WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić |
Stulecie Stanisława Lema: Jam jest robot hartowany, zdalnie prądem sterowany!Miłosz Cybowski, Adam Kordaś, Marcin Mroziuk, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski
Miłosz Cybowski, Adam Kordaś, Marcin Mroziuk, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad WągrowskiStulecie Stanisława Lema: Jam jest robot hartowany, zdalnie prądem sterowany!
Wyszukaj / Kup „Odtąd nikt już nie próbował najechać Kryonii, bo zabrakło głupców w całym Kosmosie, chociaż niektórzy mówią, że ich jeszcze sporo, a tylko drogi nie znają.”. Wielka szkoda, że drogę na naszą planetę znaleźli bez trudu… MM: „- O co ci chodzi? Kazałeś jej nic nie robić, więc nic nie robi! – Nieprawda. Kazałem jej zrobić Nic, a to co innego. – Też coś! Zrobić Nic, a nie zrobić nic, znaczy jedno i to samo. – Skądże! Miała zrobić Nic, a tymczasem nie zrobiła nic, więc wygrałem.” Do tego chyba nic nie trzeba dodawać… ASz: „Jam jest robot hartowany, zdalnie prądem sterowany, nitowany z każdej strony, wyklepany, uzwojony, stańcie nit przy nicie, a zaraz ujrzycie czworgiem swych żeliwnych gałek, jaki ze mnie zbrojny śmiałek.” Ale oprócz cytatów dodałabym ulubione sceny czy obrazy: zarodnik pleśni wypadający niezauważenie z niszczonego statku, albo królewski doradca zredukowany rozmiarowo do niewielkiej puszki z blaszanym ogonkiem i porwany przez podwodny przeciąg! To jest coś, co potrafi mi się w różnych momentach przypominać spontanicznie. • • • KW: A ulubiona bajka? Dla mnie chyba „Bajka o maszynie cyfrowej, co ze smokiem walczyła”. Celna, przewrotna, zabawna, ze świetną puentą. Czyli tak jak i pozostałe, ale jednak ta jakoś bardziej pamiętna… MM: W tym przypadku zgadzam się z tobą w stu procentach. Moim drugim faworytem są „Uranowe uszy”, które można odczytać również jako ostrzeżenie przed nadmiernym fiskalizmem. AK: Trudne pytanie… Mam wrażenie, że przy pierwszym podejściu za młodu najbardziej podobały mi się „Skarby króla Biskalara” – może dlatego, że to właściwie w dużej mierze prosta sensacyjna historia w stylu „Mission: Impossible” czy przygód agenta 007. Lubiłem też „Doradców króla Hydropsa” z ich doprowadzonym do absurdu wyścigiem po względy jeszcze nienarodzonego nowego władcy. „Jak Erg Samowzbudnik bladawca pokonał” ujął mnie rozmachem fantastycznych losów poszukiwaczy kluczyka do rozumu królewny Elektriny i przewrotnym morałem. Wspomniana „Bajka o maszynie cyfrowej, co ze smokiem walczyła” jest oczywiście świetna… Mroczne „Dwa potwory” i „Biała śmierć” z ich dusznym klimatem nieubłaganej zemsty dawnych władców wiszącej nad wszystkim, co żyje w metalu. „Przyjaciel Automateusza” jakże pięknie obrazujący przyjaźń tak absolutnie logiczną i ostateczną, że aż zupełnie nie do zniesienia. Ale jeśli chodzi o najbardziej zapadającą w pamięć, dla mnie bezkonkurencyjna jest „Bajka o królu Murdasie” z jej koszmarnym paranoicznym lękiem na ogromną skalę i sennymi marami mieszającymi się rzeczywistością. To jest po prostu horror, a nie bajka. ASz: Dla mnie horrorem była „Biała śmierć”, której ostatnie słowa jestem w stanie cytować nawet obudzona w środku nocy. Natomiast ulubiona z „Bajek"… hmmm, chyba „Doradcy króla Hydropsa”. No bo te podwodne roboty i tak klasyczne baśniowe zakończenie! • • • KW: „Bajki robotów” i „Cyberiada” często