Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Arnaldur Indriðason
‹Głos›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGłos
Tytuł oryginalnyRöddin
Data wydania10 sierpnia 2011
Autor
PrzekładJacek Godek
Wydawca W.A.B.
CyklErlendur Sveinsson
ISBN978-83-7747-527-0
Format344s. 123×195mm
Cena36,90
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Merry Christmas in Hell!
[Arnaldur Indriðason „Głos” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Trzecia w wydana w Polsce, a piąta w ogóle część cyklu kryminałów Arnaldura Indriđasona z komisarzem Erlendurem Sveinssonem nie zawodzi. „Głos” jest bowiem tak samo mroczny i niepokojący, jak wydane wcześniej „W bagnie” i „Grobowa cisza”. Tym razem policjant z Reykjaviku musi wyjaśnić zagadkę śmierci hotelowego portiera, który kilkadziesiąt lat wcześniej był rokującym wielkie nadzieje nastoletnim chórzystą.

Sebastian Chosiński

Merry Christmas in Hell!
[Arnaldur Indriðason „Głos” - recenzja]

Trzecia w wydana w Polsce, a piąta w ogóle część cyklu kryminałów Arnaldura Indriđasona z komisarzem Erlendurem Sveinssonem nie zawodzi. „Głos” jest bowiem tak samo mroczny i niepokojący, jak wydane wcześniej „W bagnie” i „Grobowa cisza”. Tym razem policjant z Reykjaviku musi wyjaśnić zagadkę śmierci hotelowego portiera, który kilkadziesiąt lat wcześniej był rokującym wielkie nadzieje nastoletnim chórzystą.

