Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Krzysztof Piskorski
‹Krawędź czasu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKrawędź czasu
Data wydania9 marca 2011
Autor
Wydawca RUNA
ISBN978-83-89595-74-4
Format400s. 125×195mm
Cena34,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Zapiski mechanika fabuł

Esensja.pl
Esensja.pl
Krzysztof Piskorski
1 2 »
Krzysztof Piskorski gościnnie na naszych łamach dokonuje wiwisekcji swej „Krawędzi czasu”. Gorąco zapraszamy!

Krzysztof Piskorski

Zapiski mechanika fabuł

Krzysztof Piskorski gościnnie na naszych łamach dokonuje wiwisekcji swej „Krawędzi czasu”. Gorąco zapraszamy!
Jestem pewien, że nikt nie chce czytać o tym, jak powstawała „Krawędź czasu”.
Ci, których fascynuje warsztat oraz przemyślenia autora, to dla mnie osoby tak dziwne, jak ktoś zastanawiający się jakiej marki kamerą kręcono jego ulubiony film, albo co scenarzysta jadł na śniadanie, nim „machnął” finałową scenę. Zawsze uważałem, że wszystko czego może potrzebować czytelnik znajduje się w tekście. Dlatego nie prowadzę bloga, nie pojawiam się często na forach dyskusyjnych, nie tweetuję, nie blipuję, a moja tablica na Facebooku wygląda jak miasto duchów. Od premiery powieści dostałem cztery niezależne propozycje, aby opisać jej genezę. Z jednej strony to przyjemne, bo jeszcze nigdy coś takiego mi się nie przytrafiło. Z drugiej – wątpiłem czy ktoś to będzie czytał. Przemogłem się, wspomniałem o narodzinach „Krawędzi” parę razy i wszystko jest już w sieci, w wywiadach, w długiej rozmowie, którą przeprowadził ze mną Krzysiek Wójcikiewicz. Szkoda klawiatury aby się powtarzać. Dlatego tutaj nie będzie o inspiracjach ani źródłach książki.
W zamian, będę pisał o tym:

