Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Stephen King
‹Ręka mistrza›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRęka mistrza
Tytuł oryginalnyDuma Key
Data wydania18 września 2008
Autor
PrzekładMichał Juszkiewicz
Wydawca Prószyński i S-ka
ISBN978-83-7469-836-8
Format640s. 142×202mm
Cena39,—
Gatunekgroza / horror
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

S.O.D.: Kołek w serce horroru

Esensja.pl
Esensja.pl
Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak
« 1 2 3 4

Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

S.O.D.: Kołek w serce horroru

7. Odpowiedzialność, ale za co?
Orbitowski: Czy zasada niewyjaśniania, moim zdaniem kluczowa, nie czyni niejako fabrycznie książki niedoskonałą, bo niedopowiedzianą? Autor się napocił, napisał te sześćset stron, po czym pozostawia czytelnika w poczuciu rozczarowania. Może sam nie wie, nie doczytał, nie domyślił? Czy w tym sensie horror jest gatunkiem z wbudowaną skazą?
Dukaj: Istnieje książka, która doprowadza tę „niedoskonałość” do ekstremum, cała jest „skazą”. Właściwie powinienem był ją przywołać, gdy tylko zacząłeś klasyfikować horror według stosunku do Tajemnicy. To „House of Leaves” Danielewskiego; pisałem o niej swego czasu. Moim zdaniem to jest właśnie horror, który po pierwsze, skutecznie rozbraja mechanizmy wyjaśnień metafabularnych, wytrącając czytelnikowi po kolei wszystkie gotowe narzędzia, a po drugie, najbardziej wprost konfrontuje go ze strachem Niewyjaśnialności, posuniętej aż do absurdu. Zarazem w sensie czysto literackim jest to „horror graniczny”, tzn. jeśli zrobisz krok dalej, to w ogóle wyjdziesz poza literaturę piękną i dostaniesz coś w rodzaju multimedialnego kolażu, instalacji do wywoływania niepokoju albo happeningu o nawiedzonym domu postmodernisty.
Zarazem powieść Danielewskiego stanowi absolutne zaprzeczenie horroru jako konwencji literatury popularnej, masowej. Nie ma mowy, aby zaczytywali się nią nastolatkowie; to rzecz dla miłośników Pynchona, Eco, co bardziej zakręconych postmodernistów. Nie mówię, że działa wyłącznie na intelekt – ale żeby cię dotknęła także na poziomie emocji, snów, obsesji, musisz umieć ją odczytać w zupełnie inny sposób niż filmowe fabuły horrorów „zwykłych”.
Orbitowski: Może istnieje też inny rodzaj skazy. Zauważyłem, że autorzy horrorów muszą tłumaczyć się z wykonywanego zawodu. Czemu pan pisze horrory, pytają ludzie Stephena Kinga. Gdyby był autorem romansów, powieści sensacyjnych albo arcydzieł, to pytanie by się nie pojawiło. Ale sama „Ręka mistrza” jest chyba głosem przeciwko tezom o neutralności czy „niewinności” sztuki, także rozumianej jako kultura popularna. Edgar jest malarzem, który właściwie bez przygotowania zaczyna trzaskać znakomite obrazy. Szybko dowiadujemy się, że w rozroście jego talentu ma udział siła nieczysta, czyli Perse. Obrazy, sprzedane lub ofiarowane, sprowadzają nieszczęścia, ginie nawet jedna z córek malarza.
Wkręcam sobie to w następujący sposób: sam autor horroru wie, że coś jest z nim nie w porządku, że taki rodzaj literatury bierze się z trochę innego źródła niż inne rodzaje prozy, choćby gatunkowej. I, co ważniejsze, sztuka nie jest czymś bezpiecznym, neutralnym moralnie. Ponosimy odpowiedzialność za nasze dzieła i za to, jaki efekt wywołają w innych.
