Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹Harda Horda›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHarda Horda
Data wydania13 marca 2019
Wydawca Sine Qua Non
ISBN978-83-81294-13-3
Format400s. 155×230mm; oprawa twarda
Cena49,99
Gatunekfantastyka, groza / horror
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wespół w zespół – spojrzenie zza kulis

Esensja.pl
Esensja.pl
Antologia grupy literackiej Harda Horda zawiera dwanaście opowiadań w różnych konwencjach fantastyki, opartych na motywie przekraczania granic – po jednym tekście na każdą autorkę z grupy. Należy do nich niżej podpisana, więc jeszcze tylko tego brakowałoby, żeby to była recenzja! Spokojnie. To reportaż uczestniczący.

Anna Nieznaj

Wespół w zespół – spojrzenie zza kulis

Antologia grupy literackiej Harda Horda zawiera dwanaście opowiadań w różnych konwencjach fantastyki, opartych na motywie przekraczania granic – po jednym tekście na każdą autorkę z grupy. Należy do nich niżej podpisana, więc jeszcze tylko tego brakowałoby, żeby to była recenzja! Spokojnie. To reportaż uczestniczący.

‹Harda Horda›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHarda Horda
Data wydania13 marca 2019
Wydawca Sine Qua Non
ISBN978-83-81294-13-3
Format400s. 155×230mm; oprawa twarda
Cena49,99
Gatunekfantastyka, groza / horror
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Postanie antologii opowiadań to zazwyczaj dużo bardziej bezosobowy proces. Teksty wyłaniane są w ramach konkursu lub to redaktor, dysponujący ogólną koncepcją zbioru, rozsyła zaproszenia do bardziej znanych autorów; czasem łączy się te dwie metody. W praktyce oznacza to, że większość uczestników przedsięwzięcia widzi tylko swój malutki wycinek wkładu w całość.
Przy antologii Hordy było zupełnie inaczej. Od samego początku trwały narady i dopingowanie, ze szczególnie dla mnie ujmującą zasadą, że każda ma napisać swój tekst i już, nie ma dyskusji (no women left behind, czyż nie?). Do dziś łapię się za głowę na wspomnienie, która to z autorek twierdziła, że jej braku i tak przecież nikt nie zauważy (Nazwisko, było to jedno z tych Nazwisk, zazwyczaj wybitych dużą czcionką).
Tak więc zbiór – bardziej niż zwykle wspólny – oddano potem z wielką czułością w ręce wydawnictwa SQN, a powiedzieć, że stanęło ono na wysokości zadania, to nic nie powiedzieć. Znów: normalnie to jednak tak nie wygląda, żeby brano pod uwagę życzenia każdej z kilkunastu autorek w sprawie okładki, ilustracji, wyszczególnionych cytatów czy motywów graficznych tekstów. Książka jako przedmiot jest wydana pięknie, ale właśnie z punktu widzenia autorki najbardziej urzekające w tym jest uczestniczenie: robienie czegoś razem, wpływ na ostateczny kształt całości.
A potem ruszyło szaleństwo. Recenzje w ogólnopolskiej prasie, telewizja, obłęd. Aneta Jadowska mogła rzucić radośnie w samym oku tego cyklonu, że spokojnie, to nie jej pierwsze rodeo, ale moje zdecydowanie – pierwsze i bardzo możliwe, że ostatnie o takiej skali. Dość powiedzieć, że ostatecznie znalazłyśmy się wszystkie na Stadionie Narodowym na Warszawskich Targach Książki: Ewa Białołęcka, Agnieszka Hałas, Anna Hrycyszyn, Aneta Jadowska, Aleksandra Janusz, Anna Kańtoch, Marta Kisiel, Magdalena Kubasiewicz, Anna Nieznaj (to ja!), Martyna Raduchowska, Milena Wójtowicz, Aleksandra Zielińska oraz Krystyna Chodorowska, która dołączyła do nas już po powstaniu antologii i jej opowiadania niestety w tym zbiorze nie ma (ale będzie w następnym, bez obaw).
Harda Horda, jednej niestety brak; fot. SQN
Harda Horda, jednej niestety brak; fot. SQN