idą w parze, nierzadko wydawane w jednym tomie. Ale, mimo zbliżonej tematyki i w sumie też współdzielenia tego samego uniwersum, dla mnie zawsze były jednak odrębnymi dziełami – i nie będę ukrywał, że zdecydowanie preferowałem opowieści o Trurlu i Klapaucjuszu. Być może dlatego, że były bardziej… ludzkie? A może dlatego, że ta para bohaterów była znakomicie (nie)dobrana i świetnie prowadziła czytelnika po całym cyklu opowieści? AK: A dla mnie oba zbiory są nierozerwalnie połączone, między innymi właśnie przez perypetie słynnych konstruktorów. Jasne, że „Cyberiada” może wydawać się jakby doroślejsza (np. problem NFR czy powszechnej szczęśliwości, już o smok-matematycznych teoriach nie wspominając), ale generalnie tak trochę trudno mi twardo rozdzielać w wyobraźni to uniwersum. MM: Szczerze mówiąc, dla mnie oba tytuły tak bardzo zlały się w całość, że bez zaglądania do książki nie potrafiłbym określić, z którego zbioru pochodzi dany tekst. KW: Wydaje mi się, że jednak o tej inności decydują tu głównie bohaterowie – wszak Trurl i Klapaucjusz to postacie z krwi i kości… to znaczy, chciałem powiedzieć, z blaszek i śrubek, wyraziści, świetnie nakreśleni, doskonale skontrastowani. Niosą te cyberiadzkie historie na sobie, budzą większe przywiązanie emocjonalne czytelnika. Bo w sumie przecież i oni trafiają do takich samych niespecjalnie przyjemnych cyberwładców, jacy zaludniają (zarobociają?) opowiastki z „Bajek robotów”. • • • KW: Team Trurl czy team Klapaucjusz? ASz: Chcesz powiedzieć, że odróżniasz ich od siebie? KW: Oczywiście! Zawsze preferowałem Trurla. ASz: On był chyba w sumie głównym bohaterem tak naprawdę? Z tym nieodróżnianiem żartowałam, Trurl wydawał mi się jakby bardziej wyluzowany, więc można powiedzieć, że go lubiłam nieco bardziej, ale musiałabym przeczytać wszystko od początku, żeby sprawdzić, czy nadal tak uważam. Poza tym nie jestem zwolenniczką „teamów kogoś”. KW: Głównym bohaterem – chyba tak, ale to dlatego, że był bardziej aktywny. Trurl wymyślał, dążył do realizacji celów, Klapaucjusz z popcornem w ręku rozkoszował się jego porażkami i gimnastykował swój sarkazm („Jeśli to jest wszystko… – rzekł Klapaucjusz, który był teraz uosobieniem wykwintnej uprzejmości”). Ale przyznam, że lubiłem te momenty, gdy działali ramię w ramię, jak choćby w przypadku „Wyprawy drugiej, czyli oferty króla Okrucyusza”. Przecież efekt ich kooperacji to był majstersztyk! ASz: Tak! To moje ulubione opowiadanie z „Cyberiady”. Kocham fragment, w których uwięzieni konstruktorzy doprowadzają do załamania nerwowego królewskich szpiegów oraz szyfrantów. „Za czym spod ich rąk wypełzła szara myszka cynowa, która puszczając pyszczkiem bańki mydlane, zarazem biegała po stole, a spod ogonka sypał się jej biały kredowy pył tak kunsztownie, iż powstał z tego kaligrafowany napis: A WIĘC NAPRAWDĘ NAS NIE KOCHACIE? Nigdy jeszcze w dziejach królestwa naczelnicy tajnej policji nie zmieniali się tak szybko”. AK: Niby w cokolwiek toksycznej wzajemnej konstruktorskiej rywalizacji wart Klapaucjusz Trurla, a Trurl Klapaucjusza, ale ja też jednak bardziej lubię Trurla. On tak zawsze się szalenie stara dokonać czegoś niezwykłego, miewa takie dobre chęci – a że wychodzi mu jak zwykle… Cóż. I wtedy wkracza Klapaucjusz złośliwą krytyką, dolewając oliwy do ognia. Trurl też