Rozpoczynamy ósmą edycję wyboru Książki Roku. Wybraliśmy 40 książek, które będą rywalizowały o ten zaszczytny tytuł. Zapoznajcie się z listą i zagłosujcie na maksimum 5 propozycji. Jednocześnie jesteśmy przekonaniu, że warto zapoznać się ze wszystkimi zaproponowanymi przez nas pozycjami.
40 książek z 2015 roku, które warto znać
Rozpoczynamy ósmą edycję wyboru Książki Roku. Wybraliśmy 40 książek, które będą rywalizowały o ten zaszczytny tytuł. Zapoznajcie się z listą i zagłosujcie na maksimum 5 propozycji. Jednocześnie jesteśmy przekonaniu, że warto zapoznać się ze wszystkimi zaproponowanymi przez nas pozycjami.
Przedstawiamy 40 nominowanych książek. W głosowaniu można wybrać do 5 pozycji z poniższej listy. Wśród głosujących rozlosujemy upominki książkowe. Głosować można TUTAJ.
Poniższa lista uszeregowana jest alfabetycznie według tytułów. Opisy książek pochodzą z naszych recenzji i z opisów wydawców.
Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku Polska cierpiała na gigantyczny głód mieszkaniowy. Problem ten przez całe dwudziestolecie próbowali rozwiązać różnego rodzaju zapaleńcy, społecznicy, ludzie z misją. Bezskutecznie.
W 1989 roku Polska znów znalazła się w punkcie wyjścia. Tanich mieszkań jak nie było, tak nie ma. Kolejne pomysły na rozwiązanie problemu mieszkaniowego okazują się gorsze od poprzednich, a luki prawne w istniejącym systemie bezwzględnie wykorzystują banki, deweloperzy i czyściciele kamienic. Wielu obywateli radzi sobie więc, jak może, wegetując, oszukując, adaptując się. Umowy kredytowe podpisały prawie dwa miliony Polaków.
Słowo „dom” odmieniane w tej książce przez wszystkie przypadki nie kojarzy się im ze stabilizacją ani spokojem, a większość opowiedzianych tu historii jest tragiczna. Żeby ich wysłuchać, Filip Springer trafił do mieszkania w piwnicy, kontenerze, garażu i małej gastronomi na piątym piętrze kamienicy. I przekonał się, jak rzeczywistość może różnić się od marzeń.
„Anatomia chwili” to powieść ciążąca w stronę eseju. Autor z temperamentem historyka i politologa drobiazgowo analizuje jedno z najważniejszych wydarzeń w powojennej historii Hiszpanii, jakim był zamach stanu w lutym 1981 roku. Ta wiwisekcja jest znakomita literacko i bardzo ciekawa. „Anatomia chwili”, choć na pozór dotycząca tematyki odległej od zainteresowań polskiego czytelnika, może jednak być dla nas lekturą ze wszech miar inspirującą, by nie powiedzieć – na czasie. Cercasowi udało się pokazać rzecz uniwersalną i aktualną, a mianowicie to, jak kruche, łatwopalne i ulotne są demokracja i stabilizacja w państwie. Wystarczy splot kilku wydarzeń, a do życia publicznego wkrada się chaos i nieprzewidywalność. Nie sposób też nie zignorować tego, co da się wyczytać między wierszami: jakiekolwiek działania polityczne musi cechować roztropność i odpowiedzialność za państwo. Tylko tyle i aż tyle. Czy te wartości w polityce jeszcze się liczą w naszych czasach?
Wydany niedawno zbiór opowiadań Kinga to, niczym tradycyjny bazar, prawdziwa kopalnia różności. Odnaleźć tu można utwory nowe i te nieco starsze, zupełnie przeciętne, jak również warte zauważenia „perełki”. Jest co najmniej kilka powodów, dla których warto sięgnąć po tę książkę. Po pierwsze, zostało w niej zawartych kilka naprawdę ciekawych, poruszających tekstów – nawet jeśli nie do końca takich, jakich można by się było spodziewać. Po drugie, swobodny, czasem nieco gawędziarski, styl Kinga niezmiennie sprawia, że kolejne strony czyta się szybko, łatwo i przyjemnie – niemal jednym tchem. Poza tym, niewątpliwą gratką dla wielu czytelników mogą okazać się krótkie, około jedno-dwustronicowe, wprowadzenia do każdego tekstu, naświetlające okoliczności jego powstania lub też źródło inspiracji autora. Kiedy już ma się świadomość, że nie należy spodziewać się mroku, nadnaturalnych stworzeń i przerażenia rodem z „Miasteczka Salem”, pozostaje cieszyć się lekturą, już bez odbierających radość czytania, złudnych oczekiwań.
