Pisanie o pisaniu czyli warsztaty literackie dla początkującychAgnieszka ‘Achika’ SzadyPisanie o pisaniu czyli warsztaty literackie dla początkującychDidaskalia powinny pojawiać się w tekście na tyle często, żeby czytelnik nie gubił się w tym, która z postaci wypowiada daną kwestię. Jeżeli rozmawiają dwie osoby, wystarczy tylko od czasu do czasu wtrącać te informacje, co oczywiście nie oznacza, że koniecznie mają one przybierać formę „powiedział (krzyknął, szepnął, zapytał, warknął itp.) + imię”. Lepiej jest przeplatać dialog opisami mimiki i gestykulacji bohaterów i tego, co robią w trakcie rozmowy – oczywiście również bez przesady, aby tekst nie sprawiał wrażenia sztuczności. Trzy postacie powoli przedzierały się przez dżunglę, pokonując błotniste wykroty i przełażąc przez spróchniałe pnie. Nagle zza ściany zieleni pojawił się na wpół rozwalony mur. – Ciekawe, co to może być – Romek zadarł głowę, żeby lepiej obejrzeć wieńczące przeszkodę rzeźby skrzydlatych tygrysów. A’Tomek zareagował w typowy dla siebie sposób: – Tytus, pójdziesz na zwiady. Nie rób takiej miny, wspinasz się najlepiej z nas wszystkich. – Ja?! Nigdzie nie pójdę – de Zoo nie dał się wziąć na lep komplementu. – To może być jakaś pułapka. Dowódca wyprawy zastanowił się. – Masz rację. Romek będzie cię ubezpieczał, a ja się zdrze… to jest, zostanę na straży. – O nie, spryciarzu, jak mamy iść, to wszyscy trzej – zaprotestował Romek, dla podkreślenia swojego protestu siadając na korzeniu wielkiego drzewa. A’Tomek przyjrzał się jemu, potem Tytusowi, wreszcie niechętnie stwierdził: – No dobra. Zróżnicowanie języka, którym posługują się poszczególne osoby, bardzo pomaga w dialogach, jednak i wtedy nie należy rezygnować z didaskaliów, ponieważ ubarwiają scenę i pomagają lepiej sobie wyobrazić całą scenę, a w dodatku można w nich przemycić sporo informacji na temat np. wyglądu postaci czy otoczenia. – Co tu się dzieje? – Bożena wpadła do pokoju organizatorów jak mały, okrągły pocisk. – Anka mówi… o Boże!!! – jęknęła, gdy jej wzrok padł na rozciągnięte wśród pudeł z nagrodami ciało w znajomej kraciastej koszuli. Drejk, który badał leżącemu puls, wyprostował swą zwalistą postać. – Nie żyje – oznajmił grobowo. Ignis trzęsącymi się rękami wydobyła telefon z kieszeni bojówek. – Czy przed alarmowymi wykręca się kierunkowy? – Słuchajcie, a może to wszystko to jakiś LARP? – Sylwia zwana Silvarą nerwowo przeczesywała palcami pasma długich blond włosów, patrząc bezradnie na zebranych. Do Bożeny nagle dotarło, co robi Ignis. – Zwariowałaś? Nie dzwoń nigdzie! – próbowała wyrwać jej z ręki telefon, ale powstrzymał ją Drejk. – Musimy wezwać policję. – Oszaleliście? Zamkną nam konwent! – Nic nie zamkną, to nie atak terrorystyczny. – Drejk, puść mnie, do diabła! – Cofnijcie się, zadepczecie ślady! – krzyknęła Ignis. Drejk obejrzał się na nią. – Jakie ślady? – Jakiekolwiek. Jak widać, w końcowym fragmencie, dla dodania dynamiki tekstowi, didaskaliów prawie w ogóle nie ma, a mimo to i tak można się łatwo domyślić, kto co mówi (jednak dłuższy dialog napisany w ten sposób prawdopodobnie byłby męczący w czytaniu). Podobnie we fragmencie, w którym jedna z postaci wyciąga telefon, a potem pada pytanie o numer – dodawanie „spytała Ignis” jest w tym momencie zbędne. Dwa słowa o podstawowych zasadach interpunkcji w dialogach, bo pytanie o to powtarza się dość często.
