Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Moje 10 lat z Esensją

Esensja.pl
Esensja.pl
Esensja obchodzi w tym roku 20-lecie istnienia, ja zaś nieco mniejszy, ale też okrągły 10-letni jubileusz działalności w charakterze członka redakcji. Zapraszam na nieco wspominek i podsumowań. Na koniec jedno, ważne dla mnie, ogłoszenie.

Beatrycze Nowicka

Moje 10 lat z Esensją

Esensja obchodzi w tym roku 20-lecie istnienia, ja zaś nieco mniejszy, ale też okrągły 10-letni jubileusz działalności w charakterze członka redakcji. Zapraszam na nieco wspominek i podsumowań. Na koniec jedno, ważne dla mnie, ogłoszenie.
Jak to się zaczęło
Esensji nie odwiedzałam od samego początku jej istnienia, ale zanim dołączyłam do redakcji, już od kilku lat byłam jej czytelniczką. Do regularnego zaglądania skłoniła mnie wypowiedź na blogu Jacka Dukaja o tym, że spośród portali prezentujących recenzje książkowe, teksty publikowane na „Esensji” uważa za wartościowe. Zabawne, że wtedy nie znałam jeszcze ani jednej książki autora „Perfekcyjnej niedoskonałości”…
Gdy na „Esensji” ogłoszono konkurs na recenzję książkową, uznałam, że warto spróbować. Miałam już wtedy na koncie kilka tego rodzaju artykułów i choć wcześniejsze moje próby okazały się mocno chybione (zaufałam koledze roztaczającemu świetlane wizje serwisu propagującego fantastykę, a okazało się, że teksty trafiły na portal typu mydło-powidło założony przez jego ojca), odkryłam, że pisanie recenzji sprawia mi wiele przyjemności. Przyznam, iż aspekt finansowy w postaci darmowych egzemplarzy recenzenckich także był kuszący – stypendium doktoranckie wysokie nie było, a trzeba było jeszcze z niego odkładać pieniądze na niepewną przyszłość. Ucieszyłam się, że na liście proponowanych przez redakcję pozycji znalazły się książki, które znałam i ceniłam. By zwiększyć swoje szanse, napisałam dwie recenzje: „Innego wiatru” Ursuli K. Le Guin oraz „Triumfu Endymiona” Dana Simmonsa. Twórczość Le Guin jest mi bardzo bliska, a „Inny wiatr” zajmuje szczególne miejsce, nie jako najlepsza z książek amerykańskiej pisarki, ale ta, która pomogła mi w życiu, więc miło się złożyło, że to właśnie od niej się zaczęło. Co do Simmonsa, właśnie odkrywałam jego cykl hyperioński i byłam pod ogromnym wrażeniem. Chociaż podobały mi się zwłaszcza pierwsze dwa tomy, kolejne dwa uważałam za znacznie gorsze. Jednak na liście znajdował się tylko „Triumf Endymiona”, jako niedawno wydany. A ja tak bardzo chciałam napisać o poprzednich… I napisałam – pierwsza połowa artykułu to maksymalnie skrócone moje przemyślenia o pozostałych częściach. Całość wyszła bardzo długa. Do dziś uśmiecham się, gdy widzę na esensyjnej wiki tabelkę z nadesłanymi na tamten konkurs recenzjami, gdzie obok tytułów znajdują się komentarze – przy moim tekście widnieje malownicze „?????”. Znalazłam się wśród laureatów i zaproponowano mi współpracę. Tak to się zaczęło. Mój pierwszy esensyjny gratis to „Kłopoty w Hamdirholm” przedwcześnie zmarłego Wojciecha Świdziniewskiego. Recenzja ukazała się 3 I 2010 roku.
Co było potem
Jak nietrudno zgadnąć – potem było wiele recenzji, choć nie tylko. Największą frajdę sprawiało mi pisanie o książkach, które bardzo mi się spodobały, choć – przyznaję – zwykle miałam nadzieję, że pod takim artykułem rozwinie się jakaś dyskusja, co zazwyczaj, niestety, nie następowało. Bywało też, że mściwą satysfakcję sprawiało mi gnębienie utworów bardzo słabych. W przypadku książek Polaków prowadziło to czasem do oburzonych wypowiedzi krewnych i znajomych, a bywało że i samego autora. Recenzowałam głównie fantastykę (z przewagą fantasy), znacznie rzadziej zaś książki należące do głównego nurtu, przeznaczone dla młodszych czytelników, popularnonaukowe, czy należące do literatury faktu. Najwięcej przeczytałam powieści, ale to głównie ze względu na to, że ukazywało się ich najwięcej. Osobiście bardzo lubię opowiadania, stąd chętnie czytałam i recenzowałam antologie oraz autorskie zbiory krótkiej formy. Pisałam o książkach, które otrzymywaliśmy od wydawców, ale także całkiem sporo o tych, które kupiłam/wypożyczyłam sobie sama. Niemal wszystko, co przeczytałam przez ostatnią dekadę, zostało przeze mnie zrecenzowane na Esensji – wyjątki stanowiły książki starsze a niezbyt dobre, utwory autorów bardzo przeze mnie lubianych, które mniej przypadły mi do gustu oraz rzeczy cenione, które zupełnie mi się nie spodobały („Niebezpieczne wizje”, „Diuna”).
Moja okołoksiążkowa publicystyka to nie tylko recenzje. Bardzo miło wspominam cykl „Kanon ze smoczej jaskini”, poświęcony książkom wymienionym przez Andrzeja Sapkowskiego w „Rękopisie znalezionym w smoczej jaskini”, jako te, które szanujący się fan fantasy znać powinien. Zaczęło się od tego, że w związku z brakiem ciekawych premier zaczęłam cierpieć czytelniczy głód. Wtedy przypomniałam sobie o Kanonie i uznałam, że może on stanowić dobry drogowskaz. To była też kwestia ambicjonalna – choć czytywałam fantastykę od lat, z listy Sapkowskiego znałam tyle pozycji, że – jak twierdził AS – nie powinnam się nawet odzywać, a co dopiero pisywać recenzje. Do realizacji zamierzenia zabrałam się metodycznie, wyszukując starsze wydania po bibliotekach. Po prawdzie spora część wymienionych pozycji nie okazała się cudowna tudzież wiekopomna, jednak natrafiłam na rzeczy ciekawe i godne zapamiętania, wydaje mi się też, że lektura utworów z listy poszerzyła moją perspektywę. Ostatecznie (licząc bardziej ulgowo tj. że pierwszy tom cyklu wystarczy, by „odhaczyć” daną pozycję – jeśli coś mi się nie podobało, nie widziałam powodu, by męczyć się dalej) dobiłam do poziomu „magister fantasticus”. Cykl to coś w rodzaju mojej pracy magisterskiej.
Wydaje mi się, że pewną popularnością cieszył się także cykl „Po trzy…”. Ja w każdym razie bardzo go lubiłam, ponieważ znalazły się w nim jedynie te książki, które zrobiły na mnie naprawdę dobre wrażenie, a zatem pisanie o nich stanowiło czystą przyjemność.
Oprócz tego napisałam także kilka luźniejszych felietonów, np. o obrazowaniu w literaturze, pomysłach na użycie hipertekstu, książkach fantasy, których autorzy przełamywali konwencję, czy zagranicznych książkach, których przekłady chętnie bym przeczytała. Zdarzyło się, że powieści SF rozsierdziły mnie bezsensownie stosowaną terminologią lub też niezrozumieniem opisywanego zagadnienia na tyle, bym poświęciła temu osobny artykuł. Tekst krytykujący powieść Rajaniemiego to o tyle ewenement, że dużo później spotkałam się za niego ze słowną agresją ze strony… polskiego wydawcy. Pisałam także o fantasy z humorem.
Poza tym współtworzyłam artykuły z innymi, przykłady to dyskusja o Ziemiomorzu, która powstawała w bólach aż przez 9 miesięcy, czy dyskusja o wiedźmińskich opowiadaniach.
Zdarzyło mi się także parokrotnie pisać o filmach, komiksach, raz nawet o grze komputerowej. Przyjemną odskocznią od tekstów dłuższych był dla mnie cykl o teledyskach (zamierzam go kontynuować, jeśli tylko znajdę odpowiednie wideoklipy.
Podsumowanie
Już od jakiegoś czasu chciałam napisać podsumowanie mojej recenzyjnej działalności – pierwotnie planowałam to zrobić, gdy uzbiera mi się równo 500 ocenionych książek. Niestety, ostatnie dwa lata były ubogie, jeśli chodzi o wartościowe premiery fantasy. Wydaje się, że moda na tę konwencję nieco przebrzmiała, wyjąwszy twórczość adresowaną do nastolatków, gdzie niestety niełatwo trafić na coś godnego uwagi. A pewnie też i ja z wiekiem robię się coraz bardziej wybredna. Na mojej liście książek opisanych na Esensji znalazło się 478 pozycji. Choć liczba ta jest nieprecyzyjna, dlatego, że zwykle omnibusy były liczone jako jeden (jeśli by uwzględniać je oddzielnie, przekroczyłabym magiczną 500 o 8), podobnie jako jeden traktowałam powieści dzielone na części z uwagi na znaczną objętość. Z wykresu przedstawiającego liczbę książek, które uzyskały określone oceny, wynika że nie byłam aż tak surową recenzentką, za jaką mnie niekiedy uważano. Można zauważyć jak to, że po część z utworów sięgałam, znając i lubiąc danego autora, uczyniło wykres asymetrycznym.
Najwyższą ocenę zarezerwowałam sobie dla książek, które nie tylko były znakomite, ale też przekroczyły moje wyobrażenie na temat tego, co można napisać. Na liście najlepszych znalazły się „Hyperion” Dana Simmonsa, zebrane utwory z „Teatrzyku Zielona Gęś” Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, oraz cieniutki wybór miniatur literackich Siergieja Kozłowa pt. „Jeżyk we mgle”.
Drugi biegun skali samotnie zajmują „Wojny mroku” (choć nie jest to najgorsza powieść fantastyczna, jaką w życiu przeczytałam – niechlubną palmę pierwszeństwa dzierży niezapomniane (niestety) „Żałując za jutro” Uznańskiego).
Jakby ktoś był ciekaw, zamieszczam też osobny wykresik, na którym zaznaczone są tylko pozycje polskich autorów (razem 108).
Ogłoszenie na koniec
Jak mawiają Anglosasi – ostatnie, lecz nie najmniej ważne. Kiedyś marzyło mi się wydanie własnej papierowej książki, ale czas leci i na to się nie zanosi, a człowiek nie staje się coraz młodszy. Dlatego niedawno założyłam sobie „autorską stronę z opowiadaniami (nie tylko fantasy). Zapraszam do lektury.
koniec
9 lutego 2020

Komentarze

« 1 2
18 II 2020   10:18:59

@Fitz
No, nie nazwałabym Vimesa czy Ridcully'ego ciapowatymi... Natomiast istotnie, w pewnym momencie powieści zaczęły jakby zjadać własny ogon: fabuły "Muzyki duszy", "Kosiarza" i "Ruchomych obrazków" są niemal identyczne: na Dysku pojawia się coś wziętego z naszej współczesności, co okazuje się groźne lub przynajmniej niepokojące, ale w końcu bohaterowie to pokonują / usuwają. Na szczęście autor wyszedł z tego impasu i potem było już o wiele lepiej.

20 II 2020   12:05:14

Tak, trochę uogólnilem - ale wrażenie, że główne postaci w kolejnych tomach są ze znanej już sztancy, zawsze mi doskwierało. Czasem Pratchett fajnie się tym bawił, np. wersjami Dibblera w innych stronach - co pokazuje, o ile ciekawsze były w jego książkach właśnie postacie tła. Czy w ogóle samo tło. O dziwo, właśnie "Muzyka Duszy" i "Ruchome Obrazki" dla mnie pod tym względem wygrywają. Sparodiowana historia kręcenia filmów była dużo ciekawsza niż walka z takim czy innym Złem. Nie wiem, czemu akurat u Pratchetta tak mnie to gryzło - bo miałem też, jeszcze w czasach studiów, fazę na Kinga i Koontza - ale finalnie z Pratchettem i mną jest jak z niedobranym małżeństwem: mój jego odbiór to wynik całkiem sporej liczby bardziej i mniej uświadomionych osobistych preferencji i awersji, tym dokuczliwszych, im dłużej upierałem się czytać te Discworldy.

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Tryby historii
— Beatrycze Nowicka

Imperium zwane pamięcią
— Beatrycze Nowicka

Gorzka czekolada
— Beatrycze Nowicka

Kosiarz wyłącznie na okładce
— Beatrycze Nowicka

Bitwy nieoczywiste
— Beatrycze Nowicka

Morderstwa z tego i nie z tego świata
— Beatrycze Nowicka

Z tarczą
— Beatrycze Nowicka

Rodzinna sielanka
— Beatrycze Nowicka

Wiła wianki i to by było na tyle
— Beatrycze Nowicka

Supernowej nie zaobserwowano
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.