Posłużę się tu wątkiem z biografii samego Kinga – napisał krótką powieść „Rage” o chłopaku, który wziął spluwę i urządził masakrę w szkole. Potem rzecz wydarzyła się naprawdę, jakiś szalony dzieciak sobie postrzelał do kolegów, a potem znaleziono u niego właśnie „Rage” zaczytaną na śmierć. Od tego czasu King nie zgadza się na wznowienia tej powieści.
Wracając do wątku: „Ręka mistrza” to sympatyczne czytadło, chyba też najsłabsza rzecz, jaką tutaj mieliśmy (co nie znaczy, że nie wybrałem jej celowo) i jeśli ma jakąś myśl w sobie zaszytą, to chyba właśnie taką: twórcy nie zawsze są czyści, sztuka jest niebezpieczna. Ot, co.
A wy jak?
Szostak: Zgoda, twórcy nie zawsze są czyści, ale tłumaczenie tego w „Ręce mistrza” jest dość pokrętne. Głównym bohaterem steruje jakaś zewnętrzna siła. W zasadzie można powiedzieć, że to zwalnia go z odpowiedzialności. Nie jego wina, Perse mu kazała, on był nieświadomym narzędziem, a kiedy okazało się, do czego to wszystko prowadzi, było za późno; wąż mnie zwiódł. U Kinga wszystko to jest zbudowane na pozorach: swędzi go ręka, której nie ma; na metapoziomie: Perse nie istnieje, a więc nie ma takich „złych sił”. W jakimś sensie jest to literatura rozgrzeszająca.
Zobaczcie, jakim tonem opowiada narrator o swoim życiu (mam na myśli okres jego malarstwa): w gruncie rzeczy jest to pełna wewnętrznego ciepła opowieść o człowieku, który wraca do życia przez sztukę. Jeśli ja bym był Edgarem Freemantle i opowiadał swoją historię, wiedząc już ex post, że moje malarstwo doprowadziło do śmierci ukochanej córki, to zapewne użyłbym innych tonacji, a nie leniwej opowieści o rekonwalescencie na Florydzie. Autentyczna groza: zabiłem własne dziecko – przegrywa z wymogami dramaturgii w opowieści o potłuczonej laleczce.
Orbitowski: Delikatna próba obrony. Edgar może to wszystko opowiadać jako stary człowiek, pogodzony ze wszystkim.
Szostak: Fakt, trzeba by dobrze przekopać książkę i zobaczyć, czy King zostawia jakieś ślady tego, z jakiego dystansu czasowego spisywane są przez Edgara historie Duma Key.
Orbitowski: Ale, ale, Wicie: skąd my wiemy, co kieruje nami, kiedy zajmujemy się sztuką? Być może kierują nami złe siły z wnętrza nas. Albo sam diabeł? No, czemu nie? Edgar miał to niezwykłe szczęście, że dotarł do przyczyn, do tego, co leżało u podstaw atrakcyjności jego sztuki. Inni twórcy zwyczajnie mogą nie mieć tego szczęścia.
Szostak: Istnieje doświadczenie tworzenia jako aktu, który jest moim aktem. Chcę coś napisać, siadam do pisania i piszę. To, co z tego wychodzi, najczęściej odbiega od moich wcześniejszych wyobrażeń, jest wiele miejsc, które mi się „same napisały”, ale ostatecznie całe pisanie było moim – mniej lub bardziej udolnym – przelewaniem na papier pewnego pomysłu, na który sam wpadłem.
Kolega Edgar natomiast ma ciągle poczucie, że jest tylko narzędziem jakiejś siły. Maluje rzeczy, których nie widzi, jego dzieła – choć zachwyca go fakt, że wyszły spod jego pędzla – nie są jego. Mam na myśli jego doświadczenie tworzenia, towarzyszące mu podczas malowania, a nie późniejsze wyjaśnienie książkowe. Jest więc u niego zasadnicza obcość tych dzieł, obcość fundamentalna: ktoś lub coś maluje przeze mnie. I jest ona nieporównywalna z tym doświadczeniem, o którym piszę wyżej, a więc fenomenem, że tworzenie jest moim tworzeniem – niezależnie od tego, że czasem nas samych zaskakuje rezultat końcowy.