oczywiście wcale idealny nie jest, ale Klapaucjusz jednak ma w sobie coś takiego drażniącego nad wyraz, nawet jeśli trudno nie przyznać mu czasem racji. Zresztą za „Wielkie lanie” Klapaucjusz ma u mnie w ogóle wielkiego minusa, bo tu się objawił wręcz jego sadyzm i zwyczajna wredność. MM: Chyba jesteś trochę niesprawiedliwy dla Klapaucjusza, bo jednak pod wieloma względami obaj konstruktorzy byli siebie warci. Przecież w „Wielkim laniu” Trurl w istocie dopuścił się oszustwa, które się na nim początkowo zemściło, a i tak potrafił w tym przypadku odwrócić kota ogonem, przekuwając swą porażkę w sukces (wszak w końcu dostał nawet order od króla). Nie zapominajmy zaś, że Klapaucjusz pracował nad identyczną Maszyną do Spełniania Życzeń, tyle że Trurl swoją wcześniej skończył… AK: W istocie Trurl oszukiwał i w ogóle kryształowy jako żywo nie jest, ale nie wiemy, czy w sytuacji odwrotnej Trurl, przejrzawszy podstęp Klapaucjusza, też w ramach „nauczki” postanowiłby go zwabić do swojej piwnicy i z wyraźną przyjemnością sprać na kwaśne jabłko. To takie zwyczajnie marne było oraz mocno niewyszukane jak na zemstę wykoncypowaną przez geniusza. Mam w ogóle wrażenie, że z tej tyleż genialnej, co cokolwiek niestabilnej emocjonalnie dwójki Klapaucjusz ma jednak jakby znaczniejsze odchyłki od normy (o ile coś takiego jak „norma” daje się odnieść do niemal wszechmocnych bytów ;) ). • • • |
„Bajki robotów” to dla mnie arcydzieło prozy, ze wszystkich wspomnianych w tekście powodów, jedna z moich najulubieńszych książek od lat; czytałem je już w podstawówce (właśnie we wspomnianym wyżej wydaniu kieszonkowym), natomiast do „Cyberiady” nigdy się nie przekonałem, to już jest o wiele bardziej ciężkostrawne, nigdy nie umiałem się w tym odnaleźć.
Od lat też intryguje mnie, w jaki sposób w „Bajce o maszynie cyfrowej, co ze smokiem walczyła” został przełożony na angielski ten fragment: „zamiast elektrosmoka zrobiła się z tego słowa elektrosmoła” (smok -> smoła), tym bardziej że nawet po polsku jest to dość karkołomne (pierwsze słowo jest w dopełniaczu, drugie w mianowniku).
Nie miałem dość sił, by wziąć udział w dyskusji na satysfakcjonującym mnie poziomie, przeto zaznaczę tylko, że — po pierwsze — zawsze bliższa mi była „Cyberiada”, po drugie — mocno je odróżniam najpewniej także stąd, że w szkole były „Bajki...”, chociaż z drugiej strony nic z tych lekcji na szczęście nie pamiętam, po trzecie — nic mnie tak nie uwiodło, jak nieśmiały cybernetyk potężne ekstrema poznający.
Tfu, jak tak może być, że owe bladawce, krętki białkowe na włóknie węglowo-azotowym zbudowane, dyskutują nad mądrością naszych ksiąg przedwiecznych, przez legendarnego CyberLEM-a spisanych. Trza będzie GOLEM-a na nich napuścić, niech dokona dogłębnej analizy stochastycznej i rozbioru tegoż zbioru pustego.
Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.
więcej »Pisanie pod pseudonimem było u zarania powojennej niemieckojęzycznej SF często koniecznością – jednak i dzisiaj istnieją dobre powody, aby korzystać z takiego zabiegu. Poniżej dwa typowe przykłady.
więcej »„Jego twórczość pozostała bez większego wpływu” – tak radykalnie, a zarazem wielce niesprawiedliwie, brzmiał werdykt niemieckiego „Leksykonu literatury SF” (1988) w stosunku do prozy pierwszego Brytyjczyka, który pisał dla słynnego „Amazing Stories”.
