Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 25 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
80,0 (0,0) % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Czy książki czytają ludzi? Autorzy kontra czytelnicy

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 »

Agnieszka Hałas, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Czy książki czytają ludzi? Autorzy kontra czytelnicy

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Agnieszka: Zakres tego, co zostaje pokazane czytelnikowi, jest podobny w przypadku narracji w pierwszej osobie i w trzeciej z „bliskiej kamery”. Czujemy emocje tylko tego jednego bohatera, dowiadujemy się, co myśli, a jeśli postrzega rzeczywistość w określony sposób, to my też dostaniemy taki obraz. Najbardziej znanym przykładem takiego zabiegu jest cykl o Harrym Potterze, gdzie narracja jest trzecioosobowa, ale przez większość czasu (poza początkiem każdego z tomów) obserwujemy wydarzenia oczami Harry’ego.
Anna Cranberry Nieznaj: Narrator trzecioosobowy wcale, ale to wcale, nie musi być obiektywny wszechwiedzący, no skąd. Aż zaczęłam się zastanawiać, czy choćby w XIX wieku zawsze tak było. Akurat właśnie wczoraj rozmawiałam o „Księgach Jakubowych” i o tym, jak za pomocą prostej sztuczki – narracji (trzecioosobowej) z różnych punktów widzenia, ale nigdy z punktu widzenia Jakuba Franka – został uzyskany efekt taki, że do końca nie zostaje postawiona kropka nad „i”, czy Jakub to Boży człowiek i prorok, czy świadomy oszust. Zwłaszcza, że też przecież wcale nie jest powiedziane, że w obrębie powieści nie mógłby być jednocześnie prorokiem i robić złych rzeczy (pominąwszy gorszące – nawet tych z naszego – i postaci obserwowanych przez narratora – punktu widzenia obiektywnie złych).
Beata: Po uwadze na temat dwóch różnych książek zaczęłam się właśnie zastanawiać, w przypadku jak wielu moich lektur wizja autora rozminęła się z moim wyobrażeniem. Czy cała radość, jaką z nich miałam, była iluzją? Chyba nie umiem tego ubrać w słowa. Zawsze mi się wydawało, że sztuka jest mostem pomiędzy ludźmi, ale jeśli to tylko dwie połówki mostu, które się nie połączą, bo każda sięga w inne miejsce? Wychodzi jednak na to, że jesteśmy nieskończenie samotni.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Cranberry: Mam wrażenie, że nawet jeżeli czyta się tę samą książkę na różnych etapach życia, to widzi się w niej różne rzeczy (wcale niekoniecznie przyrostowo – po prostu zwraca się uwagę na inne rzeczy). Nie wydaje mi się, żeby to zaraz miało przekreślać unikalność komunikacji autor-czytelnik, tę telepatię, jak to King określił w autobiografii. Chociaż fakt, trochę jest tak, że to książki czytają ludzi. O nieekscytowaniu się zabrzmiało smutno. Może pora na jakiś czytelniczy ekscytujący skok w bok? Choć to oczywiście grozi chybionymi eksperymentami – no risk, no fun.
Beata: Co do pasji do lektury, z wiekiem ona się wykruszyła – choć oczywiście czytać dalej lubię, nie towarzyszą już temu takie wzruszenia jak kiedyś. Z nostalgią wspominam czasy dzieciństwa, kiedy książki naprawdę były bramami do innych światów. Pamiętam, jak czytałam coś Karola Maya i czy to dlatego, że podczytałam końcówkę, czy po prostu doszłam do wniosku, że sytuacja jest poważna – w każdym razie uznałam, że główny bohater umrze. Bałam się przewracać kolejne kartki, coraz szybciej przebierałam nogami z nerwów, aż wreszcie odłożyłam książkę nieskończoną. Uznałam, że w ten sposób „nie uśmiercę” tej postaci. Nawiasem pisząc, taki sposób myślenia przedstawił i wykorzystał Huberath w „Gnieździe światów”, gdzie bohater prosi czytelnika, by zarzucił lekturę, aby jego żona mogła nadal żyć. Problem w tym, że Ra Mahleine była tak antypatyczną postacią, że akurat „Gniazdo…” doczytałam z pewnym rodzajem mściwej satysfakcji.
WASZ EKSTRAKT:
60,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Agnieszka: Co do sztuki jako mostu – myślę, że tu możliwe są różne scenariusze! Bywa, że dochodzi do silnego pozytywnego rezonansu między czytelnikiem a książką, bo treści w niej zawarte trącają w nas jakąś głęboką strunę (ja tak miałam z „Władcą pierścieni” jako trzynastolatka, dla której ważnymi elementami tożsamości były A) czytanie baśni, B) jeżdżenie od siódmego roku życia na wakacje w górach: zakochałam się i wsiąkłam w baśniową opowieść o WĘDROWANIU). Bywa, że książka pokazuje nam rzeczy i miejsca kompletnie obce, ale tak fascynująco przedstawione, że w jakiś sposób nas to wzbogaca (tak miałam np. z „Requiem dla snu”). Bywa, że drażni i denerwuje, ale paradoksalnie to dobrze, bo daje do myślenia i pobudza nas kreatywnie (z czytelniczej frustracji i chęci napisania czegoś na nowo, inaczej, wzięło się mnóstwo pierwszych prób literackich, w tym na pewno spora część fanfików, które zapoczątkowały niniejszą dyskusję!). Najgorzej jest chyba, kiedy przeczytany utwór nie przemawia do nas w żaden sposób i pozostajemy obojętni.