Zanurz swe kły w wampirzePolska beletrystyka nie może poszczycić się pisarzem grozy na miarę Edgara Allana Poe czy Howarda Phillipsa Lovecrafta. Nie oznacza to iż prób tworzenia takiej literatury w naszym kraju nie było.
Sebastian ChosińskiZanurz swe kły w wampirzePolska beletrystyka nie może poszczycić się pisarzem grozy na miarę Edgara Allana Poe czy Howarda Phillipsa Lovecrafta. Nie oznacza to iż prób tworzenia takiej literatury w naszym kraju nie było. Literatura grozy, określana w krajach anglojęzycznych weird story, była w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych popularna już od połowy XVIII wieku. Parali się nią zarówno twórcy kiepscy, jak i wybitni. Ci drudzy podchodzili do niej najczęściej z rezerwą, traktując ją jako rozdaj literackiej zabawy, często jako możliwość dorobienia do skromnych literackich uposażeń. Należy tu przywołać przykład Witolda Gombrowicza, który – jeszcze przed wybuchem II wojny światowej – publikował na łamach prasy powieść „Opętani”, do której później nie chciał się przyznawać. Od „Mnicha” do „Frankensteina” I mimo że za „ojca gatunku” uważa się Edgara Allana Poego, należy zaznaczyć, iż nie był on pierwszym autorem, który przetarł opowieściom grozy szlaki na lireackie salony. Triumfalny pochód ’dziwnych historii’ rozpoczął się cztery dekady przed narodzinami autora „Zagłady Domu Usherów”. Zapoczątkował go poetycki romans grozy „Zamczysko w Otranto” (1764) Horacego Walpole’a (1717-97). Nieco później sukces Walpole’a powtórzył inny Anglik, Matthew Gregory Lewis (1775-1818). Napisany przezeń „Mnich” (1795) czytany był z wypiekami na twarzy zarówno przez szlachetnie urodzonych, jak i zalfabetyowane pospólstwo. Nie mniejsze zamieszanie spowodował „Frankenstein, czyli Nowoczesny Prometeusz” (1818) autorstwa Mary Shelley Wollstonecraft (1797-1851). Pisarze z kontynentalnej Europy nie pozostawali bezczynni. Ernst Theodor Amadeus Hoffmann (1776-1822) – niemiecki malarz, kompozytor i pisarz przeszedł do historii literatury za sprawą „fantastycznych opowieści” – z ’piaskunem’ na czele. Takoż nie próżnował Jan Potocki – elementy fantastyczne i niewątpliwe wpływy „opowieści niesamowitych” odnajdujemy w jego najbardziej znanej powieści – napisanej w języku francuskim – „Rękopisie znalezionym w Saragossie”; także w nowelach (np. „Historia komandora Torelwy”). Życie Poego – „opowieść niesamowita” Urodzony w roku 1809 Edgar Allan Poe musiał nie tylko znać „Zamczysko…”, i „Mnicha”, ale zapewne pozostawał pod dużym wpływem obu dzieł. Czy znał utwory Hoffmanna i Shelley? Choć to mało prawdopodobne, istnieje taka możliwość. Jego najbardziej znane opowiadania, jak „Złoty żuk”, „Studnia i wahadło”, „Czarny kot”, „Maska Czerwonego Moru”, czy „Portret owalny” wciąż pozostają niedościgłym wzorem dla twórców weird story ze względu na swój niepowtarzalny, poetycki klimat. Poe nie osiągnął wielkiego sukcesu za życia. Nie wiodło mu się w życiu osobistym. Wszystkie kobiety, które kochał: matka, macocha i żona, zmarły na gruźlicę. Poe wiecznie biedował, spora część korespondencji, którą po sobie pozostawił, to prośby o… pożyczki. Sława, owszem, nadeszła; niestety zbyt późno. Mistrz odszedł w wieku 40 lat, zapiwszy się na śmierć. Kiedy dzieła Poego dotarły do Europy, rozpaliły umysły i wyobraźnię innych autorów. W Polsce, której w owych czasach na mapie Europy znaleźć raczej się nie dało, śladem Poego poszli m.in. Henryk Rzewuski (1791-1866), znany głównie ze znakomitych „Pamiątek Soplicy”, jednocześnie autor sfilmowanej przed wieloma laty noweli „Ja gorę”. Także Józef Korzeniowski (1797-1863), któremu miejsce w historii literatury zapewniły co prawda realistyczne powieści i komedie, który pokusił się jednak o napisanie fantastycznej „Narożnej kamienicy”. I oczywiście Władysław Łoziński (1843-1914), który sławę zdobył historyczną powieścią „Oko