Kliknij, aby powiększyć.
Kliknij, aby powiększyć.
To dość bezwstydne zdjęcie. Przed tobą, czytelniku, leży anatomiczny przekrój całej „Krawędzi czasu”, rozpięty na sekcyjnym stole. Dokładniej – na stoliku z IKEI, ale nie czepiajmy się szczegółów. Każdy pasek to jeden podrozdział, ma krótki opis „wagi informacyjnej” danego fragmentu, ma numer oznaczający jego kolejność w danym wątku. To co widzicie, to w zasadzie ostatni z etapów, bo wcześniej były jeszcze inne grafy, często bardzo skomplikowane, szkoda tylko, że nie zrobiłem im zdjęć. Czy zawsze używam tylu pomocy przy pisaniu książki? Nie. W wypadku „Zadry” i „Opowieści piasków” wystarczały mi zwykłe, bazgrane ręcznie konspekty. Tym razem sytuacja była inna, od początku wiedziałem, że „Krawędź” ma zaskakiwać skomplikowaną, koronkową fabułą, taki był jeden z głównych celów, i to był zresztą powód, dla którego powstawała tak długo – czekałem aż będę miał wystarczająco pomysłów, żeby wywrócić fabułę na lewą stronę przynajmniej 2-3 razy.
"Krawędź czasu” była dla mnie jak maszyna, i tak też nad nią pracowałem. Rozłożyłem ją na części składowe, a potem montowałem element po elemencie, żeby wątki przeplatały się w ciekawych momentach, a czytelnik cały czas czuł deficyt wiedzy, który ciągnie go przez tekst. Podrozdziały, które miały wspomnianą „wagę informacyjną”, tzn. zdradzały czytelnikowi kluczowe fakty, wędrowały to w przód to w tył, aż uznałem, że wszystko jest na właściwym miejscu. Pracując nad tym schematem, słyszałem prawie cyknięcia fabularnego mechanizmu. Cyk-cyk, tik-tak. Zapadki wskakiwały na miejsce, koła zębate się zazębiały, aż w końcu stwierdziłem, że wszystko jest sprawne. Że mam mechanizm, o który mi chodziło.
Zdaję sobie sprawę, że tak pisze mniejszość autorów. Inni siadają do „białej kartki”, wstukują jeden podrozdział, potem drugi – zgodnie z jakąś ogólną koncepcją. Ja jestem maniakiem optymalizacji, gdybym tak zrobił, cały czas dręczyłoby mnie, że nie przedstawiłem swojej historii w najlepszy możliwy sposób, że gdybym więcej popracował, wywalił tą scenę, przesunął inną do przodu, przerobił trzecią, skrócił ten dialog, dodał tamten opis, udałoby mi się pełniej zrealizować swój pomysł. A raczej mniej go zmarnować, bo spisywanie powieści uważam za czynność stratną, żadna książka na papierze nie jest tak dobra jak w głowie, pytanie tylko ilu rzeczom damy zaginąć podczas tłumaczenia z niewerbalnych myśli oraz obrazów na język fizycznego świata. Nie mogę znieść myśli o tym, że coś jest niezaplanowane, nigdy nie mówię sobie „zobaczymy jak to się dalej potoczy”, ani „napiszę jeszcze jeden rozdział i może wtedy wymyślę co dalej”. Nie siadam do pracy, jeśli nie mam rozpiski, z reguły bardzo dokładnej.
Żeby zostawić sobie furtkę dodam, że rewiduję swoje schematy, kiedy czuję, że akcja powinna jednak toczyć się inaczej. Przecież bohater po napisaniu stu stron jest dla autora kimś innym, niż przed napisaniem pierwszej. Posiada pewien zainwestowany kapitał immersji; wchodziłem w jego skórę tyle razy, że nakładam ją gładko jak rękawiczkę. Wtedy mimikra pozwala lepiej zdecydować, co postać w danej chwili poczuje, albo zrobi. Jeśli muszę wybierać między rozwojem wypadków, który lepiej pasuje do bohatera, a założeniami konspektu, zawsze wybieram to pierwsze. Nie zmienia to jednak faktu, że plan istnieje. I to bardzo szczegółowy.
Dlaczego? Powodów mógłbym podawać wiele, ale chyba najważniejszy brzmi tak: dobra fabuła to konstrukcja zbyt delikatna, żeby powstała przypadkiem, z jakiegoś intuicyjnego mieszania wątków. Dlatego myślę, że dobra powieść, jak film, wymaga pieczołowitego montażu. Czegoś co pozwoli przekazać całą esencję a zgubić zbędny językowy tłuszcz.
Planować czy nie?
Jaki widać, jestem gorącym adwokatem planowania, choć zdaję sobie sprawę, że liczby są przeciwko mnie. Przynajmniej dwa spośród najlepiej sprzedających się i – nie ukrywajmy – najlepszych cykli fantasy, wykazują wszelkie ślady braku konspektu. Każdy kto czytał „Wiedźmina” albo „Grę o tron” przyzna mi rację: dalsze tomy zdradzają, że autorzy tylko ogólnie wiedzieli jak to wszystko ma się potoczyć. Postacie zaczynają się zapętlać, przydeptywać własny ogon, zza tekstu wyraźnie widać samego pisarza i jego niezdecydowanie, fakt że nie bardzo wie jak pchnąć dalej historię. Zresztą Martin zakończenie swojej sagi wymyślił podobno dopiero teraz, po piętnastu latach od wydania pierwszego tomu, i to na wyraźne żądanie producentów z HBO, którzy chcieli mieć materiał do skończenia serialu, na wypadek śmierci mistrza. I co? Obie sagi i tak są bardzo dobre, przyniosły autorom sporo uznania oraz pieniędzy. Wszyscy je lubimy.