Dukaj: Można wybrać interpretację bardziej mroczną. Edgarowi nie zatarły się w pamięci straszne konsekwencje jego ciągu malarskiego – ale to naprawdę był najlepszy okres w jego życiu. Chyba nawet dosłownie tak go podsumowuje w pewnym momencie. Doświadczenie spełnionego aktu twórczego okazałoby się mieć moc narkotyczną: koszty kosztami, ale haj nieporównywalny z niczym.
Orbitowski: Tylko że te fragmenty dotyczące malowania są z mojego punktu widzenia najmocniejsze. Być może tak się tłumaczy ciemność Perse. Zaskoczyliście mnie w tej chwili i przepraszam, że odwołuję się do swojego osobistego doświadczenia jako twórcy: uwierzcie, czasem w toku pracy artystycznej, która – w odróżnieniu od wysiłków Edgara – nie ma w sobie nawet specjalnych napięć, ujawniają się rzeczy, które nawet nie przeszły przez głowę. I nie mówię o fragmentach samo-się-napisanych, ale o klarownym obrazie całości, zupełnie niezgodnej z oczekiwaniami twórcy. Z hajem, Jacku, nie ma to nic wspólnego– to raczej zdziwienie, które może towarzyszyć oglądaniu zdjęcia, na którym jestem, a nie mam żadnych wskazówek odnośnie okoliczności, w których powstało. Skoro jestem na zdjęciu, to nie mam prawa się go wyprzeć, tak samo jak obrazy, które namalowałem, są moje, choć nie kontroluję procesu tworzenia.
Dukaj: No tak, nakładasz swoje doświadczenie na doświadczenia Edgara. King może opisywać ciągi malarskie Edgara jako stan spełnienia, którego nikt z nas nie doświadczył. W istocie słuchając czy czytając wypowiedzi artystów o tzw. procesie twórczym, właściwie nigdy się w nich rozpoznaję i podświadomość szepcze mi, że widać robię coś źle, nie tak, jak się powinno. Nie wykluczę więc z góry żadnego doświadczenia aktu twórczego.
Orbitowski: Proces twórczy bierze się z ciemności, być może nawet czysto freudowskiego mroku, znając finezję psychologiczną Amerykanów, i może prowadzić do rozlewu krwi. Dokonuje się przez nas, lecz częściowo poza nami. To jest teza, którą wyciągam z „Ręki…” jako coś wartościowego.
Szostak: Właśnie: piszesz „przez nas”, „częściowo poza nami”. To trzeba byłoby doprecyzować – zapewne nie w tej dyskusji. Trzeba byłoby zrobić dokładną fenomenologię twórczości: w jakim stopniu i w jakich momentach dane przeżycie związane z tworzeniem jawi mi się jako „moje”, a w jakim jako „obce”.
Zobacz, że jest różnica w doświadczeniu, w którym zauważam, że „myśl przychodzi mi do głowy”, takim zwyczajnym, koniec końców nasze myśli jakoś nam się wymyślają same, jakoś są zewnętrzne (np. przychodzi mi do głowy pomysł, by opisać sztorm na Bałtyku, i nie potrafię wskazać wprost inspiracji) – a doświadczeniem w rodzaju jakiegoś opętania, gdy coś lub ktoś mówi przeze mnie, a ja nie mogę tego zatrzymać, kontrolować. Bez subtelnych opisów całej palety doświadczeń płynnie przechodzimy pomiędzy jednym biegunem a drugim, tworząc chyba nieprawdziwe wrażenie, że twórczość to pewien rodzaj opętania.
Dukaj: A czy autorzy akurat horrorów powinni być jakoś szczególnie odpowiedzialni za to, co piszą? Nie sądzę. Czy źródło tej literatury jest inne, specyficzne, leży głębiej w podświadomości, dotyka groźniejszych instynktów w człowieku? Raz tylko miałem takie podejrzenia: przy lekturze powieści Kathe Koi. Dlatego, że mnie przestraszyły? Nie. Dlatego, że poczułem, że są tak prawdziwe, że – mimo iż w założeniach fantastyczne – musiały zostać napisane z głębokiego doświadczenia autorki. Ale to się da powiedzieć o większości wybitnej sztuki: twórca sięgnął gdzieś, gdzie nie jest bezpiecznie sięgać, dokąd zwykli ludzie nie mają dostępu.
