Z okazji zbliżającej się wielkimi krokami kolejnej edycji wrocławskiego Międzynarodowego Festiwalu Kryminału, którego jednym z gości będzie Norweg Jo Nesbø, Wydawnictwo Dolnośląskie wznowiło „Czerwone Gardło” – trzecią książkę z serii przygód komisarza Harry’ego Hole. W 2004 roku uznano ją „norweskim kryminałem wszech czasów”. Może i słusznie, tyle że wydany trzy lata później „Pierwszy śnieg” jest jeszcze lepszy…
Mariaż „Dnia Szakala” z „Psychozą”
[Jo Nesbø „Czerwone Gardło” - recenzja]
Z okazji zbliżającej się wielkimi krokami kolejnej edycji wrocławskiego Międzynarodowego Festiwalu Kryminału, którego jednym z gości będzie Norweg Jo Nesbø, Wydawnictwo Dolnośląskie wznowiło „Czerwone Gardło” – trzecią książkę z serii przygód komisarza Harry’ego Hole. W 2004 roku uznano ją „norweskim kryminałem wszech czasów”. Może i słusznie, tyle że wydany trzy lata później „Pierwszy śnieg” jest jeszcze lepszy…
Jo Nesbø
‹Czerwone Gardło›
W Polsce ukazała się już większość – sześć z ośmiu – powieści Jo Nesbø (rocznik 1960) z komisarzem Harrym Hole w roli głównej. Czytelnicy nad Wisłą mieli już możność trzymać w rękach debiutanckiego „Człowieka-nietoperza” (1997), składające się na „Trylogię z Oslo”: „Czerwone Gardło” (2000), „Trzeci klucz” (2002) i „Pentagram” (2003) oraz „Wybawiciela” (2005) i „
Pierwszy śnieg” (2007); do dzisiaj nie wydano natomiast „Karaluchów” (1999) oraz najnowszego „Panserhjerte” (2009), którego angielska edycja otrzymała tytuł „The Leopard”. Mieć jednak należy nadzieję, że braki te zostaną jak najszybciej nadrobione, Nesbø jest bowiem jednym z najlepszych współczesnych autorów kryminałów, nie tylko zresztą skandynawskich. Na dodatek jeszcze w tym roku odwiedzi nasz kraj. Zgodnie z zapowiedziami, Norweg będzie gościem, tradycyjnie odbywającego się na przełomie listopada i grudnia, Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu. Z tej też okazji Wydawnictwo Dolnośląskie zdecydowało się wznowić wyprzedaną już całkowicie od trzech lat trylogię. Na pierwszy ogień poszło „Czerwone Gardło”, we wrześniu do księgarń ponownie trafi „Trzeci klucz”, a i na „Pentagram” nie powinniśmy chyba zbyt długo czekać.
