Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

T.H. White
‹Miecz dla króla›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMiecz dla króla
Tytuł oryginalnyThe Sword in the Stone
Data wydania10 kwietnia 2008
Autor
PrzekładJolanta Kozak
Wydawca Solaris
CyklBył sobie raz na zawsze król
ISBN978-83-7590-001-9
Format364s. 125×195mm
Cena39,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Kanon ze smoczej jaskini: Zdecydowanie nie zachwyca

Esensja.pl
Esensja.pl
O „Był sobie raz na zawsze król” T.H. White’a Andrzej Sapkowski napisał, że to „porywający, epicki retelling legendy arturiańskiej (…) klasyka absolutna”, podczas gdy „Grendel” Johna Gardnera to z kolei „znakomity retelling legendy o Beowulfie”. Mam wrażenie, że czytaliśmy różne książki.

Beatrycze Nowicka

Kanon ze smoczej jaskini: Zdecydowanie nie zachwyca

O „Był sobie raz na zawsze król” T.H. White’a Andrzej Sapkowski napisał, że to „porywający, epicki retelling legendy arturiańskiej (…) klasyka absolutna”, podczas gdy „Grendel” Johna Gardnera to z kolei „znakomity retelling legendy o Beowulfie”. Mam wrażenie, że czytaliśmy różne książki.

T.H. White
‹Miecz dla króla›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMiecz dla króla
Tytuł oryginalnyThe Sword in the Stone
Data wydania10 kwietnia 2008
Autor
PrzekładJolanta Kozak
Wydawca Solaris
CyklBył sobie raz na zawsze król
ISBN978-83-7590-001-9
Format364s. 125×195mm
Cena39,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Młody król Artur i zwierzątka
Epicki to tu jest co najwyżej przeskok w konwencjach, bo zamiast rycerskiego eposu otrzymujemy… humorystyczną książkę dla młodszego czytelnika, gdzie główny bohater, dorastający chłopiec przeżywa przygody w większości polegające na tym, że zostaje zamieniany w różne zwierzęta.
Z dużym prawdopodobieństwem (zważywszy na datę premiery, to jest 1938) White był autorem, który wymyślił ten rodzaj fantastyki humorystycznej – toczącej się w mocno umownym świecie, gdzie pojawiają się postaci, przedmioty, czy obiekty z różnych epok i opartej na wyśmiewaniu motywów wtedy jeszcze nie typowych dla fantasy, tylko legend arturiańskich. W „Mieczu dla króla” pojawia się zatem Merlin jako zdziwaczały, roztrzepany staruszek w długiej szacie i szpiczastym kapeluszu, urzędujący w zagraconej pracowni oraz kilku rycerzy ze szczególnym uwzględnieniem ciapowatego Króla Pellinore’a (który mnie raczej irytował niż śmieszył).
Styl autora jest lekki, dzięki czemu powieść czyta się gładko: „Teraz pluł sobie w brodę, że łacinę zna po łebkach a i to jedynie w czasie teraźniejszym. Zatrzymał się bowiem na wysokości jednej trzeciej lewej strony w połowie podręcznika. Była to, jak mniemał, strona dziewięćdziesiąta siódma”, „Natychmiast rozległy się głośne surmy muszli, konch, i tak dalej, po czym, na dobrze nadętej chmurze tuż ponad blankami ukazał się krzepki dżentelmen o jowialnym obliczu. Na brzuchu miał wytatuowaną kotwicę, a na piersi niebrzydką syrenkę z podpisem «Mabel»”. Tyle że w zalewie powstałych później książek, wykorzystujących podobną metodę, powieść White’a w żaden sposób się nie wyróżnia. Owszem, uśmiechałam się pod nosem podczas lektury, ze dwa razy nawet zaśmiałam, co nie zmienia faktu, że podobne motywy zostały już do cna zgrane, przez co powieść nierzadko najzwyczajniej w świecie nużyła.
Do tego „Miecz dla króla” stanowi bardziej zlepek luźnych scen, przygód młodych bohaterów w sielankowej krainie, gdzie, jak sam autor napisał, latem było pięknie i ciepło (deszcz padał niemal wyłącznie nocami), zaś zimą okolicę otulał puszysty śnieg. Jak już wspomniałam, Merlin zmienia Artura w zwierzęta – okonia, drzemlika, gęś, borsuka, mrówkę. Po części stanowi to pretekst do snucia rozważań na temat władzy i organizacji społeczeństwa, tyle że autor nie stawia tu żadnych odkrywczych tez – naprawdę dobre wrażenie zrobiła na mnie jedynie wizyta u komunistycznych mrówek. Ponadto sądzę, że White chciał także wzbudzić w odbiorcy zainteresowanie przyrodą – tyle że ciekawe obserwacje (choćby na temat tego jak ptaki lądują) sąsiadują tutaj z ludowymi przesądami i typowo baśniowymi motywami w sposób, który może sprawić, że w pamięci potencjalnego młodego czytelnika zakorzenią się błędne informacje. Poza rozmowami i wspólnym śpiewaniem piosenek ze zwierzątkami Artur uczestniczy także w polowaniu oraz spotyka Robin Wooda (irytującego się, gdy ktoś nazywa go Hoodem) i wyrusza z nim na misję, polegającą na wydostaniu jeńców ze stworzonej z jedzenia chatki czarownicy. Na koniec zaś chłopiec przypadkiem wyciąga miecz z kamienia i zostaje królem.
Pytanie, które ciągle kołacze mi się w głowie brzmi – ale czemu właściwie przyszły król Artur a nie jakiś inny dzieciak? Po co została napisana ta powieść (zwykle tego rodzaju pytanie uważam za głupie, jednak w tym konkretnym przypadku tak to odbieram)? Do kogo tak naprawdę był skierowany „Miecz dla króla” – bo są tam przecież fragmenty, jakie rozbawić mogą jedynie dorosłego, zaś dziecku wydadzą się raczej niezrozumiałe i nużące1)?

