Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Przy herbacie: Opisy. Przyrody i nie tylko

Esensja.pl
Esensja.pl
Opisy przyrody to niemalże synonim najnudniejszych fragmentów lektury. Czy słusznie? Istnieją przecież piękne, zapadające w pamięć fragmenty, które sprawiają, że czytelnik całkowicie przenosi się w świat przedstawiony, czuje temperaturę, zapachy, fakturę kory i mchu, powiew wiatru i delikatny dotyk trawy… albo przeciwnie, trzaskający mróz lub duchotę namorzynowego lasu.

Agnieszka ‘Achika’ Szady

Przy herbacie: Opisy. Przyrody i nie tylko

Opisy przyrody to niemalże synonim najnudniejszych fragmentów lektury. Czy słusznie? Istnieją przecież piękne, zapadające w pamięć fragmenty, które sprawiają, że czytelnik całkowicie przenosi się w świat przedstawiony, czuje temperaturę, zapachy, fakturę kory i mchu, powiew wiatru i delikatny dotyk trawy… albo przeciwnie, trzaskający mróz lub duchotę namorzynowego lasu.
Z kanonu lektur szkolnych najsłynniejsze – z powodu swej długości oraz właściwości nasennych – są opisy przyrody z „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej. Niektóre z nich są faktycznie nudne, sprowadzają się do wymieniania nazw polnych kwiatów czy ptaków (autorka ta jest znana z precyzyjnego katalogowania przyrody, ponoć na kartach powieści występuje grubo ponad sto gatunków roślin), które współczesnemu czytelnikowi niewiele mówią. Jednak można znaleźć również malownicze opisy, na przykład wędrówkę Justyny Orzelskiej wśród pól:
Wkrótce też znalazła się na ścieżce, kręto biegnącej pomiędzy zbożem i mającej pozór wąskiego korytarzyka, którego ściany tworzyło żyto wysokie, gęste, jeszcze zielone, ale już w bujne kłosy wypływające i szafirowymi cętkami bławatków usiane. Było coś tajemniczego i pociągającego w tej ścieżce utopionej na dnie kłosistego morza, która, zaczynając się u stóp zabudowań dworskich, biegła w głąb równiny, biała i twardo udeptana. (…) Nikt widzieć jej nie mógł oprócz tego, kto nią szedł, a ten, kto nią szedł, nie widział także nic oprócz gęstwiny łodyg i kłosów dokoła siebie, a nad sobą błękitnej kopuły nieba. Była to niska puszcza, u szczytów swych samotna i cicha, a w dole wrząca życiem niewidzialnym, które ją napełniało mnóstwem szelestów, ćwierkań, fruwań, brzęczeń, świergotów zlewających się w nieustanny, przy samej ziemi kipiący szmer.
Może dla zatwardziałego mieszczucha nie będzie w tym fragmencie niczego ciekawego, lecz w kimś, kto choć raz szedł prawdziwą polną ścieżką czy miedzą, z pewnością drgnie jakaś struna przy czytaniu. Szczególnie, kiedy za oknem zima albo długie, męczące przedwiośnie…
We współczesnej polskiej fantastyce zauważalna jest tendencja do minimalizowania opisów. Owszem, jeżeli autorzy wymyślają jakieś naprawdę dziwaczne, pokręcone, niesamowite miejsce, opisują je, żeby czytelnik mógł sobie wszystko wyobrazić. Jednak gdy akcja toczy się na ulicy, w lesie, lochach czy sali balowej, informacje o wyglądzie otoczenia liczą najwyżej jedno zdanie, jakby pisarzom szkoda było czasu na kreowanie nastroju w ten sposób. Niby w epoce telewizji każdy wie, jak wygląda las, ośnieżony łańcuch górski, królewski pałac albo postindustrialne ruiny, lecz całkowita rezygnacja z opisów zubaża literaturę, sprowadzając ją do zapisu kolejnych przygód, niczym w sesji RPG.
