Sypiając z wrogiem [Camilla Läckberg „Niemiecki bękart” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Tworząc serię powieściową, na kartach której główne role odgrywają wciąż ci sami bohaterowie i te same miejsca, łatwo jest popaść w schematy i poruszać się utartymi koleinami. Syndrom ten dopadł również szwedzką autorkę kryminałów Camillę Läckberg, której fabuły, choć wciąż wielowątkowe i atrakcyjne dla czytelnika, stają się coraz bardziej przewidywalne. O czym dobitnie przekonuje lektura „Niemieckiego bękarta”.
Sypiając z wrogiem [Camilla Läckberg „Niemiecki bękart” - recenzja]Tworząc serię powieściową, na kartach której główne role odgrywają wciąż ci sami bohaterowie i te same miejsca, łatwo jest popaść w schematy i poruszać się utartymi koleinami. Syndrom ten dopadł również szwedzką autorkę kryminałów Camillę Läckberg, której fabuły, choć wciąż wielowątkowe i atrakcyjne dla czytelnika, stają się coraz bardziej przewidywalne. O czym dobitnie przekonuje lektura „Niemieckiego bękarta”.
Camilla Läckberg ‹Niemiecki bękart›Turystyczne miasteczko Fjällbacka, położone w południowo-zachodniej części Szwecji, nieopodal granicy z Norwegią, to – sądząc z cyklu powieściowego Camilli Läckberg – jedno z najniebezpieczniejszych miejsc Skandynawii. Nie ma roku, by nie doszło tam do potwornej zbrodni, która nierzadko pociąga za sobą kolejne dramatyczne wydarzenia. Na szczęście miejscowa policja z komisariatu w Tanumshede ma już doświadczenie w prowadzeniu skomplikowanych dochodzeń. I choć komendant Bertil Mellberg nie zalicza się do tytanów intelektu i pracowitości, honoru stróżów prawa dzielnie bronią komisarz Patrik Hedström i jego prawa ręka Martin Molin. Temu pierwszemu pomaga na dodatek obdarzona zmysłem śledczym Erika Falck – niegdyś partnerka życiowa, a teraz już żona – na co dzień zaś pisarka, która zasłynęła serią książek biograficznych o życiu znanych szwedzkich artystek, ostatnio parająca się jednak głównie tworzeniem reportaży detektywistycznych. Wspólnymi siłami udało im się już rozwiązać kilka zagadek kryminalnych, które Läckberg opisała w poprzednich tomach cyklu: „ Księżniczce z lodu” (2002), „ Kaznodziei” (2004), „ Kamieniarzu” (2005) oraz „ Ofierze losu” (2006). W ciągu tych kilku lat zmieniło się też co nieco w życiu prywatnym Falck i Hedströma. Erika urodziła córeczkę Maję i przez rok prowadziła życie przykładnej gospodyni domowej i matki-Szwedki, przy okazji zaniedbując trochę pracę literacką. Teraz nadchodzi jednak pora, aby zamienić się miejscami. Ona postanawia wrócić do pisania (czytaj: zasiąść za biurkiem z komputerem), on natomiast ma w tym czasie zająć się dzieckiem, biorąc czteromiesięczny urlop ojcowski. O tym, w jakich okolicznościach Erika wróciła ze Sztokholmu do rodzinnej Fjällbacki i zamieszkała – najpierw samotnie, a następnie z Patrikiem – w domu odziedziczonym po rodzicach, którzy zginęli tragicznie w wypadku samochodowym, Läckberg opowiedziała w „ Księżniczce z lodu”. W wydanym w Szwecji przed pięcioma laty „Niemieckim bękarcie” (piątej odsłonie cyklu) autorka poniekąd powróciła do tamtego wątku. Stosunki w rodzinie Falcków nigdy nie układały się najlepiej. Erika i jej młodsza siostra Anna zapamiętały swoją matkę Elsy jako kobietę bardzo chłodną i niedostępną, trzymającą na dystans zarówno męża, jak i córki. Powiedzieć, że dziewczynki doświadczyły typowo