Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Feliks W. Kres
‹Grombelardzka legenda. Tom II›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGrombelardzka legenda. Tom II
Data wydania26 sierpnia 2009
Autor
Wydawca MAG
CyklKsięga Całości
ISBN978-83-7480-137-9
Format135×205mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Grombelardzka legenda, tom II

Esensja.pl
Esensja.pl
Feliks W. Kres
1 2 3 »
Przedstawiamy fragment drugiego tomu powieści Feliksa W. Kresa „Grombelardzka legenda”. Książka należąca do cyklu „Księgi Całości” ukaże się nakładem wydawnictwa MAG.

Feliks W. Kres

Grombelardzka legenda, tom II

Przedstawiamy fragment drugiego tomu powieści Feliksa W. Kresa „Grombelardzka legenda”. Książka należąca do cyklu „Księgi Całości” ukaże się nakładem wydawnictwa MAG.

Feliks W. Kres
‹Grombelardzka legenda. Tom II›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGrombelardzka legenda. Tom II
Data wydania26 sierpnia 2009
Autor
Wydawca MAG
CyklKsięga Całości
ISBN978-83-7480-137-9
Format135×205mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
1
– Znowu leje… Dlaczego ja tu mieszkam?
Malutka jaskinia, wyżłobiona w skalnej ścianie, dobrze chroniła przed deszczem. Wysokie na trzy łokcie wejście zasnute było szarą tkaniną dżdżu, ale w głębi sklepienie uciekało do góry, ściany zaś na boki. Niewielką, wcale suchą i przytulną izbę oświetlał oliwny kaganek – rzecz w jakiś sposób nie na miejscu pod nierówną skałą; pasowałoby tu raczej łuczywo. Pozaczepiane o różne nierówności i krawędzie skał suszyło się odzienie. Przy samym wejściu wisiał pas z krótkim mieczem. Zupełnie naga kobieta wylegiwała się na wojskowym płaszczu, z nogami rozłożonymi w taki sposób, jakby zapraszała wszystkich mężczyzn świata. Pod głową miała kołczan, z którego wysuwały się pierzaste pociski – ustępujące widać miejsca czarnemu warkoczowi leżącej, który z jakichś przyczyn tkwił w kołczanie. Właścicielka warkocza oderwała zębami kęs zimnego mięsa, wiszący u wielkiej baraniej łopatki i przeżuwała powoli, nieruchomo spoglądając na ścianę deszczu przed jaskinią.
– No? Dlaczego? – powtórzyła z pełnymi ustami; armektańskie słowa bardzo niezwykle brzmiały w sercu Grombelardu. – Powiedz, dlaczego siedzisz w tej norze, zamiast wyjechać gdzieś, byle dalej? Przecież chyba ci zimno, hę?
Rzeczywiście, chłód był dojmujący, choć podmuchy wiatru nie miały do jaskini dostępu. Jeśli jednak kobieta odczuwała chłód, to jej ciało, sprężyste i muskularne, nie wiedziało o tym – nie drżało ani nie pokryło się gęsią skórką. Tylko sutki małych piersi sterczały, twarde jak kamyki. Widać z troski o nie sięgnęła ręką do tyłu i namacała gruby pled. Pociągnęła go ku sobie i okryła się byle jak, nie przerywając jedzenia.
– Ou… – powiedziała, skończywszy z łopatką – cóż to był za baranek… Na pewno miał sto lat. Pieczeń z historii Szereru, naprawdę.
Ulewa na zewnątrz zelżała, za to zmierzch czynił postępy. Wejście do jaskini coraz słabiej odcinało się od czerni skał.
Kobieta odrzuciła pled i wstała.
W najdalszym zakamarku jaskini, pośród jakichś szmat i tłumoków, leżał nieruchomy kształt, okryty peleryną. Czarnowłosa podeszła doń i ukucnęła obok. Odchyliła przykrycie. W półmroku słabo majaczył kontur mizernej, zarośniętej twarzy. Brudny opatrunek na czole przesiąknięty był krwią.
Oczy leżącego rozwarły się powoli. Błyszczały gorączką.
– No proszę – powiedziała. – Jedno spojrzenie na dwa dni… Czy tak już zostanie?
– Umieram… Łowczyni… – rzekł mężczyzna cicho i chrapliwie.
Był Dartańczykiem. Synem Złotej Prowincji, kraju będącego zupełnym przeciwieństwem Grombelardu. Tu, w Ciężkich Górach, powszechnie uważano przedstawicieli tego narodu za zniewieściałych, rozpieszczonych dostatkami tchórzy.
Pochyliła się, szukając czegoś pośród tobołków.
– Są dwa rodzaje chorych – mówiła w ojczystym języku rannego. – Ci, co wyzdrowieją, i ci, co umrą. Jedni i drudzy powinni jak najszybciej zrobić swoje. Inaczej męczą siebie i innych.
Znalazła skórzany wór, w którym coś chlupotało. Napiła się, po czym przytknęła otwór wora do ust leżącego. Zakasłał, wino pociekło po brodzie i policzku. Odetchnął kilka razy.
– Umrę.
Kobieta przygryzła wargi. Pomimo lekko rzucanych słów, w jej spojrzeniu było sporo smutku.
– Myślę, że tak – powiedziała cicho.
Wyciągnęła rękę, dotykając szorstkiego policzka mężczyzny. Był rozpalony. Jednak ranny uśmiechnął się blado.
– Dziękuję – rzekł. – Nareszcie widzisz we mnie mężczyznę, który zdoła… przyjąć każdą prawdę. Długo czekałem… Łowczyni, czy mogę… ci zaufać?
