Drugi tom cyklu „Powrót do domu” Orsona Scotta Carda to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń z części pierwszej. Synowie Wetchika Volemaka powracają do Basiliki w celu przekonania żeńskiej linii rodziny do towarzyszenia im w wyprawie powrotnej na Ziemię. „Wezwanie Ziemi” skupia się zatem w gruncie rzeczy na przeróżnych wątkach matrymonialnych, spiskach i knowaniach przyszłych żon i mężów.
Żony i mężowie
[Orson Scott Card „Wezwanie Ziemi” - recenzja]
Drugi tom cyklu „Powrót do domu” Orsona Scotta Carda to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń z części pierwszej. Synowie Wetchika Volemaka powracają do Basiliki w celu przekonania żeńskiej linii rodziny do towarzyszenia im w wyprawie powrotnej na Ziemię. „Wezwanie Ziemi” skupia się zatem w gruncie rzeczy na przeróżnych wątkach matrymonialnych, spiskach i knowaniach przyszłych żon i mężów.
Orson Scott Card
‹Wezwanie Ziemi›
O ile poprzedni tom, „Pamięć Ziemi”, stanowił jeszcze dosyć wierne przedstawienie wydarzeń mających miejsce w początkowych rozdziałach Pierwszej Księgi Nefiego, o tyle część druga, chociaż nadal kontynuuje narrację o rodzie Lehiego, przypomina raczej rozbudowane dopowiedzenie do tego, co opisane zostało w świętej księdze mormonów. Card pozwolił sobie popuścić nieco wodze wyobraźni, pogłębiając historie i osobowości bohaterów, a przy tym w większym przybliżeniu wnikając w strukturę społeczną miasta Basilika („Jerozolimy” będącej społecznością matrylinearną) i wreszcie, ukazując usilne starania grupy protagonistów o wypełnienie wizji przekazanych przez orbitującą po atmosferze Nadduszę. Zgodnie z przepowiednią, ród Wetchika poprowadzić ma wyprawę powrotną na Ziemię, rodzinną planetę opuszczoną przez ludzkość przed ponad czterdziestoma milionami lat – tom poprzedni zakończył się w momencie, w którym czterej synowie Volemaka zbiegli na pustynię ze splamionym krwią zamordowanego Gaballufixa Indeksem, świętym artefaktem ułatwiającym kontaktowanie się z Nadduszą. Kontekst mormoński utwierdza szkielet fabuły w dość powtarzalnej, odgórnie ograniczonej konstrukcji. Przebieg akcji zarysowuje się następująco: co rusz któryś z bohaterów śni proroczy sen, zesłany przez boski super-komputer, następnie przedyskutowuje go z pozostałymi członkami rodziny, by następnie wprowadzić w życie. Dla przykładu, najstarszemu synowi Elemakowi ukazuje się wizja, w której wszyscy jego bracia wstępują w związki małżeńskie. Zainspirowani (i spragnieni kobiet) tym bohaterowie postanawiają powrócić do Basiliki i przekonać kandydatki do zawarcia przyspieszonego ślubu. Równocześnie na scenie pojawia się antagonista (typowy w twórczości Carda): generał Vozmuzhalnoy Vozmozhno, bezwzględny dowódca armii imperatora, inteligentny strateg, który – ignorując zsyłane mu ostrzegawcze sny – postanawia zdobyć bezbronne miasto kobiet. Podstępem zyskuje zaufanie mieszkańców Basiliki i rozpoczyna swoje dyktatorskie rządy, przez co utrudnia grupie młodego Nafaia pozyskanie małżonek.