Może pisarze boją się popaść w sentymentalizm albo sądzą, że umieszczanie w książkach opisów zniechęci do nich młodego czytelnika? Tymczasem w literaturze dla dzieci istnieje mnóstwo nastrojowych opisów – doskonałe są na przykład w „Kronikach Narni”, C.S. Lewis dwoma-trzema zdaniami potrafi namalować obraz zaśnieżonego, cichego lasu w „Lwie, czarownicy i starej szafie”, ogromnej fali na krańcu świata w „Podróży Wędrowca do Świtu” czy martwego miasta w „Siostrzeńcu czarodzieja”. Moim ulubionym fragmentem jest opis Lasu Między Światami z tej ostatniej książki, widziany oczami Digory’ego:
Drzewa rosły dość blisko siebie i były tak gęsto pokryte liśćmi, że nie prześwitywał przez nie ani kawałek nieba. Przez liście sączyło się tylko zielone światło, ale gdzieś wyżej musiało świecić słońce, bo zielona poświata była jasna i ciepła. Trudno sobie wyobrazić bardziej cichy las. Nie widział tu ani ptaków, ani owadów, ani zwierząt, ani wiatru. Czuł prawie, jak rosną drzewa. Prócz sadzawki, z której właśnie wyszedł, było tam mnóstwo innych – sadzawka obok sadzawki, co parę metrów, jak daleko mógł sięgnąć wzrokiem. Czuł prawie, jak drzewa piją korzeniami wodę. Pomimo ciszy i bezruchu był to bardzo ŻYWY las. Kiedy Digory próbował później go opisać, mówił: „Było to bardzo BOGATE miejsce, tak bogate, jak świąteczne ciasto ze śliwkami”.
A jak fantastycznie psychodeliczny jest wizerunek siedziby czarodzieja, przedstawiony przez Andersena w „Towarzyszu podróży”! Obok przepięknych opisów podwodnego i nadwodnego świata w „Małej syrenie”, jeden z moich ulubionych fragmentów. A przecież to baśń dla dzieci, ktoś mógłby spytać, po co w niej tyle przymiotników i w ogóle szczegółów? Ano właśnie – bo to DOBRA baśń dla dzieci.
Szli przez duży, długi korytarz, gdzie ściany błyszczały cudownie, ponad tysiąc płomiennych pająków, które pełzały po murach w górę i w dół, świeciło jak ogień. Weszli do dużej sali, całej zbudowanej ze złota i srebra, czerwone i niebieskie kwiaty, tak duże, jak słoneczniki, kwitły na ścianach, ale nikt nie mógł ich rwać, bo łodygi tych kwiatów były wstrętnymi jadowitymi wężami, a kwiaty były z ognia, który buchał im z gardzieli. Cały sufit pokryty był błyszczącymi świętojańskimi robaczkami i błękitnymi nietoperzami, które trzepotały cienkimi skrzydłami; wyglądało to bardzo dziwnie.(…) Sam tron był z mlecznobiałego szkła, a poduszki, na których się siedziało, zrobione były z małych, czarnych myszy, które gryzły się w ogony. Na samej górze kołysał się dach z różowej pajęczyny, wśród której maleńkie, zielone muszki połyskiwały jak kosztowne kamienie.
Przy całkowitym braku zamiłowania do twórczości Tolkiena, jednocześnie muszę przyznać, że opis tego, co Frodo widzi ze szczytu Amon Hen po nałożeniu Pierścienia, jest dla mnie jednym z najpiękniejszych fragmentów w całej literaturze (tu, oczywiście, słowa uznania należą się zdecydowanie pani Marii Skibniewskiej):
Spojrzał na południe: tuż u jego stóp rzeka piętrzyła się, wezbraną falą przewalała przez wysoki próg wodogrzmotów Rauros i bryzgając pianą spadała w przepaść; jasna tęcza grała kolorami nad oparem wodospadu. Zobaczył także Ethir Anduin – ogromną deltę rzeki; miriady wodnego ptactwa wirujące niby biały kurz w słońcu, a pod nimi zielone i srebrne morze, drobnymi falami uciekające w nieskończoność.
