Maciej Parowski – postać znana każdemu czytelnikowi fantastyki; krytyk, pisarz, scenarzysta komiksów; ten, którego nazwisko młodzi adepci pióra wypisywali na tysiącach listów z debiutanckimi opowiadaniami. Obchodzone niedawno trzydzieste urodziny „Nowej Fantastyki”, to także jego święto, a książka „Małpy Pana Boga” wydana w jubileuszowym 2012 roku – najlepszy prezent.
Trzydzieści lat pontyfikatu
Maciej Parowski – postać znana każdemu czytelnikowi fantastyki; krytyk, pisarz, scenarzysta komiksów; ten, którego nazwisko młodzi adepci pióra wypisywali na tysiącach listów z debiutanckimi opowiadaniami. Obchodzone niedawno trzydzieste urodziny „Nowej Fantastyki”, to także jego święto, a książka „Małpy Pana Boga” wydana w jubileuszowym 2012 roku – najlepszy prezent.
Maciej Parowski
‹Małpy Pana Boga. Słowa›
Wspomnienie (anamneza) początku
Jest rok 1982. Trwa stan wojenny. Od sześciu lat obok oficjalnego obiegu literatury funkcjonuje obieg niezależny. Wydarzenia 13 grudnia spowalniają rozwój podziemnej literatury, ale nie powstrzymują go zupełnie. Pisarze i wydawcy – przetrwawszy trudną sytuację polityczną i represje, które zacieśniły więzi międzyludzkie – wychodzą z kryzysu wzmocnieni. W roku 1983 liczba wydanych przez drugi obieg tytułów wzrasta z około 150 tysięcy publikacji do ponad 600 tysięcy
1).
Tam gdzie lwia część literatury siłuje się z cenzurą, z językiem, który raz ujawnia za dużo, a raz za mało, tam pisarze s-f wydają się mieć utorowaną drogę – fantastyka jako doskonała odmiana języka ezopowego daje możliwość przedstawienia idei, które w żadnym innymi wypadku nie miałyby szans na publikację. Ważkie kwestie skryte pod postacią paraboli, alegorii lub eskapistycznej wizji mówią o ponurej, przesiąkniętej PRL-owskim absurdem rzeczywistości.
Lata przełomu i rewolucje społeczne stanowią doskonałą pożywkę dla pisarzy fantastyki socjologicznej. Na ulicach wybucha sierpień ‘80, Janusz Zajdel pisze „Limes inferior” – studium upokorzenia człowieka w systemach totalitarnych. Stan wojenny chyli się ku końcowi, Marek Oramus wydaje „Sennych zwycięzców” – zwierciadło przechadzające się po ulicach Polski Ludowej. Wiele z ówczesnych książek zostaje użytych w toku zaangażowanej lektury i nadinterpretowanych. Kogo jednak obchodzi, czy treści polityczne są intencjonalnie wpisane w dzieło czy uaktywniane przez czytelnika? Pod okiem cenzury w obiegu literackim funkcjonują pozycje, które pobudzają dyskusję nad słabościami i okrucieństwami panującej władzy. I to się liczy.
Jednak fantastyka jako nośnik obrazoburczej myśli skrytej pod płaszczykiem konwencji gatunkowej to tylko pozorna utopia. Cenzura jest nieobliczalna. W niegroźnym tekście nakazuje zmienić słowo „generał” na „pułkownik”, a przepuszcza opowiadanie – cytując Parowskiego – „o młodym człowieku żyjącym w świecie, w którym wszyscy kłamią”
2). Reguły jakimi kieruje się władza, dopuszczając teksty do oficjalnego obiegu pozostają tajemnicą. Może prócz dwóch zasad. Po pierwsze, im bliżej roku 1989, redaktorzy i pisarze mogą pozwolić sobie na coraz więcej. Po drugie: „cenzura jest czujna na hasła, realizuje konkretne zapisy, a z ideami radzi sobie gorzej”[MPB].
W tak pokrótce zakreślonych realiach pojawia się na rynku pierwszy numer „Fantastyki”. Co więcej, pojawia się w obiegu oficjalnym. Nabycie czasopisma nie wiąże się więc z niebezpieczeństwem oskarżenia o działalność spiskową, jakie wisiało nad uczestnikami podziemnego kolportażu książek. Magazyn osiąga nakład stu tysięcy egzemplarzy i kupić go można w kiosku. S-f potraktowane jest przez władzę po macoszemu – na ulicach pojawiły się wojska, po co więc przejmować się kilkoma tekstami o galaktycznych bitwach i baśniach dla dzieci?
Przełom w roku 1989 przynosi liczne zmiany. Redaktorzy i wydawcy stają w obliczu raczkującego kapitalizmu. Podziemne wydawnictwo NOWa przepoczwarza się w SuperNową, czyli jednego z pierwszych potentatów na rynku literatury s-f i fantasy. Zaś „Fantastyka” przekształca się w „Nową fantastykę” – zmiana nazwy magazynu wiąże się z zabezpieczeniem przed wykupieniem go przez inwestorów prywatnych na skutek działalności Komisji Likwidacyjnej do spraw RSW, ale symbolizuje także wejście czasopisma w erę wolnej myśli.
Paradoksalnie zanik cenzury wiąże się pewnymi obawami. Czy fantastyka używana jako język ezopowy nie zastygła w tej formie paraboli socjologicznej i kwestią czasu jest, kiedy – wyzwoliwszy się z układu „my-oni”, „pisarz-cenzor” – umrze śmiercią naturalną? Jak wspomina Parowski w wywiadzie zamieszczonym w „Małpach…” podobne wątpliwości szybko zostały wyparte przez inne problemy.
Fantastyka była pisana dalej i miała się dobrze, a że nie jest tylko formą kamuflażu udowodniła już w latach 80. Nad nowym społeczeństwem pochylili się Ziemkiewicz, Inglot, Lewandowski, a Sapkowski dopisywał kolejne tomy „Wiedźmina”. Inaczej było z czytelnikiem. „Jak się wysypały na rynek ilustrowana prasa kobieca i pornosy – diagnozuje problem Parowski – wypożyczalnie wideo, kablówki, samochody, paszporty, komputery, a później internet, jak portfele zrobiły się cieńsze – to wyszło na jaw, że ludzie wcale tak strasznie nie potrzebują czytać”[MPB].
Na przykładzie poczytności „NF” doskonale widać, jak zmieniające się realia wpłynęły na sposób spędzania wolnego czasu. Nakład, oscylujący w latach 80. wokół stu tysięcy egzemplarzy, regularnie się zmniejszał, aż w 2005 roku spadł poniżej 30 tysięcy. Tylko i aż 30 tysięcy. Jakie bowiem inne czasopismo literackie/kulturalne może się poszczycić dziś podobnym wynikiem?
Wtedy właśnie, stanąwszy przed naglącą kwestią walki o czytelnika, Maciej Parowski objawił się jako przywódca walki o magazyn ambitny. Pokusą było bowiem obniżenie poziomu intelektualnego pisma w celu dotarcia do szerszego grona odbiorców. Redakcja jednak w porę ocknęła się i przejrzała dziury w tym z pozoru logicznym wywodzie. „Z takich założeń wynika – przyznaje Parowski – że po mieście grasuje kupa idiotów, biegają od kiosku do kiosku i pytają, czy czegoś dla nas nie rzucili. A to jest obraz w oczywisty sposób fałszywy, niezgodny z doświadczeniem”[MPB].
W tej walce o czytelnika Parowski razem z Zimniakiem, Jęczmykiem i Oramusem sięgnęli po inne środki. Powstał dział „Drugie JA polskiej fantastyki”, gdzie ukazywały się teksty przedstawiające pisarzy z różnych pokoleń w ich pozaliterackich rolach, pojawiły się antologie zbierające najważniejsze opowiadania opublikowane w „NF”, okładki zaś zaczęto sprzedawać dystrybutorom filmów, by mogli w ten sposób reklamować najnowsze premiery.
Lament nad stanem polskiej popkultury to ostatnio chwytliwy temat. Być może jedno z najtrafniejszych rozpoznań należy tu do Jacka Dukaja [„NF”, nr 11 (362) 2012]. Surowa jurysdykcja PRL-u „chroniła” czytelników przed zagranicznym szrotem i chłamem kultury popularnej. Opóźnienie w przyswajaniu literatury z zachodu wygenerowało nieodwracalne konsekwencje. Nie wykształciliśmy „naturalnego systemu immunologicznego popkultury” i dlatego jesteśmy pozbawieni „map literatury rozpiętej na osiach artyzmu i komercji”. Dziś premiery najważniejszych filmów i książek odbywają się równolegle we wszystkich zakątkach świata; po dwóch dziesięcioleciach gospodarki wolnorynkowej doszło do zrównania kulturalnego czasu Polski i czasu zachodu. Z tej przyczyny, a także na skutek toczących się równocześnie innych procesów globalnych (rozwój mediów audiowizualnych, internet, e-booki, etc.) już nigdy nie nadrobimy tych kilku dekad II połowy XX wieku, kiedy to w zupełnie innych warunkach dojrzewała zachodnia kultura masowa.
Dukaj nie jest osamotniony w stawianiu powyższych tez. Wspomnijmy chociażby niedawną premierę nowej książki J.K. Rowling „Trafny wybór” – recenzja Juliusza Kurkiewicza została potraktowana jako przyczynek do rozmyślań nad kwestią różnic między powieścią popularną w Polsce i zagranicą (
tutaj).
Wspominam o tym nie bez powodu. Parowski, jak i reszta redakcji ówczesnej „NF” byli obecni przy porodzie współczesnej popkultury. Po ’89 rozpoczęła się nagła asymilacja zagranicznych książek drugiej i trzeciej kategorii. Konkurencja zadziałała ożywczo, była naturalnym czynnikiem umożliwiającym wzrost polskiej fantastyce, która dopiero co wyzwoliła się ze swoich parabolicznych odniesień. Z drugiej jednak strony stanowiła potencjalne źródło całej armii epigonów łasych na sukces oparty na sprawdzonych zagranicą pomysłach. Jak ocalić ambitną powieść s-f, której patronował Stanisław Lem, a jednocześnie pisać na tyle ciekawie, by przetrwać napływ zachodniego kiczu? Oczywiście, talentu i pracy potrzeba co nie miara. Jednak prócz twórców potrzebny jest krytyk i czasopismo, które pisarza wypromuje.
Jak już się rzekło, Parowski od samych początków powstania „NF” walczył o pismo ambitne. Czy się opłaciło? Z całą pewnością tak. Obojętnie jakich sądów nie wygłosiłoby się na temat współczesnej polskiej popkultury, wszystkie one będą odnosić się do jakieś ogólnie zakreślonej rzeczywistości, w której funkcjonują wyjątki. A chlubnych wyjątków wypromowanych przez byłego naczelnego „NF” przypominać chyba nie trzeba – Ziemkiewicz, Baraniecki, Szyda i wielu innych, a także Dukaj, który również wyłamuje się z powyższego, nakreślonego przez siebie schematu ujemnego wartościowania polskiej popkultury.
Mówiąc o podziale na getto i salon, fantastykę i mainstream, najczęściej ma się na myśli lata 90. Tymczasem początki tego sporu – którego zarzewiem była w głównej mierze postawa wobec PRL-owskiej władzy – odnaleźć można już dekadę wcześniej. Krytyka niezależna oskarżała literaturę s-f o brak politycznego zaangażowania, ucieczkę z rzeczywistości a także „mimowiedne wspomaganie komunistycznego programu utrzymania sztuki z dala od istotnych problemów życia społecznego”
3).
W „Małpach…” jednak artykułów z tego okresu znajdziemy zaledwie kilka. Co więcej, w części VI książki, poświęconej w całości polemikom, znalazło się niedużo tekstów, w których Parowski atakuje salon. Oberwało się Chwinowi i Głowackiemu za odcinek programu telewizyjnego „Autograf” z roku 2001, w którym zaproszeni przez Jacka Żakowskiego goście rozprawili się z Wiedźminem, oglądnąwszy film, a nie przeczytawszy książki; oberwał także Krzysztof Varga za recenzję powieści Ziemkiewicza i Oramusa oraz Marcin Sendecki za „napuszony bełkot” na temat „Lodu”.
Więcej starć i kłótni odbywało się wewnątrz getta, a nie poza nim. Największe antagonizmy pojawiły się na linii „Nowa fantastyka” – „Fenix” i Maciej Parowski – Rafał Ziemkiewicz.
Po przełomie w ’89 prawa kapitalistycznego rynku nie tylko brutalnie zweryfikowały zainteresowanie literaturą w społeczeństwie, ale przekształciły również homogeniczny i scentralizowany układ fantastyki w porządek pluralistyczny, w którym na gust odbiorcy nie wpływa jeden magazyn, ale kilka czasopism, fan-ziny, a także portale internetowe. Może więc trafniej byłoby powiedzieć, że zamiast walki o czytelnika, doszło do walki o własnego czytelnika. Kilku młodych, zdolnych autorów, zadebiutowawszy na łamach „NF” z czasem odwróciło się od magazynu, by założyć własne pismo – „Fenix”.
Populistyczna retoryka „Fenixa” zweryfikowana została przez sam rynek, gdy w roku 2001 czasopismo upadło. Choć biorąc pod uwagę problemowe powieści Ziemkiewicza, jego hasła afirmacyjne wobec fantastyki rozrywkowej trzeba uznać za pozę, która miała pomóc odebrać „NF” czytelników i debiutantów. Zresztą postulat o literaturę rozrywkową jest sam w sobie tautologiczny. Jak pisze Parowski – „Jeśli literatura rozrywkowa, że sparafrazuję Mrożka, to jest coś innego niż literatura, to literaturę rozrywkową znajdziemy tam, gdzie nie ma literatury”[MPB].
Książka dotarła do mnie kilka dni przed wydaniem lutowym „NF”, w którym została podana informacja o przejściu Macieja Parowskiego na emeryturę. Krytyk publikował będzie nadal, stała współpraca z czasopismem nie zostanie przerwana. Nie pokuszę się o tezę, że wiąże się to z jakąś pokoleniową zmianą czy rewolucją. Być może. To już pokaże czas.
Gorąco polecam za to „Małpy Pana Boga”. Zebrane w książce teksty i wywiady ukazują nie tylko Parowskiego jako świetnego krytyka, erudytę i błyskotliwego polemistę, ale także zmuszają do głębszej refleksji nad fantastyką i nad zmianami, jakim była poddawana na skutek środowiskowych animozji i zewnętrznych sztormów politycznych. Gdzie jej miejsce dzisiaj? Jak ocenić ostatnie trzydzieści lat? Jak wyglądać będą następne dekady? Na te pytania, niezwykle otwarte, nie da się odnaleźć jednoznacznej odpowiedzi. Co nie znaczy, że należy rezygnować z jej poszukiwania. Z „Małpami…” jako przewodnikiem.
1) Por. Przemysław Czapliński, „Powrót centrali”, Kraków 2007.
2) Por. Maciej Parowski, „Małpy Pana Boga”, Warszawa 2011. Kolejne cytaty z „Małp…” oznaczone skrótem [MPB].
3) Por. Piotr Śliwiński, Przemysław Czapliński, „Literatura polska 1976-1998. Przewodnik po prozie i poezji”, Kraków 1999.
Hej !
tak z ciekawości - jaka jest teraz NF. Wczoraj robiłem porządek z gazetami z pietyzmem ustawiałem egzemplarze począwszy od numeru pierwszego z 82 roku.
Gdzieś koło 2000 zarzuciłem lekturę bo ciężko był mi czytać słabe opowiadania i bełkot dotyczący końca świata ( mało kto pamięta, że 2000 pewne kręgi wśród katolików wieściły koniec ).
A jakie teraz jest pismo - oczywiście najłatwiej zakupić ale czy warto ?
Pozdrawiam