Literackie podróże na KsiężycJakub Gałka, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski Lądowanie na Księżycu w 1969 roku miało swój negatywny efekt – bezwzględnie ucięło romantyczne wizje podróży na ten glob wyrażane od wieków w literaturze, uśmierciło też okrutnie wszystkie księżycowe cywilizacje. Spośród tysięcy wizji wybraliśmy dla Was te bardziej naukowe, stworzone przez najwybitniejszych twórców science fiction. Jak podróż na Księżyc wyobrażali sobie Verne, Wells, Żuławski, Asimov, Heinlein, Clarke?
Jakub Gałka, Joanna Słupek, Konrad WągrowskiLiterackie podróże na KsiężycLądowanie na Księżycu w 1969 roku miało swój negatywny efekt – bezwzględnie ucięło romantyczne wizje podróży na ten glob wyrażane od wieków w literaturze, uśmierciło też okrutnie wszystkie księżycowe cywilizacje. Spośród tysięcy wizji wybraliśmy dla Was te bardziej naukowe, stworzone przez najwybitniejszych twórców science fiction. Jak podróż na Księżyc wyobrażali sobie Verne, Wells, Żuławski, Asimov, Heinlein, Clarke? Najciekawsze w tej głośnej przygodowej dylogii Juliusza Verne’a jest to, jak dużo detali podróży na Księżyc udało mu się przewidzieć prawidłowo i jak podobna jest ta misja do lotu „Apollo 8” (pierwsza ucieczka człowieka z ziemskiej orbity i pierwszy kurs wokół Księżyca). Po pierwsze – lot na Księżyc wykonuje załoga złożona z trzech osób. Po drugie – krajem inicjującym lot są Stany Zjednoczone. Po trzecie – start odbywa się z Florydy (Verne słusznie określał miejsca położone najbliżej równika jako najlepsze do lotów kosmicznych; w jego powieści – też trafnie – z Florydą rywalizuje Teksas). Po czwarte – wymiary pocisku są zbliżone do wymiarów statków misji Apollo. Po piąte – pierwszy lot na Księżyc nie kończy się lądowaniem, a jedynie obleceniem naszego satelity i powrotem na Ziemię. Po szóste – lądowanie odbywa się w oceanie (!). Nawet skład załogi brzmi podobnie do uczestników lotu „Apollo 8”. Barbicane zamiast Bormana, Ardan zamiast Andersa, a choć nazwisko Nicholsa nie przypomina Lovella, to podobnie jak on, został dokooptowany do ekipy w ostatniej chwili… Żeby jednak nie było zbyt różowo, Verne robi również duże błędy. Po pierwsze – pocisk zostaje wystrzelony z wielkiej armaty (właściwie rury w ziemi). Gdy pomyślimy sobie, że na przestrzeni 100 metrów musiał osiągnąć drugą prędkość kosmiczną (ok. 11 km/sek), musimy uznać, że cała załoga powinna zostać rozpłaszczona na dnie pocisku i nikt po takim „starcie” nie miał prawa się już podnieść (policzcie sobie przyspieszenie od zera do 11 km/s na dystansie 100 metrów i obliczcie, jaka tu działała siła). Po drugie – pomimo że mamy tu do czynienia z lotem swobodnym, Verne uważa, że stan nieważkości ma miejsce tylko w „martwym punkcie”, w którym ciążenie Ziemi i Księżyca się równoważy. Po trzecie – astronauci na chwilę otwierają drzwi (!), by wyrzucić trupa psa (nie przeżył startu ze strachu), a w środku robi się tylko trochę bardziej zimno… Jednak wybaczamy Vernemu te wpadki, bo i tak dylogia księżycowa to kawał świetnej, wizjonerskiej literatury przygodowej. Herbert George Wells ‹Pierwsi ludzie na Księżycu› (1901) Klasyczny przedstawiciel tego, co 100 lat temu zwykło określać się mianem „scientific romance” – prekursora science-fiction. Są tu wszystkie standardowe elementy jakie powinna mieć taka opowieść: statek kosmiczny (działający dzięki odkryciu materiału znoszącego grawitację) skonstruowany jest przez