Zmarszczyła szerokie brwi; pytanie było nieoczekiwane. Wzruszyła ramionami.
– No… nie wiem, naprawdę – powiedziała. – Czy chodzi o eliksir młodości? W takim razie zaufaj mi koniecznie. Nie uronię ani kropli, bo pochłonę go razem z flakonem.
Słaby śmiech rozbrzmiał krótko, urywanie.
– Czujesz się stara, Łowczyni?
– Jak te skały.
Przez chwilę milczeli.
– Powiedz mi… czy sprowadziłaś śmierć na tych żołnierzy w Czarnym Lesie? Czy to… co mówiono, jest prawdą?
Przymknęła oczy.
– Nie.
– No to posłuchaj… i zapamiętaj, bo wątpię, czy zdołam powtórzyć. Słuchasz?
– Słucham. Czy na pewno chcesz…
– Na pewno. Mogę i chcę ci zaufać.
• • •
Najpierw długo leżała, nie potrafiąc zasnąć. Rozmyślała o przedziwnej tajemnicy, do której ją dopuszczono. Dartańczyk… Dartańczyk w Ciężkich Górach. Czyżby naprawdę człowiek, który jeszcze przed kilkoma laty był halabardnikiem w dalekiej Rollaynie, miał dokonać najdziwniejszego odkrycia w dziejach Grombelardu? Niewiarygodne… Cóż za kaprys Szerni.
Zapadła w krótką, niespokojną drzemkę, pełną majaków. Krążyła w nich po skalnym labiryncie, zagubiona, rozpaczliwie próbując wyrwać się, znaleźć wyjście… Daremnie.
Obudziła się, spocona mimo zimna. Usiadła, obejmując dłońmi ramiona.
– Karenira…
Po raz pierwszy wypowiedział jej imię.
Kiedyś nie lubiła tego człowieka. Prawie nienawidziła. Ciężkie Góry nie były miejscem dla Dartańczyka. On jednak sądził inaczej. I dowiódł słuszności swych racji, w ciągu paru lat wyrastając na znanego przewodnika po najbardziej niebezpiecznych rejonach Ciężkich Gór.
A jednak Grombelard go nie chciał…
Zwykły przypadek sprawił, że znalazła konającego. Przywlokła do jednej ze swych kryjówek. Majaczył. „Skąd ja mogłem wiedzieć, że to ONA? – pytał bez przerwy w malignie. – Skąd mogłem…?”.
Dopiero teraz poznała całą historię. I dowiedziała się, kim jest „ona”.
– Karenira…
Zanim położyła się spać, zdmuchnęła płomień kaganka. Teraz po omacku, na czworakach, popełzła do posłania rannego.
– Jestem.
– Pamiętasz wszystko?
– Pamiętam.
Przez chwilę słyszała tylko jego wysilony oddech.
– Pamiętaj, żeby iść przez deszcz… Pamiętasz? Przez deszcz, od rana… – mówił pospiesznie. – Od przełomu Medevy… Ona tam będzie. Nie pozwól, żebym…
Zrozumiała, że znów majaczy w gorączce. Odszukała dotykiem rozpaloną twarz.
– Dobrze, pamiętam.
Pochwycił jej dłoń i uspokoił się.
– Łowczyni…
– Jestem.
– Pocałuj mnie. Tylko raz. Zawsze uważałem, że jesteś… zawsze chciałem… żeby tak jak ty…
Pochyliła się, znajdując jego usta. Były gorące jak ogień.
– Łowczyni – powiedział jeszcze – byłem dobrym przewodnikiem…
Odepchnął ją lekko.
Wróciła na swoje posłanie. Już nie zasnęła tej nocy.
Chyba słyszała, jak umarł.
2
Rzeczy wciąż były mokre. Ale dosuszenie czegokolwiek w wiecznej grombelardzkiej wilgoci było niepodobieństwem. Ognisko – tak, zapewne… Ale w wysokich partiach gór łatwiej można by znaleźć złote monety niż opał.
Z trudem wciągnęła krótką, porozcinaną na udach spódnicę, potem koszulę i futrzany kaftan. Wbiła nogi w mocne, skórzane buty. Wreszcie zabrała z jaskini wszystko, co warto było zabrać: broń, bukłak z winem, trochę żywności, dwa wojskowe płaszcze i pled. Ponadto kilka drobiazgów. Objuczona jak muł, wyszła na zewnątrz. Już nie padało, poranna ulewa minęła.
Tutaj, w okolicach Rahgaru, bywała rzadko. Jaskinia posłużyła jej ledwie dwa razy… i nie posłuży nigdy więcej. Stanie się grobowcem przebiegacza Gór.
Takich wnęk było w tych stronach bez liku. Wiedziała, że nim dzień minie, znajdzie sobie nową.
Nie tarasowała wejścia. Sępy nie mogły dostrzec zwłok w takim miejscu. Nic innego tak wysoko w Ciężkich Górach nie żyło.
Vilan, Dartańczyk, który pokochał grombelardzkie szczyty, miał już zawsze oglądać deszcz zasnuwający wejście do jaskini.
• • •
1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Tryby historii
— Beatrycze Nowicka

Górska kraina deszczu, niepowodzeń, sępów i złych kobiet
— Beatrycze Nowicka

Gdzie uczciwość to grzech śmiertelny
— Beatrycze Nowicka

Pod niebem Szereru
— Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Sierpień 2014
— Miłosz Cybowski, Konrad Wągrowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jacek Jaciubek, Daniel Markiewicz

Historia z dawna zapowiadana
— Jakub Gałka

Biegający po górach babochłop
— Miłosz Cybowski

Morskie opowieści o ciekawszej treści
— Miłosz Cybowski

Baba-herod, czyli jeszcze raz to samo proszę
— Jakub Gałka

Piraci na stałym lądzie
— Jakub Gałka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.