Wiele pięknych opisów jest w cyklu Tada Williamsa „Pamięć, Smutek, Cierń” – autor ma niezwykłą wyobraźnię, która kreuje miasta elfiopodobnej rasy: jedne delikatnie wykute w skałach głęboko pod królewskim zamkiem, inne w leśnych ostępach, pochłaniane przez roślinność niczym Angkor Wat w naszym świecie, jeszcze inne stworzone z kolorowych jedwabnych płacht i wstęg rozpiętych między drzewami.
W „Smoczym tronie” piękny jest opis myśliwskiego schronienia Sithów w mroźnym lesie. Bohaterowie muszą wczołgać się prowadzącym stromo pod górę lodowym tunelem (znakomicie zabezpiecza on przez dzikimi zwierzętami, a żeby wyjść z powrotem, wystarczy zjechać na siedzeniu):
Pomieszczenie tonęło w świetle. Była to kamienna komnata nie wyższa niż na wysokość dwóch mężczyzn, za to bardzo przestronna. Wzdłuż ścian wiły się korzenie drzew. Około trzydziestu kroków od przybyłych, w rogu komnaty, z kamienia wypływał łukiem lśniący strumień, który rozbryzgiwał się w naturalnym kamiennym zagłębieniu. Delikatny szum tego malutkiego wodospadu mieszał się z dziwną, cichą muzyką. Wokół pełno było lamp, podobnych do tych, jakie widzieli w kamiennym korytarzu; emanowały żółtym, bladoniebieskim albo różowym światłem, malując ściany groty tysiącami mieszających się odcieni.
W tomie „Kamień rozstania” urzekły mnie opisy gorącej, bagnistej krainy Wran. Czasem wystarczy jedno zachwycająco celne zdanie, w rodzaju Powietrze nad bagnami było niczym gorący i wilgotny koc, by czytelnik odruchowo ocierał pot z czoła i rozglądał się za szklanką zimnej wody mineralnej. Oprócz plastycznego przedstawiania duchoty Tad Williams umie również stworzyć nastrój nieokreślonego niepokoju:
Powietrze było tak nieruchome i ciężkie, że miał wrażenie, iż może skoczyć z ganku swego domu i popłynąć przez nie. (…) tego dnia w powietrzu unosiło się coś, co go niepokoiło, jakby cała kraina Wran była rozżarzonym prętem, położonym na kowadle świata, a nad nim wisiał drżący, ogromny młot gotowy w każdej chwili zgnieść wszystko.
A oto opis lasu, z którego wielu pisarzy mogłoby się sporo nauczyć. Niby banalne drzewa, pnącza i grzyby – ale jak pokazane!
Wraz ze zmianą pogody zmieniła się też roślinność: wiecznie zielone drzewa i mniejsze krzewy, wśród których Simon brnął w śniegu, ustąpiły miejsca dębom, brzozom i białym jesionom. Ich konary łączyły kwitnące pnącza tworzące baldachim podobny do witraża, lecz bardziej delikatny. Paprocie i leśny szczaw porastały kamienie i przewrócone drzewa, tak że podłoże lasu przypominało nierówną zieloną kołdrę. W plamach cienia czaiły się grzyby niczym zbiegli żołnierze; inne – jasne, lecz dziwnie piękne – przywarły do pni drzew niczym stopnie krętych schodów. Poranne słońce obsypywało wszystko srebrzystymi i złocistymi okruchami blasku.
Nie ma tu epatowania bogactwem biologicznych nazw: mamy zrozumiałe dla każdego paprocie i grzyby, nie trzeba wymieniać, że rosły tam, powiedzmy, nerecznice i zanokcice czy huby z rodzaju żagwi. Autor skupia się na porównaniach (kołdra, żołnierze, schody) i na malowniczym ukazywaniu leśnej przyrody, która – zgodnie z zamierzeniem tej sceny – jawi się jako coś wyidealizowanego, wręcz cudownego. Skoro bohater w baśniowy sposób przekracza granicę między zimą i latem, to nic dziwnego, że miejsce, w którym się znajduje, przypomina piękny sen.
Tad Williams ma talent nie tylko do opisów budowli i przyrody – bardzo spodobała mi się scena z jednego z pierwszych rozdziałów „Smoczego tronu”, w której Simon słucha śpiewów liturgicznych:
