chór mnichów z Chin, Tybetu czy skądś tam musiał odwołać zaplanowany koncert, ale w ostatniej chwili udało się na ich miejsce ściągnąć derwiszów.
– To się nazywa szczęście.
1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Scenariusz sto pierwszy
— Joanna Kapica-Curzytek

Tegoż twórcy

Ciesz się każdą chwilą
— Joanna Kapica-Curzytek

Pozostają tylko wspomnienia
— Joanna Kapica-Curzytek

Powrót do Elmwood Springs
— Joanna Kapica-Curzytek

Ciepła, puchowa kołderka
— Agnieszka Szady

Nigdy byście nie zgadli!
— Agnieszka Szady

To lubię: Kuchnia pełna książek
— Anna Brzezińska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.