Prawdę mówiąc, współczesny horror jawi mi się literaturą tak skonwencjonalizowaną i znieczuloną pod grubą warstwą kiczu, że przez to właśnie najbardziej odporną na powyższe „zagrożenia”. Weź choćby figurę pedofila. Opiszesz go realistycznie i masz wyzwanie i dla autora, i dla czytelnika. Zrobisz z niego potwora w horrorze, czyli postać, której racją istnienia jest funkcja straszydła – i nikt się nie przejmie.
Jeśli chodzi o zdolność docierania do odbiorcy z takimi strasznymi tajemnicami duszy, i to także przez lęk, obrzydzenie, rozbicie obrazu rzeczywistości – to żaden horror filmowy nie zrobił tu ze mną tego, co np. „Happiness” Solondza.
Dlaczego najefektywniejsze horrory filmowe ostatnich lat to rzeczy oparte na minimalistycznej symulacji dokumentu (jak „[Rec]”, „Paranormal Activity”, wcześniej „Blair Witch Project”)? Musisz zaprzeczyć konwencji strachu, żeby naprawdę przestraszyć.
Szostak: Zgadzam się z Jackiem, nie przeceniałbym tutaj „społecznej odpowiedzialności autora horrorów”. W ogóle mam problem z obarczaniem literatury winą za rzekomo z niej płynące działania pewnych ludzi. Każdy tekst ma nieskończoną liczbę możliwych odczytań, nie wszystkie są odczytaniami rzetelnymi, zgodnymi z literą i duchem tekstu (zamierzenia autorów biorę tu w hermeneutyczny nawias). To jest trochę zrzucanie odpowiedzialności za własne czyny na kogoś innego. Z drugiej strony jest to dość typowy mechanizm radzenia sobie z własną słabością, grzesznością. Być może powinien powstać metahorror, który pokaże dokładnie ten mechanizm, wprowadzając właśnie wszystkie te rekwizyty: potłuczone laleczki, starożytne moce itd. jako rozpostartą w przestrzeni walkę człowieka o własne ocalenie. Np. Freemantle zwala wszystko na Perse, dopiero potem dochodzi do wstrząsającego wniosku, że morderstwo jego córki jest konsekwencją jego czynów (wyniosłości w relacjach z Mary Ire albo odrzucenia jej oferty seksualnej podczas przeprowadzania wywiadu).
Jako ignorant nie wykluczam jednak, że takich powieści jest już na pęczki.
Orbitowski: Wicie, nie tak znów wiele… Ja się z Wami zgadzam. Horror często zasiada na tej samej ławie oskarżonych co brutalne gry, filmy, metal. Nie podzielam słuszności takich oskarżeń, ale mogę wyobrazić sobie taką „instruktażową powieść”, zachęcającą do zabijania.
Szostak: Pamiętam lekcję polskiego w klasie maturalnej, podczas której mój kolega oskarżył literaturę (i pośrednio system edukacji, który tworzy kanon lektur), że po przeczytaniu „Procesu” Kafki wpadł w depresję. To był dość poważny problem, a nie prowokacja czy hucpa.
Orbitowski: Wszystko to prowadzi do niewesołego wniosku: King jest królem tylko z nazwy i z racji uprawianego zawodu.
Przypomina mi dzielnego żołnierza, wyniesionego na tron za szczególne męstwo i wojskowy rozum w czasach zawieruchy, który nie sprawdza się na tronie, a zarazem – nie chce słyszeć o własnej ułomności. W jego gatunkowym królestwie, wśród autorów, twórców mniejszych, dzieją się rzeczy dziwne i niejednoznaczne, co nie znaczy, że frapujące. Być może to dowód rozkładu, być może – poszukiwania nowej syntezy.
koniec
« 1 2 3 4
19 kwietnia 2010