Przyszedł właśnie z ocienionej galerii w kaplicy, gdzie mnisi śpiewali wieczorne pieśni. Czyste, wznoszące się i opadające tony ich nabożnych modlitw poruszyły go tak, jak czasem sama kaplica i to, co się w niej działo. Każda nutka wyśpiewana z taką uwagą, a potem tak cudownie unosząca się, jakby rzeźbiarz puszczał na strumieniu delikatne łódki.
Dobre opisy tworzy Andrzej Sapkowski – przy czym charakterystyczne dla niego jest ukazywanie otoczenia przez pryzmat którejś z postaci. Miejsce nie istnieje samo dla siebie – to bohater odczuwa, bohater spostrzega, bohater rozpoznaje. Spójrzmy na fragment „Głosu rozsądku” z tomu „Ostatnie życzenie”:
Wiedźmin rozsznurował koszulę, odkleił mokry len od karku. W jaskini było bardzo ciepło, wręcz gorąco, w powietrzu wisiała ciężka, mokra para skraplająca się na omszałych głazach i bazaltowych płytach ścian. Wszędzie dookoła były rośliny. Wyrastały z wykutych w podłożu, wypełnionych torfem zagłębień, z wielkich skrzyń, koryt i donic. Pięły się po skałach, po drewnianych rusztowaniach i tyczkach. Geralt przyglądał się ciekawie, rozpoznając niektóre rzadkie okazy (…) Widział oblepiające ściany jaskini połacie gwiezdnolistnego nostrixu, wylewające się z ogromnych donic zbite kule dętogłowu, pędy arenarii obsypane jagodami czerwonymi jak krew.
Dzięki pokazaniu, jak koszula klei się Geraltowi do ciała, opis staje się bardziej fizyczny, namacalny – niemal czujemy to parne i pachnące powietrze. Nieznane rośliny pokazane są niby mimochodem, ale tak, że można je sobie w miarę przyzwoicie wyobrazić, zresztą nie chodzi przecież o dokładny wygląd poszczególnych gatunków, lecz o oddanie atmosfery oranżerii: duchoty, natłoku i dziwności.
Wyższą szkołą jazdy są opisy, które nie tylko pokazują, jak wygląda dane miejsce, ale też wnoszą pewien rodzaj „wartości dodanej” w sensie literackim. Mistrzem w tej dziedzinie jest dla mnie Bruno Schulz, szczególnie w opowiadaniu „Sklepy cynamonowe”:
Wjechaliśmy na podmiejską ulicę ujętą z obu stron w ogrody. Ogrody te przechodziły z wolna, w miarę posuwania się, w parki wielkodrzewne, a te w lasy. Nie zapomnę nigdy tej jazdy świetlistej w najjaśniejszą noc zimową. Kolorowa mapa niebios wyogromniała w kopułę niezmierną, na której spiętrzyły się fantastyczne lądy, oceany i morza, porysowane liniami wirów i prądów gwiezdnych, świetlistymi liniami geografii niebieskiej. Powietrze stało się lekkie do oddychania i świetlane jak gaza srebrna. Pachniało fiołkami. (…) Księżyc stał jeszcze ciągle wysoko. Transformacje nieba, metamorfozy jego wielokrotnych sklepień w coraz kunsztowniejsze konfiguracje nie miały końca. Jak srebrne astrolabium otwierało niebo w tę noc czarodziejską mechanizm wnętrza i ukazywało w nieskończonych ewolucjach złocistą matematykę swych kół i trybów.
Pytanie tylko, w ilu wydawnictwach zajmujących się polską fantastyką taki opis w ogóle przedarłby się przez sito redakcyjne? Oczami duszy już widzę maila do autora: „Szanowny panie, w języku polskim nie ma słowa wyogromnieć, a jazda nie może być świetlista, bo przecież nie świeci”. A może przesadzam, może to sami autorzy boją się niestandardowych, poetyckich fraz? W końcu jest to stąpanie po cienkim lodzie, gdzie łatwo się osunąć w kicz, patetyczność i niezamierzoną śmieszność; no i oryginalne sformułowania trzeba umieć wymyślać, a nie każdy umie. Po prostu.
koniec
28 marca 2010
PS. Herbata na dziś: „Kashmir Valley” z cynamonem i płatkami róż.

