W pogoni za własnym cieniem [Maj Sjöwall, Per Wahlöö „Twardziel z Saffle” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Maj Sjöwall i Per Wahlöö w swoich kryminałach nigdy nie stronili od podejmowania tematów społecznych i mniej lub bardziej zawoalowanej krytyki ustroju kapitalistycznego i będącej na jego usługach policji państwowej. W „Twardzielu z Säffle” po raz pierwszy jednak pozwolili sobie na tak jednoznaczne politycznie deklaracje. Tyle że w niczym nie zmieniło to ich podejścia do głównej postaci cyklu – sztokholmskiego komisarza Martina Becka.
W pogoni za własnym cieniem [Maj Sjöwall, Per Wahlöö „Twardziel z Saffle” - recenzja]Maj Sjöwall i Per Wahlöö w swoich kryminałach nigdy nie stronili od podejmowania tematów społecznych i mniej lub bardziej zawoalowanej krytyki ustroju kapitalistycznego i będącej na jego usługach policji państwowej. W „Twardzielu z Säffle” po raz pierwszy jednak pozwolili sobie na tak jednoznaczne politycznie deklaracje. Tyle że w niczym nie zmieniło to ich podejścia do głównej postaci cyklu – sztokholmskiego komisarza Martina Becka.
Maj Sjöwall, Per Wahlöö ‹Twardziel z Saffle›Ludzi pokroju Maj Sjöwall i Pera Wahlöö w okresie zimnej wojny potocznie nazywano „pożytecznymi idiotami”. Pod pojęciem tym kryły się osoby mieszkające na zachodzie Europy bądź w Stanach Zjednoczonych, które deklarując oficjalnie lewicowe bądź wprost prokomunistyczne sympatie polityczne, swoją działalnością – a więc również twórczością literacką – propagowały idee sowieckie wśród społeczeństw kapitalistycznych. Tym samym stawały się wygodnymi, bo dla wielu znacznie bardziej wiarygodnymi niż politycy zza żelaznej kurtyny, narzędziami zakamuflowanej propagandy lewackiej. Często nie mając nawet takiej świadomości, prowadzili oni do intelektualno-ideologicznego rozbrojenia własnego narodu w obliczu rosnącego zagrożenia ze strony „miłującego pokój” Kraju Rad. W cyklu kryminałów szwedzkiego duetu od samego początku serii dostrzec można poważne skrzywienie lewicowe; z biegiem lat stawało się ono jednak coraz jaskrawsze i mniej skrywane. O ile w „ Roseannie” (1965), „ Mężczyźnie, który rozpłynął się w powietrzu” (1966), „ Mężczyźnie na balkonie” (1967), „ Śmiejącym się policjancie” (1968) czy „ Wozie strażackim, który zniknął” (1969) krytyka skandynawskiego socjaldemokratycznego raju zdaje się wynikać jeszcze przede wszystkim z nieufności wobec aparatu państwa i troski o najuboższych i wykluczonych z dostępu do zdobyczy socjalnych, o tyle w „ Morderstwie w Savoyu” (1970) oraz kolejnym w cyklu „Twardzielu z Säffle” autorzy zajmują już jasno określone stanowisko polityczne, kreując na swoich głównych wrogów – kapitalizm i… policję. Tym większy to ewenement, że głównymi bohaterami powieści Sjöwall i Wahlöö są przecież policjanci ze sztokholmskiego głównego wydziału zabójstw. „Twardziel z Säffle” opublikowany został pierwotnie w 1971 roku jako siódma (z dziesięciu) część serii. Pierwsze polskie wydanie, w tłumaczeniu Marii Olszańskiej (pod nieco innym tytułem, w którym „twardziela” zastępował „człowiek”), ukazało się pięć lat później nakładem Wydawnictwa Poznańskiego i było drugą po „ Śmiejącym się policjancie” książką duetu dostępną w księgarniach nad Wisłą. Obecna edycja Ambera to kolejny tom przetłumaczony, znakomicie zresztą, przez Halinę Thylwe. Akcja powieści rozgrywa się w kwietniu 1971 roku. W stołecznym szpitalu Sabbatsberg na oddziale wewnętrznym leży emerytowany policjant komisarz Stig Nyman. Pochodzi z Säffle na zachodzie kraju, ma sześćdziesiąt lat i podejrzewa, że przyczyną jego dolegliwości jest nowotwór (chociaż lekarze nie zgadzają się z tą diagnozą medycznego dyletanta). W każdym razie – spodziewa się śmierci, ale nie tak szybkiej i nie tak okrutnej, jaka go ostatecznie spotyka. Pewnej nocy (z piątku na sobotę) do pokoju Nymana włamuje się przez okno mężczyzna, który następnie wojskowym bagnetem rozcina mu klatkę piersiową oraz podrzyna gardło od ucha do ucha. Tuż przed wyzionięciem ducha policjant widzi twarz napastnika i rozpoznaje go; nic jednak z tą wiedzą nie zdąży już zrobić. Pierwsi stróże prawa, patrolujący akurat okolice, pojawiają się na miejscu zdarzenia parę minut po wezwaniu przez zszokowaną pielęgniarkę, która odkrywa zwłoki; chwilę później przybywa tam również mający właśnie dyżur Einar Rönn. Rozpoznawszy ofiarę, nie waha się, mimo później pory, wezwać komisarza Martina Becka. Widok ciała od razu nasuwa myśl, że takie rany zadać mógł tylko człowiek obłąkany. Ale to by znaczyło, że śmierć była w pewnym – a może nawet w dużym – stopniu przypadkowa. Beck ma zaś co do tego poważne wątpliwości. Rozpoczęte na wielką skalę, jak zawsze w przypadku zabójstwa policjanta, dochodzenie prowadzi śledczych do niejednoznacznych wniosków. Z przesłuchań żony, syna i wieloletniego najbliższego współpracownika Nymana, Haralda Hulta, wyłania się obraz idealnego stróża prawa – surowego, ale sprawiedliwego, wymagającego, ale również gotowego do poświęceń. Nieco inne światło rzuca jednak na postać zamordowanego komisarza najbliższy przyjaciel Becka inspektor Lennart Kollberg. Zanim został policjantem, służył on przez wiele lat w wojsku, w jednostce powietrznodesantowej. Tam poznał Nymana, który w oddziałach komandosów był instruktorem walki wręcz. Zapamiętał go jako „sadystę w najwyższym stopniu”, który uczył młodych żołnierzy „brawurowej brutalności i napawania się okrucieństwem”, wielu z nich łamał psychicznie, mając bzika na punkcie dyscypliny. Tajemnicą poliszynela było, że podobne metody pracy stosuje również w policji – jest wyjątkowo chamski i bezduszny wobec osób, które mają pecha mu czymś podpaść. Sugestie Kollberga kierują więc śledztwo na zupełnie nowe tory, każąc doszukiwać się motywu w akcie prywatnej zemsty. Co zresztą pokrywa się z domysłami Becka… „Twardziel z Säffle” sprawia wrażenie powieści demaskatorskiej; głównym wrogiem policji jest w niej bowiem nie jakiś zwyrodniały przestępca, lecz jej własny cień. Nyman tylko na pozór jest ofiarą zbrodni. Sjöwall i Wahlöö tak kierują dochodzeniem, że poznając krok po kroku przeszłość zamordowanego komisarza, czytelnik musi identyfikować się nie z jego pogrążoną w bólu rodziną, ale z zabójcą, ponieważ racja moralna jest bezsprzecznie po jego stronie. Podobny zabieg autorzy zastosowali zresztą także w swojej poprzedniej książce – w „ Morderstwie w Savoyu”, w której rolę „ofiary” przypisali bezwzględnemu biznesmenowi-kapitaliście. Tym razem poszli krok dalej, atakując fundament państwa szwedzkiego, czyli służbę odpowiedzialną za zachowanie porządku i bezpieczeństwa oraz przestrzeganie praworządności. Intrygującym składnikiem „Twardziela z Säffle” są przemyślenia Sjöwall i Wahlöö na temat funkcjonowania i roli policji w społeczeństwie kapitalistycznym. Dowiadujemy się z nich na przykład, że „Policyjny fach opiera się na realizmie, rutynie, uporze i systematyczności. (…) Dobra pamięć i najzwyklejszy rozsądek są cenniejsze od najwspanialszego intelektu. W policji nie ma miejsca na intuicję”. Autorzy powołują się także na przeprowadzone w tamtym czasie (czy w rzeczywistości, czy tylko na kartach książki?) badania socjologiczne, z których wynika, że to nie zawód policjanta jest najniebezpieczniejszy, lecz „(…) w gruncie rzeczy to policja jest niebezpieczna”. Można więc chyba uznać siódmy tom serii o komisarzu Becku za powieść z tezą, na dodatek odgórnie przyjętą. Wszystko w „Twardzielu…” zostaje bowiem podporządkowane celowi nadrzędnemu – krytyce opresyjnego systemu politycznego (czytaj: kapitalizmu), którego zbrojnym (i to niemal dosłownie) ramieniem jest policja. A już na pewno tacy funkcjonariusze jak komisarz Nyman. Nie powinno nas więc dziwić, że książka ta tak szybko została przetłumaczona na język polski i wydana jeszcze w czasach PRL-u; idealnie przecież współgrała z agitacją komunistyczną, która przedstawiała ustrój kapitalistyczny jako „ostatnie stadium imperializmu”. Pomijając aspekt propagandowy, „Twardziel z Säffle” to wciąż, mimo upływu lat i całkowitej kompromitacji idei komunistycznych, świetny kryminał z rozwiniętym wątkiem społecznym, skłaniający do przemyśleń nie tylko na temat „młodzieńczej choroby lewicowości”, objawiającej się pod postacią „pożytecznego idioctwa”, ale także erozji więzi międzyludzkich. I jeszcze jedno: takiego zakończenia – opisanego z ogromnym rozmachem – nie miała żadna z wcześniejszych odsłon cyklu!
|