„Czerwone Gardło” – trzecia odsłona przygód Harry’ego Hole – to książka nie tylko znana, ale i uznana. Jeszcze w 2000 roku Norweskie Stowarzyszenie Księgarzy uznało ją za „powieść roku”, cztery lata później natomiast Norweski Klub Książki poszedł krok dalej i uhonorował ją tytułem rodzimego „kryminału wszech czasów”. W takich sytuacjach zawsze jednak rodzi się pytanie, czy tak zaszczytne laury nie są mimo wszystko odrobinę przesadzone. Bo choć dzieło Nesbø wzbudza szacunek rozmachem intrygi i konstrukcją fabuły, to trudno stwierdzić, by w jakiś szczególny sposób biło na głowę dokonania innych klasyków norweskiej powieści kryminalno-sensacyjnej – Gunnara Staalesena („
Wokół śmierci”) czy Karin Fossum („
Kto się boi dzikiej bestii”, „
Za podszeptem diabła”, „
Utracona”). Na szczęście w niczym nie zmienia to faktu, że komisarz Hole, mimo swych bezdyskusyjnych wad i często irytujących cech charakteru, to postać, która potrafi przywiązać do siebie czytelnika. Jak niegdyś Philip Marlowe, którego policjant z Oslo zdaje się być dalekim skandynawskim potomkiem…
Harry Hole to samotnik po przejściach. Pije zdecydowanie zbyt dużo, co odbija się nie tylko na jego zdrowiu, ale również na jakości jego pracy. W „Czerwonym Gardle” jest jeszcze, przynajmniej w pierwszych rozdziałach powieści, sierżantem w Wydziale Zabójstw. Zimą, kilka miesięcy wcześniej, z powodu kłopotów ze wzrokiem, oblał egzamin ze strzelania i tym samym stracił prawo do noszenia broni. Przestrzeganie procedur nie jest jednak jego mocną stroną; kiedy więc wraz ze swoją partnerką Ellen Gjelten zostaje skierowany do ochrony wizytującego Oslo prezydenta Stanów Zjednoczonych, ma przy sobie służbowego Smith&Wessona, kaliber 38. I rewolweru tego używa, strzelając w plecy… agenta Secret Service. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności Amerykanin ma na sobie kamizelkę kuloodporną; poza tym, jak wykazuje wewnętrzne dochodzenie, znalazł się on w miejscu, w którym nie powinno go być, co z kolei jest niezwykle radosną wieścią dla norweskiego stróża prawa, ponieważ wyjaśnia i usprawiedliwia jego wkroczenie do akcji. Efekt całego zamieszania jest taki, że Hole zostaje awansowany ze stopnia sierżanta do komisarza i przeniesiony z Wydziału Śledczego do Policyjnych Służb Bezpieczeństwa (POT). Za tym awansem kryją się jednak bardzo prozaiczne powody. Ministerstwo Spraw Zagranicznych, obawiając się, że plotki o niedoszłym zamachu na Billa Clintona w Oslo prędzej czy później wyciekną do mediów, przygotowało się w ten sposób na rozpowszechnianie tak zwanej „wersji bohaterskiej wydarzeń”, która – zdaniem urzędników państwowych – powinna skutecznie zatuszować błędy popełnione przez obie strony zabezpieczające przejazd prezydenta z lotniska do centrum miasta.
Dla Harry’ego przeprowadzka do POT to raczej kara niż realne wyróżnienie. Posadzony za biurkiem, ma analizować spływające z całego kraju raporty, selekcjonować je i w zależności od ważności zawartych w nich informacji przekazywać dalej. Jedno z doniesień wzbudza jego szczególne zainteresowanie. W lesie w okolicy miasteczka Siljan w okręgu Telemark na południu kraju miejscowa policja znalazła łuski po amunicji od bardzo rzadkiej broni – karabinu Märklin. Co ciekawe, w Norwegii, jak się okazuje, nie ma ani jednego zarejestrowanego egzemplarza tej marki, co oznacza tyle, że musiał on zostać przemycony. Skąd? Z pomocą przychodzi komisarzowi Internet. Na stronie Interpolu Hole znajduje informację, że taki karabin miał na stanie niemiecki handlarz broni w Johannesburgu, Andreas Hochner, którego kilka dni wcześniej zamknęła południowoafrykańska policja. Znaleziony u niego w domu spis przesyłek nie pozostawiał zaś wątpliwości, że ta konkretna sztuka powędrowała do Oslo. Pytanie tylko: Na co komu w Norwegii broń, z której można by zabić słonia? Na dodatek kosztująca setki tysięcy koron. Harry dodaje dwa do dwóch i dochodzi do wniosku, że sprawa jest niezwykłej wagi, bo sprowadzony z RPA Märklin ma prawdopodobnie posłużyć do przeprowadzenia spektakularnego zamachu na jakąś wysoko postawioną osobę.
