Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

S.O.D.: Na marginesie: Samoświadomość poza fikcją, czyli od Wattsa do Metzingera

Esensja.pl
Esensja.pl
Jacek Dukaj, Wit Szostak
« 1 2

Jacek Dukaj, Wit Szostak

S.O.D.: Na marginesie: Samoświadomość poza fikcją, czyli od Wattsa do Metzingera

Dukaj: Czy we wszystkich odcieniach „reprezentacji” konieczny jest „agent”, dla którego rzeczywistość jest reprezentowana? Kiedy autopilot rozpoznaje na trasie rozmaite przeszkody i charakterystyczne elementy krajobrazu, w istocie tworzy sobie (a potem ewentualnie na ekranie) reprezentacje rzeczywistości. Czy to znaczy, że jest świadomy? Że „rozpoznaje” cokolwiek w tym sensie, co człowiek? Podobnie zwierzęta „mapują” w swoich umysłach postrzeganą rzeczywistość – operują na takich czy innych reprezentacjach obiektów. Całe szkoły kognitywistyki (jak Komputacyjna Teoria Umysłu) opierają się na „nieagentowym” modelu procesunku stanów umysłu skorelowanych z reprezentacjami rzeczywistości. „Rozpoznanie” nie musi tu być niczym więcej ponad spełnienie warunków korelacji danych z reprezentacją.
Szostak: Oczywiście, że wiemy: automatyczny pilot nie jest człowiekiem. Więc wszelkie personifikujące odniesienia do niego – łącznie z samą nazwą „automatyczny pilot” – mają charakter metaforyczny, to jasne. Tylko pozostaje pytanie – poza oczywistą konstatacją o pewnej strukturze naszego języka – czy właśnie te metaforyzujące pojęcia nie są jakimś zafałszowaniem. Co to znaczy: „rozpoznaje”? Tu trochę dotykamy tego samego tematu, co w dyskusji o wysławialności w SF. Sądzę, że słowo „reprezentacja” użyte w kontekście maszyny jest metaforą. Autopilot dostaje dane, a nie reprezentacje: ich celem nie jest przecież wytworzenie w „umyśle” autopilota żadnej reprezentacji świata, tylko wywołanie pewnych procesów: ominięcia przeszkody, zwiększenia pułapu itd. Żadna reprezentacja drzewa nie jest tu potrzebna.
Pojęcie reprezentacji pojawiło się przecież w opozycji do prezentacjonizmu. Wedle reprezentacjonistów w umyśle człowieka tworzą się reprezentacje rzeczy, nie mamy dostępu do samej rzeczywistości. Jest więc napięcie pomiędzy rzeczą a obrazem/sensem rzeczy w naszej świadomości. Tylko że to jest problem właśnie z filozofii podmiotowości: opisać poznawanie podmiotu i ustalić relację pomiędzy rzeczą w sobie a jej umysłową reprezentacją, obojętnie jak ten proces opiszemy. Innymi słowy – i tyle tylko chcę powiedzieć – cała tradycja mówienia o reprezentacji to tradycja myślenia o podmiotowości. Jeśli więc wyciągamy to pojęcie z tego kontekstu, to stosujemy je jedynie metaforycznie.
Ale wracając do sedna: rozumowanie Metzingera – jak zresztą wielu filozofów, których można wrzucić do worka „antykartezjanistów” – wpada w pewną pułapkę, zastawioną zresztą nieświadomie przez samego Kartezjusza. Otóż jeśli pokazujemy Ja jako część „narodzoną” ze świata, to łatwo takie Ja utrącić. Dokonuje się to niemalże na mocy definicji, jak dowód Anzelma. Metzinger używa tylko innego języka.
Zauważcie, że Kartezjusz dochodzi do Ja pozornie z innej strony (pomijam oczywiste różnice językowe), ale w sposób – w efekcie – bardzo podobny. Otóż w „Medytacjach o pierwszej filozofii” odcina on te sfery świata, które budzą jego wątpliwości. Mówiąc metaforycznie, obiera cebulę z kolejnych warstw po to, by dotrzeć do takiej warstwy, której nie będzie w stanie obrać. Kartezjańskie Ja jest zatem oazą niepoddającą się wątpieniu, ale oazą na tym świecie. Kartezjusz nie może w nie zwątpić, bo samo wątpienie w Ja jest JEGO wątpieniem, a więc wątpieniem spełnianym przez Ja. I tu mamy regres w nieskończoność, bo wątpienie w wątpienie tylko potwierdza, po raz kolejny, istnienie Ja. Nazwa „rzecz myśląca” nie jest tu przypadkowa: Ja jest rzeczą. W tym sensie Metzinger, paradoksalnie, jest kartezjanistą.
