Lepiej późno niż wcale… Świat przeczytał cztery powieści Stephenie Meyer, obejrzał cztery ekranizacje z pięknym i błyszczącym w słońcu Robertem Pattinsonem, globalna moda na romanse paranormalne sięgnęła granic absurdu (wtajemniczeni twierdzą, że pojawiły się nawet powieści o zakochanych zombie) i już podobno zaczyna przygasać, a my postanowiłyśmy podyskutować o książce, od której wszystko się zaczęło. O książce, która – co by nie mówić – stała się fenomenem kulturowym.
Raz, dwa, Edward już cię ma! – redaktorki Esensji omawiają „Zmierzch”
Lepiej późno niż wcale… Świat przeczytał cztery powieści Stephenie Meyer, obejrzał cztery ekranizacje z pięknym i błyszczącym w słońcu Robertem Pattinsonem, globalna moda na romanse paranormalne sięgnęła granic absurdu (wtajemniczeni twierdzą, że pojawiły się nawet powieści o zakochanych zombie) i już podobno zaczyna przygasać, a my postanowiłyśmy podyskutować o książce, od której wszystko się zaczęło. O książce, która – co by nie mówić – stała się fenomenem kulturowym.
Stephenie Meyer
‹Zmierzch›
Czy legendarna już magia „Zmierzchu” podziałała na nas?
Magdalena Kubasiewicz: Jeśli liczą się niekontrolowane wybuchy śmiechu, rozważania nad ogromem głupoty głównej bohaterki i dziwne wizje obejmujące ogromne ognisko z książkami o charakterystycznej czarnej okładce w roli podpałki – można śmiało założyć, że tak, na mnie podziałała.
Agnieszka Hałas: Ja powiem uczciwie, fascynacją się nie zaraziłam, ale też nie odrzuciło mnie. Czytałam tę powieść, traktując ją jak ciekawe zjawisko do analizy, i w tej roli sprawdziła się nieźle.
Anna Kańtoch: A mnie fascynuje szaleństwo, jakie rozpętało się wokół „Zmierzchu”, i wciąż zadaję sobie pytanie: dlaczego akurat ta książka? Z jednej strony niby wiadomo: kobiety, a w szczególności młode dziewczyny (takie chyba przeważają wśród fanek?) zawsze lubiły czytać o idealnej miłości, a Stephenie Meyer to właśnie im dała. Z drugiej strony „Zmierzch” nie jest przecież jedyny ani pierwszy, wcześniej, i później było sporo książek opowiadających o romansie człowieka i takiej czy innej ponadnaturalnej istoty. Pomysł, że ukochany jest w pewien sposób dla swojej ukochanej niebezpieczny, też nie należy do szczególnie oryginalnych. Wracamy więc do pytania: dlaczego akurat „Zmierzch”? Przyznam szczerze, że nie do końca rozumiem fenomen popularności tej serii.
Agnieszka Hałas: Zaryzykowałabym stwierdzenie, że „Zmierzch” to literackie cukierki… Realizowanie fantazji na papierze, a wszystkie strachy i trudności są tylko po to, żeby lukier smakował jeszcze słodziej. Bohaterką jest – co Bella wielokrotnie sama podkreśla – dziewczyna skrajnie zwyczajna. Wrażliwa, lubiąca czytać, raczej myszka. I ta myszka dostaje księcia z bajki, który ją uwielbia, jest piękny i bogaty, a w pakiecie od razu nową rodzinę, która troszczy się o nią bardziej niż prawdziwa. (O Rosalie możemy zapomnieć, to wyjątek potwierdzający regułę.) Alice – każdy chciałby mieć taką siostrę, Carlisle – anioł w ludzkiej, przepraszam, wampirzej skórze, Esme – najbardziej ciepła, macierzyńska teściowa, jaką można sobie wyobrazić… Cullenowie dla Belli to baśń, która się spełnia na jawie. Na marginesie, kiedy w czwartym tomie sagi Bella rodzi dziecko, dziwnym trafem jest ono nadludzko śliczne, rozwija się niezwykle szybko i w czarodziejski sposób wzbudza pozytywne uczucia we wszystkich…
Anna Nieznaj: Do mnie magia „Zmierzchu” nie trafiła. Podejrzewam, że dlatego, że wolę trochę inny rodzaj kiczu i ten, w wersji „Jak Kopciuszek dostał swojego Kena”, kompletnie po mnie spłynął.
Co sądzimy na temat kreacji wampirów w tej książce?
Agnieszka Hałas: Mnie sama koncepcja wampiryzmu zaprezentowana przez Meyer wydała się klimatyczna – wampir jako idealny drapieżnik, ich anielska uroda, jadowitość, transformacja. Poszczególni członkowie rodziny Cullenów mają wyraziste, dobrze przemyślane charaktery – za to drugi plus. Poza tym podobał mi się pomysł dodatkowych uzdolnień: Edward czytający w myślach, Jasper uspokajający innych i tak dalej. Z kolei wizja wampirów grających w baseball i zderzających się z hukiem była zabawna w swej absurdalności.
