Przy herbacie: Poznaj piszącego po stylu jegoAgnieszka ‘Achika’ SzadyPrzy herbacie: Poznaj piszącego po stylu jegoDla odmiany Małgorzata Musierowicz, jak już wspomniałam, lubi szczegółowo wymieniać nazwy rozmaitych firm i produktów pojawiających się w akcji. W powieściach pisanych w latach 70. czy 80. bohaterki nosiły dżinsy Odra, spotykały się z młodzieńcami pachnącymi wodą kolońską Yardleya i chodziły do cukierni Hortex, gdzie przy sąsiednim stoliku ktoś czytał „Time’a”. Obecnie jadają lody Banana Joe, używają perfum Givenchy albo Adidasa… i tak dalej i tak dalej; zdarza się, że niektórzy czytelnicy posądzają autorkę o stosowanie product placement. W książkach Musierowicz występuje dużo szczegółów dotyczących nie tylko wyglądu, ale też zapachów, dźwięków albo nastroju tworzonego przez jakieś miejsce. Narrator często i chętnie ujawnia swoją opinię o tym, co przedstawia: w cytowanym wcześniej fragmencie zachowanie Patrycji „wypadło rozpaczliwie”, w poniższym (pochodzącym z tej samej książki) w pozornie neutralnym opisie pojawiają się „ohydne budki” czy „komiczna czapeczka”: Biel rysowała obwódki wypukłym ornamentom bramy wiodącej do starej secesyjnej kamienicy przy Roosevelta 5. Zimne pierzynki pojawiały się też na chodnikach i jezdniach, puszyły się na kioskach zapchanych prasą i na ohydnych budkach z hot-dogami oraz zapiekankami czy batonami Milky Way i Snickers. […] Trawnik przed Operą świecił niepokalaną płaszczyzną w blasku jodowych lamp ulicznych, a na szczycie operowego dachu, ponad klasycznym tympanonem, górował zielonkawy Pegaz z wdzięcznie uniesionym kopytkiem. Śnieg uformował Pegazowi dwa stożki na rozpostartych skrzydłach, a na łbie usypał komiczną czapeczkę. I padał dalej. • • • Wyznacznikiem stylu może być także niepowtarzalne słowotwórstwo: w „Ziela na kraterze” Melchiora Wańkowicza mamy sformułowania w rodzaju: „panny przychodziły upończochowione, wybucone, nawet ukapeluszowane”, „przeturystować po Francji”, „Mama paździerząca się kwitami opłat cłowych” czy „ścichapękłe zadowolenie”. Kwintesencją jest opis początku wakacyjnej podróży żony i córek autora: Ledwo wypychcił się swoim przedpotopowym motorem „Cieszyn” – dobroduszna słowiańska binduga wraz z kundlem, żółwiem, piosnuszkami i tym oto beztroskim leżakiem, z którego Mama wypisywała holidayowe listy, ledwo się wtranżolił z sadzawki bałtycko-prasłowiańskiej w nowocześnie przekopany Kanał Kiloński – wystruniła się przed nim równa, zglajszlachtowana stalowa woda (…) Wydaje się, że zabiegi te miały oddać beztroski, nieco zwariowany nastrój pierwszej części „Ziela…” (czasy przed rozpoczęciem wojny). W innych książkach Wańkowicza tego typu wyrażenia występują rzadziej. Jeszcze inny styl prezentuje proza Bruno Schulza: definiuje go nie sam dobór słów, ale zupełnie inne, nieco poetyckie spojrzenie na rzeczywistość. Oto fragment opowiadania „Wichura”: Niebo wydmuchane było wzdłuż i wszerz wiatrami. Srebrzystobiałe i przestronne, porysowane było w linie sił, natężone do pęknięcia, w srogie bruzdy, jakby zastygłe żyły cyny i ołowiu. Podzielone na pola energetyczne i drżące od napięć, pełne było utajonej dynamiki. Rysowały się w nim diagramy