Ten błąd kartezjanizmu próbował natomiast ciekawie rozwikłać Husserl w swoich późnych pracach, zwłaszcza w „Medytacjach kartezjańskich”. Proponuje on – na drodze redukcji transcendentalnej, a więc dość dziwnego i niecodziennego zabiegu zawieszenia sądu o realnym istnieniu świata – dojście do Ja transcendentalnego. Co zyskuje Husserl? Owo Ja jest, jak sam pisze, „pozaświatowe”. Nie jest zachowaną od wątpienia wyspą na świecie, broniącym się bastionem, ale czymś radykalnie pozaświatowym. Tu dopiero dokonuje się radykalny przewrót.
Do czego zmierzam: Jeśli Husserlowskiego Ja nie da się wyprowadzić ze „światowego” systemu, to rozprawienie się z nim, o ile w ogóle jest możliwe – wymaga innych narzędzi niż to rozumowanie Metzingera, które jest dobre na Kartezjusza. Do tego – co może nawet poważniejsze – zastanawiający jest fakt obecności takiego „niewyprowadzalnego z systemu” Ja.
Warto dodać tytułem skrupulatności, że na drodze redukcji sam Husserl odrzuca (czyli: bierze w nawias) wiele „światowych Ja”: Ja osobowe, Ja empiryczne, Ja psychofizyczne.
Dukaj: Tu się pokazuje różnica kontekstów, nastawień poznawczych. Kognitywistyka ma wrodzone pewne skrzywienie „inżynierskie”: poznajemy tajemnice świadomości po to, żeby stworzyć „sztuczną świadomość” (albo dowieść, że stworzyć jej nie można). Otwarcie stawia dziś tak sprawę tylko część kognitywistów, ale owo założenie jakoś siedzi w korzeniach całej nauki, przenika osmotycznie do innych neurosciences, także do filozofii umysłu.
Są trendy, mody intelektualne, „konteksty epoki”. Rośnie w popularność na przykład podejście, jak je nazywam, „hodowli czarnych skrzynek”. Nic nas nie obchodzi, jakie naprawdę są mechanizmy samoświadomości (i czy w ogóle da się „naprawdę” dojść do tych mechanizmów). Liczy się tylko efekt końcowy. Sztuka polega zatem na ustawieniu takich warunków startowych, które zagwarantują – jakoś – pojawienie się samoświadomości. Siłą rzeczy są to projekty na kryteriach behawiorystycznych.
Metzinger ze swoją realizacją doktryny bottom-up wydaje się trochę tym wszystkim skażony.
Mój kłopot z proponowanym przez niego podejściem jest inny. Nie podważam samych rozumowań ani ich przydatności dla poszukiwaczy AI. Po prostu mało mnie to wszystko rusza jako kogoś, czyje poznanie (samopoznanie) zawsze polegać będzie na rozbiorze samoświadomości „z góry na dół”. (Być może o to chodziło Łukaszowi, gdy zarzucał nam „gry intelektualne”).
Przeszkadza mi między innymi domyślna „jednokierunkowość” tego modelowania. O podobne niewidoczne założenia potykała się także nauka o powstaniu życia – mianowicie czego właściwie ma dowodzić ugotowanie w laboratorium zupy aminokwasów praoceanu Ziemi za pomocą wyładowań elektrycznych? Nie bardzo wiadomo, jak logicznie „zszyć” tu ze sobą podejścia „oddolne” i „odgórne”.
Powiedzmy, że Metzinger ma rację w tym sensie, że udaje się taki system zbudować i on generuje samoświadomość (według naszego oglądu „zewnętrznego”). O mojej samoświadomości mówiłoby to coś tylko w tym przypadku, gdybym skądinąd zyskał stuprocentową pewność, iż (A) istnieje tylko jedna możliwa ścieżka prowadząca do (B) tylko jednego możliwego rodzaju samoświadomości.