proroka”, lecz ma w swoim dorobku także przepełnione grozą opowiadanie „Zapatan”. We Francji z opowieściami grozy mierzyli się natomiast Gerald de Nerval (właściwie Gerard Labrunie, 1808-55), Teophile Gautier (1811-72); także hrabia August de Villiers de L’Isle-Adam (1838-89), znany głównie ze swoich „Opowieści okrutnych” (1883) i – nade wszystko – Prosper Merimee (1803-70), którego pamiętamy dzięki „Lokisowi” (1869). W Stanach śladem Poego podążył natomiast dziennikarz Ambrose Gwinnet Bierce (1842-1914); uznanie zyskał jednak głównie dzięki powieściom obyczajowym z czasów wojny secesyjnej i podboju Dzikiego Zachodu. Angielski renesans Popularność weird stories dotarła także do carskiej Rosji. Tyle, że spośród wielkich rosyjskich epików XIX wieku, zajmował się jedynie Iwan Turgieniew (1818-83). Ale za to z wyśmienitym skutkiem: opowiadania „Widma”, „Pieśń triumfującej miłości”, „Faust” czy też „Zza grobu (Klara Milicz)” w niczym nie ustępują dziełom jego „kolegów po piórze” z Zachodu. Po śmierci Walpole’a i Lewisa na godnego ich następcę długo czekać mieli Brytyjczycy – aż do czasu literackiego debiutu Oscara Wilde’a (właściwie Fingal O’Flahertie Wills, 1854-1900). Nie był Wilde pisarzem grozy sensu stricte, aczkolwiek niektóre jego powieści (zwłaszcza „Portret Doriana Graya”, 1890) i opowiadania („Duch z Canterville”, „Zbrodnia lorda Artura Saville’a”) są zaliczane do klasyki gatunku. Więcej w nich jednak pogłębionej analizy psychologicznej bohaterów niż realistycznych opisów starych zamczysk i straszących weń duchów. Klasyką stało się również krótkie opowiadanie szkockiego pisarza Roberta Louisa Stevensona (1850-94) – „Doktor Jekyll i mister Hyde” (1886). Stworzona przezeń postać genialnego, ale szalonego jednocześnie naukowca, cierpiącego na swoistą schizofrenię, będzie potem wielekroć powielana w dziełach różnorakiego autoramentu. Do absolutnego panteonu wejdzie również jedna z opowieści o detektywie Sherlocku Holmesie Arthura Conan-Doyle’a (1859-1930) – „Pies Baskerville’ów”. I chociaż ostatecznie okazuje się, iż tytułowa bestia nie jest żadnym przybyszem z innego wymiaru, jednak nadzwyczaj plastyczne i realistyczne opisy owego czworonoga potrafiły przerazić wielbicieli najbardziej wyrafinowanych horrorów. Od mistycyzmu do okultyzmu Mniej więcej od połowy wieku XIX w literaturze europejskiej dostrzec można coraz większe wpływy filozofii i religii, które – na kartach książek – przekształcają się w specyficzny rodzaj mistycyzmu. Prześledzić można ten proces chociażby w twórczości Adama Mickiewicza. Wielu pisarzy zaczyna również interesować się okultyzmem – dążeniem do poznania wiedzy tajemnej, która dostępna jest tylko nielicznym, wtajemniczonym. Stąd pojawiające się w dziełach literackich tego okresu historie o jasnowidzach, mediach oddziaływujących myślami na innych ludzi itp. Klasycznym, sztandarowym wręcz, przykładem wykorzystania wątków okultystycznych w literaturze epoki modernizmu jest „satanistyczna” powieść Stanisława Przybyszewskiego (1868-1927) zatytułowana, dość adekwatnie, „Dzieci szatana” (1897). Tyle że dla Przybyszewskiego – przyznającego się otwarcie do fascynacji twórczością Poego – książka ta nie była jedynie „wypadkiem przy pracy” czy też swoistym urozmaiceniem. Stanowiła ona zaledwie wstęp do wnikliwych studiów nad zagadnieniami spirytyzmu i teozofii, które ów największy gorszyciel Młodej Polski zawarł w kolejnych swych dziełach filozoficzno-literackich: „Synagoga szatana” (1897), „Magia czarna i satanizm” (1899) oraz „Czarownica, czary i czarna magia” (1919). Popularność Przybyszewskiego była na przełomie wieków tak duża, że w Krakowie zaczęto opowiadać anegdotę, podług której miał on być znacznie bardziej znany i popularny od… Jezusa Chrystusa. Ostatnie lata życia „Stacha” to jednak całkowity odwrót od zarzucanego mu „satanizmu”. Przewartościowawszy