Wyszukaj w | MadBooks.pl |
WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić |
Książki nieoczywiste: Odcinek 2Kolejne pięć książek nieoczywistych – czyli takich, które uważamy za warte uwagi, ale które z jakiegoś powodu nie cieszą się olbrzymią popularnością i dziesiątkami wydań. Dziś proponujemy Wam wybrane przez Beatrycze Nowicką pięć zbiorów opowiadań fantastycznych.
Beatrycze NowickaKsiążki nieoczywiste: Odcinek 2Kolejne pięć książek nieoczywistych – czyli takich, które uważamy za warte uwagi, ale które z jakiegoś powodu nie cieszą się olbrzymią popularnością i dziesiątkami wydań. Dziś proponujemy Wam wybrane przez Beatrycze Nowicką pięć zbiorów opowiadań fantastycznych. W naszym cyklu umieszczamy krótkie (podobne do „Esensja czyta”) notki o wartych przeczytania książkach. Tym razem nie zamierzamy ograniczać się do najnowszych pozycji, więc możecie mieć kłopoty ze znalezieniem tych tytułów w księgarniach. Możecie jednak zawsze poszperać w bibliotece czy antykwariacie. Będą to zwykle mniej znane utwory znanych autorów – stąd tytuł cyklu. Beatrycze Nowicka Antologia, zawierająca opowiadania wybrane przez znanego amerykańskiego redaktora ponad dwadzieścia lat temu była dla mnie swego rodzaju powrotem w przeszłość. I chociaż fantastyka jest chyba najszybciej starzejącą się konwencją, muszę przyznać, że często zbiory sprzed lat wydają mi się ciekawsze. Mniej w tym komercji, tekstów sprawiających wrażenie pisanych „od szablonu” na zamówienie. Większa jest różnorodność, bardziej liczy się pomysł i widać, że w wielu przypadkach autorzy mieli coś do powiedzenia. W antologii z 1989 roku znalazło się miejsce dla bardziej typowego wątku lądowania kosmitów i pierwszego kontaktu, czy ludzkich kolonistów na planecie zamieszkanej przez inteligentne formy życia, ale też dla umagicznionego cyberpunka, historii alternatywnej, opowiadania o przeskokach w czasie, aż po koncepcyjne SF. Zbiór otwierają „Brzoskwinie dla Szalonej Molly” – z jednej strony wizja ludzi żyjących w wielkich wieżowco-miastach i – dosłownie – outsiderów, mieszkających i pracujących na ścianach budynków wydaje się mocno nieprawdopodobna. Za to jaka malownicza – zwłaszcza, gdy dochodzi do pościgów i potyczek na pionowych szklanych taflach. W znajdujących się nieco dalej „Falach na morzu Diraca”, główny bohater potrafi przeskakiwać w czasie, jednak pozwala mu to jedynie na odwleczenie czekającej go śmierci (i posmakowanie hippisowskiego życia). W humorystycznym „Hound Dog” kosmici kolekcjonują… szczególnie kiczowate ludzkie wyroby. Świetne i nagradzane „Kociątko Schrödingera” autorstwa George’a Aleca Effingera oparte jest na koncepcji światów równoległych. Losy głównej bohaterki przedstawiane są w wielu wariantach, możliwych ścieżkach jej życia, a jako że w jednym zostaje ona fizykiem, w tekst wplecione zostają wypowiedzi na temat mechaniki kwantowej. Ciekawe jest także to, że autor uczynił swoją bohaterką muzułmankę (w jednej ze scen czyta ona – nie powiem, poetyckie – sury Koranu), co przydaje tekstowi nieco egzotyki. Interesującym opowiadaniem, mocno zakorzenionym w nauce jest „Plaga hojności” – rzadki przypadek sytuacji, w której autor rozumie, na czym polega ewolucja. Rzecz jest o pewnym nietypowym wirusie, brak tu wyraźnie nakreślonej fabuły, ale sam pomysł zasługuje na uznanie. Pozostałe opowiadania wzbudziły we mnie mniej entuzjazmu, jednak uważam, że całość warta jest uwagi. Beatrycze Nowicka Sądząc z tego, że swego czasu „Kierunek 3001” można było kupić za raptem parę złotych w taniej księgarni, nie odniósł on dużego sukcesu. Być może przyczyniło się do tego dość skromne wydanie, mało