Arnaldur Indriðason
‹Głos›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułGłos
Tytuł oryginalnyRöddin
Data wydania10 sierpnia 2011
Autor
PrzekładJacek Godek
Wydawca W.A.B.
CyklErlendur Sveinsson
ISBN978-83-7747-527-0
Format344s. 123×195mm
Cena36,90
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Arnaldur Indriđason (rocznik 1961) to już w Islandii pisarz-instytucja. Nie bez powodu w ojczyźnie stawiany jest w jednym rzędzie z Henningiem Mankellem, choć do szwedzkiego mistrza kryminałów jeszcze mu trochę brakuje. Przede wszystkim dlatego, że w porównaniu z twórcą postaci komisarza Kurta Wallandera jego bibliografia wciąż wygląda dość ubogo. Ale poza tym znacznie więcej obu panów łączy, niż dzieli. Niebezpodstawne będzie też chyba stwierdzenie, że islandzki komisarz Erlendur Sveinsson od samego początku wzorowany był na swoim koledze po fachu z nadbałtyckiego Ystad. Wystarczy przyjrzeć się ich życiu osobistemu. Zarówno Sveinsson, jak i Wallander to rozwodnicy, którzy nie potrafią ułożyć sobie stosunków nie tylko z byłymi żonami, ale również z dorosłymi córkami (syn Erlendura, Sindri Snaer, jest postacią trzecioplanową i nie ma żadnego wpływu na fabułę powieści), które na pewnym etapie swego życia zeszły na zdecydowanie niewłaściwą drogę. Żyją więc samotnie, a każda próba stworzenia nowego związku kończy się niepowodzeniem. Dlatego też bez reszty poświęcają się pracy, rezygnując całkowicie z czasu wolnego, co akurat nie jest najlepszą wiadomością dla wszelkiej maści przestępców, a zbrodniarzy w szczególności. Nawet jeśli zajrzymy w głęboką przeszłość bohaterów, odnajdziemy pewne wspólne elementy. Kurt nigdy nie potrafił porozumieć się ze swoim apodyktycznym ojcem, ekscentrycznym malarzem, który nie zaakceptował jego wyboru drogi życiowej; problemy Sveinssona z rodzicielem miały inne, znacznie bardziej dramatyczne podłoże. Indriđason wspominał już o nich zdawkowo w poprzednich wydanych w naszym kraju książkach, czyli „W bagnie” (2000) oraz „Grobowej ciszy” (2001); tym razem jednak wątek ten znacznie rozwinął, czyniąc jednym z podstawowych kół napędowych akcji.
Zbliża się Boże Narodzenie. Współpracownicy Erlendura z wydziału zabójstw, Sigurdur Oli oraz Elinborg, żyją już myślą o przygotowaniach do nadchodzących świąt. Dla Sveinssona myśl o nich jest jednak przekleństwem. Jego córka Eva Lind, prostytuująca się narkomanka, nie tak dawno w wyniku poronienia spowodowanego nałogiem straciła dziecko. Synowi, alkoholikowi, nie pomagają kolejne pobyty na odwykach. Z żoną Halldorą nie rozmawiał od ponad dwudziestu lat; od córki wie jedynie, że kobieta wciąż oskarża go o wszystkie swoje niepowodzenia życiowe. Kiedy więc do komisarza dociera wiadomość o morderstwie popełnionym w jednym z największych hoteli w stolicy Islandii, traktuje ją jak wybawienie. Trupa znalazła w piwnicznym pomieszczeniu młoda pokojówka Ősp. Mężczyzna, przebrany w strój Świętego Mikołaja, siedział na krześle ze spodniami opuszczonymi do kostek, a na zwisającym członku założoną miał prezerwatywę. Zmarł od ciosów nożem, jeden z nich trafił go bezpośrednio w okolice serca. Denatem okazuje się hotelowy portier, niespełna pięćdziesięcioletni Gudlaugur Egilsson. Mieszkał w tej norze od prawie dwudziestu lat. Był samotnikiem, którego nikt nie odwiedzał, nie miał też – tak przynajmniej zeznają pracownicy hotelu – żadnej rodziny. W pokoju nie znaleziono narzędzia zbrodni; był on zresztą bardzo skromnie umeblowany – poza łóżkiem, stolikiem, krzesłem i niewielką szafką nic więcej by się w nim właściwie nie zmieściło. Erlendura zaskakuje wiszący na ścianie plakat, który przedstawia nieznaną mu Shirley Temple (w ujęciu z filmu „Mała księżniczka”). Poza tym Gudlaugur ma przy sobie breloczek z dwoma kluczami – jednym większym (do domu), drugim mniejszym (do jakiejś skrytki) – oraz kartkę z adnotacją: „Henry 18.30”. Później jeszcze komisarz znajduje w szafce dwie płyty gramofonowe, single wydane w połowie lat 60. ubiegłego wieku.
Komisarzowi bardzo szybko udaje się ustalić, że „Henry” to jeden z gości hotelu – Brytyjczyk Henry Wapshott, który przyleciał do Reykjaviku specjalnie po to, aby spotkać się z Egilssonem i ubić z nim interes. Od niego też dowiaduje się, kim Gudlaugur był w zamierzchłej przeszłości. A był nie byle kim – jednym z najbardziej znanych młodych chórzystów i solistów w Islandii, z wielkimi szansami na zrobienie światowej kariery. Niestety, nic z tego nie wyszło, a po wspaniałym, choć krótkotrwałym artystycznym wzlocie nastolatka pozostały jedynie dwie płytki nagrane z towarzyszeniem chóru z Hafnafjordur, gdzie wtedy chłopiec mieszkał. Dzisiaj stanowią one niezwykły wręcz rarytas dla kolekcjonerów – takich chociażby jak Wapshott. Erlendur zaczyna się zastanawiać, czy aż tak wielki, że można zabić z chęci wejścia w ich posiadanie. Odpowiedzi na to pytanie mogą udzielić komisarzowi jedynie specjaliści, ewentualnie rodzina, którą – jak się okazuje – zamordowany portier jednak miał. Już pierwsze spotkanie z najbliższymi Gudlaugura, siostrą i poruszającym się na wózku inwalidzkim sparaliżowanym ojcem, pozostawia w umyśle Sveinssona jak najgorsze wrażenie. Erlendur nie ma bowiem wątpliwości, że starzec szczerze nienawidził swego syna. Dlaczego? Na rozwiązanie tej zagadki, jak i wielu innych, które sukcesywnie będą się pojawiać na kartach powieści, przyjdzie czytelnikom poczekać jednak aż do ostatniego rozdziału, którego akcja rozgrywa się – inaczej zresztą być nie mogło – w Wigilię Bożego Narodzenia.
Indriđason namnożył wątków, ale trzeba mu sprawiedliwie oddać, że znakomicie nad wszystkimi zapanował. Nawet te, które nie są bezpośrednio związane z prowadzonym przez komisarza śledztwem (jak chociażby jego traumatyczne wspomnienia z wczesnej młodości, kiedy to wraz z młodszym bratem zagubił się w śnieżnej zamieci, czy też rozważania Elinborg na temat kierowanego przez nią dochodzenia w sprawie maltretowania nastolatka przez ojca, wpływowego biznesmena), służą tak naprawdę odmalowaniu tego samego ponurego obrazu – rozpadających się więzi rodzinnych, niemożności porozumienia pomiędzy dziećmi a rodzicami, wynikających przede wszystkim ze zbyt wygórowanych oczekiwań, jakie obie strony mają wobec siebie. Takich toksycznych par rodzinnych autor przedstawił w „Głosie” kilka – vide Erlendur i jego ojciec, Erlendur i Eva Lind (w domyśle także Sindri Snaer), Gudlaugur i stary Egilsson, biznesmen i jego syn – ale też zadbał o to, aby wyłaniający się z mroku portret nie przybrał jedynie czarno-białego wyrazu. Życie jest przecież znacznie bardziej skomplikowane niż wyobraźnia najlepszego nawet pisarza, a pisarz z Reykjaviku doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
Dla Islandczyków lektura powieści Indriđasona musi(ała) być przykrym doświadczeniem. Prowadząc śledztwo, Sveinsson zmuszony jest bowiem zstąpić na samo dno Piekła, gdzie królują zepsucie i zdrada, nienawiść i chciwość, nietolerancja i zawiść. A wszystko to przedstawione zostało na tle przygotowań do najbardziej rodzinnych świąt, jakie można sobie wyobrazić w kraju chrześcijańskim. Owszem, może ktoś stwierdzić, że wyeksponowanie takiego właśnie kontrastu to w pewnym sensie pójście na łatwiznę, ale – z drugiej strony – autorowi trudno byłoby chyba znaleźć lepszy sposób na podkreślenie rozterek głównego bohatera (czyli Erlendura), który tak bardzo boi się samotności w domu, że korzystając z okazji, wynajmuje pokój w hotelu, aby być bliżej miejsca zbrodni. Choć wszyscy – i Sigurdur Oli, i Elinborg, nawet Eva Lind – doskonale zdają sobie sprawę, że to jedynie ucieczka przed wspomnieniami, próba upchnięcia szkieletu w szafie. Indriđason nie byłby jednak sobą, gdyby nie starał się nieco rozświetlić mroku spowijającego komisarza Sveinssona. Uczynił to, stawiając na jego drodze laborantkę Valgerdur. Ale czy z tej znajomości wyniknie coś pozytywnego… Kurtowi Wallanderowi – temu serialowemu, nie powieściowemu – podobny związek przyniósł jedynie rozczarowanie.
koniec
5 września 2011

