Dorabianie gęby DukajowiEsensja.pl Esensja.pl Maciej Guzek w artykule „Niegotowi na arcydzieło?” („NF” 5/2008) postanowił wytłumaczyć i objaśnić, dlaczego Jacek Dukaj wzbudza w nas miłość i zachwyt. Dlaczego płaczemy, czytając cudną powieść „Lód”? Hm… Dlaczego? Dlatego, panie i panowie fantaści, że Dukaj wielkim pisarzem jest!
Dorabianie gęby DukajowiMaciej Guzek w artykule „Niegotowi na arcydzieło?” („NF” 5/2008) postanowił wytłumaczyć i objaśnić, dlaczego Jacek Dukaj wzbudza w nas miłość i zachwyt. Dlaczego płaczemy, czytając cudną powieść „Lód”? Hm… Dlaczego? Dlatego, panie i panowie fantaści, że Dukaj wielkim pisarzem jest!
W artykule opublikowanym na łamach majowej „Nowej Fantastyki” Guzek bierze na tapetę problem „recepcji »Lodu« w środowisku fantastów”. Pytanie wydaje się słuszne – co sprawia, że z jednej strony mamy entuzjastyczne recenzje najnowszej powieści Dukaja w prasie ogólnopolskiej („Tygodnik Powszechny”, „Lampa”, „Gazeta Wyborcza” 1)), a z drugiej narzekania krytyków i czytelników związanych z fantastyką? Problem ciekawy – gorzej z odpowiedzią. Bo zamiast spróbować zastanowić się nad zagadnieniem, autor „Niegotowych…” wpada w belferski ton i zaczyna pouczać. Czytając tekst Guzka w „NF”, miałem wrażenie, jakbym gdzieś już słyszał podobne argumenty. Kwieciste sformułowania, specyficzny dobór przykładów ilustrujących tezy autora… Na Jowisza, przecież to belfer Bladaczka! „Nieroby, nieuki, mówię wam przecież spokojnie, wbijcie to sobie dobrze w głowy […] kochamy Juliusza Słowackiego i zachwycamy się jego poezjami, gdyż był on wielkim poetą”. Wystarczy tylko podmienić nazwiska i mamy: „Jacek Dukaj stworzył powieść wielką”, „Genialna stylizacja” albo: „Gierosławski […] jest postacią świetnie literacko skrojoną”. Nie byłoby sprawy, gdyby rozczulanie się nad „Lodem” ująć w formę osobistej wypowiedzi – w końcu nic nam do tego, co się Guzkowi podoba. Niestety, twórcy artykułu nie wystarcza własny zachwyt – chce, żebyśmy razem z nim wpadli w czytelniczą ekstazę. W swoim artykule udowadnia fantastom, że „Lód” trzeba kochać, zachwycać się i płakać nad nim. Autor zaczyna wywód od iście biblijnego podziału na owce dobre i złe. Przysłowie mówi, że kiedy nie ma wroga, należy go sobie stworzyć. Guzek zaczyna swój wywód od wrzucenia wszystkich nierobów i nieuków, którym nie podobał się „Lód”, do jednego worka. Na pierwszy ogień idzie niżej podpisany i jego nieszczęsne 70% ekstraktu dla książki Dukaja. Żeby dodać dramatyzmu sytuacji, Guzek przytacza przykłady – autora „Lodu” nie doceniają, a taki „Renegat” Magdy Kozak dostał w Esensji aż 80%. Hańba! Autor pomija jakoś milczeniem, że wspomniany „ Renegat” dostał różne noty – między innymi oceniony został na 20%. Zresztą Guzek w tym momencie strzela gola do własnej bramki, bo porównując Dukaja z Kozak, pokazuje, że twórczość autora „Lodu” to literatura popularna nie najwyższych lotów. To tak, jakby zestawiać ze sobą Wojciecha Kilara i Piotra Rubika i zastanawiać się, który lepszy. Ale co tam fakty – liczy się przesłanie. Więc Guzek do jednego worka wrzuca krytyczne recenzje „Lodu”, jakieś wypowiedzi internautów znalezione na forach i tajemniczych „fantastycznych intelektualistów” (to ostatnie brzmi prawie jak Liga Niezwykłych Dżentelmenów). Istny kogel-mogel. Żeby jednak wywód wyglądał choć trochę sensownie, autor „Niegotowych…” wyciąga z tej skotłowanej masy, co mu pasuje, i celnymi ciosami miażdży wypowiedzi fantastów-nieuków. No bo co to w ogóle za czytelnicy? Albo wymagają za dużo od Dukaja (nie napisał „Perfekcyjnej niedoskonałości 2”), albo wręcz przeciwnie – za mało (żądania „idealnego czytadła”). Ponadto nie znają literatury światowej, przez co wpadają w kompleksy i – wreszcie – nie są tacy jak „głównonurtowcy”. Autor, zatracając się w krytyce, nie dostrzega jednak o wiele istotniejszego problemu – przyprawiania gęby Dukajowi. W cytowanym już „Ferdydurke” jest