wichury, która, sama niewidoczna i nieuchwytna, ładowała krajobraz potęgą. Oprócz leksyki i budowy zdań indywidualną cechą może też być sposób dzielenia akapitów: przerzucanie pojedynczych zdań do nowej linijki dla zaakcentowania ich znaczenia (chyba najłatwiej zauważyć to w dwóch cyklach: wiedźmińskim Andrzeja Sapkowskiego i nocarskim Magdaleny Kozak), oraz różne eksperymenty formalne. Bardzo interesujący zapis graficzny przejawiała na przykład Agnieszka Hałas w swoich wczesnych tekstach. Najwyraźniej widać to w opowiadaniu „Białe dłonie”: W złotej ramce kolorowa i piękna Lorraine uśmiechała się (dziewczyna z innego świata) mrużąc zielone oczy, uśmiechała się figlarnie i ciepło. […] Po raz ostatni spojrzał na miniaturę. Potrząsnął głową. Potem zamachnął się i (zatrzeć ślady) rzucił medalion wraz z łańcuszkiem do wody. Co ciekawe, pewne charakterystyczne wspólne cechy wydaje się przejawiać styl pisarzy rosyjskojęzycznych, kiedy stosują gawędziarski sposób narracji. Co prawda, jak to przy literaturze obcej, wiele może zależeć od tłumaczenia, jednak jeśli założymy, że tłumaczom udało się oddać melodię oryginału, możemy zabawić się porównaniem kilku fragmentów: Dalia Truskinowskaja „W torebce nie ma życia”; tłum. Ewa i Eugeniusz Dębscy (SF 02/2002): Gospodarz, domowy chochlik, dziadek Fieokist Stiepanycz, wpuścił gościa, ale, żeby być szczerym, bez entuzjazmu. No bo i z czego tu się cieszyć? Przybyły zgoła nie przypominał chochlika torebkowego. Chudy, rozczochrany, wymięty, niezadbany, i patrzył jakoś tak ponuro. Niedobrze patrzył. […] Domowy był pulchny i kudłaty, wyglądał tak, jak powinien wyglądać domowy dziadek w bogatym mieszkaniu, i częstując gościa, wyraźnie przechwalał się swoją sytuacją – oto, jak można syto sobie żyć, nawet częstować możemy. Michaił Bułhakow „Mistrz i Małgorzata”, tłum. Irena Lewandowska, Witold Dąbrowski: Dom ów nazywano „Domem Gribojedowa”, ponieważ jego właścicielką była niegdyś jakoby ciotka pisarza Aleksandra Gribojedowa. Była jego właścicielką czy też nie była – tego dokładnie nie wiemy, zdaje się nawet, że Gribojedow nie miał żadnej ciotki-posesjonatki… Dom ów wszakże takie nosił miano. Co więcej, pewien blagier moskiewski opowiadał, że jakoby na pierwszym piętrze tego domu, w okrągłej sali kolumnowej, znakomity pisarz miał czytać tej właśnie rozpartej na kanapie ciotce fragmenty „Mądremu biada”. A zresztą, diabli to wiedzą, może i czytał, nie jest to takie ważne! Farit Achmedżanow „Dziennik pewnego orka” , tłum. Tomasz Piątkowski, Tigran Latchinian: Piąty tydzień nie wyłazimy z bagien. Szukamy Gondolinu. Nijak go znaleźć nie możemy, ale no niby czemu miałby tu być? Elfów do bagien nie ciągnie, im do lasu, i to suchego. Ale szukamy tutaj. I robotę mamy, i ciągle żyjemy. Mój szacunek dla porucznika Inghaka rośnie z każdą chwilą. • • • Na zakończenie zabawa: spróbujmy sobie wyobrazić, jak brzmiałoby zdanie o kotku, który wlazł na płotek, rozciągnięte do dłuższego fragmentu i napisane stylem różnych autorów? Norwid lub jakiś młodopolski twórca mógłby pewnie napisać coś w stylu: „Spojrzał czworonóg w rozpalony okiem słońca błękit – oto płot! Wyniosły. Niezdobyty. Lecz skok, jeden tylko skok – i jest! Tam – na szczycie. Wiatr przewiewa mu futerko, a on siedzi, cztery łapy pazurkami w drewno wczepione, siedzi i – mruga…”. 