José Saramago wróżył autorowi „Jeruzalem”, że ten za trzydzieści lat dostanie Nobla. Ćwierć wieku z okładem to dużo czasu, lepiej skupmy się na dniu dzisiejszym. Najnowsza powieść Gonçala M. Tavaresa raczej nie przysporzy autorowi Nobla, ale to kawał solidnej literatury.
Spustoszona Jerozolima
[Gonçalo M. Tavares „Jeruzalem” - recenzja]
José Saramago wróżył autorowi „Jeruzalem”, że ten za trzydzieści lat dostanie Nobla. Ćwierć wieku z okładem to dużo czasu, lepiej skupmy się na dniu dzisiejszym. Najnowsza powieść Gonçala M. Tavaresa raczej nie przysporzy autorowi Nobla, ale to kawał solidnej literatury.
Gonçalo M. Tavares
‹Jeruzalem›
Powieść Tavaresa jest trochę dziwna. Nie bardzo dziwna, ani nawet umiarkowanie dziwna - po prostu trochę. Fabuła niby jest prosta: noc z życia kilkorga wykolejonych (w różny sposób) bohaterów w portugalskim mieście. Mylia, śmiertelnie chora schizofreniczka, jej były mąż - psychiatra Theodor, ich synek Kaas i jeszcze parę osób. Wątki postaci splatają się ze sobą nie tylko w sięgających lata wstecz retrospekcjach, ale przede wszystkim podczas opisywanej nocy 29 maja. Tavares stara się w ten sposób przedstawić motywy postępowania protagonistów, ale głównie analizę współczesnego społeczeństwa.
Dziwnie zaczyna się robić kiedy odkrywamy, że pod płaszczykiem zwykłych wydarzeń toczy się historia wariactwa - zarówno wariactwa bohaterów, jak również całego kontynentu. Tavares napisał książkę, którą można odczytywać jako oskarżenie albo diagnozę stanu psychicznego współczesnej Europy. Podobnie jak znany filozof Giorgio Agamben, autor „Jeruzalem” zdaje się sugerować, że obecnie największym zagrożeniem, które dotyka zachodniej cywilizacji jest obóz koncentracyjny. Przy czym nie chodzi o rzeczywiste miejsca internowania, ale pewien model polityczno-społeczny (u Tavaresa bardziej psychiczny), który zauważyć można we współczesnej Europie.
Jednym z najbardziej mrożących krew w żyłach fragmentów „Jeruzalem” jest ów, gdy Theodor znajduje w bibliotece fikcyjną książkę „Europa 02”. To opis jakiegoś koszmarnego, kafkowskiego ni to obozu koncentracyjnego, ni to zakładu psychiatrycznego. Czytając o absurdalnych prawach tam panujących, płynnej granicy między katem a ofiarą, z narastającym strachem zaczynamy zdawać sobie sprawę, czym tak naprawdę jest owa powieść. „Europa 02” to alternatywna historia naszego kontynentu, w której ziścił się sen nazistów - obóz koncentracyjny dla wszystkich. Jak w snach Maksymiliana Auego z „Łaskawych”, gdzie ludzie żyją w ogromnym, idealnym Auschwitz. Ale czy rzeczywiście jest to tylko alternatywna historia? Czy zbrodnie nazizmu są tylko oddalającą się coraz bardziej od nas przeszłością?
Tavares każe nam wątpić w powszechne przekonanie, że obóz koncentracyjny i Zagłada to zamknięty temat. Autor zdaje się pytać, czy zakład psychiatryczny nie jest formą obozu koncentracyjnego zupełnie legalnie funkcjonującego we współczesnym społeczeństwie? Jakie mamy prawo do ograniczania życia osób, które nie odpowiadają naszym wyobrażeniom o normalności? Największym problemem Myli i innych pacjentów opisywanego zakładu jest nie tyle własna psychika, co oddzielenie od „zdrowego” społeczeństwa.
Zresztą, nie chodzi tylko o obłąkanych i zakłady psychiatryczne. Cierpią zarówno zdrowi na umyśle, jak i chorzy. Ponadto jedni i drudzy zadają innym cierpienia z ofiar przemieniając się w katów. Co powoduje, że jesteśmy zdolni do wszystkiego? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć psychiatra Theodor w dość surrealistycznym projekcie naukowym zakładającym spisanie ludzkiej „historii potworności”. Jest to notabene jeden z najciekawszych motywów książki - piękne połączenie fikcji ze zwyczajnym pragnieniem znalezienia odpowiedzi na pytanie o zło w człowieku.
Theodor chce zbadać dzieje ludzkości pod kątem popełnianych mordów na bezbronnych. Ma zamiar zająć się całą historią, począwszy od pojawienia się pisma, a skończywszy na współczesności. Więcej, pragnie na podstawie przeprowadzonych badań wysnuć prognozę na najbliższe wieki - kto kogo w przyszłości będzie mordować i czy ludzkość wreszcie odrzuci przemoc na bezbronnych. Pomysł jest rozmiarów gargantuicznych, ale Theodor nie należy do ludzi, którzy poprzestają na małym. Jest też twórcą kontrowersyjnej tezy, że obłęd jest „czystym brakiem etyki”, a „stan zdrowia warunkuje instynkt poszukiwania Boga”.
Bóg jest wielkim nieobecnym „Jeruzalem”. Przejawia się to w braku postaci ojca (Kaas) lub jego karykaturach (szef zakładu psychiatrycznego) w życiu bohaterów, ale głównie w świecie opisywanym przez Tavaresa. Jest to świat pusty, głęboko pęknięty, na skutek jakiegoś tragicznego wydarzenia. Co gorsza, nikt Boga nie szuka - ani chora psychicznie Mylia, ani teoretycznie zdrowy Theodor. Instynkt poszukiwania Stwórcy został zagubiony, stracony jak tytułowe Jeruzalem zaczerpnięte z Psalmu 137: „Nad rzekami Babilonu - / tam myśmy siedzieli i płakali, / na wspomnienie Syjonu”.