efektowna okładka, czy spis treści, w którym z kompletnie niezrozumiałych dla mnie powodów obok tytułów opowiadań znajdują się jedynie nazwiska… tłumaczy. Tymczasem jest to jedna z lepszych antologii tematycznych, jakie czytałam, znacznie ciekawsza od elegancko wydanych „Czarnoksiężników”, czy „Mieczy i mrocznej magii”. Liczący sobie nieco ponad 450 stron zbiór mieści utwory dwudziestu amerykańskich i europejskich autorów. Można tu znaleźć bardzo różnorodne teksty – od osadzonych w typowej kosmicznej scenerii, przez rozmaitego rodzaju wirtualne rzeczywistości, światy postapokaliptyczne, aż po popkulturowe mieszanki i gry w nawiązania. Z pojawiających się motywów najczęściej chyba powracają wątki i pomysły związane z manipulowaniem pamięcią, świadomością i informacją. Nie sposób omówić tutaj wszystkich utworów, pozwolę sobie jednak wspomnieć o tych, które po kilku latach od lektury pozostały w mojej pamięci. Otwierające zbiór „Cztery krótkie opowiadania” Joego Haldemana to całkiem zgrabne satyry, połączone motywem nieśmiertelności. W kolejnym tekście Valerio Evangelisti kreuje niepokojący obraz Ziemi zamieszkanej wyłącznie przez psychopatów. Owszem, jest to przerysowane, ale robi wrażenie, szczególnie, że przedstawione zostało z punktu widzenia szaleńców. Następny utwór – „Moja matka tańczy” Nancy Kress to przewrotne opowiadanie, oparte na ciekawym pomyśle i pokazujące, jak w założeniu szlachetne idee ulegają wynaturzeniu. Zapamiętałam także „Błądzić jest rzeczą ludzką” Ayerdhala, pisane z dwóch punktów widzenia – inteligentnej istoty, mieszkającej na zalanej wodą Ziemi i ludzi, przybywających, by stwierdzić, czy zniszczona planeta nadaje się ponownie do zamieszkania. „Ten nieszczęsny problem z głową babci” z pozoru jest tekstem humorystycznym i lekkim – gdy jednak wczytać się weń głębiej wydaje się być gorzkim podsumowaniem tego, jak obecne społeczeństwo postrzega starych ludzi. W „Kątach” Orson Scott Card miał dobry pomysł na mechanikę światów równoległych, niestety fabuła jest już mało ciekawa. „Zwolnienie” Christophera Priesta także nie urzeka fabułą, czy stylem. Historia tułaczki dezertera, który zamiast brać udział w niezrozumiałej i bezcelowej wojnie wolał zostać malarzem, zwraca jednak uwagę swoim onirycznym klimatem. W „Zimie w Turing” Franco Ricciardiello „ludzie” funkcjonują w postaci cyfrowej, choć niektórzy wybierają się na zewnątrz wkopiowując się w sztucznie stworzone ciała. I chociaż pojęcie tożsamości musiało ulec zmianie, bohaterowie tego świata nie uwolnili się od strachu przed śmiercią. W dość dziwacznej „Ślicznej Dziewczynce” istoty nazywane ludźmi funkcjonują jak owady społeczne. Bohaterem interesujących „Niepotrzebnych nocy” Jeana Claude’a Dunyacha jest ktoś w rodzaju cyberboga, którego największym marzeniem jest… umrzeć. Norman Spinrad w „Bytach” bawi się mocno surrealistyczną zabawą w cytaty odbywającą się w zwichrowanej pamięci statku kolonizacyjnego. Na koniec zaś „Dziewiąty Av” Simmonsa, dzięki któremu sięgnęłam po „Hyperiona” – opowiadanie-zagadka o postludziach, końcu świata, Nowym Jeruzalem i dziwacznych mechanizmach-istotach, gdzie bohaterowie nie odkrywają prawdy na czas a czytelnikowi pozostają jedynie spekulacje na temat prawdziwej natury świata przedstawionego. Podsumowując, „Kierunek 3001” nie jest może książką, którą należy zdobyć za wszelką cenę, jeśli jednak nadarzyłaby się okazja do lektury, szczerze do niej zachęcam. Beatrycze Nowicka Po antologię utworów nominowanych do i nagrodzonych Nebulą w roku 1992 sięgnęłam z ciekawością. Jak teksty, wówczas uznane za jedne z najlepszych, będą się prezentowały po