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Nigdy nie miałam natomiast poczucia, że obcowanie z literaturą powinno zawierać element duchowego porozumienia z autorem. To pewnie subiektywna kwestia, ale ja za młodu czytałam książki po to, żeby się zagłębiać w światy literackie i przeżywać dziejące się w nich historie, a z czasem moje potrzeby czytelnicze ewoluowały coraz bardziej w stronę poszukiwania nowych doznań, inspiracji, poszerzania horyzontów, podpatrywania i uczenia się (to już odruch osoby pracującej z literaturą). Może to niepokojące, ale nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czy czytam utwory literackie zgodnie z zamierzeniami autora. Chyba zakładałam, że moim zbójeckim prawem jako czytelnika jest czytać i interpretować tak, jak mnie się podoba… Ale nie doceniałam tego, jak radykalnie odmienne mogą być czytelnicze interpretacje tego samego tekstu! Niby na zdrowy rozum wiem, że tak jest (wystarczy przeczytać kilka recenzji tej samej książki); niemniej, Beato, właśnie udało ci się mnie zaskoczyć. Ra Mahleine antypatyczna?
Beata: Była bardzo ciekawa dyskusja kiedyś w komentarzach, na Katedrze bodaj, o interpretacji tekstu. Mnie i parę innych osób wychowano na na tłuczeniu nieszczęsnego „co autor miał na myśli” i choć nie raz słyszałam żarty na ten temat, takie podejście zapadło dość mocno. To chyba wynika z charakteru – raczej lubiłam pewność i jednoznaczność. Już jako małe dziecko zatruwałam życie babci i mamie, najpierw prosząc o opowiedzenie bajki, a potem co i rusz protestując, że „przecież jak opowiadałaś to poprzednim razem, to suknia Kopciuszka była niebieska, a nie różowa!”. Pamiętam, jak w podstawówce brałam udział w konkursie z mitologii greckiej. Żeby się porządnie przygotować, oprócz Parandowskiego pożyczyłam sobie jakieś dwa inne opracowania. I tutaj – zgroza, panie! – wersje się różniły, i to nie tylko losy bogów i bohaterów, ale nawet genealogie. Doprowadziło mnie to nieledwie do rozpaczy – no bo jak to, która wersja zatem jest „ta prawdziwa"? W komentarzowej dyskusji wypowiadała się też osoba, że współcześnie stawia się na różnorodność interpretacji. Ale jakkolwiek mogę sobie wyobrazić interpretację, która tekst wzbogaca, tak trudno byłoby mi uznać interpretację, która jest niepodbudowana sensownie w tekście.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Nie cierpiałam Ra Mahleine, wydawała mi się wstrętną jakąś babą zimną. Była taka scena, gdzie ona beznamiętnie stwierdza, że w pokoju leżą trupy, niech ktoś to posprząta. Niewiele o niej pamiętam, ale właśnie tę myśl „"zdychaj, babo!” w czasie lektury. Na poparcie dodam, że moja matka miała podobne (choć nie tak gwałtowne uczucia). Wydaje mi się, że tu może działać coś, co nazwę „syndromem kobiety niegodnej” – chodzi mianowicie o sytuację, w której autor tworzy postać kobiecą i opisuje, jak to bohater, czy bohaterowie bardzo ją kochają, poświęcają się dla niej, próbują ją ocalić itp. I teraz, jeśli bohaterka wydaje się warta tych zabiegów, to w porządku, ale jeśli człowiek się zastanawia, po co on tak się stara, co on w niej widzi, włącza się niechęć, a wręcz nienawiść. Sądzę, że z tego powodu nie lubiłam też Ciri (doprecyzuję, że w cyklu, bo jako mała dziewuszka była fajna) – wydawało mi się, że tyle postaci nadstawia za nią karku, rzuca dla niej wszystko, a czy ona na to zasłużyła?
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Agnieszka: Mnie Ra Mahleine zapisała się w pamięci po prostu jako spokojna introwertyczka, która najpierw przeszła straszną, dehumanizującą traumę transportu do Davabel, a potem rozchorowała się na raka – o ile pamiętam, to głównie te doświadczenia ją definiowały w oczach czytelnika, nie dostaliśmy zbyt wielu informacji o tym, jaka była wcześniej… Niestety czytałam tę książkę naście lat temu, a nie mam jej teraz pod ręką (ktoś sobie pożyczył mój egzemplarz i nie oddał) i nie mogę zweryfikować wrażeń z lektury. Co do nastoletniej Ciri zgadzam się, ona faktycznie może budzić antypatię od chwili, gdy dołącza do bandy Szczurów. Ale wydaje mi się, że mamy tu zagadnienie warte drążenia: bywa, że czytelnik jest do bohaterów inaczej nastawiony niż autor, inaczej interpretuje ich zachowania, jest ślepy na ich wady albo odwrotnie – przeszkadzają mu cechy, które w autorskim zamyśle miały budzić sympatię. Na pewno w dużym stopniu decydują o tym własne doświadczenia (tudzież obawy, kompleksy, uprzedzenia, ambicje…).
Cranberry: Być może oznacza to też, że należałoby przeczytać cykl Sapkowskiego raz jeszcze, kiedy pokoleniowo bliżej nam do Geralta i Yen (czyli autora), a nie do Ciri – bo to nie jest o byciu wychowywaną, ale o wychowywaniu. Jednym słowem – nie jest to „młodzieżówka” o Ciri, ale o tworzeniu relacji rodzicielskiej. Oczywiście chodzi mi tylko o jedną warstwę. Choć nie wiem, czy dam radę przezwyciężyć swoją niechęć do końcówki sagi (opowiadania i początek czytałam kilka razy).
« 1 2 3 »

