Kanon ze smoczej jaskini: Moja własna lista. Część INadeszła pora na finał. Postanowiłam zakończyć mocniejszym akcentem i zaprezentować własną listę wartych uwagi utworów fantasy. Dziś część pierwsza.
Beatrycze NowickaKanon ze smoczej jaskini: Moja własna lista. Część INadeszła pora na finał. Postanowiłam zakończyć mocniejszym akcentem i zaprezentować własną listę wartych uwagi utworów fantasy. Dziś część pierwsza. Kilka miesięcy temu lektura kilkudziesięciu pozycji wyszczególnionych w Kanonie Sapkowskiego oraz pisanie na ich temat cyklu artykułów wydawało mi się przedsięwzięciem, które pochłonie sporo czasu i sił. Ten pierwszy zleciał jednak szybko i nadeszła pora na zakończenie. Nie zarzekam się, że będzie to koniec definitywny, gdyż znalazłoby się jeszcze kilka książek, które mogłabym pożyczyć – jeśli to zrobię, zapewne coś na ich temat napiszę. Na razie jednak chciałam zaakcentować finał i z tego względu zdecydowałam się przedstawić swoją listę. Nie nazywam jej kanonem, gdyż nie poczuwam się do bycia wielkim autorytetem w dziedzinie. Wydaje mi się jednak, że przeczytałam już na tyle dużo, że mogę pokusić się o wybór utworów, jakie uważam za warte poznania. Przyczyny, dla których za takie je uznałam są różne. Są to nade wszystko książki, które najzwyczajniej w świecie mi się spodobały i zapadły w pamięć. Są też takie, które uważam za ważne dla fantasy, a które przy tym prezentują pewien poziom. Wreszcie są pozycje interesujące i oryginalne na tle innych. Część posiada wszystkie wymienione wyżej zalety. Podobnie jak Sapkowski ograniczam się tylko do fantasy anglosaskiej, gdyż słowiańskiej do tej pory przeczytałam za mało (nie mówiąc już o innych kręgach kulturowych). Zależało mi też na tym, żeby lista była różnorodna – by była swego rodzaju wachlarzem propozycji, pokazującym do czego zdolni są pisarze tworzący w konwencji fantasy. Dlatego też dla każdego z autorów wybrałam jedną powieść, bądź cykl. W żadnym wypadku nie uważam też listy za zamkniętą. Zapraszam do lektury! Źródła Czyli te książki bądź cykle, które wpłynęły na kształt fantasy. Z oczywistych względów większość pozycji została napisana wcześnie. Choć są wśród nich też takie, które zapoczątkowały trendy modne w ostatnich latach. Pierwsze opowiadanie ukazało się drukiem w 1939, ostatni zbiorek w 1988 W porównaniu z pozostałymi pozycjami wymienionymi w „Źródłach” utwory Leibera wypadają gorzej. Trzeba też powiedzieć, że obecnie nieco trącą myszką. Na pewno jednak w kategorii lekkie, przygodowe opowiadania rozrywkowe zostały lepiej napisane niż teksty Howarda o Conanie. Tych ostatnich na mojej liście nie ma, choć zdaję sobie sprawę z ich znaczenia dla fantasy, możliwe też, że w czytelnikach płci męskiej oprócz rozbawienia budzą również swego rodzaju nostalgię. Podobnie, jak niedawno miało to miejsce w przypadku „Zmierzchu” Meyer, sukces Howarda opierał się na tym, że jego opowiadania odwoływały się do pewnej uniwersalnej puli fantazji, wyobrażeń, oczekiwań. Wracając jednak do Leibera – tym, co zwraca uwagę w jego utworach jest entuzjazm, z jakim opisuje on przygody swoich bohaterów, a także pomysły, niektóre z nich nadal dosyć oryginalne i świeże. W czasach, gdy powstały pierwsze teksty o Fafrydzie i jego przyjacielu, fantasy stanowiła jeszcze dziewiczy ląd, który amerykański pisarz odkrywał z zapałem i zaangażowaniem. Wkładem Leibera okazała się przede wszystkim sama konwencja łotrzykowska oraz para głównych bohaterów, przyjaciół, z których jeden jest rosłym wojownikiem, drugi zaś niedostatki postury nadrabia sprytem. Kolejne inkarnacje Fafryda i Szarego Kocura w ostatnich latach zaczęły pojawiać się często wraz z modą na łotrzykowskie fantasy. Teksty w Esensji:
Pierwsze wydanie: 1954-1955 Obecność opus magnum Tolkiena na tej liście zapewne nikogo nie zdziwi. Tolkien jest ojcem fantasy a o wpływie „Władcy…” na tę konwencję napisano już niejedną pracę naukową. Zresztą, wyobraźnia angielskiego pisarza kształtowała nie tylko literaturę, ale też wpłynęła na całą kulturę – od rozmaitych innych obszarów artystycznej działalności po fakt, że elfy i krasnoludy już na dobre zadomowiły się w powszechnej świadomości. Wracając zaś do rozważań okołoliterackich; schemat fabularny, na którym zbudowana została trylogia tak dogłębnie zapadł w powszechne rozumienie tego, czym jest fantasy, że pamiętam, jak swego czasu przeczytawszy „Tehanu” byłam niepomiernie zdumiona, iż nie jest to książka o ratowaniu świata przed jakimiś złymi siłami. Pamiętam też własne zdziwienie, gdy na konwentowej prelekcji uświadomiono mi, że to Tolkien właśnie wynalazł ten motyw, łącząc nordyckie mity o Ragnaroku z chrześcijańskim, dualistycznym podejściem. Przedtem uważałam to za coś oczywistego. Myślę, że nie ja jedna i to świadczy o tym, że angielskiemu pisarzowi naprawdę udało się stworzyć własną mitologię. Pierwsza trylogia: 1968-1972, „Tehanu” 1990, „Opowieści z Ziemiomorza” i „Inny wiatr” – 2001 Napisany znacznie oszczędniej niż trylogia Tolkiena, cykl Le Guin nie doczekał się fali mniej lub bardziej zdolnych naśladowców. Mimo to pozostaje w świadomości autorów i fanów fantastyki. Obecność ta jest mniej ostentacyjna, nie aż tak oczywista. Wizja Tolkiena to przede wszystkim rozmach, drobiazgowość przedstawionego świata, epickie bitwy i bohaterowie. Wizja Le Guin jest spokojniejsza, kreślona delikatniej, oddana w mniejszej skali. Jednak także pobudza wyobraźnię i ma tę szczególną właściwość zapadania w świadomość czytelnika. Amerykańska autorka zawarła w swoich powieściach uniwersalne, humanistyczne przesłania, które udało jej się oblec w sugestywne pomysły i sceny – spośród nich za najważniejszą uważam konfrontację Geda z Cieniem. Kolejne tomy „Ziemiomorza” można czytać zarówno po to, by z radością zagłębiać się w wykreowany na ich potrzeby świat i śledzić losy lubianych bohaterów, jak też traktować jako przypowieści. W moim odczuciu cykl Le Guin zestarzał się mniej niż „Władca pierścieni”, choć nigdy nie ukrywałam, że książki amerykańskiej pisarki zajmują szczególne miejsce w moim życiu. Były jednymi z pierwszych powieści fantastycznych, jakie poznałam i wywarły na mnie duży wpływ. By zaś zakończyć bardziej obiektywnie, odwołam się do tego, co na temat wkładu „Ziemiomorza” swego czasu napisał Jacek Dukaj – że cykl ten wniósł do fantasy wschodnią ideę równowagi oraz koncepcję magii imion. Z radością pozwolę sobie tutaj na uchylenie rąbka tajemnicy i zdradzenie, że przygotowujemy redakcyjną dyskusję na temat cyklu. Teksty w Esensji
Powieści: 1970-1991, ukazało się także kilka opowiadań, ostatnie napisane przez Zelazny’ego samodzielnie w 1996 Zastanawiałam się nad umieszczeniem cyklu Zelazny’ego akurat w tym podrozdziale, gdyż pozostaje on rzeczą oryginalną i osobną. Pomysłem, który się upowszechnił, było nakreślone z rozmachem multiversum, stanowiące arenę zmagań pomiędzy siłami Ładu i Chaosu. W później powstałych książkach spotykałam się z koncepcją pierwszego świata i zależnych od niego światów pochodnych. Na bardziej dokładne kalki inni pisarze się nie poważyli. Być może czuli, że nie wystarczyłoby im polotu, tym zaś, którzy go mieli w stopniu wystarczającym, talent pozwolił na stworzenie czegoś własnego. Wizja Zelazny’ego jest oszałamiająco barwna, jego postaci intrygują, fabuła jest skomplikowana a przy tym logiczna. Pisarz lekko przeskakuje pomiędzy niesamowitymi fantastyczno-magicznymi światami a „naszą” rzeczywistością. Uwagę zwraca też niejednoznaczność moralna postaci. Napisałam o konflikcie pomiędzy Ładem a Chaosem, jednak inaczej niż u wielu autorów, wykorzystujących ten motyw, nie można powiedzieć, że jedna z tych sił jest dobra a druga zła. Na tle masowej produkcji fantastycznej Amber błyszczy z daleka. To klasa sama w sobie, książki, które pokazują możliwości fantasy jako konwencji. Teksty w Esensji:
Powieści: 1984-2000, opowiadania ze świata Czarnej Kompanii pojawiają się nadal – ostatnie dotychczasowe w 2013 roku Podczas gdy wielu innych pisarzy z radością (i odnosząc sukcesy) powielało tolkienowski schemat, Glen Cook go przenicował, czyniąc z Czarnej Kompanii bandę najemników spod ciemnej gwiazdy, którzy wstępują na służbę Zła, zdradzają i mordują niewinnych. Mają jednak swój kodeks honorowy, poza tym zostali tak opisani, że chcąc nie chcąc czytelnik zaczyna żywić pozytywne uczucia przynajmniej do części z nich. Cook nakreślił świat, który jest szaro-czarny, odmalował wojnę jako czas, kiedy na wierzch wypływają najgorsze ludzkie instynkty. W latach, w których powstała „Czarna kompania” taka wizja wyróżniała się na tle innych książek fantasy. Była też odważna i świeża. Zresztą, sama gra z konwencją nie wystarczy – ważne, że Cook uczynił to inteligentnie, że udało mu się nakreślić wiarygodne postaci bohaterów a zarazem przemycić całkiem sporo ogólnych i niewesołych refleksji na temat natury ludzkiej, historii czy religii. Zdecydowanie Czarna Kompania nie krzepi serc – w zamian jednak wciąga, fascynuje, odsłania mechanizmy i motywacje. W XXI wieku nurt fantasy, biorący swój początek właśnie od Cooka jest jednym z najpopularniejszych. Teksty w Esensji:
|
Niemieckojęzyczna fantastyka powstaje nie tylko w Niemczech – tym razem przedstawię znakomicie przyjęte dzieło autorki austriackiej. Drugim wydawnictwem będzie powieść kryminalna o Berlinie szalonych lat dwudziestych.
więcej »Oto jakimi recenzjami przywitaliśmy jesień.
więcej »Coroczna wielka fala publikacji dla czasopism gatunkowych już dawno się przetoczyła, weszliśmy w sezon ogórkowy. Dwa kwartalniki i jeden dwumiesięcznik muszą wystarczyć do jesieni, gdy ukaże się nowe wydanie magazynu „Exodus”.
więcej »Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Czy książki czytają ludzi? Autorzy kontra czytelnicy
— Agnieszka Hałas, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Do księgarni marsz: Kwiecień 2019
— Esensja
Po trzy: Inne strony świata
— Beatrycze Nowicka
Po trzy: I jeszcze jeden tom…
— Beatrycze Nowicka
Po trzy: Tropem jednorożca
— Beatrycze Nowicka
Po trzy: Blask jasnych łun
— Beatrycze Nowicka
Przełamując fale
— Beatrycze Nowicka
Prezenty świąteczne 2015: Książki
— Esensja
Słowo i obraz
— Beatrycze Nowicka
O Ziemiomorzu raz jeszcze: „Opowieści z Ziemiomorza”, czyli dodatek
— Miłosz Cybowski, Beatrycze Nowicka
Wspomnienia
— Beatrycze Nowicka
Moja własna lista. Część II
— Beatrycze Nowicka
Przeciwko nicości
— Beatrycze Nowicka
Nic specjalnego
— Beatrycze Nowicka
Magiczne USA
— Beatrycze Nowicka
Dobry i zły lord
— Beatrycze Nowicka
Rycerze i detektyw
— Beatrycze Nowicka
Dla nieco młodszych czytelników
— Beatrycze Nowicka
Zdecydowanie nie zachwyca
— Beatrycze Nowicka
Dwa oblicza Anubisa
— Beatrycze Nowicka
Bywało lepiej
— Miłosz Cybowski
Sześć światów Hain: Świat szósty – dwugłos
— Miłosz Cybowski, Beatrycze Nowicka
Krótko o książkach: Koty, słowa, literatura
— Miłosz Cybowski
Krótko o książkach: Droga wojownika
— Miłosz Cybowski
Sześć światów Hain: Świat piąty
— Miłosz Cybowski
Krótko o książkach: Interpretacja interpretacji
— Miłosz Cybowski
Sześć światów Hain: Świat trzeci
— Miłosz Cybowski
Sześć światów Hain: Świat drugi
— Miłosz Cybowski
Sześć światów Hain: Świat pierwszy
— Miłosz Cybowski
Mała Esensja: Nie tak łatwo być wyjątkowym
— Marcin Mroziuk
Tryby historii
— Beatrycze Nowicka
Imperium zwane pamięcią
— Beatrycze Nowicka
Gorzka czekolada
— Beatrycze Nowicka
Krótko o książkach: Kąpiel w letniej wodzie
— Beatrycze Nowicka
Kosiarz wyłącznie na okładce
— Beatrycze Nowicka
Bitwy nieoczywiste
— Beatrycze Nowicka
Morderstwa z tego i nie z tego świata
— Beatrycze Nowicka
Z tarczą
— Beatrycze Nowicka
Rodzinna sielanka
— Beatrycze Nowicka
Wiła wianki i to by było na tyle
— Beatrycze Nowicka
Do tego dochodzi irytująca maniera spolszczania (a właściwie przekręcania) nazw własnych: Shierl to Szirl, Kandive to Kandyw, nawet rzeka Scaum zmieniła się w Skaum bo to c widocznie bardzo przeszkadzało tłumaczce. Może jakimś wyjaśnieniem jest brak w stopce nazwiska redaktora...
Obawiam się, że przypuszczenie co do dwóch różnych tłumaczeń - brzydkiego i jeszcze gorszego jest uzasadnione. Szkoda Vance'a, nie był może wirtuozem pióra, ale miał ponadprzeciętną wyobraźnię i wywarł duży wpływ na całe pokolenie pisarzy wychowanych na jego książkach. Choćby dlatego należałoby się mu trochę szacunku ze strony polskich wydawców.