– Policja już jest – powiedziała Sylwia, wyglądając przez okno. – Tak szybko?! – zdumiała się Ignis. – Ktoś zamordował koordynatora konwentu – wyjaśnił Drejk oficerowi policji. – Nie było żadnych świadków. – Myślę, że zabito go nożem – policjant chytrze przymrużył oczy – który leży pod tamtą szafką. – Przeszedł w róg pomieszczenia, przykucnął i wyciągnął narzędzie, chwytając je przez foliową torebkę. Może też być tak: – Myślę, że zabito go nożem, który… – policjant chytrze przymrużył oczy – leży pod tamtą szafką. – Ja niczego nie widziałem. – Siedzący w dyżurce Lucek z kamienną twarzą wpatrywał się w przestrzeń. Część 6. Napięte kusze w jukach, czyli słówko o logice i realiach Do tego tematu pasuje cytowany już fragment z maczugą ogra, która zaczyna istnieć dopiero w momencie, kiedy jest potrzebna autorowi do akcji. Przypadki, kiedy autor zdaje się zapominać, co pisał parę zdań czy akapitów wcześniej, są całkiem nierzadkie i zdarzają się nawet profesjonalnym pisarzom – oni jednak mają w wydawnictwie redaktora, któremu płaci się za to, aby wyłapywał kwiatki w stylu bohatera strzelającego z rewolweru, który chwilę wcześniej spadł mu do przepaści. Początkujący autor musi nauczyć się sam kontrolować to, co pisze, aby nie narazić się na śmieszność. Przeczytajmy poniższy opis nocowania w lesie: Eragon zbudził się o świcie. Jego posłanie było całkiem przysypane śniegiem, który padał całą noc, lecz płaszcz z lwiego futra ochronił chłopca od mrozu. Słońce z trudem przebijało się przez chmury, wiatr przyginał drzewa do ziemi. Eragon obudził pozostałych towarzyszy. Z trudem rozpalili ognisko w błotnistej ziemi i upiekli na nim resztki zamarzniętego na kamień mięsa z kolacji. Tutaj błędy wynikają głównie z nieznajomości realiów (jeżeli pada śnieg, to temperatura jest w okolicach zera, nie ma więc mrozu mogącego zamrozić mięso na kamień) lub niezwracania na nie uwagi (jeżeli wiatr jest tak silny, że przygina drzewa, to bohaterowie prawdopodobnie nie zmrużą oka, bojąc się spadających połamanych gałęzi, a posłanie będzie raczej zawiane śniegiem niż przysypane. I skąd tam raptem błoto?). W opowiadaniu, na którym się wzorowałam, było jeszcze weselej: w jednym zdaniu pościel (sic!) była sucha, w drugim posłania „zalewały strugi błota”, zaś towarzysze bohatera byli przez niego budzeni, choć „nie zmrużyli tej nocy oka”. I, niestety, był to dość typowy przykład tego, że autorzy czasem piszą co popadnie, byle ładnie i dramatycznie brzmiało, kompletnie przy tym zapominając, co napisali dosłownie przed chwilą. I potem mamy zdania w stylu: Była ciemna i burzliwa noc, a światło księżyca odbijało się w oknach zamkowej wieży… A jednocześnie – ach, jak tacy autorzy potrafią iść w zaparte! „A może w tym świecie może być mróz i błoto jednocześnie?”, „A może tam są lwy podbiegunowe, tak jak u nas tygrysy syberyjskie?”, „Oj tam, była burza, ale przecież księżyc mógł na chwilę wyjrzeć przez chmury, co nie?”… O ile jeszcze lwy podbiegunowe można od biedy przełknąć, jeżeli autor dostatecznie przekonująco je przedstawi, o tyle nieuzasadnione wyczynianie cudów z podstawowymi prawidłami fizyki i biologii spotka się z potępieniem większości czytelników (nie wszystkich, bo istnieje frakcja, która uważa, że istotnie autor ma prawo pisać, co mu się żywnie podoba i na przykład wmawiać czytelnikowi, że najlepszą metodą znoszenia upału w trakcie podróży czołgiem po pustyni jest rozebranie się do naga i jechanie na pancerzu tegoż czołgu). To nie jest tak, oczywiście, że autor nie ma prawa wymyślać własnych światów z oryginalnym klimatem, roślinnością, fauną i czym tam jeszcze. Ale ta oryginalność musi być logiczna i przemyślana, a nie składać się z przypadkowo podobieranych elementów z naszego świata, typu tropikalne wrzosowiska, na których pasą się brontozaury. Spotkałam się z przypadkami, kiedy autor, na przykład, kazał jednej z postaci walczyć mieczem zrobionym ze złota, po czym na zarzuty, że to przecież zbyt miękki metal, odpowiadał: „Oj tam, czepiacie się. Przecież to świat fantasy, to może złoto jest tam inne niż u nas”. Tyle tylko, że świat, który generalnie wygląda dokładnie jak nasz, a wyjątki od tej dokładności pojawiają się wyłącznie na życzenie autora, jest światem kiepsko skonstruowanym. Tak jak w tym hipotetycznym dialogu autora z czytelnikiem: Czytelnik (na osiemdziesiątej czwartej stronie powieści): Zaraz, dlaczego napisałeś, że napoili konie w morzu? Przecież konie nie piją słonej wody! Autor: Oj, bo wiesz… to są konie genetycznie zmienione i one mogą pić słoną wodę. Czytelnik: Przez poprzednie osiemdziesiąt trzy