Takie podejrzenia usprawiedliwiają z kolei lot na drugą półkulę globu. Zdesperowany handlarz, któremu w Republice Południowej Afryki grozi kara śmierci, licząc na pomoc dyplomatyczną rządu norweskiego, zdradza Hole kilka szczegółów transakcji. Karabin kupił starzec, ponad siedemdziesięcioletni, który kazał nazywać siebie Uriaszem. Sam przyznał, że nie miał w ręku broni palnej od ponad półwiecza i że zna język niemiecki, ponieważ przebywał kiedyś w alzackim Sennheim. Ta ostatnia informacja naprowadza komisarza Hole na zupełnie nowy trop. W Sennheim w czasie drugiej wojny światowej, co jest faktem historycznym, szkoleni byli norwescy żołnierze, którzy idąc za przywódcą faszystowskiej partii Nasjonal Samling (Narodowa Jedność) Vidkunem Quislingiem, zdecydowali się poprzeć hitlerowców i wstąpili do oddziałów Waffen SS, by walczyć przeciwko komunizmowi. Wszystko wskazuje więc na to, że sędziwy Uriasz ma przeszłość frontową i być może nadal w duchu pozostaje neonazistą. A to z kolei jest środowisko, z którym Harry ma zadawnione porachunki. Rozpoczynając poszukiwania krewkiego staruszka, komisarz nie zdaje sobie oczywiście sprawy, dokąd zaprowadzi go to śledztwo i jaką będzie musiał ponieść cenę za odkrycie prawdy.
Konstrukcja fabuły jest niezwykle misterna. Akcja rozgrywa się bowiem nie tylko na dwóch płaszczyznach czasowych – współcześnie oraz w latach drugiej wojny światowej – ale również, wzorem Henninga Mankella, obejmuje spore połacie globu: od Norwegii po RPA (w warstwie współczesnej) oraz od oblężonego przez Niemców i sprzymierzonych z nimi Norwegów Leningradu, poprzez Wiedeń i Hamburg, aż po Oslo (w retrospekcjach wojennych). Nesbø, idąc zapewne tropem wytyczonym przez Fredericka Forsytha w nieśmiertelnym „Dniu Szakala”, prowadzi równolegle kilka wątków. Dwa najważniejsze i potraktowane najbardziej drobiazgowo dotyczą przygotowań Uriasza do zaplanowanego przez niego zamachu oraz śledztwa prowadzonego przez komisarza Hole, który za wszelką cenę pragnie ująć terrorystę, zanim ten odda ostatni strzał. Nawiązania do wydarzeń historycznych pozwalają z kolei norweskiemu pisarzowi podjąć niezwykle drażliwy społecznie temat – wojennej kolaboracji Norwegów z nazistami. Jak widać, mimo że w chwili gdy Nesbø pisał „Czerwone Gardło”, od zakończenia wojny i rozstrzelania Quislinga minęło już prawie pół wieku, trauma związana ze zbrodniczą przeszłością kraju – a przynajmniej części (i to sporej) jego obywateli – nie została jeszcze zaleczona.
O ile do struktury narracyjnej powieści trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia, o tyle rodzą się one, gdy czytelnik zaczyna zagłębiać się w portrety psychologiczne postaci. Dość powiedzieć, że w tych miejscach inspiracje Forsythe’em rozpływają się w niebycie, a na ich miejsce pojawiają się zupełnie nowe – twórczością Roberta Blocha. Problem jednak w tym, że ów specyficzny mariaż „Dnia Szakala” z „Psychozą” (czy też – jeszcze głębiej – opowiadaniem Roberta Louisa Stevensona „Doktor Jekyll i pan Hyde”) nie wypada przekonująco. Wprowadzony przez Nesbø pierwiastek irracjonalny sprawia wręcz wrażenie wciśniętego na siłę tylko po to, aby w miarę logicznie wyjaśnić wydarzenia z lat wojny, których długi cień pada jeszcze na czasy współczesne. Bez niego fabuła zaczęłaby się niebezpiecznie chwiać w posadach, z nim – jedynie trochę drażni. Odpowiedź, do czego był on Norwegowi potrzebny, nasuwa się więc sama.