Komentarze

25 I 2021   23:07:15

Bardzo zacna dyskusja. Jako fan Narni wtrącę się na marginesie marginesu. Aslan jest zdecydowanie pozytywną postacią, ale daleko mu do cukierkowatości. Nie jest żadną nadprzyrodzoną Mary Sue. Jest LWEM - często budzi niepokój, jego zachowanie bywa niezrozumiałe, potrafi być groźny i drapieżny. A im bohaterowie cyklu są starsi, tym Aslan wydaje się WIĘKSZY.

Oczywiście odbiór postaci jest kwestią indywidualną, ale IMO Lewis niczego nie skrewił w kreacji Wielkiego Lwa. Aslan nie stanowi po prostu schematycznej alegorii Chrystusa, tak jak Biała Czarownica nie jest po prostu Szatanem albo andersenowską Królową Śniegu. Z kolei Narnia nie jest kolorową wyklejanką dla grzecznych dzieci, bo mamy tam i zdradę, i śmierć, i nawrócenie, i cenę, którą trzeba zapłacić. A główni bohaterowie "Kronik" umierali zanim w fantasy stało się to modne... Z powszechnie znanych składników Lewis wypichcił smakowitą i mądrą baśń, której nie byłoby bez Aslana, tak jak nie byłoby "Władcy pierścieni" bez Gandalfa.

26 I 2021   00:15:19

Cała dyskusja krąży wokół kwestii "subiektywny odbiór postaci przez czytelników versus to, jak postać została wykreowana wedle reguł sztuki literackiej" i to rozróżnienie nie zawsze zostaje jasno podkreślone! Ja nie mam żadnych zastrzeżeń do tego, jak Lewis _skonstruował_ Aslana - koncepcyjnie jest bez zarzutu, rozumiem zamysł, symbolikę, wydźwięk - co nie przeszkadza mi tego nadętego, patronizującego złotego lwa serdecznie, żywo nie cierpieć, tak czysto prywatnie :) Mam ogromny sentyment do całego cyklu o Narnii, w dzieciństwie uwielbiałam te książki ("Lwa, czarownicę i starą szafę" przeczytałam samodzielnie w wieku zerówkowym), między innymi właśnie za brak cukierkowości (pod tym względem wyróżniają się zwłaszcza "Książę Kaspian", "Podróż Wędrowca do Świtu", "Koń i jego chłopiec" i "Srebrne krzesło") oraz za zręczne granie inspiracjami kulturowymi - co nie przeszkadza mi w dorosłym wieku zżymać się na Lewisa w tych momentach, kiedy ciut za mocno moralizuje. Choć "moralizuje" to chyba nawet nie jest właściwe określenie... Powiem tak: "Ostatnia bitwa" i "Siostrzeniec czarodzieja" zawierają dużo tego pierwiastka, który mnie drażni.