1. Płot był wysoki. Tak wysoki, że Mruczek musiał dobrze zadrzeć głowę, żeby zobaczyć czubki sztachet. Nad sztachetami kołysały się drzewa sadu sąsiada. Sadu, w którym – kotu mówił to węch i słuch – aktualnie przechadzała się kwoka z tłuściutkimi kurczętami… Mruczek podebrał zad pod siebie, odbił się, wyprysnął do góry jak sprężyna. Pazurki przednich łap wbiły się w czubki sztachet, tylne rozpaczliwie zazgrzytały po drewnie, niemal ześlizgnęły się, ale po chwili wysiłek wszystkich mięśni wwindował bure ciałko na szczyt. Mruczek usadowił się wygodnie, ogonek zwiesił w dół, zamruczał z zadowolenia. I zamrugał. 2. Wejść na płot! Ta nieodparta, organiczna ciągota sprawiła, że Mruczek przedarł się przez zbity gąszcz pokrzyw, srebrnolistnej lebiody i postrzępionej bylicy, wonniejący w południowej duchocie, prześliznął między mięsistymi łodygami łopuchów, pod falującym baldachimem zielono prześwitujących liści, po ziemi wilgotnej ślimakami. Zagarnął go omszały cień płotu. Szust! – i wykocił się buras spomiędzy łopuchów, na pogrążone w zardzewiałym śnie truchło kosiarki, myk! – i z kosiarki dał susa na sam wierzchołek mchem zamszowych sztachet. Ciepły, pszeniczny wiatr rozpuszył mu futerko, dmuchnął w pyszczek, aż kot zamrugał i otrząsnął się. 3. Mruczek pobiegł w stronę płotu, czując pod poduszeczkami łap wymieszany z drobnymi kamykami piach podwórza. Wielkie liście łopianu musnęły go po grzbiecie, gdy pod nimi przemykał, by wskoczyć na porzuconą w pokrzywach zardzewiałą kosiarkę. Z niej kolejny sus zaprowadził go na płot. Kot usadowił się stabilnie na wyszarzałych ze starości sztachetach i zamruczał. Pardon – zamrugał. Bawić się w ten sposób można jeszcze długo, choć niestety nie dorównam Barańczakowi czy Grońskiemu, którzy w genialny sposób umieli podszyć się pod poetów takich jak Tuwim, Leśmian czy Białoszewski. Szkoda, że nie możemy ich namówić na podobny zabieg dotyczący prozy. PS. Herbata na dziś… …nazywa się Grey. Earl Grey. |
Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?
więcej »Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.
więcej »Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Refleksje zajdlowe
— Agnieszka Szady
Bohater sponiewierany
— Agnieszka Szady
Zawartość cukru w cukrze
— Agnieszka Szady
Jak mieć Saurona za szefa i przeżyć
— Agnieszka Szady
Jak pisać nie o seksie
— Agnieszka Szady
Nie mirmiłuj, kasztelanie, czyli jak pisać o rzeczach strasznych
— Agnieszka Szady
Dla dorosłych o dzieciach
— Agnieszka Szady
Bycie szczurem zmienia punkt widzenia
— Agnieszka Szady
Wolnoć Tomku w swoim opku
— Agnieszka Szady
Moja sąsiadka hoduje smoki
— Agnieszka Szady
Po komiks marsz: Marzec 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Po komiks marsz: Luty 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Krótko o filmach: Walka Thora z podwodnym Sauronem
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Weekendowa Bezsensja: Wszystko, czego nigdy nie chcielibyście wiedzieć o… Esensji (31)
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady