Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Przy herbacie: Wolnoć Tomku w swoim opku

Esensja.pl
Esensja.pl
Czy zarażona bakteriami ospy Renfri w batystowych majtkach może zrobić salto na wieżyczce czołgu?

Agnieszka ‘Achika’ Szady

Przy herbacie: Wolnoć Tomku w swoim opku

Czy zarażona bakteriami ospy Renfri w batystowych majtkach może zrobić salto na wieżyczce czołgu?
Do napisania tego felietonu zainspirowała mnie analiza tak zwanego Nazi Opka1) na stronie Niezatapialnej Armady Kolonasa Waazona (o tej analizatorni wspominałam już w felietonie „Grzeszne przyjemności z pisania”). Jest to historia dwóch muzyków z popularnego obecnie boysbandu, z tym, że jeden występuje jako hitlerowiec, drugi jako Polak. W tym – bynajmniej nie będącym groteską czy parodią – tekście bohater w okupowanym Krakowie ogląda telewizję, w łazience ma żel pod prysznic, gestapo myli się autorce z Wehrmachtem i generalnie utwór aż kipi od najrozmaitszych nielogiczności, anachronizmów i błędów rzeczowych. Autorka broniła się stwierdzeniem, że „przecież to tylko fikcja literacka”. Jest to uderzająco podobne do linii obrony niektórych pisarzy fantastycznych.
Wiele lat temu burzę w środowisku fantastów wywołały batystowe majtki Renfri w opowiadaniu Sapkowskiego „Mniejsze zło” – autor twierdzi, że był przez redakcję namawiany do wykreślenia tego szczegółu. Frakcja antybieliźniana pieniła się, że w świecie niby-średniowiecznym majtek nikt nie ma prawa nosić, frakcja tekstylna argumentowała, ze wszak Wiedźminlandia nie jest dokładnym odwzorowaniem żadnej z naszych epok historycznych. Kiedy przycichło, AS dołożył do pieca wprowadzeniem do fantasy takich pojęć jak „bratnia pomoc” czy „gen recesywny”. I znów zawrzało: czy czarodziejki mają prawo znać genetykę? Oczywiście, nie sposób przekonująco uzasadnić, że NIE mogą jej znać, skoro w naszym świecie eksperymenty Mendla to połowa XIX wieku.
Kłótnie czytelnicze wybuchają również wtedy, gdy autor – powołując się na fantastyczność – opisuje sceny sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Kopalnią takowych jest „Achaja”, której tytułowa bohaterka robi salta w kajdanach na nogach, jeździ konno w skórzanej minispódniczce bez majtek czy przenosi przez kładkę osła wraz z ładunkiem. Fani na zarzuty odpowiadają wyniośle, że to „taka estetyka” i „celowe przerysowanie”. Nie-fani… cóż, nie-fani najczęściej kończą lekturę już przy scenie z saltami.
Jeżeli cała powieść napisana jest w komiksowo przerysowanej estetyce, to pół biedy: ci, którym taka idea nie odpowiada, po prostu nie będą czytać. Gorzej, jeśli autor pragnie zachować pełen realizm, ale zdarzają mu się błędy na skutek niedostatecznej wiedzy. Pamiętam pewien tekst umieszczony bodajże na starym forum Nowej Fantastyki, gdzie akcja działa się w Polsce lat 80., a autor pośliznął się na jakichś szczegółach dotyczących pracy milicji. Kiedy mu to wytknięto, zareagował standardowym „przecież-to”, jednak krytykujący czytelnik słusznie odparł, że pisząc o konkretnym czasie i miejscu autor powinien zachować dotyczące ich realia. Elementy fantastyczne to całkiem co innego: PRL-owski śledczy może prowadzić dochodzenie w sprawie morderstwa popełnionego przez wilkołaka, ale na miejsce zbrodni musi jechać samochodem istniejącym w tamtej rzeczywistości, ubrany w ciuchy dostępne za komuny i z możliwościami technicznymi na odpowiednim poziomie: wykluczona jest na przykład analiza DNA (swoją drogą, urocze błędy zdarzają się nastolatkom próbującym na blogach pisać kryminały – u nich analiza DNA nieznanej ofiary zdradza… jej nazwisko i adres).
Gimnazjalne dzieciaki wypisują głupoty z braku wiedzy i wyobraźni; dojrzałym autorom nie zdarzają się aż tak kompromitujące wpadki, ale za to są oni znacznie ostrzej rozliczani. Pojedynczy błąd w określeniu typu pistoletu, działa okrętowego czy sposobu zapobiegania malarii bywa rozdmuchiwany do rozmiarów przesłaniających cały utwór. „NO TO CO, że akcja jest wartka, a bohater jak żywy, skoro autor nawet nie odróżnia czołgu WTF-20 od HGW-40, a przecież każdy widzi, że różnią się sposobem nitowania pancerza wieżyczki!”, zakrzykują wielbiciele militariów. Po części ich rozumiem. Jeden durny błąd autora – a autor wcale nie musi olewać szczegółów: wystarczy, że zbytnio zaufa swojej pamięci lub oprze się na złych źródłach – jest w stanie zdyskredytować całą powieść. Mnie się to zdarzyło z „Szatą” Douglasa L. Cassela. Poszło w sumie o drobiazg. Powieść ta rozgrywa się w starożytnym Rzymie w roku 33 n.e., a rzymski patrycjusz pragnący darować wolność zasłużonemu niewolnikowi siada i pisze akt wyzwolenia. Pech chciał, że akurat byłam na drugim roku studiów i rzymskich sposobów uwalniania niewolników uczono nas dość szczegółowo – a żaden nie polegał na tym, że właściciel wystawia mu dokument niczym jakiś XIX-wieczny amerykański plantator. W tym momencie cała historyczność powieści przestała się dla mnie liczyć, bo skoro przyłapałam autora na takim błędzie, to jak mam mu zaufać w kwestii obyczajów, jedzenia, sposobów podróżowania czy innych szczegółów.
W byciu czytelnikiem specjalistyczna wiedza nie popłaca. Jeden zirytuje się, czytając o starożytnym Egipcjaninie, który „uniósł się w strzemionach”, drugi zawyje przy „bakteriach ospy”, trzeci wkurzy się potężnie „zimnym dotykiem metalu glocka”. A dla znakomitej większości odbiorców te szczegóły są niezauważalne. Oczywiście what has been learned cannot be unlearned i nikt nie da rady pozbyć się informacji zdobytych przez wykształcenie czy hobby. Zaprawdę, jeśli nie staniecie się jako dzieci, nie będzie wam dane wejść do królestwa literackiego.
koniec
2 października 2011
1) Opko = opowiadanie.

Komentarze

« 1 2
05 X 2011   14:10:45

@Achika: Już widzę tę scenę, gdy żołnierz ów pokazuje swój wynalazek centurionowi (czy w kawalerii rzymskiej był taki stopień? Nie mam pojęcia, niestety... ;-) ), a on rzuca:
- Nieeee... To się nie przyjmie....

:-)
Pomijając glocka, mnie też wiele rzeczy u niektórych autorów uwiera (ekologia i meteo Gór Ciężkich Kresa, ekonomia (a właściwie jej brak) Śródziemia etc.), a u niektórych wręcz śmieszy. A i moje wypocinki nie są bez wad - zdaję sobie z tego sprawę.

05 X 2011   23:25:35

Natomiast jest taka dziedzina, w której dowolna gafa raczej nie mam szansy trafić na publiczny sprzeciw, bo minimalny jest odsetek tych, którzy się znają a chcieliby konfrontować swoją wiedzę (i ufundowanie na niej dowody na gafę) z tymi, którzy tej wiedzy nie mają.

To muzyka.

Jako muzyk mogę wam dać słowo, że największym pisarzom i tłumaczom zdarzają się w kontekście wiedzy muzycznej absolutne absurdy - a szansa na upublicznienie ich wypunktowania jest w zasadzei zerowa. Why? - powiedzmy, że muzyka to dziedzina hermetyczna. Poza muzykami nikt nie jest tu niczego pewien, wikipedia roi się od durnot, w zasadzie nie ma jak sprawdzić...

No, to taka ciekawostka może.

06 X 2011   00:06:26

Ciekawe (i bardzo możliwe). Przychodzą Ci na szybko do głowy jakieś wyraźne przykłady? Przy czym piszę tu o owych największych (no, powiedzmy, bardzo dużych) pisarzach, a nie opowiadaniach z SFFH.

06 X 2011   14:05:17

tak na wyrywki to niewiele. kiedyś miałem pomysł, żeby wyłapywać takie rzeczy z książek (różnych gatunków, oczywiście), ale jakoś nie pamiętałem.

znaczna część lapsusów to złe stosowanie wyrażeń ekspresyjnych i technicznych, np. 'abuse' takich jak crescendo (które jest wyłącznie stopniowym wzrostem głośności - pomijam tu metaforykę, np. crescendo powiedzmy gniewu, które uważam za zasadne - o ile pozostaje metaforą.),
czy inne staccata i arpeggia.
Ale głównie kłopoty z pojęciem "skala - tonacja" oraz nomenklaturą tych spraw, nomenklatura instrumentów - rzeczy proste, które w odpowiednich miejscach można sprawdzić łatwo, nie wiem, czemu nikomu (autorom, tłumaczom) się nie chce. W tłumaczeniach z ang. notoryczne nazywanie dźwięku naszego 'h' angielskim 'b' - no całe rodziny lapsusów:)

troszkę tu nie meijsce, żebym tworzył jakieś zwarte listy, tak mnie tylko p. Achika zainspirowała:)

a że zdarzało mi się dokonywać czegoś na kształt korekty specjalistycznej w wydawnictwach, to wiem o czym mówię.

Ciekawe są, ostatecznie, nawet nie same błędy, tylko fakt, że przecież odsetek czytelników, którym by to przeszkadzało, jest generalnie śladowy:)

06 X 2011   20:45:09

U Sapkowskiego jest wbrew pozorom trochę lapsusów mniejszych i większych, a i tak czyta się go świetnie ;) Hint: a choćby kwestia, że przy generalnie sporym naturalizmie, wzmianka o wszach pojawia się w całej sadze wiedźmińskiej chyba raptem dwa razy...

07 X 2011   17:17:36

„Autorka broniła się stwierdzeniem, że „przecież to tylko fikcja literacka”. Jest to uderzająco podobne do linii obrony niektórych pisarzy fantastycznych.”

Drugim ulubionym argumentem domorosłych twórców wielkiej literatury, gdy „frustrat powodowany zawiścią” wytknie im jakiś idiotyzm, jest: „A ty co napisałeś w swoim życiu? Jak się tak znasz na pisarstwie to sam coś napisz, inaczej nie masz prawa nikogo krytykować.” Bo przecież tylko pisarz jest w stanie poprawnie ocenić innego twórcę tak samo jak tylko wykwalifikowany piekarz jest kompetentny, aby ocenić czy pieczywo smakuje, czy nie. Czy ktoś zdrowy na umyśle odważyłby się skrytykować krawca za źle skrojony garnitur sam nie będąc krawcem albo podjąłby się oceny kobiecego aktu nie wiwisekcjonowawszy wpierw tuzina kobiet?

„Kłótnie czytelnicze wybuchają również wtedy, gdy autor – powołując się na fantastyczność – opisuje sceny sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Kopalnią takowych jest „Achaja”, której tytułowa bohaterka robi salta w kajdanach na nogach, jeździ konno w skórzanej minispódniczce bez majtek czy przenosi przez kładkę osła wraz z ładunkiem. Fani na zarzuty odpowiadają wyniośle, że to „taka estetyka” i „celowe przerysowanie”. Nie-fani… cóż, nie-fani najczęściej kończą lekturę już przy scenie z saltami.”

Pozwolę sobie tutaj zacytować Sapkowskiego:
„Najpopularniejszą metodą jest krytyczna ocena świata, opisanego w dziele. Świat ocenia się na podstawie jego, excusez le mot, ontologii. Metoda jest iście znakomita, umożliwia bowiem krytyczną ocenę utworu fantasy nawet wówczas, jeśli w ogóle się go nie czytało. Pisze się recenzje, naprzemiennie określając dany Never-Never Land danego autora jako "niespójny, ontologicznie chwiejny i niedokończony" lub jako "ciekawy, pełny, komplementarny". I zawsze trafia się bez pudła. Potem bierze się na warsztat protagonistę utworu. Bohaterowie fantasy mają bowiem jedną wspólną cechę - są jak jeden mąż nieprawdopodobni. Po pierwsze, dokonują fizycznie niemożliwych wyczynów. Po drugie, zachowują się w absolutnie bezsensowny, nielogiczny, wręcz kretyński sposób. Krytyk, żwawy niczym sum w natlenionej wodzie, wytknie więc bohaterowi fantasy jego behawioralny kretynizm i odniesie tenże do autora, mianując i jego beznadziejnym głupkiem.”