swoje poglądy, stał się nawet Przybyszewski gorliwym katolikiem. Ziarno okultyzmu jednak zasiał; jak się potem okazało, padło ono na dość podatny grunt. „Wampir” pana Reymonta Noblista Władysław Reymont (1867-1925) znany jest przede wszystkim z powieści obyczajowych: „Komediantka”, „Fermenty”, „Ziemia obiecana”, „Chłopi” i historycznych – trylogia „Rok 1794”. W pewnym okresie swego życia jednak i on, zapewne pod wpływem dzieł Przybyszewskiego, zainteresował się okultyzmem. Po wielkim sukcesie – zarówno artystycznym, jak i finansowym – „Ziemi obiecanej” pisarz mógł pozwolić sobie na wojaże po Europie Zachodniej. Dotarł między innymi do Londynu; zaowocowała ta podróż nowymi zainteresowaniami i dwoma bardzo nietypowymi dla Reymonta książkami: szkicem powieściowym „Marzyciel” (1910) oraz powieścią „Wampir” (1911). Zwłaszcza ta druga zasługuje na naszą uwagę. Jak na patriotę przystało, bohaterem uczynił Reymont emigranta z Polski – pisarza, do którego Anglicy zwracają się „mister Zenon”. Opuścił on ojczyznę kilka lat wcześniej w dość tajemniczych i niewyjaśnionych okolicznościach, paląc za sobą wszystkie mosty. Po przeprowadzce do Londynu przyjął pseudonim Walter Brown i publikował dalej; swą życiową przystań znalazł natomiast w pensjonacie Boarding-House, gdzie aż roiło się od niecodziennych gości. Znaleźli się wśród nich piękna i demoniczna wysłanniczka Bafometa, miss Daisy, której przez cały czas towarzyszyła czarna pantera o imieniu Bagh; hinduski mędrzec Mahatma Guru; wreszcie – jego dawna kochanka Ada. Wszyscy oni toczą ryzykowną grę o duszę i życie pisarza; w tle zaś obserwować możemy nie tylko całe zastępy duchów i wampirów, ale dane jest nam również uczestniczyć w seansach spirytystycznych i sabatach czarownic. Jak na autora „Chłopów”, brzmi to raczej nieprawdopodobnie, prawda? Wierny aż po grób Dwa lata przed wydaniem „Wampira” tomem opowiadań zatytułowanym „Z wyjątków. W pomrokach wiary” (1909) zadebiutował 22-letni wówczas Stefan Grabiński (1887-1936) – jedyny w Polsce pisarz, który konsekwentnie, od początku do końca swojej literackiej kariery pozostał wierny opowieściom grozy. Tom wydany został pod pseudonimem Stefan Żalny; nie spotkał się z poytywnym odzewem. Przez kilka następnych lat Grabiński, udzielając korepetycji z języka polskiego, pisał do szuflady. Na „drugie podejście” zdecydował się już w niepodległej Polsce, publikując w pamiętnym 1918 roku, tym razem pod własnym nazwiskiem, kolejny tom nowel – „Na wzgórzu róż”. Następne zbiory ukazywały się już regularnie: „Demon ruchu” (1919), „Szalony pątnik” (1920), „Księga ognia” (1922), „Niesamowita opowieść” (1922) oraz – po kilkuletniej przerwie – „Namiętność” (1930). Zyskawszy pewność w operowaniu piórem i niemałą, jak na II Rzeczypospolitą, popularność, Grabiński postanowił zrobić kolejny krok i zabrał się za dłuższe formy prozatorskie. Powieści „Salamandra” (1924), „Cień Bafometa” (1926), „Klasztor i morze” (1928), „Wyspa Itongo” (1936) i niedokończone „Motywy docenta Ponowy” – nie były już jednak tak udane. Na przeszkodzie stanął przede wszystkim nazbyt wyszukany, noszący wyraźne piętno modernizmu styl, również brak odpowiednio nośnych pomysłów. Po śmierci Grabiński odszedł w zapomnienie; renesans jego popularności nastąpił dopiero w latach 60-tych ubiegłego wieku. Zaczęto wznawiać jego książki i okazało się, że jego opowiadania nie straciły nic ze swego uroku. Lektura „Po stycznej”, „W willi nad morzem” (1918), „Sygnałów”, „Ślepego toru”, „Ultima Thule” (1919), wzorowanego na pomyśle Stevensona „Problematu Czelawy” (1920), „Białego Wyraka”, „Pożarowiska”, czy „Kochanki Szamoty” i „Domu Sary” (1922) wciąż sprawia, że cierpnie nam skórka. Samotnik z Providence W tym samym czasie po drugiej stronie Oceanu sławę zdobywał samotnik z Providence, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli nurtu weird stories – Howard Phillips Lovecraft (1890-1937). Przez wiele lat egzystował w towarzyskiej próżni, mieszkając najpierw z matką, potem z równie co on zdziwaczałymi ciotkami. Stał się prawdziwą instytucją; pod koniec życia utrzymywał korespondencję ze sporym gronem pisarzy-amatorów. Tworzył wraz z nimi, oddając im do poprawek swoje teksty bądź też poprawiając ich opowiadania. Był już wtedy uznanym twórcą opowiadań, które na stałe weszły do kanonu gatunku; „Grobowiec”, „Dagon” (1917), „Poza murem snu”, „Zeznania Rudolfa Cartera” (1919), „Celephais”, „Z otchłani” (1920), „Przybysz”, „Muzyka Ericha Zanna” (1921), „Hypnos”, „Przyczajona groza” (1922), „Koszmar w Red Hook” (1925), „Zew Cthulhu” (1926), „Kolor z przestworzy” (1927), „Koszmar w Dunwich” (1928), „Szepczący w ciemności” (1930), „W górach szaleństwa”, „Widmo nad Innsmouth” (1931) oraz „Coś na progu” (1933). Nie możemy też zapomnieć o utworach dokończonych już po śmierci Lovecrafta przez jego najwierniejszego ucznia Augusta Derletha. H. P. Lovecraft stał się z biegiem czasu postacią kultową. Przyczyna takiego stanu rzeczy wydaje się prosta: jako jedyny pisarz grozy stworzył swój własny, odrębny świat. Na dodatek obdarzył go – jak Tolkien Śródziemie – swoją historią i mitologią. Do mitologii Cthulhu powracał niemal we wszystkich swoich opowiadaniach, co równie dobrze może fascynować (konsekwencja), jak i drażnić (monotematyczność). Jako jedyny też, obok wciąż żyjącego i tworzącego Stephena Kinga, został dobrze zaanektowany przez kulturę masową. Poza epigonami takimi jak Derleth nie doczekał się jednak Lovecraft godnego następcy; owszem, oddawali mu hołd pisarze tej miary co Jorge Luis Borges (1899-1986), Umberto Eco (ur. 1932), Henry Kuttner (1914-58) czy Robert Bloch, ale nie wykraczało to poza „przyjacielską przysługę” dla tego, który już odszedł. Pozwala to wyciągnąć wniosek, że klasyczne „opowieści grozy” przeszły już, wraz ze śmiercią Lovecrafta, do historii, ustępując miejsca sztampowym horrorom i thrillerom (vide King, Dean R. Koontz, Graham Masterton i inni). W polskiej literaturze jest pod tym względem jeszcze gorzej; pomimo podejmowanych prób, wciąż niedoścignionym mistrzem pozostaje zmarły 67 lat temu Stefan Grabiński. 1 października 2003 |
Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.
więcej »Pisanie pod pseudonimem było u zarania powojennej niemieckojęzycznej SF często koniecznością – jednak i dzisiaj istnieją dobre powody, aby korzystać z takiego zabiegu. Poniżej dwa typowe przykłady.
więcej »„Jego twórczość pozostała bez większego wpływu” – tak radykalnie, a zarazem wielce niesprawiedliwie, brzmiał werdykt niemieckiego „Leksykonu literatury SF” (1988) w stosunku do prozy pierwszego Brytyjczyka, który pisał dla słynnego „Amazing Stories”.
więcej »Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
O czym pisać, by ulec zapomnieniu
— Marcin Wróbel
Przypadek Carrie White
— Tomasz Kujawski
Groza częściowo zwietrzała
— Wojciech Gołąbowski
Nie tylko Lovecraft
— Wojciech Gołąbowski
Czarownice i wampiry
— Tomasz Kujawski
Zdziwniej i zdziwniej
— Tomasz Kujawski
W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Trup ściele się gęsto
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: W pełni usprawiedliwiona pewność siebie
— Sebastian Chosiński
„Kobra” i inne zbrodnie: Hans Kloss w Werwolfie
— Sebastian Chosiński
Nie taki krautrock straszny: Spaghetti western, thriller, dramat…
— Sebastian Chosiński
East Side Story: W poszukiwaniu straconego życia
— Sebastian Chosiński
Non omnis moriar: Prośba o zmiłowanie
— Sebastian Chosiński
PRL w kryminale: Miłość i nienawiść w bałkańskim słońcu
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Szczęśliwi, choć nostalgiczni
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Co dwie głowy, to nie jedna
— Sebastian Chosiński