bardzo ciekawy dialog, który idealnie pasuje do „Niegotowych…” Guzka. Oto rozmawiają ze sobą Nauczyciel i Gałkiewicz – oczywiście o tym, dlaczego Słowacki „nas zachwyca”. Gałkiewicz mówi: „A mnie nie zachwyca”, na co belfer: „To prywatna sprawa Gałkiewicza. Jak widać, Gałkiewicz nie jest inteligentny. Innych zachwyca”. Coś podobnego zdaje się mówić Guzek: „Lód” nie zachwyca? No to nie jesteście inteligentni. Na dowód tego jakże trafnego spostrzeżenia autor przytacza koronny dowód: getto. Po prostu czytelnicy fantastyki to jeden przez drugiego same nieuki, które nigdy nie wyjrzały poza koniec własnego nosa, zanurzonego w powieściach Sapkowskiego czy innej Białołęckiej. Dlatego nie potrafią dostrzec, że Dukaj napisał „książkę dyskutującą z wielkimi tradycjami literackimi”. Zaraz potem Guzek sam sobie przeczy, bo przytacza przykłady „prawowiernych” recenzentów (Cetnarowski, Matuszek), którzy mimo że fantaści, nie narzekają na „Lód”. Więc są jednak jacyś sprawiedliwi? Ale tylko dlatego, że czytają też „głównonurtową” literaturę. Guzek jakoś nie zauważa, że nie istnieje żaden „główny nurt”, tak samo jak nie istnieje już „getto fantastyki” – są to określenia sztuczne, nieprzystające do dzisiejszej rzeczywistości. Przykłady Cetnarowskiego czy Matuszka, które według autora „Niegotowych…” mają świadczyć o braku oczytania reszty fantastów-nieuków, dowodzą czegoś dokładnie odwrotnego. Podział na odbiorców fantastyki i tych, którzy czytają literaturę „głównonurtową”, nie istnieje. Żyjemy w czasach hiperrzeczywistości, w której kultura popularna nie jest oddzielona murem od kultury wysokiej – obie przenikają się wzajemnie. Wystarczy sięgnąć do Slavoja Žižka, który czerpiąc z Freuda czy Lacana, analizuje filmy o Jamesie Bondzie, albo Jeana Baudrillarda czy Michela Houellebecqa. Dzielenie czytelników Dukaja na fantastów-nieuków i głównonurtowych piewców to niczym nieuprawnione uproszczenie problemu. Guzkowi może to pasuje, bo dzięki takiemu podziałowi ma „dobrych” i „złych” czytelników „Lodu”. Tych pierwszych może chwalić, nad drugimi się pastwić. Tylko po co? Fantastyczni intelektualiści Podstawowy błąd, jaki popełnia autor „Niegotowych…”, polega na pomieszaniu czytelnika pierwszego stopnia (według terminologii Umberto Eco), któremu zależy jedynie na dowiedzeniu się, jakie jest zakończenie książki, z czytelnikiem drugiego stopnia. Dla tego pierwszego „Lód” rzeczywiście jest rozpatrywany w kontekście „idealnego czytadła” i stąd krytyczne wypowiedzi na forach internetowych. Dukaj pisze fantastykę, nie ma się więc czemu dziwić, że jego czytelnicy pierwszego stopnia są w większości fantastami – tak samo jak czytelnikami ks. Jana Twardowskiego są głównie klerycy i studenci teologii. Nie oznacza to wszakże, że istnieje jakieś „getto teologiczne”, które chce „podbić manistreamową krytykę”, jak to pisze Guzek w kontekście fantastyki. Pal licho miłośników „idealnego czytadła” – są to zwykli odbiorcy towaru, których zarzuty nie powinny właściwie podlegać polemice. Gorzej, że Guzek miesza ich z czytelnikami drugiego stopnia, a tych ostatnich sprowadza do wspomnianych już „fantastycznych intelektualistów”. Autor pisze, że są to ludzie „biegli w naukach ścisłych […] informatyce, bywa, że w filozofii, ale nie zawsze w klasyce literatury światowej”. Innymi słowy, to takie wykształciuchy, które może coś tam w życiu przeczytały, ale po pierwsze: za mało, a po drugie: nie to, co trzeba. Na jakiej podstawie Guzek wydaje taki osąd? No właśnie, na żadnej. O ile opisując pierwszą grupę, autor szafuje cytatami, tutaj jest w stanie podać tylko „argument z Lema”, który – jak sam przyznaje – w dodatku wcale się nie pojawił w dyskusji nad „Lodem”! Kim są zatem tajemniczy „fantastyczni intelektualiści”? Osobiście przypuszczam, że wcale nie istnieją. Guzek tworzy sobie wyimaginowanego wroga, któremu może zarzucać nieoczytanie w „głównonurtowej” literaturze