Jest jednak powód, dla którego scenarzyści filmowej „Gry o tron” pieczołowicie retuszują teraz niedoskonałości oryginału. Pracując na podstawie szczegółowego planu (książki), mają ten komfort, że mogą sobie pozwolić – między innymi – na uprawdopodobnienie zwrotów, które wyskakują w przyszłości jak diabeł z pudełka. Spójrzcie chociaż na wątek Theona Greyjoya! Ile dialogów oraz scen, których nie było w powieści, dodano w serialu tylko po to, aby uczynić jego późniejsze poczynania bardziej racjonalnymi? A scena, w której Viserys widzi na wylot uczucia Monmorta względem swojej siostry? W powieści ten wątek pojawia się dopiero w dalszych tomach, kiedy Martin uznał, że musi skomplikować sytuację między Deanerys a jej opiekunem.
Twierdzę więc, że wspomniane przeze mnie cykle odniosły sukces nie dlatego, że nie miały szczegółowego fabularnego planu. Odniosły sukces mimo tego, bo posiadały wiele innych zalet. Z drugiej strony – filmy Shyamalana działają właśnie dzięki pieczołowitemu planowi. Podobnie jak „Fight Club”. Podobnie jak „Dwanaście małp”, albo „Memento”. Tak samo „Krawędź czasu”, choć w dużo mniejszej skali, też odnosi sukces (jeśli można tak nazwać czternaście pozytywnych recenzji i żadnej negatywnej), a jest rozplanowana jak wnętrze szwajcarskiego zegarka.
Ludzie lubią, kiedy przed ich oczyma splatają się nagle skomplikowane wzory, które powinni dostrzec, a przeoczyli. Lubią fabularne prestidigitatorstwo, zwrot nagłym twistem, poboczny wątek, który po dwóch tysiącach stron kończy się zaskakującą pointą. To jedna z wielu lekcji, które wyniosłem z „Opowieści piasków”.
Oczywiście, można to osiągnąć również bez planowania. Za pomocą lekko naciągniętych wytłumaczeń oraz subiektywnych motywacji bohaterów, da się uzasadniać zwroty akcji wstecz, retconować wszystko co się rusza. Dobry autor ma zestaw narzędzi, który nawet bez planu pozwala stworzyć pełną ciekawych zwrotów opowieść.
Tyle, że dobry autor z dobrym planem byłby jeszcze lepszy.
Uważam się za mechanika fabuł i nie wstydzę się tego. Bo bez dopracowanej fabuły nie ma dobrej powieści.
Łuki, zwroty oraz twisty
To ostatnie stwierdzenie może się wydawać ryzykowne, ale nawet twórcy poważnej, problemowej literatury, niezależnie od przesłania, albo od niezwykłych pomysłów lub sztuczek językowych, zdają sobie sprawę, że większość czytelników będzie przewracała kartki po to, aby wiedzieć „co dalej”. Dowodów nie trzeba szukać daleko. Popatrzmy na ostatnich noblistów. Mario Vargas Llosa przedstawia w „Święcie Kozła” fascynujący moment upadku reżimu, rozpisany na kilkanaście przeplatających się ról. „Nazywam się czerwień” Orhana Pamuka przywdziewa szaty erudycyjnego kryminału, a jego „Śnieg” ociera się o polityczny thriller, ma nawet mocny twist pod koniec. Nie sugeruję oczywiście, że światowego formatu autorzy wtykają w swoje dzieła proste fabułki, żeby przypodobać się czytelnikom. Większość dobrych pisarzy po prostu czuje podskórnie, że pisząc książkę budują opowieść. A opowieść rządzi się prawami, które w dzisiejszych czasach już dawno przeanalizowano, opisano naukowo.
1 2 »

Komentarze

08 VI 2011   23:07:55

Algorytmy i struktury danych. Czyżby wpływ studiów informatycznych? A tak na serio, to przyznaję autorowi tekstu 100% racji.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Krew jego dawne bohatery
— Anna Nieznaj

Widziałem jasny cień króla
— Beatrycze Nowicka

Steam-science-fiction
— Miłosz Cybowski

Cień twój wróg!
— Jacek Jaciubek

Wojny napoleońskie w oparach etheru
— Marta Najman

Wielbłąd trójgarbny
— Jakub Gałka

Esensja czyta: Marzec-kwiecień 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Czytelniku, nie zadraśnij się!
— Jakub Gałka

Esensja czyta: IV kwartał 2008
— Artur Chruściel, Ewa Drab, Jakub Gałka, Daniel Gizicki, Anna Kańtoch, Paweł Sasko, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Nie zadzieraj z Polakami!
— Jakub Gałka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.