Końca kolejki do autografów nie było widać zza zakrętu – i nie pozostało mi wtedy nic innego jak odpalić tryb „jestem gwiazdą rocka”. Kiedy na panelu padło nieśmiertelne pytanie, co nam daje Horda, udzielono kilkunastu odpowiedzi od wsparcia psychicznego w niezbyt zrozumiałych dla otoczenia załamkach („Przecież nie będę opowiadać pacjentom, że mi się źle pisze” – Oz), przez naukę w kwestii wydawniczego know-how i wspólne działania promocyjne do wzajemnej mobilizacji – choć i tak nic nie przebije krążącego potem w sieci kultowego zdjęcia „Co nam daje Horda” z podziału urodzinowego tortu Oli Janusz. No, ale mnie Horda daje właśnie to – przygodę. Kompletny odlot. A w tej kilometrowej kolejce ujawniło się nawet troje czytelników moich. Moich własnych, ha!
Anna Kańtoch; fot. SQN
Anna Kańtoch; fot. SQN
Anna Hrycyszyn zamieściła na portalach czytelniczych następujący opis Hordowej antologii: „Moja opinia o tej pozycji z założenia nie będzie wiarygodna. Faktem jest natomiast, że jestem z niej dumna”. Podpisuję się pod tym całkowicie, nie pozostanę jednak przy takiej lakoniczności, ponieważ osobisty stosunek do tego konkretnego zbiorku przyniósł mi też pewne wnioski co do subiektywizmu emocji przy czytaniu w ogóle.
Mianowicie przeczytałam całość. Z niejakim niepokojem, bo jeszcze nigdy nie było tak, żeby mi się wszystkie opowiadania z antologii podobały. Nie jest też tak, że podobają mi się w równym stopniu wszystkie książki Hordowych autorek – te, które czytałam.
Fot. autorki
Fot. autorki
I tu nastąpiło zaskoczenie, ponieważ ten zbiór podoba mi się cały. Niektóre teksty bardziej, inne nieco mniej, ale chodzi o ogólną atmosferę. Opowiadania są w różnych konwencjach: realizm magiczny, klasyczna fantasy, urban fantasy, science fiction różnych zasięgów czasowych. Czasem jest rozdzierająco smutno, czasem mściwie wesoło; są też dwie pozorne humoreski, w których motyw fantastyczny dodany do naszej rzeczywistości podkreśla historię tak naprawdę psychologiczną w jednym, a socjologiczną w drugim przypadku.
Jednak cały czas miałam uczucie pozostawania w kontakcie z tekstem. Nie trafił się żaden nadawany na kompletnie innych niż moje falach. Chodzi o utwory, co do których wiem, że są formalnie w porządku, rozumiem też ogólny zamysł, ale nawet nie tyle, że mi się nie podobają, ile po prostu nie wchodzą ze mną w żadną reakcję, co wydaje mi się zawsze bardzo przykre. Tu – na jedenaście cudzych opowiadań – nie zdarzył się ani jeden taki przypadek. W porównaniu z innymi magazynami czy antologiami – wynik zaskakujący.
Fot. autorki
Fot. autorki
Nie upraszczajmy sprawy do płci, bądźmy poważni. Jednak istnieje najwyraźniej pewna wspólność emocjonalna czy światopoglądowa, która sprawia, że ludzie zaczynają się przyjaźnić. Horda wyrosła metodą organiczną: od grupy znajomych toczących internetową dyskusję, która wymagała przeniesienia na zamknięty kanał, poprzez dodawanie kolejnych osób. Część z nas zna się w świecie realnym, co ciekawe – zazwyczaj z sekcji literackich (Śląskiego Klubu Fantastyki i lubelskiej „Cytadeli Syriusza”), pozostałe z forów, magazynów i innych inicjatyw literackich.
Zawsze polegało to na wyławianiu z większej grupy tych kilku osób o podobnym spojrzeniu na literaturę (zazwyczaj fantastyczną, choć nie tylko). Nie zawsze były to same kobiety, raczej Horda zdryfowała w pewnym momencie w kierunku tematów, w których dodanie kolegi do już istniejącego sabatu stanowiłoby naruszenie intymności kręgu. Ale punktem wyjścia było wspólne spojrzenie na pisanie – z perspektywy autorskiej i redaktorskiej. W efekcie czego wylądowałam na panelowej Hordowej kanapie gdzieś pomiędzy idolką moich lat nastoletnich a dużo młodszymi dziewczynami, których debiut śledziłam od poziomu selekcji, łkając przy tym cicho, że nie spełniło się moje marzenie: nie zostałam Maćkiem Parowskim (gdy dorosnę) i nie jestem im w stanie dać takiego pola do rozwoju literackiego, jakie on mógł dać „swoim” autorom.
Złap je wszystkie!; fot. Tramwaj nr 4
Złap je wszystkie!; fot. Tramwaj nr 4
A co ma do tego Esensja i moje do niej recenzje książkowe? Otóż wiele, a próbowałam to już wyjaśniać w komentarzu pod recenzją „Asystenta czarodziejki” Aleksandry Janusz. W wąskim światku polskiej fantastyki ludzie o podobnych gustach oraz poglądach na sprawy literackie (i nie tylko) spotkają się prędzej czy później. Jak nie w świecie realnym, to w sieci, jak nie w tej inicjatywie, to w innej – tak jak my mijałyśmy się latami, lądując ostatecznie w Hordzie. Jasne, że zawsze trzeba czytać też rzeczy zupełnie odmienne od tego, co zazwyczaj. To czasem potrafi bardzo zmienić i ukierunkować. Jednak na tym etapie życia, po trzydziestce i dalej, pewien fundament przekonań czy upodobań jest już uformowany. I pozostaje tylko z pełną szczerością opisywać swoje wrażenia z lektur – które wynikły również z faktu, że lgnie się do sobie podobnych. Jak wszyscy.
Fot. z archiwum M. Kubasiewicz
Fot. z archiwum M. Kubasiewicz
Recenzje antologii zawierają zazwyczaj albo stwierdzenia bardzo ogólnikowe (tu zamiast tego – powyższe wyznania zza kulis), albo streszczenia kolejnych tekstów. Nie zawsze to jest dobry pomysł, bo opowiadania są często oparte na koncepcie – opisanie go psuje efekt, w stopniu może nawet większym niż prosty spoiler powieściowego zwrotu akcji. Powiem może, gdzie odnalazłam ten punkt styczny, a opowiadania to już trzeba sobie przeczytać samemu, bo – o ile ktoś ma podobne do mojego czucie literatury – warto.
„Jawor” Marty Kisiel – drobiazg taki, ale zostanie w pamięci. Za klimat, a klimatu streszczaniem psuć nie wolno.
„Dróżniczka” Aleksandry Janusz. Upewniłam się: to ten sam świat co „Mrówki w Złotych Tarasach”. Drugi koniec świata (Japonia), inna mentalność, uporządkowanie, nostalgia. Promyk nadziei dla tego postapokaliptycznego świata, szansa na sensowną gospodarkę ograniczonymi zasobami – z rozróżnieniem na potrzeby realne i te absurdalne. Oraz zaskakująca troska o pojedyncze osoby – aż z naszej perspektywy nie do uwierzenia. Widzę z recenzji, że „Dróżniczka” bardzo się podoba; dla mnie stanowi mocny i nieco odwracający wymowę epilog do „Mrówek”. „Dróżniczka” jest dobra, ale wolę „Mrówki” – sięgnijcie dla nich po „Fenixę”. Czyli: za nadzieję mimo lęku.
Fot. autorki
Fot. autorki
„Tylko nie w głowę” Ewy Białołęckiej. To ma pazur. Charakterystyczna dla Ewy łatwość poruszania się między rejestrami – śmiech przez łzy, przechodzenie z humoru do ponurości. Doprawione sztafażem fantastycznym w postaci zombie apokalipsy z ładnym „naukowym” podtekstem. Pomysł w tym wszystkim oryginalny – to jest inne, odróżnia się. Pod koniec skacze napięcie. A dlaczego skacze? Bo czytelnik jest już dużo bardziej zaangażowany niż byłby, gdyby to była humoreska. Za oryginalność i bohaterkę.
„Dokąd odeszły cienie” Magdaleny Kubasiewicz. Fantasy nekromanckie. Też nie ma co za dużo o tej historii opowiadać, bo autorka zrobiła to lepiej. Za siłę emocji między postaciami i przede wszystkim za malowniczość obrazów.
Fot. Milena Wójtowicz
Fot. Milena Wójtowicz
„Po drugie” Aleksandry Zielińskiej. Jak to u Oza (AZ), wiadomo: za cios emocjami między oczy. Świat nasz, rozszczepiony – eksperyment emocjonalny jak w „Tak jest dobrze” (opowiadaniu) Twardocha czy „Zimno, gdy zajdzie” Jakuba Nowaka – tylko w wersji kameralnej, dusznej. Emocje dziecka, relacjonowane jakby w retrospekcji, bo psychologicznie z perspektywy dorosłej osoby.
„Z góry nie patrzą” Anny Hrycyszyn. Za morze, katastrofę klimatyczną, zakończenie oraz – jednak – za tę dziewczyńskość relacji, która skraca dystans między czytelniczką a bohaterką. Aaa, czyli to tak czują się mężczyźni, od dzieciaka czytając klasykę pisaną z męskiego punktu widzenia? Bez konieczności (supermocy?) transformowania doświadczeń postaci przez odmienność płci.
„Zielona zemsta” Anety Jadowskiej. Za zjadliwość i słuszną wymowę, no ba!
Rodeo; fot. SQN
Rodeo; fot. SQN
„Szanowny Panie M.” Anny Kańtoch. No, to jest doskonałe. Tabloid napisałby: „Dramat Cranberry – chciałaby nominować opowiadanie do Zajdla, ale w nim nie ma fantastyki [ZOBACZ ZDJĘCIA]”. A tak poważnie: ponownie za niesamowity klimat, doskonałość operowania literackimi narzędziami do budowy świata – bo teksty obyczajowe też są oddzielnie zbudowanymi mikroświatami. Tutaj mamy wiek XIX i europejską rodzinę w Egipcie. Kluczowy kobiecy punkt widzenia, z kontekstem historycznym. Mocne.
„Bezduch” Martyny Raduchowskiej. Urban fantasy (w każdym razie: świat nasz) nekromanckie z cyklu rozpoczętego „Szamanką od umarlaków” czyli nie tego, który w twórczości Martyny lubię bardziej (wolę cyberpunkowy rozpoczęty „Łzami Mai”). A jednak – za drugie dno. Ten tekst przeczytany szybko ma chyba jednak inną wymowę, niż gdyby się bardziej zastanowić. Człowiek porażony stratą czy jednak… no nie do końca fajny typ?
Większy kawałek rodeo; fot. SQN
Większy kawałek rodeo; fot. SQN
„Lot wieloryba” Mileny Wójtowicz. Następne z gatunku „tego jeszcze nie grali”. Wieloryb – w kategorii wyróżniania tekstu z masy opowiadań trudno zakasować wieloryba. Pisane z biglem, okiem do obyczajowych smaczków. Świetne postaci i narracja, a przede wszystkim całe tło świata. Znaczy – fantastyka socjologiczna? Takiej fantastyki socjologicznej nam trzeba, rodacy! Czyli: za drapieżność.
„Jest nad zatoką dąb zielony” Agnieszki Hałas. To jest bardzo dobre opowiadanie, i w wątku przeszłym (blokada Leningradu) i przyszłym (science fiction bliskiego zasięgu). Losy rodzinne, uchwycone z wprawą dobrej literatury obyczajowej – i z równą lekkością autorki fantastycznej przerzucone poza granicę „dziś” w logiczną kontynuację. Emocjonalnie nie mogę tego tekstu przypuścić zbyt blisko do siebie, bo za mocno uderza w lęki. Za Leningrad, o którym nigdy nie odważę się sama więcej czytać, za spójność nakreślonej kilkoma kreskami rodzinnej sagi i za złoty łańcuch na dębie, przypominający helisę DNA. Zakończenie jest bardzo w stylu Ignite (AH). Wspominałam już o bliskości, znajomości ulubionych motywów literackich i odnajdywaniu ludzi w tekstach a tekstów w ludziach?
Co daje nam Horda; fot. z archiwum M. Kubasiewicz
Co daje nam Horda; fot. z archiwum M. Kubasiewicz
Ostatnie opowiadanie, „Ognisty Warkocz”, jest moje, więc powiem o nim tylko, że powstało pod wpływem piosenki „‘39” Queen (Wsłuchajcie się, w zasadzie – fabuła „Interstellar”, prawda? Podziękowania dla Istvana za zwrócenie na to uwagi) i książki „Pożegnanie z Afryką. Jak człowiek zaludnił świat” Stephena Oppenheimera. Z mojego punktu widzenia to opowiadanie o mitochondrialnym DNA. Matriarchalnie tak.
Przygoda trwa. Te straszne baby odgrażają się, że już mamy deadline na kolejną antologię (tak, będzie w niej spis treści – w tej też był, ale się zmył, a tym razem będziemy bronić do ostatniej kropli krwi). Więc nie ma, że ja nie mam kiedy pisać (jak wszystkie), mam blokadę (jak wszystkie) i lekkie załamanie (powiedz nam coś, czego nie wiemy). O, i tak to jest z Hordą. Plus tort, nie zapominajmy o torcie.
koniec
16 czerwca 2019

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Umieranie w śniegu
— Anna Nieznaj

Uśmiech towarzyszki Kamli
— Anna Nieznaj

Czy książki czytają ludzi? Autorzy kontra czytelnicy
— Agnieszka Hałas, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Pralinka na mroczne czasy
— Anna Nieznaj

Obcy z głębin
— Anna Nieznaj

Prywatne dramaty
— Anna Nieznaj

W niewoli bóstwa i jego skrzydlatych
— Anna Nieznaj

Absolutnie uroczy dżentelmen
— Anna Nieznaj

Niewrogie przejęcie
— Anna Nieznaj

Groza na rajskich wyspach
— Anna Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.