Tymczasem mamy na tym kwadracie trzy dalsze wierzchołki:
2. Model Konwergencyjny (Piramida): do jedynego możliwego rodzaju samoświadomości prowadzi wiele różnych ścieżek. Samoświadomość powstaje jako autoiluzja, powstaje kwantowo, powstaje językowo, powstaje z głupiej kumulacji neuronów, powstaje jeszcze inaczej. Można sobie wyobrazić koegzystencję na tej samej planecie kilku gatunków samoświadomych istot, które „wybiły się na samoświadomość” zupełnie innymi metodami.
3. Model Równoległy: wiele różnych ścieżek prowadzi do wielu różnych rodzajów samoświadomości.
Co rozumiem przez „rodzaj samoświadomości”? Nie zróżnicowanie treści świadomości i nie zróżnicowanie mocy samoświadomości (jak na przykład w hierarchii Snerga), ale coś, na co jeszcze nie ma języka: taki spin, flawor samoświadomości, który pokaże istnienie tej zupełnie nowej skali dopiero po spotkaniu z „inaczej samoświadomymi”. Siłą rzeczy ta różnica musiałaby wykraczać poza doświadczenia dostępne wyłącznie w subiektywnych wglądach. Bocian, mucha, balon, odrzutowiec – wszystkie latają, ale mechanizmy ich lotu są różne.
Wykorzystując propozycję Metzingera, mógłbym wskazać tu jako przykład samoświadomość nietransparentną: wygenerowaną nie jako iluzja po przecięciu pętli, ale właśnie jako ta nieskończona pętla – możliwa w matematyce na odmiennych aksjomatach. Albo świadomość Obcych z „Historii twojego życia” Chianga.
4. Model Dywergencyjny (Drzewo): jedna metoda powstawania samoświadomości prowadzi przez liczne bifurkacje do różnych rodzajów samoświadomości.
Rozpisuję to, żeby zobrazować przekonanie, że takie oddolne rozumowania o świadomości, nawet jeśli logicznie mocne i empirycznie sprawdzalne, rozgrywają się dla mnie w planie nieprzecinającym się z moim – planie SF-owych hipotez i eksperymentów myślowych. Fascynujących jak diabli – ale w inny, „nieintymny” sposób.
Szostak: Coś czuję, że przekraczamy w tej dyskusji nie tylko ramy rozmowy o „Ślepowidzeniu”, ale też granice objętościowej przyzwoitości. Rzeczywiście, nasza ostatnia wymiana argumentów pokazuje, że mówimy o problemie samoświadomości z pozycji dwóch radykalnie różnych perspektyw. Tak radykalnie różnych, że na poziomie językowym – o czym piszesz – rozjeżdżamy się i każdy z nas mknie w swoim kierunku.
Perspektywa neurosciences jest obiektywistyczna: są pewne obserwowane procesy, dostępne z perspektywy niezależnej od konkretnego Ja, a więc te, które zachodzą w ludzkim mózgu. Są one w tej obserwacji obiektywizowane i na takim poziomie można o nich sensownie dyskutować. Z tej perspektywy wyłania się pewna wizja tego, czym w tej strukturze jest lub może być samoświadomość.
Inna perspektywa, mnie bliższa, to perspektywa mówienia o Ja na bazie doświadczenia Ja, które z konieczności jest zawsze doświadczeniem tylko jednej osoby: „posiadacza” konkretnego Ja. Tylko ja mam źródłowy dostęp do swojej samoświadomości, mało tego – samoświadomość jest przecież właśnie tym moim odniesieniem do samego siebie, swojego doświadczenia, doświadczanego świata itd.
Stąd obydwie perspektywy są w jakimś sensie nieprzenikalne, choć często oświetlają się nawzajem. Albo zatem uda nam się znaleźć metapoziom dla tych rozważań, albo pozostaje mieć nadzieję, że mimo różnych metod te drogi myślenia kiedyś się spotkają. Ale zostawmy to sobie na inną okazję.
koniec
« 1 2
10 marca 2009