amatora-zapaleńca, podróż odbywa zaledwie dwóch osobników, w tym jeden raczej przypadkowy, a w finale opowieść urywa się w momencie, w którym naukowiec miał zdradzić światu tajemnicę swojego odkrycia. Na Księżycu oczywiście nie brak fantastycznej flory i fauny, a także Selenitów – insektoidalnych stworzeń o zaawansowanej strukturze społecznej, prezentujących model państwa prawie-że utopijnego. Dzisiaj historia Wellsa to już ramotka, wytrzymująca próbę czasu słabiej niż „Wojna światów”, inne jego dzieło o spotkaniu z kosmitami. Omawiana w zestawieniu filmowym ekranizacja z 1964 roku znacząco odbiega od powieściowego oryginału. Jedyny Polak w tym zestawieniu wyraźnie inspirował się Verne’em – również jego bohaterowie zostają wystrzeleni z armaty w pocisku-kapsule. Sama wyprawa jest jednak inna, gdyż Żuławski idzie dalej tam, gdzie Verne się zatrzymał. Nie skupia się też na stronie techniczno-naukowej – tutaj wstęp do lotu zajmuje zaledwie kilka stron. Na Księżycu zostaje założona dystopijna kolonia, a sama powieść – podobnie jak jej dwie kolejne części – skupia się na rozwoju i upadku tejże społeczności (w jej dziejach nie brak choćby wątków mesjanistycznych). Prekursorska w literaturze polskiej powieść zyskała sporą popularność i była przetłumaczona na kilka języków, mimo że daleka była od typowego „scientific romance”, co szczególnie wyraźnie pokazuje pełna symbolizmu ekranizacja Andrzeja Żuławskiego (zresztą krewnego pisarza). Jedno z najwcześniejszych opowiadań Asimova (ponoć dziesiąte w kolejności pisania, ukazało się jako trzecie w jego dorobku) i pierwsze, które udało mu się sprzedać słynnemu „Astounding” Johna W. Campbella. Tekst zainspirowany został akademickim badaniem społecznych oporów wobec postępu technologicznego. Pierwsza rakieta nazwana „Prometheus” została zbudowana przez grupę prywatnych zapaleńców, a na Księżyc poleciała dopiero w 1973 roku. Sam przebieg lotu nie pokrywa się z tym, jak rzeczywiście to wyglądało (co można tłumaczyć datą powstania opowiadania – technika rakietowa była wtedy w stadium bardzo wczesnego rozwoju). Asimov nie koncentruje się na streszczaniu technologicznych niuansów lotu, ale skupia się na innym bardzo ciekawym aspekcie: społeczno-religijnym oporze przeciw lotowi „do nieba”. Oczywiście całość kończy się optymistycznym akcentem – gdy ludzie widzą, że bohaterski pilot przeleciał wokół Księżyca uznają go za bohatera, mimo że wcześniej rzucali mu kłody pod nogi. William Tenn ‹Aleksander Wabiący›1) (1946) Opowiadanie o tym, jak marzyciel doprowadził do lądowania na Księżycu. Tytułowy „Aleksander Wabiący” to Aleksander Parks, specjalista od radarów. Po sprzedaniu radaru swojej konstrukcji zdobyte fundusze przeznacza na nowe, tajne badania. Po dwóch latach prac Parks ogłasza publicznie swój projekt wykonania przy pomocy zbudowanych przez siebie przyrządów superdokładnej mapy powierzchni Księżyca. Zaproszeni do współpracy naukowcy szybko się orientują, że radar Parksa potrafi także zlokalizować złoża ciężkich pierwiastków – takich jak złoto, uran i rad. I że złoża te są bogate. Oczywiście wszystkie państwa i co bogatsze korporacje rozpoczynają własne programy kosmiczne mające na celu dotarcie do Księżyca i eksploatację złóż pierwiastków radioaktywnych. Jednak gdy pierwsze wyprawy zbadały próbki pobrane z miejsc wskazanych radarem, nie znalazły niczego wartego wspomnienia… Cała sprawa okazuje się być sprytną