Thriller „Blackout” uświadamia nam z całą mocą, jak niewiele wystarczy, by doszło do globalnej awarii dostawy prądu. Czytając, warto się zastanowić nad tym, na jakże kruchutkich filarach opiera się nasza cywilizacja. By niemal się zapadła, wystarczy zaledwie kilka dni… „Blackout” to thriller wyjątkowy. Jego akcja toczy się nie w wymyślonej, dalekiej od nas rzeczywistości czy realiach politycznej fikcji. Marc Elsberg zaproponował nam udział w wyimaginowanym, co prawda, eksperymencie, ale jednocześnie w takim, w którym potencjalnie każdy z nas mógłby uczestniczyć. Książka wywołuje emocje i wywiera wielkie wrażenie, bo nie ma w niej przesady i wydumania. To nie oderwany od rzeczywistości literacki wytwór wyobraźni, ale obraz całkiem realnej możliwości: to może zdarzyć się naprawdę. Trudno się oderwać od lektury, która ze strony na stronę budzi coraz większe emocje, ciekawość, co będzie dalej, niepokój o losy bohaterów – aż wreszcie dochodzimy do myśli: oby to wszystko zawsze pozostało tylko i wyłącznie fikcją. Trzeba odpukać w niemalowane – bo rzeczywistość zazwyczaj i tak okazuje się okrutniejsza.
Detroit – niegdyś w amerykańskiej awangardzie, słynące z wielkiego przemysłu, nowatorskich rozwiązań, śmiałych biznesmenów i znanych na całym świecie samochodów – dziś jest stolicą bezrobocia, nędzy i przestępczości. Charlie LeDuff, zdobywca Nagrody Pulitzera, porzuca pracę w „New York Timesie” i wraca do miasta, w którym się urodził. Puka do drzwi wpływowych polityków, wędruje przez squaty, rozmawia z bezdomnymi i przedsiębiorcami, z właścicielami pustostanów, policjantami i strażakami walczącymi z plagą podpaleń, wreszcie sięga do tragicznych losów własnej rodziny i próbuje zrozumieć, co stało się przyczyną upadku jednego z najbogatszych kiedyś miast Ameryki.
Czytając „Diasporę” odnosi się wrażenie, że Greg Egan chciał stworzyć powieść totalną, hiper-SF. Na nieco ponad trzystu stronach można znaleźć większość tematów, jakie poruszane są w tej konwencji: sztuczne inteligencje, postludzi, narodziny świadomości, tunele czasoprzestrzenne, zagładę ludzkości, modyfikacje genetyczne, mechanikę kwantową, roboty, poszukiwanie, odnajdywanie i badanie życia na innych planetach, nanotechnologię, eksplorację i kolonizację kosmosu, kontakt z obcą cywilizacją, nawet podróże do innych wszechświatów (i to nie jednego, dwóch czy pięciu, ale wyprawę przez 267 904 176 383 054 uniwersa).
Trudno mi sobie wyobrazić, że taki zamiar mógłby zostać uwieńczony sukcesem rozumianym nie tyle jako zdolność poruszenia wszystkich wyżej wymienionych kwestii, ale jako przedstawienie ich tak, by czytelnik miał możliwość je podziwiać, rozważać i najzwyczajniej w świecie przeżywać. Egan porusza kolejne tematy, prześlizguje się po nich i zabiera za następne, nie dając im okazji „wybrzmieć”. „Diaspora” jest efektownym katalogiem pomysłów.
Powieści Stefanie Zweig znane są tego, że bez przemilczeń nawiązują do niełatwej, nawet kłopotliwej przeszłości Niemiec, są nawet pewną formą rozliczenia się z niej. Autorka nazywa rzeczy po imieniu, ale czyni to z wielką dozą humanizmu i delikatności ale też, co ważne, bez mściwości. Również w jej spojrzeniu na dawny, idylliczny świat sprzed pierwszej wojny światowej nie ma przesadnego nostalgicznego żalu za tym, co odeszło, ani życzenia, by powróciło. „Dom przy Alei Rothschildów” to także powieść o odpowiedzialności w sensie osobistym, prywatnym. Johann Isidor nie ustrzegł się błędów typowych dla mężczyzny w średnim wieku. Z początku rozwiązuje je w typowy dla swojej klasy społecznej sposób. Ale później sytuacja się komplikuje. Szybko musi znaleźć inną drogę wyjścia z trudnej sytuacji – i znajduje ją. Zakończenie książki głęboko zaskakuje. Niełatwy do zaakceptowania wybór mężczyzny jest właściwie najprostszy i najbardziej oczywisty, ale tak rażąco niezgodny z fasadową mieszczańską moralnością. Tu znów daje o sobie znać wielka wrażliwość pisarki, pochylającej się nad ludzkimi słabościami.
