Złożona w ofierze przez Agamemnona Ifigenia miała zapewnić achajskiej flocie pomyślne wiatry. Ismail Kadare w „Córce Agamemnona” stara się przekonać nas, że historia lubi się powtarzać, a mit o achajskiej księżniczce można przyłożyć do komunistycznej Albanii. Szkoda tylko, że autorowi nie starczyło pomysłu na rozbudowanie opowieści.
Ifigenia, czyli Albania
[Ismail Kadare „Córka Agamemnona” - recenzja]
Złożona w ofierze przez Agamemnona Ifigenia miała zapewnić achajskiej flocie pomyślne wiatry. Ismail Kadare w „Córce Agamemnona” stara się przekonać nas, że historia lubi się powtarzać, a mit o achajskiej księżniczce można przyłożyć do komunistycznej Albanii. Szkoda tylko, że autorowi nie starczyło pomysłu na rozbudowanie opowieści.
Ismail Kadare
‹Córka Agamemnona›
Robert Graves w „Mitach greckich” tak pisze o Ifigenii: „Kiedy flota grecka zebrała się po raz drugi w Aulidzie i przez wiele dni nie mogła wyjść z portu, ponieważ nie było wiatru, Kalchas przepowiedział, że nie wypłyną, dopóki Agamemnon nie złoży w ofierze Artemidzie najpiękniejszej swej córki”. Ów rytualny mord sprzed tysięcy lat wykorzystał w swojej książce Kadare w rzadko spotykany sposób. Grecki mit nie jest bowiem jedynie metaforą opisywanych w powieści zdarzeń, ale metaforą wyraźnie obecną w tekście. Już wyjaśniam.
Pisarze zazwyczaj poprzestają na ogólnym zestawieniu fabuły swojego dzieła z mitem – jak na przykład G.B. Shaw w „Pigmalionie” czy Sándor Márai w powieści „Sindbad powraca do domu”. Można też na przykład umieścić elementy fantastyczne w fabule, jak w „Centaurze” Johna Updike’a. Kadare wybrał jednak inne rozwiązanie – jego porównanie córki komunistycznego aparatczyka do Ifigenii (a potem całej Albanii do córki Agamemnona) jest wymyślone przez głównego bohatera i zarazem narratora tekstu. Nie jest to więc jedynie podsuwana czytelnikowi możliwa interpretacja dzieła, tylko fragment wypowiedzi i zarazem analiza rzeczywistości. Co nie pozostaje bez znaczenia dla lektury „Córki”.
Bohater „Córki” stara się bowiem w ten sposób zrozumieć miejsce, w którym się znalazł. Przy czym, nie chodzi tylko o pochód, na który się wybiera (ma zasiadać na honorowej trybunie), ani o relację z dziewczyną, będącą bezpośrednim powodem do snucia rozważań o córce wodza Achajów. Narrator książki Kadarego, szukając kolejnych metafor – z mitologii greckiej, ale także albańskiej – próbuje pojąć swoje miejsce w państwie u schyłku despotycznych rządów Envera Hodży. Dlatego wieszczka Kalchasa określa mianem podwójnego agenta, swojego kolegę z pracy stara się zaś opisać, sięgając po albańskie baśnie o Łysogłowym.
Niestety, czytelnik spodziewający się powieści o komunistycznej Albanii, może doznać pewnego zawodu. W książce mamy przede wszystkim do czynienia z ogólnymi rozważaniami na temat reżymu, niewiele zaś na temat jego lokalnej odmiany. Jest to chyba największa wada powieści. O samej Albanii jest niewiele. Kilka zdań na temat ówczesnej polityki („całe szczęście, że nasz kraj nie ma kół, bo inaczej, kto wie, gdzie bylibyśmy teraz, zapewne gdzieś między pustynią Gobi a Tybetem”), trochę o legendach ludowych, mało o ludziach. To znaczy, nie zrozummy się źle, Kadare pisze w zasadzie tylko o ludziach, ale jego wypowiedź jest na tyle uniwersalna, że zamiast Albańczyków można by podstawić dowolny naród z ówczesnych demoludów.
W przedmowie do „Córki” czytamy, że autor – przy pomocy przyjaciół – wywoził kawałkami swoją powieść do Francji, a bojąc się władz, pozmieniał szczegóły powieści, w tym nazwiska bohaterów. Potem oczywiście wprowadzono poprawki, wydaje się jednak, że coś z tego procesu pozostało. Mimo niewątpliwych walorów, powieść albańskiego pisarza jest nazbyt ogólna, by naprawdę zaistnieć pośród podobnych dzieł na temat komunizmu. Owszem, na poklask zasługuje przedstawienie mentalności ludzi, którzy sami będąc upodleni, niszczyli zarazem innych („gdy już sam się poniżyłeś, łatwiej było kalać wszystkich wokół”). Kadare mistrzowsko pokazuje też, jak niewyraźna i mętna jest granica między próbami ułożenia sobie życia w trudnych czasach a uleganiem władzy.
Ostatecznie jednak „Córka” jest dziełem – mimo poruszanej tematyki – letnim. A także, choć tutaj byłbym ostrożny w wydawaniu sądu, nierównym. Z pewnością, nie jest to książka o miłości, co sugeruje nam wydawca w tzw. blurbie. Wątek z ukochaną bohatera stanowi jedynie punkt wyjścia do próby szerszego spojrzenia na komunistyczną Albanię. Właśnie tylko próby, zarówno bowiem rozmiary książki, jak i pobieżne przedstawienie fabuły nie pozwalają autorowi na rozwinięcie tematu. A szkoda, Kadare jest nie tylko – jak głosi notka biograficzna – najwybitniejszym albańskim pisarzem, ale jednym z nielicznych pisarzy albańskich, z jakimi ma kontakt polski czytelnik.
