Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Michał Studniarek
‹Herbata z kwiatem paproci›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHerbata z kwiatem paproci
Data wydania14 czerwca 2004
Autor
Wydawca RUNA
ISBN83-89595-07-9
Format336s. 125×185mm
Cena25,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Herbata z kwiatem paproci

Esensja.pl
Esensja.pl
Michał Studniarek
1 2 »
Zapraszamy do lektury fragmentu objętej patronatem „Esensji” powieści Michała Studniarka „Herbata z kwiatem paproci”. Ukaże się ona na początku czerwca nakładem Agencji Wydawniczej RUNA.

Michał Studniarek

Herbata z kwiatem paproci

Zapraszamy do lektury fragmentu objętej patronatem „Esensji” powieści Michała Studniarka „Herbata z kwiatem paproci”. Ukaże się ona na początku czerwca nakładem Agencji Wydawniczej RUNA.

Michał Studniarek
‹Herbata z kwiatem paproci›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHerbata z kwiatem paproci
Data wydania14 czerwca 2004
Autor
Wydawca RUNA
ISBN83-89595-07-9
Format336s. 125×185mm
Cena25,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Nawet się nie obejrzeliśmy, jak przeszliśmy przez Tamkę. Mijani ludzie z lekkim zdziwieniem spoglądali na moją marynarkę, ale swojski wygląd Rumcajsa działał na nich uspokajająco.
– Daleko jeszcze? – spytałem, gdy zbliżyliśmy się już do terenów uniwersyteckich.
– To tamten budynek.
Wskazał brodą długi, murowany barak, przytulony do sąsiadującego z nim warsztatu samochodowego, naprzeciwko salonu Mercedesa. Nad drzwiami wisiał szyld z reklamą jakiegoś browaru, pod którym odpadające, samoprzylepne litery tworzyły napis: „Balladyna”. Tego się nie spodziewałem.
– Zaraz, twój wróż rezyduje w jakiejś knajpie?
– Jakoś nie narzeka na brak klienteli – wzruszył ramionami domowik. – Aha, jeszcze dwa słowa. Niektórzy klienci w tym lokalu mogą wyglądać nietypowo, więc niczemu się nie dziw i nie gap jak cielę w malowane wrota.
– Co to, knajpa dla elfów?
– Nie radziłbym ci używać tego słowa wewnątrz.
Zbliżając się do drzwi, usiłowałem nastawić się psychicznie na najdziwniejsze nawet rzeczy, jednak i tak nie mogłem przygotować się na wszystko. Przez duże okno dostrzegłem, że wewnątrz jest dość ciemno i, na ile mogłem ocenić, tłoczno, jednak póki co nie zauważyłem niczego dziwnego. Takich barów mijaliśmy po drodze przynajmniej kilka.
– Chyba was tu nie kochają – zauważyłem, widząc świeży napis „Pojeby won”.
– E tam, pisać może sobie każdy gnojek. Ale nie każdy ma dość odwagi, aby wejść do środka i powiedzieć to otwarcie.
Domowik pchnął drzwi i weszliśmy do mrocznego wnętrza. Kilka najbliżej siedzących osób otaksowało nas spojrzeniem, po czym wróciło do swoich zajęć.
– Nic specjalnego nie widzę.
– Tak? Przekrzyw no łepetynę.
Zrobiłem, jak radził. To, co zobaczyłem, odebrało mi na chwilę mowę.
– To twoi…? – spytałem, usiłując ratować oślepione blaskiem oczy.
– W większości. Jedni przychodzą się tu napić, drudzy odpocząć, jedni poszukać natchnienia, inni zapomnieć. Dla jednych to miejsce pracy, a dla innych dom. Nie dziw się niczemu, co tu zobaczysz. Pamiętaj, – dodał cicho – żadnych głupich tekstów o szczaniu do mleka, bo ani się zorientujesz, a zarobisz nożem w plecy.