„Droga do wyzwolenia” to przenikliwa analiza świata scjentologii, która powstała na podstawie materiałów archiwalnych oraz ponad dwustu wywiadów przeprowadzonych z obecnymi i byłymi członkami Kościoła. Swą opowieść autor osnuł wokół życiorysów dwóch najświętszych dla scjentologów postaci: autora powieści science fiction L. Rona Hubbarda, w którego niespokojnym umyśle zrodziła się idea nowej religii, idealnie dopasowanej do kryzysu duchowego, jaki dotknął Amerykę po II wojnie światowej, oraz Davida Miscavige’a, ambitnego i bezwzględnego następcy Hubbarda, któremu przypadło w udziale trudne zadanie utrzymania pozycji Kościoła w obliczu ciągłych skandali i problemów prawnych. Wright pokazuje, w jaki sposób Kościół zabiega o pozyskanie w swe szeregi gwiazd, takich jak Tom Cruise czy John Travolta, i jak wykorzystuje ich do realizacji własnych celów. Przedstawia też losy osób, które już w dzieciństwie z entuzjazmem przyjęły idee Hubbarda i zgodziły się mu służyć przez „miliard lat”. Nie stroni również od relacji z pierwszej ręki: pisze o przemocy, wyzysku, bezwzględności i morderczej dyscyplinie. Owoc jego pracy to coś więcej niż zwykły tekst demaskatorski – Wright odkrywa bowiem prawdziwą istotę tej kontrowersyjnej instytucji religijnej, chronionej przez amerykańską konstytucję.
„Dziwna myśl w mej głowie” to historia wielopokoleniowej rodziny przybyłej do Stambułu z biednej wsi na prowincji, a zarazem drobiazgowa kronika życia w mieście nad Bosforem w latach 1969–2012. Wraz z Mevlutem, jego ojcem, wujostwem, kuzynami i pozostałymi członkami stopniowo powiększającej się rodziny obserwujemy Stambuł na przestrzeni kilku dziesięcioleci i jesteśmy świadkami fascynujących przemian, jakim podlegała metropolia. Śledzimy następujące po sobie pucze wojskowe, zamachy bombowe w redakcjach gazet, korupcję urzędników, przemiany obyczajowe, plotki, marzenia i lęki, którymi żyją stambulczycy i widzimy, jak w miejscu dawnych gecekondu, prowizorycznych chatek wzniesionych przez ubogich imigrantów bez pozwoleń budowlanych na bezprawnie zasiedlonych działkach wyrastają wielkie wieżowce, a szerokie aleje wypierają stare kamienice. Miasto umiera i odradza się, a żyjący w nim ludzie wypełniają je swoimi opowieściami – o nieodwzajemnionych miłościach, aranżowanych małżeństwach, rodzinach, które raz są szczęśliwe, a raz nie, marzeniach o lepszym życiu, przyjaźni i nienawiści.
Hornby’emu udaje się uchwycić pewien szczególny moment, gdy kształtowała się ta forma brytyjskiej telewizji, która w latach 70. i 80. podbije świat. To czasu jeszcze sprzed Monty Pythona i wysypu ciekawych, przeraźliwie zabawnych, ale też inteligentnych produkcji rozrywkowych. To wciąż czasy, w którym telewizja rywalizuje z radiem, czasy, gdy odcinki seriali nagrywane są na żywo z publicznością w studio. Hornby tak autentycznie maluje realia fikcyjnego sitcomu, przeplatając zresztą wymyślonych bohaterów i fakty z prawdziwymi osobami i zdarzeniami, że czytelnik nie jest w stanie odróżnić, gdzie kończy się fikcja, a zaczyna prawda i odruchowo szuka w Internecie informacji o produkcji „Barbary (i Jima)”. Jednocześnie Hornby, który jest przecież także scenarzystą, tak ciekawie opisuje fabuły odcinków swej wymyślonej serii, że ma się ochotę kupić gdzieś DVD z tą nigdy w rzeczywistości nie powstałą telewizyjną produkcją. Autor wplata też w swą opowieść dużo faktów słabiej rozpoznawalnych dla polskiego czytelnika – nawiązań do autentycznych postaci (w tym ówczesnego premiera), autentycznych dzieł tamtych czasów, których tytuły są dla brytyjskiego czytelnika z pewnością bardzo znajome, ale w nas nie budzą sentymentalnych wspomnień. Na tym poziomie obcy czytelnik nie będzie w stanie odebrać tej historii, dla nas pozostaje sama pozbawiona nostalgicznej otoczki dowcipna opowieść o brytyjskiej telewizji i osobach, które ją współtworzyły – ale i tak warto się z nią zapoznać, bo lektura jest – jak zwykle u Hornby’ego – dużą przyjemnością.