„Tomek w Gran Chaco” (1987) mógłby w zasadzie nosić tytuł „Tomek u źródeł Amazonki, tom drugi”. Ta sama okolica, te same wątki, kontynuacja niedokończonej fabuły… i dwadzieścia lat różnicy między pierwszymi wydaniami.
Wilmowski po latach: Wyprawa ratunkowa jak wycieczka krajoznawcza
„Tomek w Gran Chaco” (1987) mógłby w zasadzie nosić tytuł „Tomek u źródeł Amazonki, tom drugi”. Ta sama okolica, te same wątki, kontynuacja niedokończonej fabuły… i dwadzieścia lat różnicy między pierwszymi wydaniami.
21 stycznia 2017 przypada 105. rocznica urodzin Alfreda Szklarskiego. 9 kwietnia 2017 przypada 25. rocznica jego śmierci. Ponadto w 2017 roku mija 60. rocznica pierwszego wydania „Tomka w krainie kangurów”, 50. rocznica pierwszego wydania „Tomka u źródeł Amazonki” oraz 30. rocznica pierwszego wydania „Tomka w Gran Chaco”.
Alfred Szklarski
‹Tomek w Gran Chaco›
Jak pamiętamy, „
Amazonka” kończy się ucieczką Tomka, Zbyszka, ich żon oraz zaprzyjaźnionych indian z sekretnego andyjskiego miasta Inków. Jan Smuga, obrany tytularnym wodzem plemienia, umożliwia młodym wyrwanie się ze śmiertelnej pułapki, ale nie może im towarzyszyć – i w ostatniej chwili kapitan Tadek Nowicki postanawia zostać z nim, by ponownie spróbować, tym razem we dwóch.
„Gran Chaco” ma budowę bardzo zbliżoną do poprzedniej części: pomijając króciutki pierwszy rozdział, wprowadzający czytelnika w akcję (w postaci listu Tomka do jego ojca, w którym młodzieniec streszcza dotychczasowe poczynania przyjaciół), połowa powieści jest „Tomkiem bez Tomka”. Na stu trzydziestu stronach Alfred Szklarski opisuje przygotowania Jana i Tadka do ucieczki (wraz z niezwykłymi wydarzeniami historycznymi
1), które ją wymusiły) oraz ich tułaczkę przez dżunglę Amazonii. I, podobnie jak w siódmej książce z cyklu, jest to część ciekawsza, bo bez przydługich opisów.
Tomek wkracza do akcji dopiero w rozdziale trzynastym, w pierwszym wydaniu powieści rozpoczynającym się na stronie 140. I znów, jak w „Amazonce”, wraz z nim pojawiają się dygresje historyczne, związane z Polakami w Peru, Chile i pozostałych państwach Ameryki Południowej. Opisy biologiczne tym razem pojawiają się, co ciekawe, także przy ilustracjach, przez co czasami ma się wrażenie czytania / oglądania atlasu przyrodniczego. Na łono cyklu powraca także ojciec Tomka, Andrzej Wilmowski, przybywszy z Europy. Okazuje się, że nie sprzedał jachtu „Sita”… za to udało mu się go wypożyczyć i w ten sposób zdobyć fundusze na kolejną wyprawę ratunkową – a i szef kompanii, Nixon, nie ma węża w kieszeni, dla ratowania swego wspólnika gotów jest wyłożyć niemałą sumę.
Liczne grono uzbrojonych przyjaciół (wraz z Indianami, gotowymi dla Smugi skoczyć w ogień) wyrusza więc z Limy, kierując się w stronę umówionego wcześniej punktu spotkania. Wyrusza – najpierw parowcem na południe, potem pociągiem przez Andy i łodziami po rzekach – przeważnie rozmawiając. Zabawnie to czasami wygląda, zwłaszcza, gdy po kilku zdaniach (przed nimi narrator określa lokalny czas jako „przed zachodem słońca”) opowieści o kolejnym słynnym Polaku pada stwierdzenie „nie zauważyłam, że zrobiło się już tak późno”. Po kilku zdaniach! Można by pomyśleć, że nie tak encyklopedycznie zaawansowani uczestnicy wyprawy tylko szukali pretekstu, by nie słuchać dalej…
Sztuczki pisarskie typu „na takich rozmowach szybko mijał czas” są w „Tomkach” nagminne – po kilku razach zaczynają irytować. W części ósmej dodatkowo dochodzą dość sztucznie brzmiące rozmowy Jana i Tadka. Nawet jak na początek XX wieku; w końcu pamiętajmy, że są to starzy przyjaciele, sami pośrodku dżungli. Wielu krytyków zwraca uwagę, że po dwudziestu latach, jakie upłynęły od napisania „Tomka u źródeł Amazonki”, Alfredowi Szklarskiemu pisanie nie szło tak płynnie, jak wcześniej.
W „Tomku w Gran Chaco” pojawiają się także motywy przemijania. Owszem, śmierć była obecna w cyklu już od pierwszej powieści, ale zawsze było to efektem strzelaniny lub innego tego typu zdarzenia. W „Przygodach Tomka na Czarnym Lądzie” bohaterowie zetknęli się z oryginalnym grobem w dziupli, w „Tomku na wojennej ścieżce” autor opisał tradycyjny pogrzeb północnoamerykańskiego czerwonoskórego wojownika, tutaj zaś bohaterowie napotykają szczątki martwego (od poprzedniej części) Indianina i… wyraźnie nie mogą się zdecydować, co z nimi zrobić. Z jednej strony mówią o potrzebie chrześcijańskiego pochówku, z drugiej stwierdzają, że zostawią przy nim broń, by mu służyła w „indiańskiej Krainie Wiecznych Łowów”. Przy czym, gdy cofniemy wzrok o jedną stronę, czytając opis przedzierania się przez kolczaste krzewy do ciała, dojdziemy do wniosku, że ów czerwonoskóry został już pochowany – na modłę tamtejszych Indian… Po co więc go ruszać?
Dodatkowo, kapitan Nowicki wspomina, jak kiedyś, nim zaczął pływać z Andrzejem Wilmowskim, miał widzenie zakapturzonej postaci, która miała mu zapowiedzieć, że „nie umrze śmiercią naturalną”. Zgodnie z regułami sztuki pisarskiej, taka zawieszona na ścianie strzelba powinna w końcu kiedyś wystrzelić… Pamiętam, że pod koniec lat 80., po ukazaniu się wreszcie „Tomka w Gran Chaco”, mówiono, że następny będzie Egipt (jego zapowiedź autor włożył w usta Tomka), a potem Alaska… gdzie Tomek zginie. Na szczęście – w ten czy inny sposób – do tego nie doszło. „Gran Chaco” kończy się zaś dość niespodziewanie, ze sporą dozą humoru. I, gdy się zastanowić, obie wyprawy ratunkowe (na pomoc Smudze) – zwłaszcza druga, bardziej przypominająca wycieczkę krajoznawczą – okazały się po prostu niepotrzebne.
1) Na potrzeby powieści autor o pięć lat przyspieszył wybuch rewolty indiańskiej.
Egipt był, tylko dokończony przez kogoś innego. Będzie recenzja? :)