Komentarze

28 III 2010   20:17:35

No niestety, zwalczanie metafor i słowotwórstwa autorów widzę za często, co mnie boli... Jak również operowanie przez niektórych kategorią \"nadopisowości\". Co to, u diaska, jest nadopisowość?

28 III 2010   21:51:37

Wplatanie w narrację informacji już raz przytoczonych lub zbędnych - nadopis. Sam termin ma się nijak do kondycji współczesnego opisu literackiego, który niestety dąży do formy hipertekstu.

29 III 2010   11:43:46

Dobry i ciekawy artykuł. Bardzo podobały mi się przytoczone przykłady.
Jeśli chodzi o mnie dobry opis to to, co może mnie zachęcić do książki, generalnie też w mojej pamięci pozostają te teksty, w których opisy są bogate i trafne. W końcu jak czytam, to chcę sobie to wszystko wyobrazić.

\"Nad Niemnem\" - ha, ja powiem, że choć wszyscy tak na tę książkę psioczyli - cóż, IMO akurat te opisy przyrody są chyba jedynym jej mocnym punktem, bo poza nimi cóż pozostaje: pretekstowo-propagandowo-nierealistyczna fabuła oraz do bólu papierowe postaci (BTW - w moje ręce wpadło bardzo zabawne wydanie książki, otóż zawierało ono mnóstwo przypisów dotyczących owych roślin i tak, jeśli w opisie pojawiały się \"polne dzwonki\" w przypisie była podana nazwa gatunkowa polska i łacińska oraz parę zdań o występowaniu ;P, czasem było tak, że owe przypisy zajmowały do ponad pół strony)

Tolkien w mojej pamięci pozostał (czytałam go jakoś w 7mej klasie podstawówki) głównie ze względu na opisy, taaaak tam można było sobie wszystko szczegółowo wyobrazić i naprawdę poczuć się w innym świecie. Jakoś najbardziej utkwiły mi białe, gwiazdki kwiatów na przełęczy, które miały \"świecić trupim światłem\".

Lewis - dla mnie Las Pomiędzy Światami był ulubionym miejscem z tych książek. Wyobrażałam sobie go dziesiątki razy, najchętniej - że sama tam trafiam. Do dziś jeszcze pamiętam jego cień.

Czytałam kiedyś opowiadanie Williamsa z antologii \"Legendy\" i nabrałam ochoty na przeczytanie \"Pamięci...\" niemniej, niestety nie mogę natrafić na niego w księgarniach :(

Co do Wiedźmina to generalnie uważałam, że u Sapkowskiego opisów jest za mało.

Z innych autorów - urzekły mnie opisy w \"Wodach głebokich jak niebo\" - zwłaszcza ten z \"Róż dla Sirocco\", w którym bohaterka idzie przez Brionię, w dzień upadku maga, gdy zaklęte w budowle i przedmioty demony odzyskują wolność a serafin, który był katedrą prostuje skrzydła.

Lubiłam też opisy Agnieszki Hałas z opowiadań o Krzyczącym w Ciemności.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Po komiks marsz: Marzec 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Po komiks marsz: Luty 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Krótko o filmach: Walka Thora z podwodnym Sauronem
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Weekendowa Bezsensja: Wszystko, czego nigdy nie chcielibyście wiedzieć o… Esensji (31)
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.