Komentarze

27 IX 2011   22:56:59

Jakiś czas temu dotyczytałam sobie w wiki o islandzkich imionach i nazwiskach. Otóż okazuje się, że ze względu na małą liczebność Islandczycy mają przede wszystkim imiona, a obok doczepiony jest tylko patronimik.
Bohater książki to zatem zdecydowanie Erlendur, a autor Arnaldur i tak należałoby o nich pisać.

28 IX 2011   00:37:27

Ale to patrimonium jest tam nie od parady. Znajoma mojej żony zajmuje się tematyką islandzką i zna np. trzech Arnich. Przy ograniczeniu się do imion powstaje problem, jak ich odróżnić (nie dla mojej żony, ona ciągle mówi o ludziach za pomocą imion, po czym dziwi się, dlaczego nie kumam, o którą spośród siedmiu Agnieszek chodzi) ;-)

28 IX 2011   11:54:29

Zatem potwierdza to moje przypuszczenia. Ostatnio bowiem dostrzegłam opis nowej płyty Bjork, skojarzyłam sobie z nazwiskami autorów/autorek kryminałów z recenzji Sebastiana i zauważyłam, że u kobiet "nazwiska" kończą się na "dottir" a mężczyzn na "son" co nasunęło mi podejrzenie, że to nie są nazwiska jako takie. Ciekawe. Pojechałabym sobie na Islandię... może kiedyś...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

PRL w kryminale: Biały Kapitan ze Śródmieścia
Sebastian Chosiński

19 IV 2024

Oficer MO Szczęsny, co sugeruje już zresztą samo nazwisko, to prawdziwe dziecko szczęścia. Po śledztwie opisanym w swej debiutanckiej „powieści milicyjnej” Anna Kłodzińska postanowiła uhonorować go awansem na kapitana i przenosinami do Komendy Miejskiej. Tym samym powinien się też zmienić format prowadzonych przez niego spraw. I rzeczywiście! W „Złotej bransolecie” na jego drodze staje wyjątkowo podstępny bandyta.

więcej »

Mała Esensja: Trudne początki naszej państwowości
Marcin Mroziuk

18 IV 2024

W dziesięciu opowiadań tworzących „Piastowskie orły” autorzy nie tylko przybliżają kluczowe momenty z panowania pierwszej polskiej dynastii władców, lecz również ukazują realia codziennego życia w tamtej epoce. Co ważne, czynią to w atrakcyjny dla młodych czytelników sposób.

więcej »

Superwizja
Joanna Kapica-Curzytek

15 IV 2024

Zamieszkały w Berlinie brytyjski reportażysta podróżuje po niemieckim wybrzeżu. Jego znakomite „Duchy Bałtyku” są zapisem odkrywania, skrawek po skrawku, esencji niemieckiej duszy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Kilka źródeł nienawiści
— Sebastian Chosiński

„Pożyteczni idioci” z Islandii
— Sebastian Chosiński

Esensja czyta: Wrzesień 2011
— Jędrzej Burszta, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Każda zbrodnia musi znaleźć rozwiązanie
— Sebastian Chosiński

Skandynawskich autorów chów wsobny
— Jakub Gałka

Esensja czyta: Lato 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Gdy budzą się upiory przeszłości…
— Sebastian Chosiński

Tegoż autora

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński

Duńczyk, który gra po amerykańsku
— Sebastian Chosiński

Awangardowa siła kobiet
— Sebastian Chosiński

Czekając na…
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.