mistyfikacją Parksa, który w ten sposób chciał przyśpieszyć rozwój lotów kosmicznych. Cel ten osiągnął, ale otrzymał dożywotni zakaz opuszczania Ziemi. Mikropowieść napisana przez Roberta A. Heinleina w 1949 roku, a wydana rok później. Osią tekstu są dążenia przemysłowca Delosa D. Harrimana, który marzy o locie na Księżyc i chce w tym celu przejąć nad nim kontrolę, nie cofając się przed kłamstwem, kradzieżą ani przekupstwem . Strona naukowa jest tu średnio trafna – w kosmos wysyła się początkowo tylko jednego (i to koniecznie niewielkiego wzrostem!) człowieczka, a paliwo do rakiet jest nuklearne. Ciekawy jest natomiast fakt skupienia się na ekonomicznej stronie przedsięwzięcia – bohater opowiadania jest przedsiębiorcą i to na jego dążeniach do sfinansowania wyprawy skupia się fabuła – choć prezentowane kwoty są zaledwie ułamkiem kosztów, jakie poniosła w rzeczywistości NASA. A pomysły na zdobycie środków są co najmniej ciekawe. Między innymi bohater przekonuje wszystkich, że Księżyc można wykorzystać komercyjnie – opowiada, że różne organizacje zamówiły u niego namalowanie wielkiego logo na Księżycu. Firmie „Moka-Cola” opowiada, że zrobił to konkurent produkujący inny napój, a politykom sugeruje, że Rosjanie byliby w stanie wymalować sierp i młot na Księżycu. Próbuje też dostosować prawodawstwo w zakresie prawa własności – sugerując, że Księżyc należy tylko do państw, które leżą w określonej odległości od równika, bo tylko nad tymi miejscami przechodzi w linii prostej, a przecież prawo mówi, że przestrzeń powietrzna rozciąga się nieskończenie w górę… Luźną ekranizacją tego tekstu jest film „Destination Moon”. Warto również wspomnieć że tak naprawdę „The Man Who Sold The Moon” jest prequelem – w 1940 roku Heinlein napisał opowiadanie „Requiem” opisujące postarzałego Harrimana podejmującego ostatnią próbę dostania się na Księżyc. Zainteresowanych odsyłam do drugiego tomu antologii Jamesa Gunna „Droga do science fiction”. Napisana w 20 dni i wydana dopiero po czterech latach pierwsza powieść Arthura C. Clarke’a zajmuje się też odpowiednim zagadnieniem – zanim wyruszymy na spotkanie różnych Ram i innych monolitów, najpierw musimy polecieć na Księżyc. Na ponad dwie dekady przed pierwszym załogowym lotem statku Apollo Clarke opisał pojazd nazwany „Prometheus” (tak samo jak u Asimova), który dzielił się na części Alfa i Beta – pierwsza służyła do podróży między Ziemią a Księżycem, a druga tylko do wyniesienia Alfy na ziemską orbitę. A więc odbywało się to dokładnie tak, jak przeprowadzono to po latach w rzeczywistości (choć pomysł napędu nuklearno-metanowego nie był do końca trafiony), a nawet odrobinę lepiej. W koncepcji Clarke’a po powrocie Alfą z Księżyca astronauci znów przesiadali się w Betę i to nią wracali na Ziemię z orbity. Tymczasem Alfa pozostawała tam, czekając na następny lot, w którym nie trzeba było wystrzeliwać kolejnego modułu Alfa – wystarczyło do Bety zapakować astronautów… W rzeczywistości coś takiego nigdy się nie udało, a pomysł wielokrotnie używanego transportu orbitalnego zrealizowano dopiero w latach 80. w postaci wahadłowca kosmicznego – co tylko potwierdza wizjonerstwo Clarke’a. Autor, jak sam przyznał po latach, pisał tę powieść w celach cokolwiek propagandowych – był bowiem jednym z grona intelektualistów, którzy lobbowali za użyciem rozwijanych przez wojsko rakiet do celów pokojowych lotów w kosmos. Bardzo ciekawe, acz mało znane