W „Balladynie” było rzeczywiście dość ciasno. Ktoś, kto wszedłby tu prosto z ulicy, mógłby uznać, iż zebrali się tu sami wariaci, outsiderzy, artyści i inne nawiedzone towarzystwo. Większość klientów przypominała swoim wyglądem Rumcajsa. Widziałem przygarbione plecy, zmierzwione włosy, znoszone ciuchy, spocone i zniszczone twarze, błyszczące oczy. Ludzi, na ile mogłem dostrzec, było niewielu, za to nosili się lepiej, niż większość poddanych Goplany. Sprawiali wrażenie stada niebieskich ptaków, artystów rozpuszczających talent w alkoholu i rozmaitych luźnych ludzi, których źródło zarobkowania trudno by określić. Nie wyróżniali się zbytnio, co więcej, wyglądało na to, że są z elfami w niezłej komitywie. Ciekawe, czy wiedzieli, kim są…
Wystrój samej knajpy nie zmienił się od wielu, wielu lat. Lokal był długą i dość wąską kiszką, wyłożoną obluzowaną, sosnową boazerią, brudną od wycierania przez tysiące ramion i pleców. W głębi sali świeciły mdłym blaskiem podniszczone kinkiety. Po lewej ciągnął się dość szeroki bar, wraz ze stojącymi naprzeciw małymi, okrągłymi stolikami o obtłuczonych blatach z plastikowego marmuru skutecznie utrudniając przejście w głąb pomieszczenia. W głębi klienci tłoczyli się przy stolikach oraz wąskich, porysowanych stołach i ławach. Niektórzy jednym okiem spoglądali na podwieszony pod sufitem naprzeciw wejścia stary telewizor, gdzie angielscy piłkarze po raz kolejny dawali łomot naszej reprezentacji.
Jedna rzecz była w tym miejscu niezwykła: zapach. Oprócz normalnej mieszanki papierosów, środków czyszczących, potu i piwa w powietrzu unosiły się również zapachy rozmaitych ziół, jak w ekoaptece. Dopiero wtedy zobaczyłem, że wiele osób pociągało z wyszczerbionych kubków rozmaite napary, które na pewno nie były herbatą, i paliło aromatyczne skręty. Skądś zaleciał mnie charakterystyczny zapach kwiatu paproci; siedzący przy jednym ze stolików facet już gapił się szklanym wzrokiem w ścianę. Cud, że lokalem jeszcze nie zainteresowały się gliny; nawet gdyby ktoś palił tu maryśkę, nikt by tego nie zauważył. Swoją drogą, ciekawe, skąd brali towar, skoro nie mogli przechodzić na Tamtą Stronę? Czyżby Goplana osładzała w ten sposób życie swoim poddanym?
Ledwo zrobiliśmy krok w głąb sali, kiedy jakaś kobieta wrzasnęła mi niemal nad uchem:
– Kurwa, stój!
Podskoczyłem jak oparzony i stanąłem oko w oko z rozwścieczoną, długowłosą blondynką, która na moje oko zbliżała się już do trzydziestki. Ubrana była po bazarowemu, czyli w krótkie dżinsowe spodenki i top, wyglądający jak wycięty z kawałka lazurowego plastiku. W niebieskich oczach błyszczała czysta nienawiść.
– Jak śmiesz tu jeszcze przychodzić?! – wysyczała. – Kogo tym razem chcesz uwieść, co?! Na dziecko odwagi ci starczyło, a na mnie już nie?! Egzotyki ci się zachciało, co?! Ty gadzino obmierzła, zamienię cię w kamień, choćbym miała przy tym zginąć!
Za jej plecami zobaczyłem jakiś ruch, między nas wdarła się niska, tęga kobieta po pięćdziesiątce, odziana w hinduską sukienkę. Wyglądała jak jej matka albo żona szukająca tutaj zalanego męża.
– Daj spokój, to nie on! – krzyknęła, potrząsając krótkimi, ciemnymi włosami. – Nie widzisz, że on w ogóle wszczepów nie nosi?!
Dziewczyna przyjrzała mi się uważniej, nabrała powietrza i tak już została, nie wiedząc, czy przepraszać, czy też od razu zapaść się pod ziemię ze wstydu.
– Cześć Żywia, cześć Bronia – powiedział Rumcajs, wykorzystując chwilę ciszy. – Co jest grane?
Tęga brunetka odwróciła się ku niemu.
– Znowu jakiś fagas Bronkę wystawił do wiatru… już drugi raz! A ona mu uwierzyła, biedactwo, liczyła, że on ją naprawdę… – delikatnie pogłaskała kobietę po długich włosach. – I znowu została z dzieckiem przy piersi, nie ma komu go oddać. Teraz nie ma nawet siły, aby się zemścić na tym draniu. Pomagam jej jak mogę, – westchnęła ciężko – ale sam wiesz, jak to jest… cud, jak uda mi się szklankę mleka albo kromkę chleba stworzyć…
Rumcajs pokiwał ze zrozumieniem głową.
– Nie, Adam to porządny facet. On by czegoś takiego nie zrobił.
– Bardzo pana przepraszam – powiedziała Żywia. – Wzięła pana za kogoś innego…
Kiwnąłem głową, zastanawiając się, czy macki Artura nie sięgnęły jakimś cudem i tutaj. Nie, mój braciszek wolał czyste, biurowe laleczki, a Bronię należało dopiero umyć i przebrać. Zresztą, on nigdy nie ładowałby w siebie wszczepów.
Żywia wyglądała, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć. Zerknęła na mnie, znowu na Rumcajsa i wreszcie się zdecydowała.
– Słyszałeś, że Kromczonka zaginęła?
Domowik zbladł.
– Jak to?
– Normalnie, śladu życia nie daje. A tyle razy jej, kurwa, powtarzałam, że bycie Podręczną to nie jest robota dla porządnej… kobiety.
Proszę proszę, nawet nie wiedziałem, że elfy trafiły i tam. Czy jej śmierć mogła mieć jakiś związek z informacją, którą sprzedałem Kaśce? Trzeba będzie pociągnąć domowika za język.
Ukłoniłem się grzecznie obu kobietom. Bronia usiłowała się uśmiechnąć na pożegnanie, ale niespecjalnie jej wyszło.
– To wy potraficie… no… z ludźmi? – spytałem cicho. – Kim była ta Kromczonka?
– Południcą, ale niewiele już z niej zostało. Niektórzy… a właściwie niektóre to potrafią. Ale to skomplikowana sprawa, potem ci opowiem.
Dotarliśmy do kontuaru; wybór napitków był ogromny, ale poza kwasem chlebowym nie odważyłbym się ich próbować. Niektóre były nawet zachęcające: z karty za plecami wielkiego barmana wyczytałem tak poetyckie nazwy, jak „Woda życia”, „Kolorowe sny” czy „Kwiat jednej nocy”. W końcu się szarpnąłem i kupiłem nam jedno z droższych piw. Miało tę zaletę, że było w puszkach, mogłem więc być pewien, że poza zwykłymi dodatkami producenta jest w porządku.
Moją uwagę przykuł siedzący naprzeciwko baru potężny facet o ponurym spojrzeniu. Mimo panującego w środku zaduchu miał na sobie miękką, skórzaną kurtkę i długie spodnie. Jego jedno oko było zasłonięte przepaską.
– Nie patrz na niego – powiedział śpiesznie domowik.– To leszy.
– Kto? – spytałem, posłusznie wbiwszy wzrok w puszkę.
– Leszy, ale wszyscy zwracają się do niego „panie Leszku”. Najgorszy sukinsyn, jakiego znam. Kiedyś jemu podobni byli zmorą najgłębszych lasów. Ten się przestawił na duże miasta i zarabia jako kiler do wynajęcia. Czuje się tu jak ryba w wodzie i ma niezłe pomysły, więc w branży go szanują. Jemu obojętne, czy ma skasować człowieka, czy kogoś z naszych. Jeśli każe ci zjeść własną kartę kredytową, to nawet nie proś o sól i pieprz.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Po Tej Stronie
— Wojciech Gołąbowski

Tegoż twórcy

Hitalia: Legenda o ukrytym skarbie
— Michał Studniarek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.