latach? Okazuje się, że nie najgorzej. W antologii znalazłam tylko jedno opowiadanie, które wydało mi się słabe – były to „Okulary Lennona” Paula Di Filippo. Pozostałe utwory plasowały się na poziomie co najmniej średnim, a dwa zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie. W tomiku znalazł się również wiersz oraz teksty publicystyczne na temat ówczesnej fantastyki, które obecnie są raczej ciekawostką dla osób wyjątkowo zainteresowanych tematem. Wracając zaś do prozy – można tu znaleźć zarówno opowiadania humorystyczne, jak i śmiertelnie poważne. Do tych pierwszych zalicza się „Nawet królowa” Connie Willis – tekst lekki i zabawny (choć sądzę, że z uwagi na temat roześmieją się przy nim głównie kobiety). „Danny leci na Marsa” Pameli Sargent jest z kolei satyrą – nie jest to arcydzieło, ale można się pośmiać z amerykańskiej polityki. Do poważnych tekstów zaliczyć można chociażby „Góra przyszła do Mahometa”, gdzie Nancy Kress przeprowadza ekstrapolację niepokojących tendencji związanych z prywatnym sektorem medycznym i ubezpieczeniami zdrowotnymi. W wykreowanym na potrzeby tekstu świecie możliwość diagnostyki genetycznej sprawia, że ludzie obarczeni ryzykiem zapadnięcia na ciężkie choroby nie są obejmowani opieką lekarską. Tematykę medyczną porusza także świetny „Oddział lipcowy” S. N. Dyer. Wedle notki biograficznej autorka jest lekarką – w swoim krótkim opowiadaniu pozwala ona spojrzeć na ten zawód ze swojego punktu widzenia. Obraz jest przenikliwy, ostry i przejmujący zarazem. Przedstawieni przez Dyer lekarze bywają cyniczni, z drugiej strony nie są osobami pozbawionymi uczuć i obojętnymi na cierpienie. Dla odmiany, „Winlandia naszych snów” jest utworem wręcz łagodnym, nieco nostalgicznym w wymowie. Zwraca uwagę przede wszystkim podziałem na podrozdziały tytułowane tak, jak kolejne części artykułów naukowych. Rzecz zresztą dotyczy nauki, motywacji ludzi się nią zajmujących, ich marzeń, młodzieńczych ideałów i późniejszego z nimi rozliczenia. O naukowcach traktuje także „Koniec rzeczy” Gregory’ego Benforda. Chociaż końcówka nieco rozczarowuje (podobny pomysł pojawił się już w „Dziewięciu miliardach imion Boga”), ciekawy jest obraz hinduskich fizyków, widziany oczami początkowo przepełnionego poczuciem wyższości przybysza z Zachodu. Akurat mnie nie dane było poznać fizyków, niemniej wielkim szacunkiem darzę wszystkich tych, którzy uprawiają naukę kosztem ogromnych wyrzeczeń, na własnoręcznie zbudowanym sprzęcie, pomimo braku funduszy i technologii. Zupełnie inne w charakterze jest natomiast „Życie jako układanka z kotami na wysoki połysk” Michaela Bishopa. Jak można dowiedzieć się ze wstępu, autor pragnął zasymulować sposób myślenia schizofrenika. Konstrukcja utworu pozlepianego z przemieszanych chronologicznie scen, z których zapewne część jest wymysłem głównego bohatera, przekonanego o zagrażających mu tajnych eksperymentach jest mocno awangardowa. Wydaje mi się, że potencjał nie został tu do końca wykorzystany, jednak sama próba jest całkiem ciekawa. Ostatnim, a zarazem najdłuższym tekstem jest „Miasto prawdy”. Zaczyna się ono jako zjadliwa satyra – w świecie przedstawionym ludzie są warunkowani tak, by nie mogli kłamać. Słusznym jest zarzut, że autor nie przemyślał, jakie naprawdę mogłyby być społeczne konsekwencje takiego warunkowania, niemniej kolejne sceny, w których bohaterowie w pracy i w rodzinie walą sobie prawdę prosto w oczy jest śmieszny i gorzki zarazem. Później na plan pierwszy wysuwa się wątek nieuleczalnie chorego syna głównego bohatera i buntu przeciwko systemowi. Ktoś mógłby nazwać zakończenie ckliwym i obliczonym na wywołanie u czytelnika silnej reakcji emocjonalnej, osobiście muszę jednak przyznać, że popłakałam się nad tym utworem. Podobnie, jak w przypadku antologii „Kierunek 3001”, nie mogę powiedzieć, że „Nebula ‘92” to zbiór wyłącznie znakomitych tekstów, jednak stanowi ciekawą i urozmaiconą lekturę. Beatrycze Nowicka Po zbiór opowiadań Le Guin osadzonych w fikcyjnym państwie Orsinia sięgałam z dużą dozą nieufności, a to za sprawą również tam się rozgrywającej „Malafreny”, która, moim skromnym zdaniem, jest jedną z najbardziej nieudanych powieści amerykańskiej pisarki. Okazuje się jednak, że w krótkiej formie Le Guin poradziła sobie zdecydowanie lepiej, zarówno jeśli chodzi o styl, jak i konstrukcję fabuły. Opowiadania orsiniańskie są praktycznie pozbawione wątków fantastycznych (tylko w jednym tekście wydarzenia można, ale nie trzeba zinterpretować jako działanie mocy nadprzyrodzonych) – to przede wszystkim utwory obyczajowe, rozgrywające się w różnych wiekach (ze zdecydowaną przewagą XIX i XX). Cechuje je typowy dla Le Guin nieco rozmyty sposób obrazowania i nostalgiczny klimat, literacka technika sfumato. W przeciwieństwie do „Morskiego traktu” więcej jest tutaj nadziei. Czasem Le Guin w kolejnym tekście podaje dalsze informacje dotyczące niektórych bohaterów i np. nagle na obraz dwójki młodych ludzi, spoglądających z nadzieją w przyszłość nakłada się wzmianka o tym, że mężczyzna został ofiarą tłumienia rozruchów przez komunistyczne władze – jednak większość zakończeń nie jest pesymistyczna. Tematem są przede wszystkim ludzkie losy, bardziej nawet poszczególne epizody – obrazy. Naukowiec odrzucający szansę ucieczki za Żelazną Kurtynę, dziewczyna, stopniowo zakochująca się w niewidomym weteranie, ubogi kompozytor, poświęcający swoją pasję dla sztuki, by zapewnić utrzymanie chorej psychicznie żonie i synkowi w przededniu drugiej wojny światowej, młodzi zakochani, snujący plany na przyszłość w cieniu śmierci bliskiego przyjaciela chłopaka i zarazem brata dziewczyny, zastrzelonego przez policję. Le Guin przedstawia wszystkie te osoby tak, jak ona to potrafi – trafnie i oszczędnie. Teksty zebrane w zbiorku są po prostu mądre. Ale też zostały dobrze napisane – już po kilku zdaniach opisu otwierającego pierwsze opowiadanie wiedziałam, że akcja toczy się w ogrodach Wersalu, tak udanie przedstawiona została atmosfera tego miejsca. Pozwolę sobie na dwa cytaty: „Długa chmura po wschodniej stronie nieba powoli rozpłynęła się w różową mgiełkę, a potem nad krawędzią świata przechylił się brzeg słońca, niczym krawędź tygla z płynną stalą, wylewając blask dnia”, „Ma się tylko to, czym się jest”. Osobiście uważam „Opowieści orsiniańskie” za jedną z najlepszych rzeczy, jakie wyszły spod pióra Le Guin. Beatrycze Nowicka Cieniutki zbiorek Rogera Zelaznego swego czasu wpadł w moje ręce przypadkiem i okazał się całkiem przyjemną lekturą. Poza opowiadaniami mieści on także kilka tekstów dotyczących pisania, fantastyki, czy okoliczności powstawania poszczególnych utworów, które to zagadnienia zawsze mnie interesowały. Treść większości opowiadań zaginęła w otchłani niepamięci – ot, gdzieś mi się kołacze, że w „LOKI 7281” był o inteligentnym komputerze pisarza, w innym tekście pojawia się pomysł na podobne do płaszczek zwierzęta, żyjące na (a raczej w) gazowym gigancie, w „Manie z nieba” natomiast przedstawiony został świat, do którego powraca magia (opcja zdecydowanie mniej wyeksploatowana od wersji z zanikającą mocą, wymierającymi czarodziejami, odpływającymi na zachód elfami itp.). Pamiętam, że dość dobre wrażenie zrobiła na mnie „Wieczna zmarzlina”, w której porzucona kochanka łączy się z