T.H. White
‹Wiedźma z lasu›

EKSTRAKT:30%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWiedźma z lasu
Tytuł oryginalnyThe Witch in the Wood
Data wydania29 maja 2008
Autor
PrzekładJolanta Kozak
Wydawca Solaris
CyklBył sobie raz na zawsze król
ISBN978-83-7590-002-6
Format190s.
Cena29,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Dobry Celt to martwy Celt
Po lekturze „Miecza dla króla” wydawało mi się, że wiem, czego się spodziewać po „Wiedźmie z lasu”.
Mój błąd uświadomił mi już rozdział pierwszy a konkretnie scena gotowania żywcem kota przez przyszłą matkę Mordreda. Historia patologicznej rodziny przewija się przez część drugą a swój punkt kulminacyjny osiąga, gdy czwórka dzieci Morgause wybiera się zapolować na jednorożca. Opis mordowania mitycznego zwierza, urzynania mu łba i nieudanych prób patroszenia lekko mnie zemdlił, a już absolutnie nie podsuwałabym go żadnemu dzieciakowi. Same w sobie – obiektywnie pisząc – te sceny mają moc oddziaływania (choć nie są to rzeczy, o jakich lubię czytać). Tyle że przeplecione zostają wątkami z nimi nie związanymi.
Między innymi sporo miejsca zostało poświęcone wyprawie Króla Pellinore’a i sir Grummore’a, obfitującej w sceny kojarzące się z filmami spod szyldu Monty Pythona. Od razu uprzedzam, że ten rodzaj humoru do mnie generalnie nie trafia.
A gdzie w tym wszystkim król Artur? Cóż, jeśli już się pojawia (rzadziej, niż można by przypuszczać), to przeważnie prowadzi z Merlinem długie rozmowy na temat wojny, polityki i moralności. Nagle okazuje się, że kraj młodego władcy jest skorumpowany, pogrążony w chaosie i otoczony przez wrogów. Nie brakuje odniesień do współczesności autora („ żył taki człowiek – pewien Austriak, który wymyślił dla ludzi nową drogę życia i (…) wtrącił cywilizację w otchłań rozpaczy i chaosu”).
Tym jednak, co uderzyło mnie najbardziej, był obraz ludności celtyckiej. Już pod koniec tomu pierwszego zwróciłam uwagę na niepozorną wydawać by się mogło wzmiankę o tym, że „społeczeństwo Anglii” uznało Artura „z wyjątkiem kilku Galów, których później uciszono.” W tomie drugim wyraźnie zostaje pokazany podział – Artur jest królem Anglików, natomiast Celtowie pragną się na nim mścić i zwracają przeciwko niemu. Tu warto zauważyć, że Robin banita był Sasem buntującym się przeciwko Normanom i to jakoś autora nie raziło, ba, w części pierwszej uczynił z niego wesołego kompana głównych bohaterów.