Komentarze

16 II 2012   15:51:32

Ewolucja samoświadomości Metzingera trafia w sedno tego, co czasem próbuję przekazać. Kiedy coś wpada go głowy, wpada jakby znikąd. Wiemy, że to nasza myśl dlatego, że powstaje w znany nam, swojski sposób. Podejmowanie decyzji wydaje nam się magiczną presją świadomości na ten samowolny akt twórczy umysłu, ale taka presja z całą pewnością nie istnieje. Gdyby w którymś z naszych braci i sióstr (żyjących wśród nas innych ludzi) te same procesy odbywały się bez udziału świadomości, nikt nigdy by tego nie zauważył. Efekt, który odczuwamy nazywam "iluzją wyboru", niemożliwością bezgranicznej autorefleksji świadomości. Ostatecznie, gdybyśmy samych siebie określili jako naszą przestrzeń badań, w obliczu 2 prawa Goedla uświadomimy sobie, że aby przejrzeć iluzję woli, musielibyśmy zawsze wykroczyć poza przestrzeń badań, być zawsze większymi od samych siebie, a to by sprawiło, że odczuwanie tej iluzji przeniosłoby się po prostu na poziom "większego ja" nadzorującego "nas", czyli dalej po prostu "nas". Z drugiej strony wyobraźcie sobie wszechświat jeszcze przed powstaniem umysłu. Był przyczynowo-skutkowy. Nie było tej magicznej siły, którą wyobrażamy sobie jako "wolę" naszego umysłu. W jaki sposób na drodze tej liniowości, powstałby jako skutek magiczny generator - niezależny i uwolniona od tej przyczynowo-skutkowości. Wszechświat płynie liniowo jak rzeka ze szczytu góry do morza, a my jesteśmy częścią tej rzeki, chwilową lokalną złożonością powstałą w procesie rozpadu, w wyniku wzrostu entropii, być może w wyniku komplikacji równania, które upraszcza się do zera. We are the pulling of strings.

16 II 2012   18:49:35

Nie ma żadnej liniowości. To iluzja. Ktoś powiedział:
Choć chwila obecna postrzegana jest jako połączona z chwilą ją poprzedzającą i następującą po niej, nie możemy wyciągnąć z tego wniosku, że w trakcie medytacji czas postrzegany jest jako liniowy. Aktualne przeżycie „teraz” obejmuje połączenia z poprzednim wobec siebie oraz następującym po sobie „teraz”, ale nie znaczy to, że „teraz” poprzedzające chwilę aktualną połączone jest z „teraz” następującym po chwili aktualnej. Połączenia tych „teraz” nie są przechodnie. Każda kolejna chwila obecna jest nowym „teraz”, mimo tych połączeń. W tym sensie możemy powiedzieć, że czas nie upływa od przeszłości do przyszłości, lecz przybiera postać „zmiany” od „teraz” do „teraz”.

17 II 2012   08:48:52

@okonio Wszystko co postrzegamy jest w jakiś sposób projekcją wynikającą z naszej konstrukcji - iluzją, ale nauka polega na obserwacji pewnych prawidłowości między procesami i szukania relacji między nimi. To co mówisz nie jest takie proste, bo można określić czas jako wektor i wyznaczyć jego kierunek. Feynman przedstawiał to tak: "jeżeli weźmiesz pojemniczek z atramentem i drugi pojemniczek zawierający inną ciecz i otworzysz między nimi przegródkę, wymieszają się. Istnieje pewna bardzo minimalna szansa, że ze stanu wymieszania, że same wrócą na chwilę kiedyś do swoich przegródek i będą przez chwilę niewymieszane, ale to już jest prawie niemożliwe. Na tym polega ustalenie wektoru - wzrost entropii i wzrost liczby stanów nieuporządkowanych. Teoria nieprzechodniości jaką przedstawiłeś jest wykluczeniem postrzegania jasnej kierunkowości zmian, która jest faktem empirycznym. Negując fakty empiryczne, które leżą u podstawy każdej nauki, możemy zanegować całą naukę. Wszystko jest iluzją i prawidłowości i zasad w tej iluzji jest sednem nauki.

17 II 2012   08:50:33

*szukanie prawidłowości i zasad w tej iluzji jest sednem nauki, oczywiście

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Z tego cyklu

Ogród mąk nieziemskich
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Burza dziejów, ucieczka z powieści 2010
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Kołek w serce horroru
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Zagadka czy pułapka? „Ada” albo żart Nabokova.
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Ślepoczytanie
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Bajka z garbem
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: W ciemnych barwach
— Miłosz Cybowski

Obcość jest w nas
— Miłosz Cybowski

Rozgrywki bogów
— Anna Kańtoch

Okiem biologa
— Beatrycze Nowicka

Ponurość w koncentracie
— Anna Kańtoch

Po sznurku
— Daniel Markiewicz

Wypełnianie wirem
— Daniel Markiewicz

Szlamowidzenie
— Daniel Markiewicz

Tegoż autora

MetaArabia
— Wit Szostak

Kosmos obiecany
— Jacek Dukaj

Słowo dla narodu
— Jacek Dukaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.