26 I 2021   00:51:17

Dziękuję za obszerną odpowiedź na mój komentarz. Owszem, Lewis moralizuje, ale robi to ze staroświeckim wdziękiem.

W "Siostrzeńcu" szczególnie lubię postać Jadis (o wiele ciekawszą niż we "Lwie, czarownicy i starej szafie") oraz wizję spustoszonego miasta Charn.

"Ostatnią bitwę" jako jedyną część przeczytałem już jako dorosły. Pewnie dlatego najsłabiej ją pamiętam. Mroczny klimat i zły bóg Tasz w tle. Tak czy siak palce lizać...

BTW Niedawno schrupałem dzieło Pani Susanny Clarke "Piranesi" Rzecz nowa i apetyczna, a jednocześnie bardzo wyraźnie zainspirowana "Siostrzeńcem czarodzieja"... Wygląda na to, że jeszcze nie czas Lewisowi do lamusa.

26 I 2021   02:18:48

Oooch, tak, spustoszone miasto Charn to było coś pięknego!!

Jadis (też ją lubię) jest po prostu - literalnie! - postacią, która zabłąkała się nie do tego świata, co trzeba ;) Myślę, że znacznie lepiej odnalazłaby się w realiach cyklu o Kane'ie Wagnera ;)

"Piranesiego" mam na liście tytułów do pilnego upolowania! Bardzo mi się podobała pierwsza książka tej autorki, figuruje teraz wręcz chyba w top 3 moich ulubionych książek (a na pewno w top 5).

26 I 2021   16:47:55

To nie było spustoszone miasto, tylko cały wymarły świat (Jadis rzuciła na siebie zaklęcie czegoś w rodzaju hibernacji, aby to przetrwać). O ile pamiętam, ogromne, czerwone słońce sugerowało, że planeta zbliża się do końca swego istnienia.

26 I 2021   20:29:08

@Ignite Właśnie dokładnie tak jest. Jadis jest postacią z INNEJ BAJKI. Biała Czarownica niemal na pewno była wzorowana na Królowej Śniegu Andersena(a ta z kolei na germańskiej bogini Holle/Hel, która tak jak Jadis była z pochodzenia olbrzymką). Prócz tego Jadis bardzo przypomina królową Babilonu z "Historii amuletu" Edith Nesbith (tamta królowa też zresztą przenosi się do Anglii).

Hmmm... Kane i Jadis? To mogłaby być zabójcza para.

@Achika Charn to zarazem nazwa miasta, jak i świata: https://narnia.fandom.com/wiki/Charn (coś jak Meksyk, ze stolicą w mieście Meksyk ;-)
Świat był wymarły z powodu zaklęcia rzuconego przez Jadis. Unicestwiło wszystkie istoty żywe oprócz niej. Pewnie dlatego zapadła w sen, bo ile można jeść konserwy?

28 I 2021   01:25:46

@El Lagarto - tak na marginesie: ciekawe, jak C.S. Lewisowi podobałaby się filmowa Biała Czarownica zagrana przez Tildę Swinton?? Myślę, że byłby zachwycony! Znalazłam ciekawy wywiad z Tildą o tej postaci:
https://movieweb.com/tilda-swinton-the-white-witch-of-narnia-speaks/

28 I 2021   08:15:03

El Uniquo jesteś :-)

31 I 2021   23:05:41

Wywiad z Tildą arcyciekawy. Zgadzam się. Lewis nie mógł sobie wymarzyć lepszej Białej Czarownicy. To Jadis najbardziej błyszczy w tej ekranizacji, choć Łucja też dawała radę.

Bardzo podobną rolę czarownicy zagrała Charlize Theron w "Królewnie Śnieżce i Łowcy" (i prequelu). Mimo, że jest świetną aktorką i bardzo ją lubię, to cóż... jako Zła Królowa Tilda bije ją na głowę.

01 II 2021   11:46:03

Mnie się Charlize bardzo podobała w części pierwszej, natomiast ten prequelo/sequel to była jakaś porażka scenariuszowa, zresztą pani Theron nie bardzo miała tam cokolwiek do zagrania.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.