strony ani słowa o tym nie wspomniałeś. Było tylko, że bohaterowie jadą na koniach i już. Autor: A bo to o wszystkim trzeba tak zaraz pisać? Przecież chyba każdy się domyśli, że jeżeli piją słoną wodę to są inne niż nasze… No więc właśnie nie. Każdy się domyśli, że autor nie zastanawiał się zupełnie nad tym, co pisze, a teraz rozpaczliwie próbuje odwrócić kota ogonem. Podsumowanie Rada, żeby każdy napisany przez siebie tekst „odleżakować” w przysłowiowej szufladzie – której rolę coraz częściej spełnia twardy dysk – przynajmniej trzy tygodnie, a najlepiej trzy miesiące, jest tak często powtarzana, że stała się już truizmem, jednak sądząc po jakości niektórych opowiadań umieszczanych na forach dyskusyjnych, autorzy nie tylko tego nie robią, ale nieraz w ogóle nie czytają swojego utworu po napisaniu… Jeżeli ma się zaufaną i mocną w polszczyźnie osobę, można jej dać tekst do tak zwanego zbetowania (od ang. beta-reader) – na niektórych literacko zorientowanych forach, takich jak np. potterowskie forum Mirriel, istnieją wręcz dyżurni beta-czytelnicy, wyłapujący, zanim tekst ujrzy światło dzienne, różne potknięcia językowe, skróty myślowe czy błędy merytoryczne. Dobrą metodą jest też czytanie tekstu komuś na głos lub słuchanie, jak ktoś go czyta – pozwala to przede wszystkim wyłowić masę powtórzeń, no i kiedy damy tekst do głośnego odczytania komuś, kto go przedtem na oczy nie widział, może się okazać, że ta cała interpunkcja to jednak nie jest wymysł mający wyłącznie utrudniać ludziom życie… Oczywiście, kiedy już opanujemy warstwę językową, pozostają nam zagadnienia takie, jak zawiązywanie i prowadzenie akcji, kreacja bohatera czy rozmieszczenie w tekście punktów kulminacyjnych. Ale to, jak mawiał Kipling, zupełnie inna historia… • • • Lektury obowiązkowe:
Lektury pomocnicze:
1) Owszem, Dan Brown w „Kodzie Leonarda” trzy razy w obrębie kilkunastu stron tłumaczył czytelnikowi, co to jest cilice. Ale on widocznie od początku uznał, że pisze dla idiotów. Owszem, Dorota Terakowska w „W krainie kota” niemal w każdym rozdziale od nowa wyjaśniała czytelnikowi, gdzie jest i co robi bohaterka. Ale ona widocznie od początku uznała, że pisze dla osób z zanikami pamięci…
2) Oczywiście, w książkach możemy niekiedy napotkać długi dialog, który składa się wyłącznie z wypowiedzi bohaterów, bez żadnych didaskaliów, a mimo to czytelnik doskonale wie, kto z kim rozmawia i kto co w danej chwili robi – doskonałe przykłady to dialogi Ciri z Lambertem, Geraltem, Triss czy Vesemirem z „Krwi elfów” Sapkowskiego – jest to jednak wyższa szkoła jazdy, do której początkujących nie zachęcam. |
Jeśli o opisy postaci rzecz idzie, to w obie strony nie można przeginać. Na przykład wczesny Parnicki (późny opisy darował sobie w ogóle, konstruując powieści wyłącznie z dialogów) potrafił przez 20 stron trzymać w tajemnicy wiek bohatera, by po kolejnych pięćdziesięciu poinformować, że jest np. rudy (a dodajmy, że bynajmniej nie chował on przez ten cały czas głowy pod czapką). Nieco to denerwujące dla czytelnika, który sobie już zdążył powoli wyrobić w wyobraźni jakiś wizerunek postaci. Więc o ile nie nie należy przesadzać z rozbudowanymi opisami, to lepiej wszelkie najważniejsze informacje rzucić w miarę od razu.
@Wołodyjowski
Dlaczego ci się nie podoba krytyka? Szczególnie, że jest to konstruktywna krytyka. Osobiście chciałbym mieć kogoś, kto mógłby mi po prostu palcem wskazać i powiedzieć 'o, tutaj to zmaściłeś', prosto z mostu, bo wiem, że to dobre. Poradnik ciekawy, dopiero zacząłem czytać i już wiem, że mi da mi do myślenia i pomoże. Co najważniejsze z rzeczywistymi przykładami.
Szukałam czegoś, z kim mogłabym się podzielić swoją wiedzą i umiejętnościami w prozie poetyckiej, opowiadaniach itp. Od początkującej do coraz głębszej wiedzy. Długo myślałam co mam zrobić z moim talentem i pasją. Szukam jakiś rad na temat gdzie mogłabym poszerzać swoją wiedze. Jakaś srona internetowa, kółko poza wychodzeniem z domu. Jeśli ktoś jest zainteresowany proszę pisać na onet.poczta, e-mail: * kamila.boruslawska615@vp.pl * .
Nie twierdzę, że to jest złe, wręcz przeciwnie, ale jak dla mnie to trochę za ostro.
Czy ja wiem... Nie wydawało mi się, gdy czytałam. Zapada w pamięć, a przykłady są obrazowe.
Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?
więcej »Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.
więcej »Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Bardzo fajny, pomocny poradnik, ale nie podoba mi się ta twoja krytyka pod każdym tekstem innych autorów. Pomijając bardzo przydatny i chyba najlepszy poradnik jaki znalazłem.