Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Philip K. Dick
‹Labirynt śmierci›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułLabirynt śmierci
Tytuł oryginalnyA Maze of Death
Data wydania1992
Autor
PrzekładArkadiusz Nakoniecznik
Wydawca Alfa
ISBN83-7001-549-2
Format248s.
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Na rubieżach rzeczywistości: W poszukiwaniu rzeczywistości obiektywnej

Esensja.pl
Esensja.pl
Gdy czytamy kolejne powieści Philipa K. Dicka w bardzo krótkim czasie, trudno oprzeć się wrażeniu, że porusza on w nich bardzo podobne zagadnienia – dopracowuje je i poszerza, ale tak naprawdę pisze o tym samym. Zresztą, opór taki jest zupełnie niepotrzebny – tak po prostu jest. „Labirynt śmierci” to kolejne „Oko na niebie” i „Ubik” – powieść podobna, choć ideowo ukierunkowana nie na ontologiczne rozważania o zastanej rzeczywistości, lecz na epistemologię. Jak możemy ową rzeczywistość poznać?

Marcin Knyszyński

Na rubieżach rzeczywistości: W poszukiwaniu rzeczywistości obiektywnej

Gdy czytamy kolejne powieści Philipa K. Dicka w bardzo krótkim czasie, trudno oprzeć się wrażeniu, że porusza on w nich bardzo podobne zagadnienia – dopracowuje je i poszerza, ale tak naprawdę pisze o tym samym. Zresztą, opór taki jest zupełnie niepotrzebny – tak po prostu jest. „Labirynt śmierci” to kolejne „Oko na niebie” i „Ubik” – powieść podobna, choć ideowo ukierunkowana nie na ontologiczne rozważania o zastanej rzeczywistości, lecz na epistemologię. Jak możemy ową rzeczywistość poznać?

Philip K. Dick
‹Labirynt śmierci›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułLabirynt śmierci
Tytuł oryginalnyA Maze of Death
Data wydania1992
Autor
PrzekładArkadiusz Nakoniecznik
Wydawca Alfa
ISBN83-7001-549-2
Format248s.
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Pierwotny tytuł powieści napisanej w 1968 brzmiał „The Hour of the T.E.N.C.H.” – po kilku perturbacjach zmieniony został na „A Maze of Death”. Książka wydana została w roku 1970 przez wydawnictwo Doubleday i szybko uznana za jedną z najmroczniejszych powieści Philipa K. Dicka. Do Polski trafiła dokładnie takim samym sposobem jak „Do Androids Dream of Electric Sheep?” – „Labirynt śmierci” ukazał się w tak zwanym „trzecim obiegu” w 1986 roku. W 1990 roku, za sprawą oficyny „Alfa”, wyszła pierwsza oficjalna edycja powieści w tłumaczeniu Arkadiusza Nakoniecznika. Wersja ta posłużyła jeszcze potem dwa razy „Rebisowi” – w 1997 i 2017 roku. „Labirynt śmierci” jest jedną z pozycji absolutnie obowiązkowych podczas „studiów nad Dickiem” – warto go przeczytać po wspomnianym „Ubiku”, gdyż mamy wówczas do czynienia w bardzo ciekawymi analogiami.
Czternastu kolonistów przybywa na dziewiczą planetę Delmak-O, gdzie mają założyć pierwszą ludzką osadę. Podróżują „nosaczami” – statkami, które stają się bezużyteczne po wylądowaniu, zatem jeśli pójdzie coś nie tak, liczyć mogą tylko na ratunek z zewnątrz. Jako ostatni przybywa główny (w sumie „najbardziej główny” – ale o tym później) bohater, Seth Morley, wraz żoną – na miejscu wita ich zdezorientowana reszta ekipy. Okazuje się, że przyszli koloniści nie wiedzą zupełnie nic o swoich zadaniach, planach kolonizacji, ani nawet dobrze nie pamiętają, dlaczego w ogóle biorą w niej udział. Gdy zawodzi kontakt z satelitą i całkowicie urywa się kontakt z zewnętrznym światem, osadnicy zostają zdani sami na siebie. Są tylko oni, brak jasno określonych celów, obca planeta, na której żyją „liny”, czyli bezkształtne, galaretowate istoty potrafiące „wyprodukować” dowolny przedmiot bezpośrednio z materii planety. Gdzieś niedaleko osady zauważono tajemniczą, na poły realną budowlę, nazywaną po prostu „Budynkiem”, która budzi wśród bohaterów niewytłumaczalną grozę. Eksploracja planety (bo cóż innego pozostało?) powoduje narastanie agresji i nieporozumień, a na domiar złego co jakiś czas umierają kolejni członkowie ekspedycji. Narasta strach i paranoja, aż dochodzi w końcu do wydarzeń wprost niewyobrażalnych. Cały świat rozsypuje się na kawałki i okazuje się (podobnie jak w „Ubiku” czy „Oku na niebie”) współdzielonym snem pasażerów statku kosmicznego. Załoganci budzą się i przypominają sobie wszystko – są uwięzieni w polu grawitacyjnym martwej gwiazdy, z którego nie sposób uciec. Skazani na śmierć, „umilają” sobie pozostały im czas tworzeniem wirtualnych światów, w których mogą istnieć bez uczucia przygnębiającej beznadziei i oczekiwania na koniec istnienia.
Philip K. Dick przedstawia wydarzenia na planecie Delmak-O z punktu widzenia różnych bohaterów i każdą relację nacechowuje indywidualnym rysem interpretacyjnym. Najważniejszą postacią jest tu Seth Morley, ale poza tym, że jego opis świata występuje najczęściej, nie jest wcale bardziej wiarygodny. Już w „Oku na niebie” Dick odwoływał się do Heraklitowych pojęć „idios kosmos” i „koinos kosmos” – to pierwsze, oznaczające „kosmos prywatny” ma tu być zbiorem indywidualnych spostrzeżeń i interpretacji rzeczywistości, które konstruują w pełni świat naszych snów, ale w rzeczywistości na jawie muszą wejść w interakcje z podobnie wykreowanymi „prywatnymi kosmosami” innych ludzi. Razem mogą posłużyć do budowy „koinos kosmos”, czyli „kosmosu publicznego” – obiektywnie istniejącej rzeczywistości, która ma równie obiektywnie określone cechy, niezależne od naszego „prywatnego” chciejstwa, niedoskonałości i indywidualnych predyspozycji.
Dokładnie to dzieje się na Delmak-O. Wszystkie postacie śnią, choć o tym nie wiedzą. Ich „prywatne kosmosy” są tak mocno zindywidualizowane, że opierają się całkowicie jakiejkolwiek integracji z pozostałymi. Koloniści niby ze sobą rozmawiają, ale słychać tylko monologi, kakofonię nie powiązanych ze sobą tyrad i wizji świata. Gdy docierają w końcu do koszmarnego „Budynku”, każdy z nich widzi tylko to, co chce zobaczyć. Szyld nad drzwiami wejściowymi oznajmia za każdym razem coś innego – „biczownię”, „winiarnię”, „rozumownię”, „czarownię” czy „hockownię-klockownię”, czyli realizację wstydliwych marzeń, nieopanowanych żądz i osobistych preferencji względem rzeczywistości. „Z wami jest coś nie w porządku. To jakiś debilizm albo coś w tym rodzaju. Każdy z was zdaje się żyć w prywatnym, odseparowanym świecie, nie zwracając uwagi na innych” – dziwi się Seth Morley zaraz po przybyciu na Delmak-O i okazuje się potem (do czego wrócimy) jedynym bohaterem potrafiącym wyjść poza „własne ja”. Przy okazji „Inwazji z Ganimedesa” pisaliśmy o tym, że ludzie są czymś w rodzaju monad Leibniza – dziś znowu wracamy do tej idei. Jesteśmy odseparowani od siebie, zamknięci we własnych solipsystycznych słojach (lub lemowych „skrzyniach profesora Corcorana”) – i czasem, jak w „Ubiku”, możemy próbować dotrzeć do rzeczywistości obiektywnej. Ale czy to w ogóle możliwe?

Philip K. Dick
‹Labirynt śmierci›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułLabirynt śmierci
Tytuł oryginalnyA Maze of Death
Data wydania3 października 2017
Autor
PrzekładArkadiusz Nakoniecznik
Wydawca Rebis
ISBN978-83-8062-255-5
Format272s. 150×225mm; oprawa twarda, obwoluta
Cena39,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
„Labirynt śmierci” jest najbardziej „snergową” powieścią z wszystkich dzieł Philipa K. Dicka. Adam Wiśniewski-Snerg w swej trzeciej, bardzo niedocenionej, powieści pod tytułem „Nagi cel”, zaprasza na pseudonaukowy wykład profesora Lisitano, który mówi swoim słuchaczom o tym, że obiektywna rzeczywistość nie istnieje. Dokładnie tak – nie ma jej, a wszystko czego doświadczamy to nasze wyobrażenia, marzenia i nadzieje, w których jesteśmy uwięzieni. Tak samo jak my funkcjonują wszyscy inni, zamknięci we własnych światach – wspólna rzeczywistość, rzeczony „koinos kosmos”, przesuwamy w domenę wiary, którą utrzymują „manifestacje”, czyli wydarzenia, mające miejsce, gdy dochodzi do „nakładania się na siebie” rzeczywistości prywatnych. Kosmosy osobiste naciskają na siebie, a siły pochodzące z tych nacisków kreują „świat”, w którego istnienie wierzymy. (Snerg w swojej „Arce” poszedł jeszcze dalej – polecam przeczytać zaraz po „Labiryncie śmierci”).
Świat Delmak-O powstał z syntezy wyobrażeń, poglądów, przekonań i religii wyznawanych przez członków załogi statku kosmicznego. Komputer pokładowy LIN889B, od którego wzięła się nazwa dziwnych istot-kreatorów zamieszkujących planetę, stworzył rzeczywistość, odzwierciedlającą coś jeszcze – nieuświadamiane pragnienia wszystkich załogantów, dotyczące niezaprzeczalnego dowodu na to, że rzeczywistość obiektywna jednak istnieje i że mogą ją w jakiś sposób poznać. Stąd wzięła się specyficzna konstrukcja świata Delmak-O, w którym jedyną religią jest dziwny konglomerat chrześcijaństwa, zoroastryzmu, judaizmu, islamu, buddyzmu, oparty na przeświadczeniu realności Boga. Jest to podstawowe i najważniejsze założenie tej „syntetycznej religii” – Bóg, podobnie jak u Teda Chianga, istnieje i aktywnie wpływa na życie swoich owieczek. Występuje on w czterech postaciach – Konstruktor, który tworzy nowe elementy świata i odnawia, gdy są zużyte (czyli Bóg Ojciec „ciągnący” byt ku doskonałemu światu idei Platona, lub Jedni Plotyna); Orędownik, który poprzez ofiarę był jest w stanie „zdjąć Klątwę” i umożliwić ludziom poznanie prawdziwej, obiektywnej rzeczywistości (wiadomo, Jezus); Chodzący po Ziemi pocieszający maluczkich (Duch Święty) i złowrogi byt nazwany Niszczycielem Formy. Tej istoty nie ma w chrześcijańskiej Trójcy, ale uosabiać go możemy w siłą przeciwną do działania Konstruktora. Niszczyciel Formy to manifestacja entropii, rozkładu rzeczywistości, z którą mieliśmy do czynienia w kilku ostatnich powieściach Dicka. To on odpowiedzialny jest za ludzką śmierć, rozpad materii, degenerację rzeczywistości. Przeciwko niemu staje Konstruktor aktywnie zwalczający efekty entropii – tym skuteczniej, im żarliwiej modlą się do niego ludzie. Autor postanowił zsyntetyzować również swoje poglądy, rozbudować i zdefiniować swoje dość luźno opisywane teorie, które zaznaczaliśmy już we „Wbrew wskazówkom zegara” i „Ubiku” – ale robi to również dlatego, żeby ponownie wskazać siłę samego człowieka i jego wiary.
Mieszkańcy Delmak-O nie muszą w nic wierzyć. Oni mają pewność, że Bóg istnieje. Tylko, że skoro jest namacalnym bytem, to nie może być doskonały – to wiemy już z „Trzech stygmatów Palmera Eldritcha”. Podstawą religii jest tu niepodważalny fakt istnienia, nie ma tu żadnych „transcendentnych symboli, żadnych metafizycznych nonsensów”. W takim układzie Bóg i jego Manifestacje to tylko zwykłe materialne byty, różniące się od nas tylko stopniem rozwoju. I tu znowu wracamy do Adama Wiśniewskiego-Snerga i jego „Robota”. Występujące tam Nadistoty nie są absolutne, choć mogą być tak przez nas postrzegane – ich umiejętności to dla nas magia i supermoce. Są one jednak tylko „produktem” ewolucji jak my wszyscy. Jeden z kolonistów, który zaczyna snuć podobne rozważania, uświadamia sobie, że został właśnie „ateistą, w czasach niezbitych dowodów na istnienie Boga”. Tylko, że ten jego „ateizm” jest w takich warunkach czymś jak najbardziej oczywistym – skoro akceptujemy boską niedoskonałość, to tym bardziej nie powinniśmy go nazywać „Bogiem”.
I to dlatego właśnie w świecie-śnie na Delmak-O dochodzi do rzeczy pozornie niewytłumaczalnej. Pomimo iż istnienie „Boga” (w tym Orędownika, którego zadaniem miało być otwieranie oczu ludziom) jest niezaprzeczalnym faktem to i tak jego rezydentom nie udaje się dotrzeć do rzeczywistości obiektywnie istniejącej. Co więcej – brak porozumienia, ciągłe zamknięcie w „więzieniu własnych oczekiwań i nadziei” i niemożność ustalenia wspólnej wizji rzeczywistości powoduje jej rozpad. Okazuje się, że brak transcendentnego, niepoznawalnego bytu spajającego i ujednolicającego wizje cząstkowe (nazwijmy go Bogiem, Absolutem, Jednią, Światem Idei), w miejsce którego pojawiają się jacyś faktycznie istniejący Konstruktorzy czy Niszczyciele Formy, to koszmar, z którego trzeba się jak najszybciej wybudzić. Mieszkańcy Delmak-O nie potrafili funkcjonować jako grupa, wykreowany przez nich świat rozpadł się jak domek z kart – nie było w nim nic, w czym mogliby upatrywać sił wyższych, nie dawał im nadziei na cokolwiek poza trwanie w materii pożeranej przez entropię. Paradoks – w świecie zbudowanym tylko z impulsów nerwowych nie istniało nic poza materią.
Pasażerowie statku kosmicznego, skazani na śmierć w polu grawitacyjnym planety, są w trochę innym położeniu. Otóż nie mają dowodów na istnienie Boga, lecz mogą w niego wierzyć. Nie mają żadnej nadziei na wydostanie się z grawitacyjnej pułapki, więc uciekają w światy wirtualne. Lecz jak widać na przykładzie Delmak-O ich „wycieczki” skazane są z góry na niepowodzenie. Seth Morley jako jedyny członek załogi zaczyna myśleć inaczej – a może porzucić wszelką nadzieję? Otworzyć śluzę i zginąć w przestrzeni kosmicznej, kończąc ten koszmar raz na zawsze? I wtedy ukazuje mu się Orędownik – dokładnie tu, w korytarzach statku, w świecie, który przecież z założenia był tym rzeczywistym. Może to interpretować dwojako. Możemy podejść do tego tak samo jak do końcówki „Ubika”, w której Glen Runciter znajduje monetę z podobizną Joego Chipa i jego świat rozsypuje się w drobny mak – Seth Morley i jego towarzysze żyją w śnie wielopoziomowym. Nie ma możliwości zatem, czy jakakolwiek inna rzeczywistość, w której kiedykolwiek się znajdą, będzie prawdziwa. Horror.
Można też uznać, że żyją w świecie realnym. Pasażerowie nie wierzą w istnienie sił wyższych, uciekają więc do świata, gdzie nie muszą w nie wierzyć, ponieważ one istnieją. I nagle, po którejś tam z kolei wyprawie w świat wirtualny, Morley wierzyć zaczyna. Nie wie nic, nie ma dowodów, ma tylko wiarę i nadzieję, że istnieje cokolwiek więcej niż zestaw danych zarejestrowanych przez jego aparat poznawczy. Że jego „idios kosmos” to nie wszystko, że może jest jednak coś niepoznawalnego i transcendentnego. Co oznacza jego nagłe zniknięcie z pokładu statku zaraz po spotkaniu z Orędownikiem (lub tym co po prostu manifestowało się Morleyowi w ten właśnie sposób)? Czy Orędownik naprawdę mu się ukazał, czy symbolizował tylko jego wewnętrzną przemianę? Co się tak naprawdę stało? Nie ma jednej obiektywnej, publicznej interpretacji – są tylko subiektywne, prywatne, każdego czytelnika z osobna.
koniec
28 czerwca 2020

Komentarze

28 VI 2020   12:01:21

A czy pomiędzy "Ubikiem" a "Labiryntem śmierci" nie powinien być "Galaktyczny druciarz"?

28 VI 2020   13:03:30

"Druciarz galaktyki" będzie za miesiąc. Zrobiłem zamianę w oczekiwaniu na nową edycję "Rebisu".

27 VII 2020   07:39:50

Dobra, przeczytałem „Labirynt śmierci” i powyższy artykuł. Warto było. A oto parę SPOJLEROWYCH uwag na gorąco:
IMIONA
Co najmniej część imion bohaterów ma konotacje religijne / mitologiczne oraz niesie pierwiastek zła i śmierci:
Seth Morley – Set egipski bóg zła i pustyni, wyobrażany pod postacią węża, krokodyla, hipopotama
Morley to co prawda tylko miasto w Anglii, ale „mor” w nazwisku Setha kojarzy się z łacińskim mors mortem śmierć oraz angielskim mortal – śmiertelny i morbid – chorobliwy, a nawet z Morlockami z „Wehikułu czasu” Wellsa.
Dr Milton Babble – biblijna wieża Babel; mieszkańcy osady nie mogą się ze sobą dogadać zupełnie jak budowniczy wieży, ponadto w powieści kluczową rolę odgrywa tajemnicza Budowla; każdy inaczej odczytuje napisy na jej wejściu. John Milton to poeta, autor „Raju utraconego”
Mary Morley – Maryja Matka Jezusa – w języku biblijnym nazywana też „drugą Ewą”; Maryja „naprawiała” to co zniszczyła Ewa w Raju; znaczenie dickowskiej Mary jest jednak złowrogie, tak jak „pierwszej” Ewy. W udziwnionym spisie treści w informacji o rozdziale ósmym autor podaje, że Mary jest w ciąży (oczywiście w powieści nie ma na ten temat wzmianki)
Ignatz Thugg – thuggowie to wyznawcy hinduistycznej bogini śmierci Kali, zabójcy-dusiciele (znani np. z filmu „Indiana Jones”); imię Ignacy pochodzi z łacińskiego ignis – ogień . Ignatz nie ma wiele wspólnego ze św. Ignacym, za to dużo z ogniem piekielnym, a może z zoroastryjskim kultem ognia
Glen Belsnor – Bel/Baal/Belial/Belzebuth imiona bliskowschodnich bóstw, których kult był zwalczany w Starym Testamencie. Imię Belzebub, bóstwa utożsamianego z Szatanem, zwanego Władcą Much. Glen Belsnor jest bardzo zainteresowany miejscowymi muchami
Susie Smart – mądra i cnotliwa Zuzanna w biblijnej Księdze Daniela, młoda kobieta niesłusznie oskarżona o rozwiązłość; Susie, tak jak Mary, jest przeciwieństwem swojej imienniczki; jest rozwiązła i niezbyt rozgarnięta

HIPOTEZY
HIPOTEZA 1. Tylko statek kosmiczny jest prawdziwym światem, ale…
… w rzeczywistości na statku kosmicznym Seth otwiera zawór i zabija wszystkich, w tym siebie. Spotkanie z Orędownikiem przypomina kuszenie Chrystusa na pustyni, by skoczył ze skały; Seth jest ułomnym Mesjaszem, który ulega pokusie, a rzekomy Orędownik – Niszczycielem Formy. Oferta Orędownika bardziej niż zbawienie przypomina pokusę, której ulega Seth… Seth pragnie zostać kaktusem na pustyni. Jest to antyteza rajskiego ogrodu i drzewa życia. Ponadto Set jest egipskim bogiem pustyni. Szata Orędownika jest WYPŁOWIAŁA. Tymczasem podczas biblijnych objawień anielskie istoty mają zawsze LŚNIĄCE szaty.
HIPOTEZA 2 Wszystkie światy są prawdziwe, zgodnie z doktryną Specktowsky’ego są to kolejne kręgi, w których moc Boga kolejno słabnie, co ostatecznie obrazuje studnia grawitacyjna, w którą wpadł statek kosmiczny (piekło – stan bez wyjścia)
1 Tekel Upharsim (nazwa, tak jak imię Susie pochodzi z Księgi Daniela i zapowiada śmierć). Wytwarzają tam przetwory z pomarańczy, które gromadzi Seth. Pomarańcza jest odpowiednikiem owoców rajskiego ogrodu. Żyje tam się nieźle, ale Seth i Mary są niezadowoleni.
Przed wyruszeniem w podróż Seth wzywa diabła:
„-Chcę tylko dokończyć mój ser – rzekł Morley, odkrawając kolejny plaster. Nagle poczuł, że wcale nie ma na niego ochoty; zjadł już zbyt dużo. –Do diabła z tym wszystkim – powiedział rzucając nóż”.
Niedługo potem spotyka Chodzącego po Ziemi – nadprzyrodzony byt. Ciemne ramiona, ciemna twarz w wyobrażeniach hinduistycznych i judeochrześcijańskich raczej wskazują na postać demoniczną. Chodzący po Ziemi doradza zabranie się innym pojazdem. Jedyny dobry uczynek jaki „anioł” przypomina Sethowi to miłość do żarłocznego i fałszywego kota, którego Seth ma spotkać po śmierci.
W rzeczywistości pojazd Setha i Mary ulega katastrofie i na domniemany Delmak O trafiają po swoim zgonie.
2 Delmak O to obraz zdeprawowanego raju („czyśca”?), gdzie kontakt z Bogiem jest osłabiony, ale wciąż możliwy. Początkowo bohaterowie snują się po planecie bez celu. Znajdują węża z nogami, który jest mechanizmem. W biblijnym raju wąż też miał początkowo nogi – dopiero po skuszeniu Adama i Ewy został ukarany koniecznością pełzania w prochu. Tutaj nosicielami zła są sami ludzie, nie wąż.
Rzeka, którą przekracza grupa to odpowiednik greckiego Styksu, a tatuaże, które znajdują na ciele to „znamię Bestii” z Apokalipsy św. Jana. Kolejne śmierci zbliżają bohaterów do Persusa 9 czyli piekła
3 Persus 9 Obraz piekła. Jeszcze jeden jego krąg osiągnie Seth jako kaktus na pustyni. W tym świecie nie ma Boga, modlitwy są nieskuteczne, a astronauci egzystują w cieniu zagłady co oznacza piekło.
Perseusz był greckim bohaterem, którego jako dziecko zamknięto w skrzyni i wrzucono do morza. Jako młodzieniec wyprawiał się do podziemi (piekła). Po śmierci został przemieniony w gwiazdozbiór. W mitologii greckiej Perseusz jest postacią pozytywną.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Dziwne stany Ameryki
— Marcin Wróbel

Z tego cyklu

Uwięzieni w słowach
— Marcin Knyszyński

„Sen bowiem jest istnością też…”
— Marcin Knyszyński

Imperium wcale się nie rozpadło
— Marcin Knyszyński

Lęk i odraza w Kalifornii
— Marcin Knyszyński

Las oblany słonecznym blaskiem
— Marcin Knyszyński

Dick jak Dickens
— Marcin Knyszyński

Kochać to nie znaczy zawsze to samo
— Marcin Knyszyński

Chorzy na życie
— Marcin Knyszyński

Dick w starym stylu
— Marcin Knyszyński

Faust musi przegrać
— Marcin Knyszyński

Tegoż twórcy

Narkotykowy trip z robalami w rolach głównych
— Sebastian Chosiński

Wasale i robale
— Katarzyna Piekarz

Wzloty i upadki
— Katarzyna Piekarz

Staronarodzeni i złowrodzy agenci Biblioteki
— Anna Nieznaj

Ziemia zginie. Na milion sposobów
— Jacek Jaciubek

Wyprawa poprzez umysły
— Jacek Jaciubek

Kopalnia pomysłów
— Jacek Jaciubek

Esensja czyta: Październik 2013
— Kamil Armacki, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Paweł Micnas, Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Lipiec 2013
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Paweł Micnas, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Moje paranoje
— Jacek Jaciubek

Tegoż autora

Oto koniec znanego nam świata
— Marcin Knyszyński

Po komiks marsz: Kwiecień 2024
— Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch

Miecze i sandały
— Marcin Knyszyński

Z rodzynkami, czy bez?
— Marcin Knyszyński

Hola, hola, panie Straczynski!
— Marcin Knyszyński

Żadna dziura nie jest dość głęboka
— Marcin Knyszyński

Uczta ekstremalna
— Marcin Knyszyński

Straczynski Odnowiciel
— Marcin Knyszyński

Niekoniecznie jasno pisane: Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Cztery wywiady, coś tam pomiędzy i pogrzeb
— Marcin Knyszyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.