Magdalena Kubasiewicz: Nie jestem taka pewna tych przemyślanych charakterów. Taka Esme na przykład. Co właściwie o niej można powiedzieć oprócz tego, że kocha swoją rodzinę? A jeśli chodzi o przedstawienie wampirów, to autorka trochę przesadziła. Anielska uroda wprawdzie znajduje swoje uzasadnienie – ułatwia przyciąganie ofiary. Trochę jak mięsożerne kwiaty, które wabią obiad oszałamiającym zapachem. Ale aż tak wielka siła? Niesamowita szybkość i odporność? A potem próba tłumaczenia tego liczbą chromosomów? Dodajmy do tego błyszczenie w słońcu. W dodatku kreacja wampirów w „Zmierzchu” w dużej mierze odpowiada za urazę do tego gatunku u wielu czytelników. Co z tego, że książka jest świetna, jeśli bohater jest wampirem, do kosza z nią.
Anna Kańtoch: Nie mam nic przeciwko uczłowieczaniu wampirów – gdyby miały one być tylko pozbawionymi ludzkich uczuć drapieżnikami, nie byłyby tak ciekawymi bohaterami filmów czy książek, bo w końcu ileż interesujących historii można opowiedzieć o kimś, kto tylko chodzi i zabija? Zastanawiam się jednak, czy Stephenie Meyer nie posunęła się, hmm, trochę za daleko? Wampiry są intrygujące dlatego, że z jednej strony coś zyskują (nieśmiertelność, siłę, szybkość itd.) a z drugiej coś tracą (duszę, umiejętność poruszania się za dnia – czy ktoś pamięta, z jakim wzruszeniem Louis z „Wywiadu z wampirem” oglądał w kinie swój pierwszy po wielu latach wschód słońca?). U Stephenie Meyer tego elementu utraty nie ma, wampiry tylko zyskują dodatkowe powery. Nawet słońce im nie szkodzi, a wręcz przeciwnie – upiększa je. Edwardowi bliżej jest do przepakowanego i komiksowego supermana (czy może raczej: superlovera) niż do naznaczonej piętnem cierpienia, tragicznej i fascynującej zarazem postaci, z jaką przed erą „Zmierzchu” kojarzył się wampir. Poza tym, bądźmy poważni, nieśmiertelne, groźne istoty, które CHODZĄ DO SZKOŁY?? Serio?? To chyba najbardziej idiotyczny pomysł na to, co można zrobić z wiecznym życiem. I co jest ciekawego w facecie, który od stu lat w kółko zdaje maturę? :)
Agnieszka Hałas: Tak, pomysł z chodzeniem do szkoły dla kamuflażu był kretyński. Na pseudobiologiczne wyjaśnienia na temat chromosomów machnęłam ręką, jak nie przymierzając na (tfu!) midichloriany.
Anna Nieznaj: Pomysł z chodzeniem do szkoły wynika z zasady gatunku: „Co by było, gdyby do mojej szkoły przyszedł Jedi/wampir/Zorro/Superman/detektyw” to standardowa fantazja i na tym opiera się masa literatury młodzieżowej. Dałoby się to od biedy w miarę logicznie wykonać, gdyby Edward i jego „rodzeństwo” czegoś w tej szkole szukali, kogoś tropili. Gdyby oni w ogóle cokolwiek konkretnego w tym swoim nieżyciu robili, a tego zabrakło mi najbardziej – akcji, fabuły, jakiegoś celu ich funkcjonowania. Pominąwszy „ojca”-lekarza, który po prostu sensownie pracuje na rzecz lokalnej społeczności, jak zwykły człowiek. W popkulturowych wampirach podoba mi się ich mroczność (nawet ocierająca się o kicz). Edward niby ma być niebezpieczny i mroczny, ale ja w nim tego nie widzę. Też bardzo żałuję, że teraz ludzie reagują „O rany, znowu wampiry” na każdy tekst z tym motywem – mam wrażenie, że to rodzaj pozy, bo przecież to zawsze był popularny motyw.
Trochę późno włączam się do dyskusji, ale... Dla mnie saga jest fenomenem samym w sobie. Każdy wie, że ta książka jest głupia, że wiele rzeczy nie trzyma się w niej kupy, że nie ma tam praktycznie żadnej akcji, a i tak stado kobiet oszalało na jej punkcie. Jako matematyk z zawodu podjęłam się dogłębnej analizy tej powieści, a zresztą nie tylko Zmierzchu, rozłożyłam na czynniki pierwsze również kilka innych książek z list bestsellerów. Wniosek był jeden - można na poczytną powieść ułożyć matematyczny wzór zawierający określone elementy. Porwałam się na szaloną rzecz i napisałam powieść pod ułożony przez siebie wzór. Nie wiem, czy uzyskałam pożądany efekt, wiem jedynie, że miałam przy pisaniu niezłą zabawę. A wracając do "Zmierzchu". Kluczem do popularności tej powieści jest władowanie w nią przez autorkę emocji. Ta powieść ocieka wręcz pożądaniem i subtelną erotyką. To właśnie się sprzedało, a nie fabuła, czy styl.
Zapraszam do siebie (uwaga spam): http://polapanearisjanskifiolet.manifo.com/