Merlin tłumaczy Arturowi, że „kłopot Anglii to szansa dla Irlandii. Buntownicy mają teraz okazję wyrównać rodowe porachunki, upuścić dla rozrywki nieco krwi i wzbogacić się na łupach. Ich samych to warcholstwo nie kosztuje nic (…). A popatrz na swój kraj; na popalone stodoły, na sterczące z sadzawek nogi trupów.” Czarodziej zresztą sporo prawi o „odwiecznej nienawiści między Celtami a Germanami”. Kiedy Artur zastanawia się: „jeżeli mój ród zagarnął ziemie należące do Celtów, to uważam, że (…) mają wszelkie powody, aby ze mną walczyć”, w odpowiedzi słyszy: „Gdybyśmy zaczęli tym sposobem żyć wstecz, przekonalibyśmy się, że łańcuch krzywd nie ma końca. Pradawni też przecież byli agresorami wobec mieszkającego tu wcześniej plemienia (…) A rzecz w tym, że podbój saski powiódł się, tak samo jak podbój Sasów przez Normanów (…) po upływie wielu lat trzeba umieć zaakceptować status quo. Chciałbym ponadto zauważyć, że podbój normański był procesem jednoczenia, podczas gdy obecny bunt Konfederacji Celtyckiej jest procesem podziału. Konfederaci pragną rozbić organizm, który możemy dziś nazwać Zjednoczonym Królestwem.” Innym razem Artur rozważa: „gdyby na przykład jedna strona głodziła drugą, czyli stosowała do jej zniszczenia środki pokojowe, ekonomiczne, a nie militarne, wówczas ta druga strona miałaby chyba powód, aby stanąć do walki o swoje prawa” na co odpowiedź brzmi, że nic nie usprawiedliwia wojny, niezależnie od tego, jakich niegodziwości dopuściłby się jeden naród wobec drugiego.
By nie poprzestawać tylko na rozmowach o polityce, Celtowie w „Wiedźmie z lasu” są przedstawiani jako lud ciemny, zdegenerowany, ułomny i fanatyczny. Oto przykład: „Celtowie z rozdziawionymi gębami otaczali Germanów. (…) Starsze kobiety jęły odmawiać różaniec (….) mężczyźni zaś (…) wymieniali po celtycku uwagi w rodzaju «Jak se myślcie, wyłazi to-to czasem z tej blaszanej puszki?» (…) Dzięki takim pytaniom w umysły wszystkich obecnych (…) zakradła się wroga nieufność – naczelny rys celtyckiej mentalności (…) Krąg gapiów zacieśniał się, gęby rozwierały się coraz szerzej, zgarbione postacie przybrały kształty worków i strachów na wróble, małe oczka popatrywały koso ze straszną podejrzliwością, a wszystkie twarze oblekły się w wyraz bydlęcej głupoty i wyraźniejszej niż zwykle pustki myślowej.”
Czy też zdania w rodzaju „nawet jej chytry celtycki umysł pojął…” – mogłabym jeszcze długo cytować. Autor mógł tak napisać. Ja natomiast mogę napisać, że z każdą kolejną stroną mój niesmak się pogłębiał. Nie wiem, jak dalej potoczy się akcja, ale jakoś nie sądzę, by wyżej zaprezentowane poglądy nagle uległy zmianie (jeśli tak nie jest, oświećcie mnie). I dodam wprost, że mnie one mierżą. Nie wspominając o tym, że tom drugi jest nieskładną sieczką, służącą raczej przedstawianiu wyżej przedstawionego światopoglądu, niż prowadzeniu wątku Artura.
Na koniec muszę jeszcze zaznaczyć, iż źródła internetowe podają, że White dość znacznie poprzerabiał oba tomy („Wiedźma z lasu” została przemianowana na „Królową powietrza i ciemności” a część pierwsza miała stać się bardziej mroczna). Nie wiem, jakie wersje zostały wydrukowane w innych wydaniach cyklu.