„Wezwanie Ziemi” to powieść o dworskich intrygach, przy czym w tym wypadku „dworem” jest posiadłość lady Rasy, wpływowej żony Wetchika. Każdy rozdział wprowadza dalsze komplikacje, na arenę wkraczają nowi spiskowcy, pojawiają się zdrajcy i odkupieńcy, nikomu nie można zaufać; w charakterystycznym dla siebie stylu Card ukazuje wszystkie wydarzenia poprzez usta swoich bohaterów. Pozornie nic się nie dzieje – wszyscy po prostu rozmawiają. Amerykański pisarz do perfekcji opanował sztukę konstruowania wielostronicowych scen dialogowych, opartych na kilku właściwościach. Po pierwsze, narracja jest całkowicie przezroczysta – wiadomo, co myśli dowolna z postaci, bo każda prawie wypowiedź na bieżąco komentowana jest w myślach. Bohaterowie prowadzą słowną szermierkę, a czytelnik nie musi się wysilać, próbując dopowiedzieć kontekst, wszystko podane jest bowiem na tacy: jeśli ktoś zastosuje jakiś sprytny manewr retoryczny, perfidnie skłamie albo powie coś dwuznacznego – na wszelki wypadek wytłumaczy się z tego we własnych myślach. Po drugie, dialogi służą przede wszystkim charakteryzowaniu mówiących. Wszystko, czego się dowiadujemy o bohaterach powieści, pochodzi ze scen rozmów (uzupełnionych naturalnie o osobiste przemyślenia), prowadzonych przez pisarza w ten sposób, że niejako odgórnie narzuca on obowiązującą interpretację danej postaci. Jako czytelnicy nie mamy wątpliwości, że Elemak jest podłą i płytką kreaturą – nie dość, że każde wypowiedziane przez niego zdanie jest złośliwą szpilą wbitą w poczciwego Nafaia, to w dodatku zdradzają go własne myśli, parszywe, okrutne i niesprawiedliwe. A po trzecie, zabieg ten (dialogiczność powieści) sprawia, że książkę czyta się błyskawicznie, jednym tchem, siłą rzeczy dając się wciągnąć w niekończące się intrygi. Co gorsze, najpieczołowiciej budowany wątek może zostać niespodziewanie rozwiązany za sprawą nagle objawionej umiejętności którejś z postaci, w dodatku momentalnie uprawomocnionej przez pozostałych na zasadzie „no tak, Naddusza musiał pokierować jej czynami”. Bywa to nad wyraz irytujące, gdyż ma się wrażenie, że autor dowolnie modyfikuje opisywaną rzeczywistość, wprowadzając nowe elementy po to tylko, by przysłużyły się popchnięciu akcji naprzód. Muszę jednak przyznać się bez bicia, że mimo sceptycyzmu i poczucia zmęczenia powtarzalnością fabularną, każdą powieść Carda pochłaniam w tempie ekspresowym – i zapewne do tego faktu przykłada się gros czynników, składających się w sumie na to, że pisze on zazwyczaj (z chlubnymi wyjątkami pozycji ambitniejszych) naprawdę przyjemne, łatwostrawne czytadła, tyleż ciekawe co bzdurne i niekonsekwentne.
Nie oznacza to niestety, że „Wezwanie Ziemi” jest lekturą satysfakcjonującą. Perypetie bohaterów zdają się czerpać inspirację z estetyki telewizyjnych telenowel; przeciągające się przez całą książkę wątki zamążpójść i ożenków po niedługim czasie zaczynają nużyć, tym bardziej, że zgodnie z kontekstem duchowym – wpisaniem całej opowieści w ramy tekstu natchnionego – wszystko sprowadza się do działań Nadduszy. Z nawiedzających postaci snów od początku wiadomo, kto weźmie ślub z kim, a jedyna przeszkoda w dopełnieniu małżeńskich przysiąg, czyli knujący spiski generał Vozmozhno, nie stanowi w istocie zagrożenia na tyle poważnego, by móc zamieszać. Wydarzenia następują po sobie w przewidywalnej kolejności: dopełniają się proroctwa, zawiązują sojusze, a wszelkie potencjalne konflikty rozwiązuje zawsze manifestacja Nadduszy – czy to wpływając na myśli postaci na podobieństwo cenzora, albo działając bezpośrednio poprzez wybrane jednostki, jak puste wazy wypełnione duchową cząstką, przyjmujące rolę boskiego posłańca. Card nie potrafi urozmaicić historii żadnym niesamowitym twistem fabularnym, krępuje go bowiem konwencja – „Wezwanie Ziemi” to przecież opowieść o sile wierzeń i potędze Boga. Wszystko musi się powieść; czeka nas przecież ciąg dalszy.