Komentarze

19 IV 2010   11:20:28

„Zobaczcie, jak łatwo można pokonać Perse. Są problemy techniczne, trzeba na metodę wpaść, ale ostatecznie rozwiązanie jest banalne.” – otóż to. Jak przygodówka, do której nie masz solucji – klikasz, klikasz, aż znajdziesz przedmiot, który zadziała. Albo zginiesz.
„Dopóki w „Ręce mistrza” owa moc i siła była nienazwana, czułem pewien niepokój. Potem ta historyjka o statku i laleczce była bezbrzeżnie niegroźna.” – no właśnie. W 2/3 książki miałem taką chęć, żeby to był koniec, żeby tak zostało, ale niestety, nic z tego.

20 IV 2010   14:17:40

Trochę nie na temat może...

Swego czasu miałam znajomą, która uwielbiała co jakiś czas opowiadać, jak to w chwili, gdy tworzy, czuje "jak staje się narzędziem jakiejś nadprzyrodzonej siły, która przepływa przez nią", ale ona lubiła się kreować na "artystkę" a poza tym nigdy nam nie pokazała żadnego z owych wiekopomnych dzieł, o których tyle mówiła.

Nie wiem, jak można po przeczytaniu "Procesu" wpaść w depresję... mnie ta książka pozostawiła raczej obojętną. To już nowelki o skatowanym Janku i Rozalce w piecu na trzy zdrowaśki bardziej mną wstrząsały, "Chłopów" zaś przestałam czytać mniej więcej w okolicy miejsca, kiedy jeden z bohaterów sam odrąbał sobie nogę.

28 IV 2010   01:06:58

"Nie wiem, jak można po przeczytaniu "Procesu" wpaść w depresję... mnie ta książka pozostawiła raczej obojętną" -- groza, groza!...

11 V 2010   22:49:30

"Kiedy oślica ujrzała anioła" Nicka Cave'a straszy niebanalnie.

22 XI 2016   20:39:02

Zwróćmy uwagę na takie powieści jak lemowe "Śledztwo", jak "Przesąd" Ambrose'a (zachwalany kiedyś w "NF" jako "horror bez kiczu", narracyjnie zresztą bliżej mu do technothrillera, SF bliskiego zasięgu streszczającej jakieś fikcyjne badania, niż do klasycznych krwawych czytadeł), czy "Głos naszego cienia" Carrolla (z wiadomym zakończeniem). Tam, moim zdaniem, udaje się każdorazowo nie tylko zrobić w rzeczywistości szczeliny, ale zawalić ją bohaterom na łeb w sposób zadowalający...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Kwiecień 2011
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Anna Kańtoch, Daniel Markiewicz, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz

Nominacje do Książki Roku 2008
— Esensja

Prezenty świąteczne: 50 książek, które możesz kupić w ciemno
— Esensja

Książki kwartału: Lato 2008
— Esensja

Wysoka zawartość Kinga w Kingu
— Anna Kańtoch

Do księgarni marsz: Wrzesień 2008
— Esensja

Z tego cyklu

Ogród mąk nieziemskich
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Burza dziejów, ucieczka z powieści 2010
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Zagadka czy pułapka? „Ada” albo żart Nabokova.
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Na marginesie: Samoświadomość poza fikcją, czyli od Wattsa do Metzingera
— Jacek Dukaj, Wit Szostak

Ślepoczytanie
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Bajka z garbem
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Upływ czasu
— Joanna Kapica-Curzytek

Wybawca lekki jak piórko
— Dominika Cirocka

Sir Roland pod Mroczną Wieżą stanął
— Katarzyna Piekarz

Pudełko nie czarno-białe
— Dominika Cirocka

Esensja czyta: Lipiec 2017
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Jarosław Loretz, Beatrycze Nowicka, Katarzyna Piekarz, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Czerwiec 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Maj 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Joanna Kapica-Curzytek, Magdalena Kubasiewicz, Jarosław Loretz, Marcin Mroziuk, Katarzyna Piekarz

Esensja czyta: Styczeń 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Tym razem bez koszmarów
— Dominika Cirocka

Historia niesie pisarza
— Tomasz Kujawski

Tegoż autora

Wszyscy jesteśmy dysfunkcyjni emocjonalnie
— Łukasz Orbitowski

Kanał
— Łukasz Orbitowski

Moc generowania sensów
— Jacek Dukaj

Miasto grobów. Uwertura
— Wit Szostak

MetaArabia
— Wit Szostak

Konsekwencje wyobraźni
— Jacek Dukaj

Kosmos obiecany
— Jacek Dukaj

Słowo dla narodu
— Jacek Dukaj

Córka łupieżcy
— Jacek Dukaj

Kilka uwag o wzlocie i upadku fantastyki naukowej
— Jacek Dukaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.