dziwną roślino-grzybopodobną istotą porastającą obcą planetę. Pomysł może mało „science” za to efektowny i oryginalny. Za najlepszy tekst uważam natomiast stanowiące niemal jedną trzecią tomiku „24 widoki góry Fudżi Hokusaia”. To znakomite opowiadanie, inspirowane tytułowymi drzeworytami (gdzieś na sieci ktoś zainteresowany zebrał wszystkie opisywane w tekście grafiki). Jego główna bohaterka, po wielu latach ukrywania się wyruszyła na swego rodzaju pielgrzymkę śladem miejsc przedstawionych w pracach Hokusaia. Podczas swojej wędrówki, rozmyśla nad drzeworytami i napotykanymi miejscami, kontempluje różnice pomiędzy pejzażami z przeszłości a stanem obecnym, wspomina i przeprowadza rozrachunek z własnym życiem. Każdy kolejny przystanek przybliża ją do konfrontacji z przeszłością i dokonania czegoś, co kobieta uważa za konieczne, lecz co wymaga odpowiedniej dla swojego znaczenia ceny. „24 widoki…” to prawdziwa perła i główny powód, dla którego warto zapoznać się z „Mrozem i ogniem”. 10 lipca 2013 |
Napisałam, że dzięki niemu sięgnęłam w tym sensie, że był to pierwszy tekst Simmonsa, jaki przeczytałam i bardzo mi się on spodobał, na tyle, żebym kupiła sobie powieść, licząc na coś równie dobrego.
Przyznam, że "Illionu/Olimpu" nie czytałam, może kiedyś poszukam (w taniej księgarni widziałam kiedyś tylko tom drugi). Dobrze wiedzieć, że to opowiadanie "ze świata" powieści. Bo tak, to niezbyt wiele rozumiałam i pozostały mi tylko hipotezy.
Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.
więcej »Pisanie pod pseudonimem było u zarania powojennej niemieckojęzycznej SF często koniecznością – jednak i dzisiaj istnieją dobre powody, aby korzystać z takiego zabiegu. Poniżej dwa typowe przykłady.
więcej »„Jego twórczość pozostała bez większego wpływu” – tak radykalnie, a zarazem wielce niesprawiedliwie, brzmiał werdykt niemieckiego „Leksykonu literatury SF” (1988) w stosunku do prozy pierwszego Brytyjczyka, który pisał dla słynnego „Amazing Stories”.
więcej »Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Po trzy: Fantastyczne antologie
— Beatrycze Nowicka
Odcinek 3
— Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka
Odcinek 1
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Agnieszka Szady
Bywało lepiej
— Miłosz Cybowski
Sześć światów Hain: Świat szósty – dwugłos
— Miłosz Cybowski, Beatrycze Nowicka
Krótko o książkach: Koty, słowa, literatura
— Miłosz Cybowski
Sześć światów Hain: Świat piąty
— Miłosz Cybowski
Krótko o książkach: Interpretacja interpretacji
— Miłosz Cybowski
Sześć światów Hain: Świat trzeci
— Miłosz Cybowski
Sześć światów Hain: Świat drugi
— Miłosz Cybowski
Sześć światów Hain: Świat pierwszy
— Miłosz Cybowski
Mała Esensja: Nie tak łatwo być wyjątkowym
— Marcin Mroziuk
Dom duszy
— Beatrycze Nowicka
Tryby historii
— Beatrycze Nowicka
Imperium zwane pamięcią
— Beatrycze Nowicka
Gorzka czekolada
— Beatrycze Nowicka
Krótko o książkach: Kąpiel w letniej wodzie
— Beatrycze Nowicka
Kosiarz wyłącznie na okładce
— Beatrycze Nowicka
Bitwy nieoczywiste
— Beatrycze Nowicka
Morderstwa z tego i nie z tego świata
— Beatrycze Nowicka
Z tarczą
— Beatrycze Nowicka
Rodzinna sielanka
— Beatrycze Nowicka
Wiła wianki i to by było na tyle
— Beatrycze Nowicka
"Kierunek 3001" był jedną z trzech stricte fantastycznych książek wydanych przez Muzę. Ale że za wydaniem nie poszła żadna akcja promocyjna, to książki się nie sprzedały, wylądowały na taniej, a Muza się do F zniechęciła.
Zaś opowiadanie Simmonsa nie jest powiązane z "Hyperionem", lecz jest opowiadaniem/dopowiedzeniem ze świata "Ilionu/Olimpu", chociaż odmienne tłumaczenie może ten fakt nieco zaciemniać.