i brak zachwytu nad powieścią autora „Innych pieśni”. Nie trzeba się wtedy zastanawiać, czy krytyka „Lodu” może ma jednak jakieś umotywowanie w faktach. Dukaj nie zachwyca? „To dlatego, że niewielu jest ludzi naprawdę kulturalnych” (Bladaczka). Na szczęście w tej Sodomie krytyków jest jeszcze paru sprawiedliwych. I nie chodzi tutaj wcale o „głównonurtowców”, spośród których notabene Guzek wybiera tylko tych, co pochlebnie pisali o „Lodzie” 2). Chwaleni przez autora „Niegotowych…” recenzenci to ludzie, którzy dumnie „jedną nogą stoją w fantastyce, a drugą – na innych polach literatury”. Biedni – że też się nie przewrócą stojąc w takim rozkroku! Guzek sprowadza literaturę do jakichś dziwnych, skostniałych quasi–matematycznych zbiorów. Mamy zbiór fantastyki, zbiór mainstreamu, pewnie jeszcze są zbiory harlequinów i książek kucharskich. A czytelnicy siedzą w swoich gettach i nie mają zielonego pojęcia o bożym świecie. Tyle że literatura, ale też cała kultura, to nie jakaś statyczna Forma, w której uwięzione są wypowiedzi różnych ludzi. Najlepszym przykładem jest Esensja, w której obok książek fantastycznych występują „głównonurtowe”, obok prozy poezja itp. Dlatego pisanie, że istnieje coś takiego jak oddzielone od siebie zbiory gatunków literackich czy getta czytelników, mija się z sensem. Podobnie z zarzucaniem nieprawidłowego odbioru „Lodu” – inaczej książkę przeżywa osoba nastawiona na łatwą literaturę, inaczej czytelnik drugiego stopnia. Guzek na poparcie tezy o zbiorach pisze: „Pisarz fantastyczny nie prowadzi dialogu z mainstreamowcem (i vice versa)”. Jak to się ma zatem do opiewanego w artykule Dukaja? Wyjątek potwierdzający regułę? A co z Lemem, Dickiem, co z pisarzami wykorzystującymi elementy fantastyczne, jak Borges albo Parnicki? Owszem, należałoby stworzyć kategorię „pisarza pierwszej kategorii” – osobę ograniczającą się (świadomie lub nie) do określonego rodzaju literatury. Jednak nie można przenosić twierdzenia o braku dialogu na wszystkich – to duże przekłamanie. Autor „Niegotowych…” oddaje Dukajowi przysłowiową niedźwiedzią przysługę. Bijąc na alarm, że czytelnicy fantastyki nie zrozumieli „wielkiego poety”, w gruncie rzeczy dowodzi własnej recepcji „Lodu”. Książka twórcy „Perfekcyjnej niedoskonałości”, co zresztą pokazują liczne pochlebne recenzje, broni się sama i ostatnia rzecz, jakiej jej potrzeba, to przyprawianie gęby w stylu: „Dukaj wielkim poetą był!”. Rozważając problem odczytania „Lodu”, Guzek robi z jego autora jakiegoś pomnikowego Słowackiego, którego krytykować nie wolno: „Wielka poezja, będąc wielką i będąc poezją, nie może nie zachwycać nas, a więc zachwyca” (znów Bladaczka). Innymi słowy, ci, którzy nie uznają powieści Dukaja za mistrzostwo świata (mimo że nie dostał Paszportu Polityki), mają kompleksy i dostają od belfra Guzka pałę. Pozostaje tylko współczuć pisarzowi takiej gęby. Podobno wielka literatura ma to do siebie, że broni się sama. Autor „Niegotowych…”, biorąc „Lód” pod swoje skrzydła, dowodzi, że w rzeczywistości nie uważa książki za dobrą. No bo skoro trzeba ją ochraniać przed niedouczonymi czytelnikami… Trochę szkoda – zamiast budowania kolejnego przedmurza o wiele ciekawsza byłaby próba rzetelnej krytyki książki Dukaja. A tej – i to jest dziwne, a nie kręcenie nosem czytelników fantastyki – jak na razie brakuje. A może pod płaszczykiem zachwytu nad „Lodem” kryje się tak naprawdę jego niezrozumienie? Widać łatwiej jest przyprawić pisarzowi gębę aniżeli zmierzyć się z jego twórczością. 1) Swoją drogą, trochę mało tych „głównonurtowych” krytyków. Dla „Gazety Wyborczej” „Lód” recenzował Wojciech Orliński – osoba, która z fantastyką ma całkiem dużo wspólnego. Podobnie rzecz ma się z Pawłem Dunin-Wąsowiczem („Tygodnik Powszechny”).
2) Na przykład autor artykułu zupełnie pomija krytyczną recenzję „głównonurtowego” Marcina Sendeckiego („Przekrój” 03/2008).
|