„Zamaskowany wniosek Rafała brzmi: oto macie koryfeusza gatunku fantasy i stworzony przez niego świat. I co my wiemy o tym świecie? Nic. Autor nie informuje nas ani o podstawowych gałęziach przemysłu Grombelardu, ani o wysokości produktu narodowego brutto, ni o głównych uprawach, ni o liczebności stad hodowlanych. Ani słowa o bilansie płatniczym, ba, nie znamy nawet wysokości oprocentowania kredytów w bankach, nie wspominając o założeniach polityki podatkowej. Też mi świat, od A do Z wyssany z palca, prymitywna literacka utopia, jakże typowa dla prymitywnych autorów zajmujących się prymitywną literaturą miecza i magii.”

„W kontekście glocka to pisałam o wkurzaniu się, nie o śmianiu. A wybronić można każdego.”

Święta prawda. Że co? W glocku jest metal, więc autor (który nie twierdził przecież, że jest tam tylko metal) miał rację? Taką argumentacją wybronić można każdego.

Bo jeśli pisarz mówi o „zimnym dotyku metalu glocka” to zapewne nie użył takiego sformułowania dlatego, że zdaje sobie sprawę z faktu, że glock w istocie składa się z elementów metalowych (a także niemetalowych). Nie, skąd. Skoro glock ma elementy metalowe i niemetalowe, to świętym obowiązkiem każdego pisarza jest każdorazowo zaznaczać ów fakt, bo to na pisarzu spoczywa ciężar udowodnienia swojej kompetencji w danej dziedzinie (Poczuł zimny dotyk metalu glocka, który wszakże składa się także z elementów niemetalowych, ale on teraz dotknął go w takim miejscu, gdzie znajdują się tylko elementy metalowe, więc tych niemetalowych, znajdujących się tuż obok, ale trochę dalej, akurat teraz nie poczuł.). Posunę się jeszcze dalej. Jeżeli w akcie pierwszym pojawia się glock to do końca sztuki widownia winna poznać wszystkie elementy z których się on składa i ich dokładny skład chemiczny, inaczej można domniemywać, że autor nie zna się na rzeczy.

Mówiąc poważnie, jeżeli ktoś mówi o „zimnym dotyku metalu glocka” to raczej jest to ktoś kto właśnie zna się jako tako na broni i pragnie to (moim zdaniem nachalnie) zakomunikować. Ktoś kto na broni się kompletnie nie zna będzie raczej twierdził, że glock to „niewykrywalny przez wykrywacze metalu niemiecki pistolet z plastiku za milion dolarów”, bo przecież Bruce Willis tak twierdzi, więc tak musi być.

21 X 2011   07:50:40

Pojechałeś...

08 X 2013   18:30:47

Jeden szczegół może się zdarzyć każdemu i choć jestem maruda, a akurat o broni, II wojnie światowej i starych samochodach swoje wiem, nie zepsuło mi przyjemności to, że u Pilipiuka (nie pamiętam, gdzie konkretnie) pojawia się czajka rocznik 1954, u Grzędowicza ("Wilcza zamieć") Niemiec w 1945 r. wie, że alianci "mieli Enigmę", u Wolskiego ("Eurodżihad") po strzelaniu z rewolweru na miejscu zdarzenia zostały łuski, u Białołęckiej ("Wiedźma.com") 18-letni Niemiec jest untersturmfuhrerem (podporucznikiem), kto jest bez grzechu, niech pierwszy sieknie koncerzem. Gorzej, kiedy takich byków jest dużo. A ich rzadko bywa trochę - albo jest bardzo mało, albo bardzo dużo.

08 X 2013   18:35:44

P.S.
A tak w ogóle to czołg ma wieżę, nie wieżyczkę (chyba że chodzi o kopułkę obserwacyjną dowódcy).

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Po komiks marsz: Marzec 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Po komiks marsz: Luty 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Krótko o filmach: Walka Thora z podwodnym Sauronem
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Weekendowa Bezsensja: Wszystko, czego nigdy nie chcielibyście wiedzieć o… Esensji (31)
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.