skandynawskiego „zimnego wychowu”, to zdecydowanie zbyt mało. Dlatego też po przeprowadzce do ponurej willi rodziców Falck nie miała większej ochoty, aby szperać w pozostawionych przez matkę rzeczach. Musiało minąć kilka lat, musiały zabliźnić się rany, aby znalazła w sobie odwagę i zajrzała do starego kufra na strychu. I to właśnie wydarzenie staje się zaczątkiem akcji kolejnej powieści szwedzkiej autorki. Na dnie skrzyni Erika znajduje bowiem, oprócz czterech zeszytów skrywających pamiętniki Elsy Moström z czasów, gdy była piętnastoletnim podlotkiem, także poplamiony krwią niemowlęcy kaftanik oraz – to najdziwniejsze znalezisko – zawinięty w niego hitlerowski medal. Pytania: skąd się tam wziął i z jaką historią jego obecność tam się wiąże? – pozostają na razie bez odpowiedzi. Erika nie daje jednak za wygraną. Kontaktuje się z emerytowanym nauczycielem historii Erikiem Franklem, który uchodzi za największego w okolicy specjalistę od dziejów nazizmu i kolekcjonera pamiątek związanych z III Rzeszą. Zanosi do niego medal, który okazuje się Krzyżem Żelaznym, z prośbą o wyjaśnienie jego pochodzenia. Falck nie zdaje sobie jeszcze wówczas sprawy, że tym samym wywołuje efekt domina, który zburzy pozorny spokój przynajmniej kilku rodzin zamieszkujących okolice Fjällbacki i odsłoni dramatyczne tajemnice skrywane od ponad sześćdziesięciu lat. Krótko po wizycie Eriki Frankel zostaje zamordowany, a jego ciało odkrywają przypadkowo dwaj chłopcy dopiero po kilku tygodniach. W szufladzie biurka denata Martin Molin i Gösta Flygare znajdują kilka listów od niejakiego Fransa Ringholma – niegdyś kryminalisty, teraz działacza skrajnie nacjonalistycznej, neonazistowskiej organizacji Przyjaciele Szwecji. Wynika z nich, że Erik i Frans byli przed laty dobrymi znajomymi, ale później ich drogi się rozeszły; Ringholm po starej znajomości ostrzegał go jednak przed zemstą zapalczywych prawicowców. Trop ten wydaje się bardzo obiecujący. Tym bardziej że starszy brat Erika, Axel Frankel, który w czasie wojny doświadczył piekła niemieckiego obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen, jest od lat bliskim współpracownikiem Centrum Szymona Wiesenthala i zajmuje się tropieniem na całym świecie zbrodniarzy hitlerowskich. Dowiedziawszy się o śmierci najbliższego krewnego, natychmiast wraca z Paryża, gdzie mieszka i pracuje przez sporą część roku. Jego zeznania nie przynoszą jednak, wbrew oczekiwaniom, przełomu w śledztwie. Akcja „Niemieckiego bękarta” biegnie dwutorowo i, jakby tego było mało, rozgrywa się w dwóch płaszczyznach czasowych – współcześnie oraz w latach 1943-1945. Tak naprawdę bowiem mamy do czynienia nie z jednym, ale z dwoma dochodzeniami. Pierwsze prowadzi policja w Tanumshede (czytaj: Molin, Flygare oraz nowa funkcjonariuszka, rodem z Chile, Paula Morales) w sprawie zabójstwa młodszego z braci Franklów, drugie natomiast – Falck, która stara się dociec pochodzenia matczynych „skarbów” odnalezionych w kufrze. Szybko zresztą okazuje się, że obie sprawy są ze ściśle powiązane, co jasno wynika z lektury pamiętników Elsy Moström, której przyjaciółmi w latach wojny byli i zamordowany właśnie Erik, i złowrogi Frans Ringholm. Na kartach jej wspomnień pojawiają się też inne postaci – Axel Frankel, Britta Johansson oraz tajemniczy Hans Olavsen, uciekinier z okupowanej przez hitlerowców Norwegii, który przybył do Fjällbacki na kutrze należącym do Elofa Moströma, ojca Elsy. Patrik Hedström przygląda się obu śledztwom trochę z boku; trudno mu jednak zachować dystans i skupić się jedynie na opiece nad Mają, dlatego gdy tylko nadarza się okazja, pomaga to kolegom z pracy, to znów żonie. Nieliczne i niezbyt długie rozdziały retrospektywne, które przenoszą czytelnika w zamierzchłe czasy drugiej wojny światowej, pełnią w powieści niezwykle ważne zadanie – nie tyle nawet z punktu widzenia rozwoju fabuły, co stawianych przez autorkę pytań. Läckberg kreśli w nich bowiem portret społeczeństwa szwedzkiego w obliczu hitlerowskiego zagrożenia. Królestwo Szwecji zachowało, co prawda, neutralność, ale wielu jego obywateli dalekich było od trzymania się na dystans od aktualnych wydarzeń. Także we Fjällbace. Z jednej strony obserwujemy więc bohaterską postawę Axela Frankla, który aktywnie włącza się w działalność norweskiego ruchu oporu i płaci za to bardzo wysoką cenę, z drugiej – lokalnego przedsiębiorcy Vilgota Ringholma, ojca Fransa, który dorabia się na handlu z nazistami i tylko marzy o tym, aby wojska niemieckie wkroczyły do jego ojczyzny i zrobiły porządek z Żydami. Pisarka zdaje się tym samym przekonywać czytelnika, że neutralność Szwecji była de facto pozorem, a jej obywatele żyli w ciągłym strachu przed Hitlerem i Stalinem, co bezpośrednio wpływało na ich sympatie i antypatie polityczne (i to jeszcze długo po zakończeniu wojny). Swoją drogą, żadna to nowość w skandynawskiej literaturze detektywistycznej; wcześniej już z problemem tym starali się rozprawić między innymi Norweg Jo Nesbø („ Czerwone Gardło”, 2000) oraz rodacy Camilli Läckberg – Henning Mankell („ Powrót nauczyciela tańca”, 2000) i Stieg Larsson („Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”, 2005). Czyta się „Niemieckiego bękarta” świetnie. Można wręcz stwierdzić – i to bez przesady – że nie tyle nawet czyta, co wręcz połyka. Läckberg ma bowiem, bardzo przydatną w literaturze popularnej, zdolność tworzenia potoczystej narracji. Problem w tym, że niekiedy – ba! z każdym kolejnym tomem serii w coraz większym stopniu – jej styl przywodzi na myśl klasyczne romanse spod znaku harlequina. Zwłaszcza w opisach codziennego życia na szwedzkiej prowincji. Fragmenty przedstawiające domowe zajęcia i wzajemne małżeńskie relacje Eriki i Patrika czy też rozbudowany wątek nowej miłości komisarza Mellberga ocierają się wprost o kicz. Traci zaś na tym przede wszystkim klimat powieści. Czytelnicy, którzy sięgną po „Niemieckiego bękarta” od razu po lekturze „ Kaznodziei” czy „ Kamieniarza” (najlepszych, jak do tej pory, tomów cyklu), mogą poczuć się bardzo nieswojo i przeżyć spory zawód. Tamte powieści wręcz hipnotyzowały nastrojem grozy, budziły lęk i sprawiały, że ciarki przechodziły po plecach. W kolejnych książkach, począwszy od „ Ofiary losu”, niewiele już z tego zostało. Läckberg uległa chyba po prostu pokusie zawędrowania „pod strzechy”. Na dodatek, z biegiem czasu daje się dostrzec również pewien schematyzm w kreowaniu przez pisarkę intrygi kryminalnej. Efekt tego jest taki, że coraz łatwiej przewidzieć, kto zabił. Uważnemu czytelnikowi, dobrze znającemu wcześniejsze powieści Szwedki, może się to udać już w mniej więcej jednej trzeciej dzieła. Co nie zmienia faktu, że doczyta je potem do końca z dużym zainteresowaniem…
|