więcej »Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Do księgarni marsz: Sierpień 2015
— Esensja
Lista Przebojów Książkowych: Notowanie XXII – czerwiec 2012
— Esensja
Lista Przebojów Książkowych: Propozycje – czerwiec 2012
— Esensja
Lista Przebojów Książkowych: Notowanie XXI – maj 2012
— Esensja
Lista Przebojów Książkowych: Propozycje – maj 2012
— Esensja
Lista Przebojów Książkowych: Notowanie XX – kwiecień 2012
— Esensja
Lista Przebojów Książkowych: Propozycje – kwiecień 2012
— Esensja
Lista Przebojów Książkowych: Notowanie XIX – marzec 2012
— Esensja
Lista Przebojów Książkowych: Propozycje – marzec 2012
— Esensja
Do księgarni marsz: Marzec 2012
— Esensja
Pijane ślimaki prowadzą śledztwo
— Mieszko B. Wandowicz
Pogrzeb pośród mgławic
— Mieszko B. Wandowicz
O korzyściach z bycia ślimakiem (śluzem na marginesie „Głosu Pana”)
— Mieszko B. Wandowicz
List znad Oceanu
— Beatrycze Nowicka
Lem w komiksie
— Marcin Knyszyński
Przeciętniak w swym zawodzie
— Agnieszka Hałas, Adam Kordaś, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski
Zawsze szach, nigdy mat
— Marcin Knyszyński
Świadomość jako błąd
— Marcin Knyszyński
Człowiek jako bariera ostateczna
— Marcin Knyszyński
Nie wszystko i nie wszędzie jest dla nas
— Marcin Knyszyński
„W zeszłym roku nie miałem wakacji”
— Joanna Kapica-Curzytek
Esensja czyta: Wrzesień 2013
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Alicja Kuciel, Paweł Micnas, Beatrycze Nowicka
Panie Stanisławie, Mrogi Drożku!
— Marcin T.P. Łuczyński
Esensja czyta: Kwiecień-czerwiec 2010
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski
Przeczytaj to jeszcze raz: Social-fiction
— Daniel Markiewicz
Dialogi
— Janusz A. Urbanowicz
Krótko o komiksach: Sielanka nigdy nie trwa wiecznie
— Marcin Mroziuk
„Szalony Kojot” przez dwie chmury?
— Marcin Osuch
Reacher: Sez. 2. odc. 4. Zabójcze kreacje wieczorowe
— Marcin Mroziuk
Aparat, góry, człowiek
— Marcin Osuch
Reacher: Sez. 2. odc. 3. Konfrontacja jest lepsza niż bezczynne czekanie
— Marcin Mroziuk
Reacher: Sez. 2. odc. 2. W śledztwie liczą się szczegóły
— Marcin Mroziuk
Niech prezydent się tym zajmie
— Marcin Osuch
Po komiks marsz: Marzec 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Reacher: Sez. 2. odc. 1. Specjalna grupa śledcza na celowniku
— Marcin Mroziuk
W krainie Wojennego Młota: Luty 2024
— Miłosz Cybowski
Również traktuję Bajki Robotów i Cyberiadę jako całość, szczególnie po tym całościowym wydaniu obu zbiorów w jednym woluminie z ilustracjami Mroza. A przezabawnych tekstów jest wiele, mnie szczególnie bawiła końcówka opowiadania o Wuchu, w której Automateusz dość osobliwie się zachowywał (np. kręcił się bodajże - ciekawe dlaczego - koło wielkiego młota parowego w jakimś zakładzie). Jasne że wyrecytuję z pamięci wiersz o Cyprianie Cyberotomanie ceniącym czule itd., choć nie mogę darować, że Trurl zastopował w pół zdania Elektrybałta, kiedy ten zaczął deklamować wierszyk o Gniewnym Gienku Gieneratorze... Też uważam, że niektóre z bajek jako lektura szkolna to strzał kulą w płot. Na szczęście przygodę z Lemem zacząłem od opowiadań o Pirxie, co dla 11-12-latka czytającego wiele książek było czymś w sam raz (przeczytanych w wieku lat 9 "Dzienników gwiazdowych" nie liczę, bo byłem za młody by te nie takie łatwe teksty ogarnąć, by docenić wizjonerstwo oraz obecny w tym dziele - wg mnie to opus magnum autora - specyficzny Lemowy humor). Dzięki temu chętniej sięgnąłem po kolejne książki naszego Koryfeusza, ale z racji humoru Cyberiadę (w ujęciu całościowym) nieustająco lubię do dziś.