John Gardner
‹Grendel›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGrendel
Tytuł oryginalnyGrendel
Data wydania27 listopada 2007
Autor
Wydawca Replika
ISBN978-83-60383-39-1
Format160s.
Cena21,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Grendel jako sfrustrowany humanista i psychopata w jednym
W mojej osobistej klasyfikacji w ogóle nie zaliczyłabym „Grendela” do fantasy. Utwór Gardnera wpisuje się w długą tradycję dyskursu z klasyką.
Autor nawet nie usiłuje kreślić sensownego świata przedstawionego – miejsce Grendela jest gdzieś w krainie słów, idei, literackich gier. Oto jak rozmawiają bohaterowie, odpowiednio stary chłop oraz kapłan: „Państwo to zorganizowana forma gwałtu, monopolista w dowolnie przez siebie rozumianym «usprawiedliwionym użyciu przemocy». Rewolucja zaś, mój drogi książę, nie zastąpi niemoralnego moralnym, nie zastąpi też przemocy usprawiedliwionej przemocą słuszną”, „Król Bogów jest rzeczywistym bytem, którego moc nadaje całej wielości wiecznotrwałych obiektów stopniowalny związek z kolejnymi fazami ich własnego urzeczywistniania (…) Cel, jaki Główny Bóg upatruje w twórczym wzroście, to ewokacja nowej intensywności (…) Objawiona mi ultymatywna mądrość leży w umiejętności dostrzeżenia powolnego procesu unifikacji.”
Takim zresztą stylem napisana została całość. Istnieje pewna granica, do której uważam język za kwiecisty i interesujący, a od której postrzegam tekst jako pustosłowie. „Grendel” znajduje się daleko poza tą granicą: „leżę pośród nocy, nagi pod chłodną maszynerią gwiazd. Nade mną śmiga prędka jak sokół przestrzeń, narastając niczym śmiertelna choroba czy nieodwracalna krzywda. Chłód nocy niesie upragnioną realność”, „mówić, mówić, rzucać zaklęcia, rozpinać skórę słów, która zamyka się wokół jak trumna. Mowa, której od dawna nikt nie rozumie, prędka fala zwyrodniałych, niewyraźnych dźwięków. Pcham ją przed sobą, gdziekolwiek idę”, „Pojąłem, że świat jest niczym, że jest mechanicznym chaosem rządzonym przez bezmyślną, bydlęcą agresję, na którą nakładamy nasze lęki i nadzieje”. Specjalnie zamieściłam tyle cytatów – jeśli ktoś przeczytawszy je poczuł się zaintrygowany, „Grendel” to książka dla niego. Ja takiej formy nie przyswajam.
Pamiętając, jak Sapkowski przedstawiał potwory w wiedźmińskim cyklu uznałam, że utwór Gardnera będzie opowieścią o biednej istocie prześladowanej przez krwiożerczych ludzi. Tak jednak nie jest – owszem ludzie zostali przedstawieni jako żałosne, prymitywne stworzenia, ale Grendel pozostaje potworem. Głównie dlatego, że ci pierwsi pomimo całej swojej ułomności marzą i dążą do czegoś lepszego, potwór zaś snuje swoje filozoficzne refleksje, co nie przeszkadza mu zjadać poddanych Hrothgara żywcem i nienawidzić całego świata. W sieci trafiłam na interesującą interpretację, wedle której tragizm tej postaci polega na konflikcie pomiędzy krwiożerczą naturą a intelektem. To ciekawy trop, niemniej ja tego tak nie odczułam, a zatem i nie żywiłam dla bohatera szczególnego współczucia. Morałem tej historii zdaje się słynne zdanie, że absurdem jest, żeśmy się urodzili i absurdem, że umrzemy. Niemniej w przypadku Grendela, kiedy wreszcie nastąpiła jego śmierć, uznałam ten konkretny absurd za wyjątkowo satysfakcjonujący.
koniec
4 sierpnia 2014
1) Zgodzę się, że wiele znakomitych książek dla dzieci zostało tak napisane, by i dzieci i dorośli mogli w nich znaleźć coś dla siebie. W „Mieczu dla króla” te dwa aspekty w moim odczuciu nie stapiają się w elegancką całość

Komentarze

04 VIII 2014   15:54:37

To ja owszem, poczułam się zaintrygowana cytatami z "Grendela", jakoś odnajduję się w świecie gdzie "śmiga...przestrzeń narastając niczym śmiertelna choroba", w świecie "mechanicznego chaosu". Nie widzę tu (w tym co Recenzentka przytoczyła, choć to i tak za mało na uczciwą ocenę stylu) ani kwiecistości ani pustosłowia, raczej jakiś mariaż z angielską poezją romantyczną.

05 VIII 2014   11:26:36

"Grendel" jest dobry, może nawet bardzo dobry, tyle że czytany jako fantasy daje coś zupełnie innego niż można by się spodziewać. Książka wpisuje się właściwie w nurt egzystencjalistyczny w literaturze, kojarzę zresztą, że Gardner zamierzył tę powieść do pewnego stopnia jako polemikę z Sartre'owską wersją egzystencjalizmu. Z jednej strony absurd istnienia (reprezentowany, o ile pamiętam, zwłaszcza przez Smoka), z drugiej strony idealizacyjny wysiłek człowieka: mity, pieśni, bohaterstwo itd. (tu zwł. Beowulf). Jeśli uznać to za fantasy, to na pewno nie w tradycyjnych kategoriach. W każdym razie zmierzyć się na pewno warto, choć zdecydowanie nie jest to rzecz dla każdego.
Swoją drogą zastanawiam się, czy w tym wydaniu powieść faktycznie tak bezpośrednio wskazuje w puencie na trop absurdalny? W wydaniu Zyska było coś w stylu: "Biedny Grednel miał wypadek. Was też może to spotkać."

05 VIII 2014   12:41:19

Absolutnie nie należy po "Grendela" sięgać z nastawieniem na fantasy.

Za to filozofii jest tam sporo, owszem i racja, jest smok egzystencjalista (na marginesie wtrącę - nie rozumiem, dlaczego egzystencjalizm był filozofią tak pesymistyczną, najwidoczniej większość ludzi po prostu lepiej się czuje umieszczając swoje życie w rękach sił wyższych).

W tym wydaniu też był taki koniec, napisałam o absurdzie, bo tak to odebrałam - najpierw ta miotanina życiowa Grendela ale chyba najbardziej sam "pojedynek końcowy" był wielce absurdalny (a w szczególności Beowulf wygłaszający jakieś dziwaczne monologi, miast wziąć miecz i urzezać - ja jestem prosta fanka fantasy i tego oczekuję po bohaterach i potworach, ew. bohater mógłby się wzruszyć i potworowi życie darować, ale Grendel na to nie zasłużył, bo jednak wieśniaków zjadał, zamiast siedzieć cicho w głuszy). Tak, jak zaznaczyłam, to nie książka dla mnie.

Natomiast wielbicielom rozważań filozoficznych i nawiązń pewnie się spodoba. Dla mnie to jakieś przeintelektualizowane, napawanie się słowami dla słów. Ja jednak czytam książki dla fabuły, emocji, bohaterów i barwnych światów. Czasem styl mi się spodoba, ale nie jako wartość sama w sobie, on ma uwypuklać treść.

06 VIII 2014   15:00:27

Łatwo mi zrozumieć, że "Grendel" się nie podobał. Pamiętam, że za pierwszym razem też lektura szła mi opornie i w sumie niewiele chyba wtedy zrozumiałem. Tekst jednak zyskuje, gdy człowiek sięga po niego, wiedząc, czego się spodziewać - czyta się to wtedy po prostu inaczej. Jest w tej książce kilka scen, które zostały mi w pamięci i które zmuszają do myślenia.
Finałowe monologowanie Beowulfa pamiętam mgliście, zdaje mi się, że wiele mówił o ścianach... Myślę, że te ściany reprezentowały ludzką potrzebę samookreślenia poprzez walkę czy zmaganie z oporem. W tym zmaganiu rodzi się idealizm, poprzez to zmaganie Beowulf staje się herosem z pieśni, a nie sadystycznym mordercą, jakie, zdaje się, trochę w tej powieści przypomina.

Grendel nie zasłużył? ;) Mam wrażenie, że ludzie nie bardzo są u Gardnera lepsi od Grendela, mają swoje pieśni i bogów, ale w sumie jak nie zjada ich Grendel, to i tak sami się mordują. Potwór nie ma złudzeń, ludzie ze złudzeń zbudowali swój świat :).

A'propos egzystencjalizmu: Sartre napisał chyba, że egzystencjalizm jest najbardziej optymistyczną z filozofii, bo tylko on ukazuje człowieka jako absolutnie wolnego :).

08 VIII 2014   16:17:48

„Natomiast wielbicielom rozważań filozoficznych i nawiązń pewnie się spodoba. Dla mnie to jakieś przeintelektualizowane, napawanie się słowami dla słów. Ja jednak czytam książki dla fabuły, emocji, bohaterów i barwnych światów. Czasem styl mi się spodoba, ale nie jako wartość sama w sobie, on ma uwypuklać treść.”

Powyższe doskonale obrazuje w jaki sposób język, w rękach uprzywiliowanych, staje się narzędziem opresji wobec usytuowanych niżej w hierarchii społecznej.

Tylko zastąpienie neoliberalnego paradygmatu nauk ścisłych (którego aksjomatyczne korzenie opierają się na dążeniu do prawdy i jako takie stoją w sprzeczności z feministyczną tożsamością seksualną) postmodernistycznym debilizmem umysłowym, odrzucającym paternalizm na rzecz konsensusu opartego na dekonstruktywicznym dyskursie umożliwiającym wspólne negocjowanie znaczeń przez uczestniczących w nim aktorów społecznych, jest w stanie zapewnić pełną emancypację społeczną, odzwierciedlającą socjalistyczną narrację, przedkładającą współdeterminację procesu badawczego nad aksjologiczną neutralność.

04 X 2014   04:08:53

Hmm, ale autorka pamieta, ze piewsza czec cyklu artura zostala zekranizowana przez Disneya? I chyba to najlepszy pomnik dla autora ksiazki, ktora dzis sie zestarzala czytelnikowi. Zapewne sluzyla przemyceniu pogladow o swiecie. Tak samo sie zestarzal Tolkien, ale jednak masy fanow bedzie mu bic poklony i uwazac, ze absolutnie nie. Jest wspaniala podwalina pod literature fantasy, ale nie mozna nie widziec, dzis by sie nie obronilo bez tej calej otoczki jakaa obroslo.

13 X 2014   14:49:50

Dziękuję za szczere opinie o powyższych książkach. Wiedziony rekomendacjami Sapkowskiego, ja również naciąłem się strasznie na twórczość White'a - spodziewałem się zupełnie czego innego, oj tak. Mierzyć się z "Grendelem" nie miałem okazji, ale też mi jakoś ku temu nie śpieszno. Wniosek z tego taki, że do polecanek książkowych pana Andrzeja należy podchodzić ze sporą dozą ostrożności (szczególną rozwagę zalecam odnoście książek publikowanych niegdyś w serii Sapkowski Poleca -- znalazło się tam parę strasznych knotów).

13 X 2014   16:36:51

A jakie okazały się strasznymi knotami?
Pytam, bo sama od czasu do czasu sięgam po książki z tej serii?

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Do księgarni marsz: Kwiecień 2008
— Esensja

Jaki fajny potwór!
— Daniel Markiewicz

Autobiografia potwora
— Michał Foerster

I niech popłynie krew
— Wojciech Gołąbowski

Z tego cyklu

Wspomnienia
— Beatrycze Nowicka

Moja własna lista. Część II
— Beatrycze Nowicka

Moja własna lista. Część I
— Beatrycze Nowicka

Przeciwko nicości
— Beatrycze Nowicka

Nic specjalnego
— Beatrycze Nowicka

Magiczne USA
— Beatrycze Nowicka

Dobry i zły lord
— Beatrycze Nowicka

Rycerze i detektyw
— Beatrycze Nowicka

Dla nieco młodszych czytelników
— Beatrycze Nowicka

Dwa oblicza Anubisa
— Beatrycze Nowicka

Tegoż twórcy

Autobiografia potwora
— Michał Foerster

I niech popłynie krew
— Wojciech Gołąbowski

Tegoż autora

Tryby historii
— Beatrycze Nowicka

Imperium zwane pamięcią
— Beatrycze Nowicka

Gorzka czekolada
— Beatrycze Nowicka

Krótko o książkach: Kąpiel w letniej wodzie
— Beatrycze Nowicka

Kosiarz wyłącznie na okładce
— Beatrycze Nowicka

Bitwy nieoczywiste
— Beatrycze Nowicka

Morderstwa z tego i nie z tego świata
— Beatrycze Nowicka

Z tarczą
— Beatrycze Nowicka

Rodzinna sielanka
— Beatrycze Nowicka

Wiła wianki i to by było na tyle
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.