opowiadanie Arthura C. Clarke’a, w którym nie chodzi o przygodę i sensację, ale jak najbardziej wiarygodne odzwierciedlenie wyobrażenia podróży na Księżyc, jak widział ją autor. Zacznijmy od tego, że jest to wyprawa aż trzech statków – w optymistycznej wizji przyszłości, Clarke widział podbój kosmosu jako solidarne działania trzech krajów – Wielkiej Brytanii, USA i ZSRR. Na orbicie ziemskiej montowane są trzy statki – Endeavour (brytyjski), Goddard (amerykański) i Ciołkowski (radziecki)2). Montaż trwa aż dwa lata. Start odbył się równolegle, wszystkie trzy statki lądują na powierzchni praktycznie jednocześnie (wypada dodać, że rządy wszystkich trzech krajów nakazały wyprzedzenie konkurentów, ale choćby dlatego wszyscy ostatecznie dotarli razem). A potem… sielanka. Wspólna praca kilkudziesięciu członków wszystkich załóg. Badania, analizy, odkrycia, ba! – nawet próba „zasiania” na Księżycu życia (udana) i szczęśliwy powrót po pół roku pobytu na Lunie. Brytyjska wyprawa na ochotnika zostaje nawet na Księżycu dwa tygodnie dłużej od pozostałych. Nie robią tego z czystego altruizmu, lecz z powodów… podatkowych. Otóż pozostając poza Wielką Brytanią ponad pół roku podatkowego nie będą musieli odprowadzać podatków od zarobionych w tym czasie niemałych pieniędzy. Taki fantastyczny pozytywizm z nutką realizmu finansowego. 21 lipca 2009 1) W oryginale „Alexander the Bait”, nawiązanie do Aleksandra Wielkiego (Alexander the Great), który wedle cytowanej w opowiadaniu legendy okrążył świat lecąc na wielkim drapieżnym ptaku, trzymając przed nim kawał mięsa na kiju.
2) Uważny czytelnik „Esensji” zauważy, że tylko Anglicy nie mieli żadnego „Świętego od Rakiet”, żeby nazwać jego imieniem pojazd |
Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.
więcej »Pisanie pod pseudonimem było u zarania powojennej niemieckojęzycznej SF często koniecznością – jednak i dzisiaj istnieją dobre powody, aby korzystać z takiego zabiegu. Poniżej dwa typowe przykłady.
więcej »„Jego twórczość pozostała bez większego wpływu” – tak radykalnie, a zarazem wielce niesprawiedliwie, brzmiał werdykt niemieckiego „Leksykonu literatury SF” (1988) w stosunku do prozy pierwszego Brytyjczyka, który pisał dla słynnego „Amazing Stories”.
więcej »Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Droga na Księżyc, część 3 – Na Srebrnym Globie
— Jakub Gałka
Prawdziwa historia podboju kosmosu
— Jakub Gałka
Droga na Księżyc, część 2 – Orbita (2)
— Jakub Gałka
Ah, la luna la luna…
— Jakub Gałka, Mieszko B. Wandowicz
Droga na Księżyc, część 2 – Orbita (1)
— Jakub Gałka
Filmowe podróże na Księżyc
— Jakub Gałka, Konrad Wągrowski
Na Księżyc nie tylko rakietą, czyli jak to drzewiej bywało
— Jakub Gałka
Wielka księżycowa ściema
— Jakub Gałka
Droga na Księżyc, część 1 – Rakiety (2)
— Jakub Gałka
Droga na Księżyc, część 1 – Rakiety (1)
— Jakub Gałka
Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski
Po komiks marsz: Maj 2023
— Sebastian Chosiński, Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski
Statek szalony
— Konrad Wągrowski
Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski
Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski
Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski
Migające światła
— Konrad Wągrowski
Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski
Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski
Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski